Knut, widząc stojącego nad sobą Magistra, u którego nogi warował pies o spienionej pianą mordzie i przemawiającego w sumie całkiem mądrze Maximiliana, szybko podjął decyzję.
- Trzecia opcja, tak - jęknął masując się po barku, jego oczy błądziły po otaczających go mężczyznach. - Z pewnością najbardziej odpowiadająca mojej skromnej osobie...
Krzyki dochodzące z wychodka natychmiast ustały, ale na ich miejsce pojawiły się inne odgłosy. Z winiarni w końcu wyszedł Bretończyk, w wamsie upstrzonym kroplami gulaszu. Przez otwarte drzwi słychać było narastający wewnątrz tumult. Pierwsi na zewnątrz wypadli kompani obitego murarza, teraz uzbrojeni w krótkie kordy i noże. Zaraz za nimi pojawił się roztrzęsiony oberżysta Udo Kurstich, chyba tylko po to, żeby zorientować się w sytuacji. A za nim z trzewi budynku wyłonił się tłum ciekawskich bywalców winiarni. Zapowiadało się na zabawę, więc czemu by nie popatrzyć. Wśród tych ostatnich znajdował się Marius. |