Marius nie chciał być tym, który jako pierwszy wymierzy cios - co by ludzie powiedzieli - ale przygotowany był na to, by w krytycznym momencie, jak który z roboli zaatakuje szlachcica, w łeb go zdzielić z zaskoczenia i od tyłu tak, by zmysłów pozbawić, ale nie zabić. Nie uśmiechała mu się walka za darmo, ale wspólnika w interesach trzeba było chronić. Zamierzał użyć głowni rękojeści sztyletu jak obucha, tak jak tatko go uczyli. |