Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2016, 00:56   #113
Sapientis
 
Sapientis's Avatar
 
Reputacja: 1 Sapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnie
Mocne, dębowe drzwi gospody “Bury Kocur” uchyliły się do połowy, z cichym skrzypnięciem. Po chwili do środka weszła młoda kobieta, odziana w ciemny płaszcz podróżny. Zsunęła z głowy kaptur i odetchnęła z ulgą, gdyż uniknęła pierwszych kropli deszczu, które właśnie zaczęły uderzać, w zabudowania Szuwarów.
Zaraz za nią, po podłodze wjechał brudny, od pyłu drogi, kuferek oraz ogłuszający trzask grzmotu.
Błyskawica rozjaśniła półmrok pomieszczenia, ukazując obszerną salę z kilkoma drewnianymi stołami i krzesłami. Z lewej strony pomieszczenia, okrągłe palenisko już kusiło ciepłym żarem płonących polan. Gdzieś z wnętrza gospody dochodziły głosy, ale nikogo poza właścicielem stojącym za ladą i czyszczącym kufle, widać nie było.

Na widok nowego przybysza karczmarz uśmiechnął się promiennie, choć było widać, że był lekko zmęczony.
- Witamy w Burym Kocurze! - powiedział. - Najlepszej gospodzie w tej części Bourmont! - Z tymi słowami na ustach odłożył kufel i szmatę, i ruszył w kierunku gościa - Proszę się nie kłopotać, z bagażem. Pomogę. Miejsce przy palenisku? Coś ciepłego do picia? Pogoda zaprawdę nie zachwyca!
Eldritch miał cichą nadzieję, że jego przedstawienie się udaje. W końcu gość w dom, to grosz w dom… a zadowolony gość to więcej grosza.

Sophie położyła wolną rękę na talii, dla uspokojenia oddechu. W milczeniu skłoniła głowę, na znak powitania.
- Bonsoir (fr. dobry wieczór). - powiedziała po chwili, gdy mężczyzna zmierzał w jej stronę. - Och, pogoda zdecydowanie nas dziś nie rozpieszcza. - potaknęła, po paru głębokich oddechach.
W gospodzie ładnie pachniało wędzonym mięsem i świerkowym drewnem.

Wysiliła zmęczoną twarz na lekki, przyjazny uśmiech i z wdzięcznością oddała mężczyźnie kuferek.
- Mam nadzieję, że znajdzie się jakiś wolny pokój? - dodała z nadzieją w głosie, patrząc pytająco, na młodego oberżystę.
- Oczywiście. - odpowiedział z uśmiechem karczmarz. - Nim jednak do tego przejdziemy porozmawiajmy.
- Z miłą chęcią. - odparła. - Si je peux? (fr. jeśli można?). - wskazała dyskretnie, na zachęcająco wyglądające krzesło, stojące przy palenisku. Leżał na nim gruby koc w kratę, choć kolory były już lekko wypłowiałe.
- Ależ proszę. - odpowiedział z uśmiechem mężczyzna podnosząc kuferek i odprowadzając ją do krzesła.
- Cały dzień jestem w drodze. - wytłumaczyła swoje zmęczenie. Już uciekała myślami do ciepłego łóżka.
- Musi być pani zmęczona i spragniona. Z daleka pani przybywa? Coś do picia by oczyścić gardło z pyłu podróży?
- Dziękuję bardzo, przed chwilą wypiłam herbatę. - odpowiedziała siadając przy kamiennym palenisku i lekko kręcąc głową.

Koc był przyjemnie miękki. Świerkowe kłody potrzaskiwały cicho, gdy leniwie sunęły po nich jasne płomyki. W dach bębniły grube krople deszczu, a błyskawice uderzały gdzieś w okolicy. Burza była nad Szuwarami.
“Dobre miejsce, na taką pogodę” - pomyślała z ulgą dziewczyna i potarła zziębniętymi na wietrze dłońmi. W swojej eleganckiej, skórzanej torbie miała rękawiczki, ale nie założyła ich, wychodząc ze świątyni.

- Przybywam z północy. - powiedziała dość tajemniczo, rzucając mężczyźnie zagadkowe spojrzenie. Nie sądziła, by jej pochodzenie naprawdę interesowało oberżystę. Zapewne zapytał pro forma. - Choć dziś akurat, przyszłam ze wschodu, od strony Chlupocic. - sprecyzowała, by nie poczytał jej odpowiedzi, za próbę zbycia rozmowy. Szczególnie, że miała parę pytań i potrzebowała odpowiedzi.
- Słyszałam, - zagadnęła, prostując się na oparciu krzesła i składając ręce na podołku ciemnofioletowej sukni. - Że jak na takie małe miasteczko, sporo się tu ostatnio dzieje….
- Parę zaginięć, parę śmierci, trochę wystraszonej gawiedzi wyjeżdżającej z miasteczka… - powiedział Eldritch po czym westchnął ciężko, wzruszając ramionami. - To zły czas na interesy i wszyscy cienko przędziemy. Pani przejazdem czy na dłużej? Przyznam, że przydałaby się nowa krew. Szuwary tego potrzebują.
- Mam tu parę spraw do załatwienia, ale później zapewne będę musiała wyjechać. - powiedziała smutno, choć mógł być to jedynie skutek zmęczenie. - Kto wie? Może przy okazji parę zagadek tego miejsca, również odsłoni przede mną karty... - dodała po chwili milczenia, a jej oblicze przebiegł trudny do określenia grymas. - Wiadomo co się tym ludziom stało? Coś ich łączyło? - spojrzała na niego z nową porcją energii, a w jej ciemnych oczach zatańczyły płomyki ognia z paleniska.

Eldritch pokiwał lekko głową. Okropnie dużo pytań, jak na tak młodą osobę.
- Nieszczęśliwie. Przybyłem w dzień zaginięcia, nie miałem szansy ich poznać.
- Nieszczęśliwie… - powtórzyła Sophie powoli.
Gospodarz zrobił przerwę na chwilę namysłu i bacznie przyglądał się kobiecie.
- Jeśli mogę zapytać, jaka jest pani specjalizacja w życiu?
Twarz dziewczyny stężała, a płomyki w ciemnych oczach zgasły bezpowrotnie.
- Pan coś insynuuje? - obruszyła się.
Pytanie poprzedzone takim spojrzeniem, choć niezamierzenie, mogło zabrzmieć niejednoznacznie.
Brandy przestrzegała ją przed podobnymi sytuacjami.

- Po prostu jestem ciekawy. - odparł beztrosko mężczyzna - Poza tym, skoro planuje pani zostać tutaj trochę, do czasu załatwienia swoich spraw, to zapewne wiedza o pani talentach może być przydatna, przy zapewnieniu źródła zarobku i zakwaterowania. Pani wybaczy, ale wątpię, by miała pani dość środków na więcej niż dwa noclegi. Ale co ja mogę wiedzieć? To miejsce, ta gospoda, jest idealnym miejscem. Wiedząc kim pani jest, mogę szepnąć słowo odpowiednim osobom i zapewnić pani jakieś źródło dochodów… to jest, jeśli wpasuje się pani w niszę i ma odpowiednie zdolności.
- Cóż, skoro tak drogie ma pan pokoje, to wezmę najtańszy. - powiedziała wstając. - Proszę mi wybaczyć, ale muszę być jutro wypoczęta, żeby móc zarobić na utrzymanie. - Po czym wygładziła fałd sukni i złapała za rączkę kuferka.

Mężczyzna pokiwał głową w zrozumieniu i niezrozumieniu jednocześnie, ale nie jemu było oceniać.
- Rozumiem. Choć ceny mamy podobne do innych przybytków. Skoro chce pani na własną rękę pozyskać środki do życia pozostaje mi to zaakceptować. Jednak jeśli zmieni pani zdanie, zawsze znajdzie mnie pani tutaj. - powiedział po czym wskazał ręką na drzwi po prawej od wejścia.
- Pierwszy pokój z prawej. Numer cztery. Pomóc z bagażem?
- Nie, dziękuję. - odparła chłodno i odeszła w stronę wskazanego pokoju.
Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie. Może nie był wybitnym znawcą natury ludzkiej, ale ta dziewczyna wyraźnie miała jakieś problemy…
- Spokojnej nocy. - rzucił w jej stronę i chwycił za miotłę.
Pora by doprowadzić to miejsce do porządku, po raz kolejny przed dniem jutrzejszym.




Z trudem przekręciła klucz w pewnie nigdy nieoliwionym zamku, gdy tylko znalazła się za prostymi drzwiami pokoju numer cztery.

Stwierdzenie, że nie stać jej na więcej niż dwa noclegi, było co najmniej nietaktowne.

Spojrzała na siebie krytycznym wzrokiem, ale eleganckie ubranie, nawet ubrudzone, nie dawało powodów, do tak surowych ocen.
Niemniej mężczyzna, choć nie wiedziała jakie miał podstawy, do takiego założenia, nie mylił się co do jej stanu majątkowego. Wcale nie miała wielu funduszy i prędzej, czy później, będzie musiała rozejrzeć się za jakimś zarobkiem. Zgromadzenie nie było zbyt hojną organizacją, więc raczej prędzej, niż później.

Przytknęła opuszki palców do wyczerpanych i kłujących lekko oczu.
- Być może to tylko niefortunny dobór słów? Jest późno i też z pewnością miał ciężki dzień... - starała się go usprawiedliwić, nadal nie otwierając oczu. Zmęczenie sprawiało, że była trochę przewrażliwiona.
“Musisz być bardziej wyrozumiała.” - upomniała się i westchnęła głęboko, po czym odsunęła dłonie, otwierając opadające powieki.

Mimo wieczoru i mocnego deszczu, w pokoju nie było całkiem ciemno. Przez okno wpadało słabe światło, stojącej na placu lampy.
Pomieszczenie było niewielkie. Pod ścianą stało proste, drewniane łóżko, a przy drzwiach biurko i taboret. Na stołku czekała metalowa miska z względnie czystą wodą i bure mydło.

Gdy Sophie obmyła się i przebrała, poczuła wewnętrzny spokój. Za oknem porządnie się rozpadało, a pioruny uderzały co jakiś czas, jednak nie przypuszczała, by nie dały jej zasnąć. Była naprawdę zmęczona.

Gdy już miała kłaść się do łóżka, powróciła myślami, do rozmowy z karczmarzem, która niestety nie poszła zbyt dobrze. “Jutro, gdy tylko odzyskam energię, na pewno się porozumiemy.” - pokrzepiła się w duchu, jednak nadal było jej wstyd pochopnej oceny sytuacji. - "Na pewno nie miał na myśli niczego złego." - pomyślała. - "Poza tym zaoferował mi pomoc. Należą mu się przeprosiny." - postanowiła, po czym wyjęła z kuferka butelkę znakomitego białego wina, które zabrała na właśnie takie okazje i podeszła do drzwi.

Po krótkiej walce z zamkiem wróciła do głównej sali karczmy, z nową ochotą na przyjazną rozmowę.
 
__________________
Everything I've done I've done with the best intentions.

Ostatnio edytowane przez Sapientis : 08-12-2016 o 14:35.
Sapientis jest offline