Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2016, 10:28   #72
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Erik, Volund, Elin
Do chaty wrócił Erik. Ubrany w futra, i ozdobną szatę. Powiódł wzrokiem po zebranych. Gdy ujrzał parę aftergangerów zbliżył się do nich bezceremonialnie, nie zważając na to, czy im przerwie w czymś ważnym, czy też nie.
- Holmgang. Naprawdę? - rzucił niemal z wyrzutem w stronę Volunda.
- ...nie do przewidzenia to dla tych co władzę przejęli i cały ich wysiłek w hazard z miejsca bierze. Zarazem sens ma głęboki, i w mej sławie przeszłych czynów… i tajemniczym lądem przybyciu. Jedyny problem… - Pogrobiec w sekundę wycofał się z pewnej poufałości względem Elin w swoją typową, posągową manierę, z wolna zwracając ku jarlowi Tissø.
- ...to gdy Einar we władzy mocy tajemnych… a takieśmy widzieli… i do walki stanie, choćbyśmy się wywiedli wszystkiego
- Cóż. O was nikt nie wie. O mnie wiedzą prawie wszyscy. Ty berserkerze niewiele dla lokalnego jarla znaczysz. Ja zaś jestem jarlem jako on. Jeśli ktoś miałby na holmgang wyzywać, to bardziej ja niźli ty. Jeśli mamy zyskać coś na tym - przeniósł spojrzenie na Elin - jednak uważam, że to zły pomysł i powinniśmy czego innego szukać. Czegoś bardziej - oblizał swoje usta mimowolnie - subtelnego.
- Jeżeli wyślesz swych ludzi z darami od Ciebie, narazisz ich na spotkanie tego co zaatakowała Einara i jego hird. - Odrzekła volva spokojnie. - Mogą chcieć wyciągnąć od nich informacje… - Elin zawahała się na moment. - Jeśli jeszcze nie spróbowali tego na Tobie… Wszak trzy noce, żeś nieprzytomny był…
Pogrobiec skinął głową.
- Też bym wolał ostrożność zachować. Lecz zbyt silnie im się powiodło. Nic nie wiemy, miasto ich. Moje działanie z równowagi ich wytrąci. To Aros, i to Einar, potomek Agvindura. Ludzie wiedzą, że wyzwany by stanął, nieważne przez kogo. Ale jak nie wątpię w twój kunszt wojenny, Eryku z Tissø, walczyłem w holmgangach dawno… jeszcze bardzo dawno i prawie aż po dzień, jak na thing Agvindura żem przybył. - uśmiechnął się krzywo i ironicznie - Nie myśl ty jak jarl by myślał, lecz jak Aros mieszkańcy będą… i ci co nimi tak skrycie zawładnęli. Mnie nie zlekceważą. Spróbują zapewne jak i ciebie otruć… lecz to właśnie wszystko da wam pole do subtelnych działań, gdy nasi przeciwnicy nie będą sobie na subtelność mogli pozwolić. Więcej dostrzeżesz ode mnie. - rzucił na koniec Volund, jak gdyby chciał uargumentować, dlaczego on akurat holmgang powinien ogłosić.
Erik ruszał szczęką, jakby żując coś. Trawił prawdy przez berserkera objawione.
- Skoro tako rzeczesz. A czemu godiego do nas nie wezwać? Nie prosić go by przed nasze oblicze przybył? Wszak tu kilkunastu zbrojnych. Tłum taki nie pozostał niezauważony. Już pewnie wrogowie nasi o nas wiedzą. - Erik wodził wzrokiem między rodzeństwem we krwi
- Lecz ciągle nie wiedzą kto my. Jeśliby wiedzieli, to już w dzień pewnikiem by zaatakowali, bo patrząc na to jak z hirdem Einara sobie poradzili… nasi zbrojni raczej również sobie nie poradzą.
- A nie niszczy się spokoju i tajemnicy z takim trudem zdobytych, jeżeli nie wiedzieć przeciw komu. - dokończył słowa siostry Pogrobiec.
- Zatem planu nie macie, jako i nocy poprzedniej - podsumował
- Dlaczego rzec coś takiego, skoroś przyszedł i powitał nas słowy o naszym planie? - spokojnie spytał Pogrobiec.
- Więc przystąpmy do jego realizacji. Cóż nas powstrzymuje?
- Kwestie bieżące, które i tyś jarlu widzę przedsięwziął. - powiedział Pogrobiec, mierząc nowe szaty jarla wzrokiem - Przybycie dodatkowych wojów Agvindura, oddzielnie od nas. Wynalezienie przez Bjarkiego sposobu by z honorem walkę wszcząć, jak najlepiej. Sprawy twe, których możesz chcieć nie rzec. Sprawy Freyvinda. Sprawy Elin. Sprawy moje. - recytował Volund.
Erik skinął powoli głową.
- W takim razie idę zająć się sprawami mymi.
Po czym wzrok jego przeniósł się na Elin. Jerl uśmiechnął się do niej ciepło. W jego oczach było coś przyciągającego. W końcu jednak odwrócił się i ruszył na powrót do namiotu rozbitego przy ich siedzibie.
Volva nieśmiało odwzajemniła uśmiech Erika zastanawiając się czemu ten zachowuje się w stosunku do niej tak, a nie inaczej. Po krótkim namyśle uznała, że woli nie wiedzieć i wróciła spojrzeniem do swego brata krwi.
- Zatem chyba pora nam ruszać.
Jej słowa przerwały milczenie Pogrobca, który odprowadzał nieodgadnionym spojrzeniem jarla Tissø, jak gdyby niczym Norny w swojej głowie pisał mu jakąś przyszłość. Uśmiechnął się do volvy, tyleż przyjaźnie co nieznacznie.
- Możesz zechcieć zabrać swoją zdobycz z caernu. - powiedział, jak gdyby nie świadom że taki dobór słów może przywieźć volvę ku nieprzyjemnym refleksjom - Wierzę, że mnich i na tę zagadkę odpowie… jeśli zechcesz go wysłuchać.
Pojrzała zdziwiona na niego.
- Mógłby coś stwierdzić po samym ujrzeniu miecza?
- Wierzę, że to klinga z ich stron… i mnisi ci są uczeni całe swoje życie. Jeśli ktoś w tym kraju wiedzieć cokolwiek może…. to bogowie lub Bizanty. - stwierdził Volund.
Wieszczka zawahała się przez dłuższy moment ale w końcu skinęła głową.
- Zatem zaraz wrócę. - Odparła i po miecz do chaty się udała. Wyciągnęła go ze swej skrzyni wraz z pasem, którym swą kibić oplotła i powróciła do Pogrobca. Nieumiejętnie z bronią się poruszała, ciągle po nogach ją płaz uderzał. Pięknolicy na to bez słowa do niej podszedł i pas rozwiązał, by ponownie spleść i adekwatnie do jej sylwetki, na jakąś modłę inną niż wojownicy Dunów. Czynił to mimochodem.
- Jeśli tylko zechcesz, nauczę cię jak nim zabijać. Czy użyjesz tego jak Leiknar, czy jak Gudrunn chroniąca Jelling… twoją tylko by było wolą. - powiedział, nie patrząc w volvie oczy. Zakończywszy, do wyjścia ruszył, po drodze tylko opończę i sakwę z monetami z dobytku Asgera zgarniając i narzucając, nim do Bizantów ich zaprowadzi.
Zawstydzona wzrok spuściła gdy brat jej tak blisko niej stał i pas jej poprawiał.
- Dziękuję… - Mruknęła, by na ponowną propozycję nauki sztuki walki unieść spojrzenie swego błękitnego oka. - Myślę… że będę potrzebować Twej nauki. - Przyznała mu rację i za nim ruszyła ku wyjściu.
- Jedno jeszcze… - zawahał się, kaptur na blade lico narzucając i pchmurniejąc widocznie - Jeśli śmiertelnego mi wciąż udawać… posilić się będę musiał. Wiele to krwi mnie kosztuje, by pozory życia sprawiać.
- Zatem nie pozostaje nam nic innego jak poszukać dla Ciebie kogoś, kto krew ofiaruje. - Odrzekła spokojnie.
- Poczekaj tedy chwilę… - rzucił jeszcze, gdy wyszli pomiędzy wojowników Sighvarta, rozległych w uporządkowanym obozowisku wokół hausu, ich skrzynie spoczywały.

Odszukał spojrzeniem Halfdana.

- Który z was wie, co krew Einherjar czyni, gdy ją wypić? - przerwał, spokojnie omiatając wzrokiem kilku z hirdmanów Sighvarta - Jaką moc daje, i jaką klątwę?
- Większość z nas tego kosztowała daru - Ubba przemówił jako wódz. - Czemu pytasz?
- Krwi potrzebuję. - przyznał bez ogródek - Niewiele, lecz polować w Aros teraz zgubę przynieść może. Ofiarować chcę krew mą, lecz raz tylko by więzi silnej uniknąć… - tyleż odpowiadał Ubbie, co mówił do niewielkiej grupki odpoczywających hirdmanów - Teraz dla rozkoszy… lub w potrzebie dla mocy, jaką niesie. Ocalić może nawet śmiertelnie ranionego. - zakończył, przypominając to, z czego doskonale zdawać sobie sprawę musieli - Za krew teraz.
- Jak wiele Ci trzeba? Nie chcem ryzykować osłabienia wojów. - Halfdan wtrącił się do rozmowy.
- Wypiję tylko tyle, by nie odebrać zdrowia, by dziś tylko przelotną słabość czuć. Dwóch w taki sposób. Trzech, jeśli chętnych, i krwi mej podówczas trzem gotowem użyczyć w potrzebie.

Elin, Volund

Na umówione miejsce dotarli znaną już Volundowi drogą. Elin z zaskoczeniem ujrzała jak Volund powitany został jak długoniewidziany przyjaciel.
- Witaj, Volundzie - skłonił się uniżenie Eusebius, krępy mąż z mocnym, ciemnym zarostem. Jego orzechowe oczy spoczęły na chwilę na volvie z niejakim zaskoczeniem. Szybko jednak ukrył wzrok i przeniósł go na aftergangera. - Wejdźcie, wejdźcie.
Zapraszającemu gestowi, towarzyszył ruch w chacie, gdy służący stół poczęli zastawiać na klaśniecie Eusebiusa.
Wieszczka głowę pochyliła na powitanie i z ciekawością poczęła się mnichowi przyglądać.
- Witaj i ty, przyjacielu. - odparł w ich obcobrzmiącym języku Pogrobiec, nie płynnie, z chwilą zawahania szukając słowa po latach, ale czysto jak gdyby przez Bizanta uczony mowy. - Nikodemus… radził, bym przyprowadził kogoś, kto zadba o mię po jego kuracji. To jest Elin. - odwrócił się ku volvie, ewidentnie przedstawiając ją, choć tylko imię mogło być zrozumiałe dla wieszczki. - Lecz nie włada mową waszych stron…
- Bądź pozdrowiona, Elin - Eusebius ponownie skłonił się tym razem mówiąc mową gospodarzy, choć dużo gorzej niż Volund posługiwał się mową bizantyjską - Jestem Eusebius. Nikodemus zaraz pojawi się. Usiądźcie i rozgośćcie. - uśmiechnął się szeroko i rozłożył ramiona gościnnie. Na te słowa Pogrobiec odchylił kaptur opończy, wchodząc do chaty i zasiadając na skraju jednej z ław. A gdy to uczynił, aftergangerka ujrzała jakoby piękne lice… rumiane było. Świeże. Żywe. Spojrzał na nią, łagodnie i zapraszająco.
Wieszczka głową skinęła.
- I Wy pozdrowieni bądźcie. - Odrzekła do mężczyzny i zasiadła przy stole. Rozglądając się dyskretnie z zainteresowaniem.
Pomieszczenie wypełniały gliniane lampki oliwne, klepisko wyścielone miękkimi kapami było, tkanymi z różnokolorowych materiałów. Na stole stały naczynia z chlebem, serem, oliwą. Samą salkę przepełniało wrażenie spokoju i skupienia, choć nic więcej w niej specjalnego nie było.
Nikodemus pojawił się niedługo, zgodnie z obietnicą niskiego bruneta i podobnie jak on przywitał Volunda po przyjacielsku.
- A zatem zdecydowanyś - bardziej stwierdził niż zapytał, witając uśmiechem i Elin - pomocnicę przywiodłeś. Dobrze. Obngaż się do pasa i na ławie ułóż. Moi pomocnicy też się gotowią.
Zakonnik wskazał Volundowi szeroką ławę stojącą pod ścianą. Tuż obok druga, podobna stała.
- Oto Elin, i jest mi droga jak siostra. Proszę, byś wybaczył, lecz nie zna waszych dróg i mowy, i niepewna być może co czynisz… troszczy się o mnie. - odpowiedział w Bizantyjskiej mowie Nikodemusowi jego pacjent, znowuż gestem przedstawiając volvę… jedynie nie jej więzi z bogami. - Dlatego rad byłbym, gdybyśmy mówili w mowie wszystkim znanej. - dokończył w norskim języku.
Wiedząca mnichowi głową również skinęła i spojrzenie w niego wbiła uważne, taksujące jakby wgłąb duszy jego zajrzeć pragnęła.
- Jak sobie życzysz - Nikodemus pokiwał głową - Zabieg ten nie jest skomplikowany, jednak spokoju wymaga i cierpliwości. - zaczął tłumaczyć, zachęcając Volunda do wykonania jego prośby. W między czasie do sali weszły trzy kobiety, równie smagłe i ciemnowłose co sam Eusebius. Dwie z nich nawet podobne do niego były. Trzecia, starsza ruszyła ku drugiej z ław. Koszulę otulającą ją do tej pory zsunęła, zostając w spódnicy i sukni, której rękawy mocno podsunęła do góry.
- Krew złą spuścić musimy, i dobrą zastąpić. Agatha - wskazał na starszą kobietę - dobrą krew ma. Brała udział w takich zabiegach dwukrotnie w przeszłości. - Nikodemus uśmiechnął się - Czy pytania jakoweś macie?
- Nie, ja… - Pogrobiec zamilkł.
Dla Elin ewidentnie zachowywałsię dziwnie, odmiennie całkiem w towarzystwie Bizantów, tym niezwyklej gdy tak bardzo jak człowiek zdawał się wyglądać. Teraz na chwilę był całkiem cichy, wpatrzony w kobietę z dalekiej krainy jak we wspomnienie.
- ...chcieliśmy raz jeszcze z mądrości twej skorzystać i wiedzy… nim rozpoczniemy. Elin odnalazła rzecz, jaka wierzę że z waszych stron, a badzo stara. Lecz poczekać to może… - dopowiedział swoje, zerkając na Widzącą, by dojrzeć jak to wszystko odbiera, po czym zgodnie z zaleceniem zdjął opończę i rubę, w samych nogawicach i butach zostając. Chwilę potem jak noc wcześniej spoczął na stole.
Volva zaniepokojona wielce była, nie podobało jej się to wszystko ale milczała ponownie próbując odczytać myśli człowieka, który zamierzał upuszczać krew z jej brata.
Nikodemus zdawał się skupionym być na czekającym go zadaniu. Elin ujrzała obrazy linki jakowejś, wypełniającej się krwią, błyśnięcie Agathy oglądanej z góry, nieco znurzonej lecz przytomnej, obraz ciała Volunda poprzecinanego ciemnymi żyłami…
- Co to za rzecz? - myśli mnicha przerwane zostały rozbłyskiem ciekawości.
- Klinga… - odparł Volund, oczyma wpatrzony w sufit chaty - Bardzo zamierzchła, dawna. - leżąc na wznak, odwrócił głowę ku kobiecie obok, na innym stole pełniącym rolę operacyjnego, jak gdyby wciąż zdziwiony.
-ευχαριστώ. - powiedział po prostu. Spokojny uśmiech musiał starczyć za odpowiedź.
- Pierw Volundem się zajmijcie… - Odparła aftrgangerka ciągle nieprzekonana choć myśli mężczyzny nie niosły jak na razie zagrożenia.

Tak też się i stało.
Nikodemusowi przyświecały dwie młodsze kobiety, gdy ten podwiązywał ramię Volunda i szukał mocnej żyły. Gdy znalazł na zgięciu łokcia wijącą się ciemną drogę, wbił w nią długą złotą igłę, do której doczepione było wyprawione jelito. Miejsce pod złączeniem wypełniło się błyskawicznie krwią aftergangera. Wstrzymana ta struga została przez dłoń jednej z dziewcząt. Te same kroki poczynił Nikodemus z ramieniem Agathy. Tu jelito zblokowane zostało paluszkami drugiej z dziewcząt.
Na koniec mnich podszedł ponownie do Volunda i przeżegnawszy się rozpoczął modlitwę. Ciche słowa w obcej, śpiewnej mowie szeptane były cicho. Do Nikodemusa dołączyły młodsze dziewczynki. Mnich ujął ramię aftergangera w mocny uścisk i szybkim gestem ciął głęboko jego nadgarstek.
Krew szybką strugą poczęła płynąć do podstawionego cebrzyka, w który wetknięty był niewielki kawałek drewienka z nacięciem.
Eusebius stał nieopodal z ostro pachnącym specyfikiem, wpatrując się w Nikodemusa uważnie.
- Jeśli Ci słabo pocznie być, mów. - rzekł mnich do Volunda uspokajająco.
Pogrobiec skinął głową, wiedząc, że najtrudniejsza część zaczęła się dlań w walce z Bestią.
Mniej, jak dziwny przyrząd mnicha miałby zadziałać i krew faktycznie ku niemu spłynąć…


Spojrzenie rzucił Elin, uspokajające, zadowolone, jak gdyby za jedną chwilę zostać miał uzdrowiony, choć wiedział, że niepewnym był wynik zabiegu. Potem jednak spojrzenie skierował na jelitko, które niczym pępowina łączyło go z pomocnicą mnicha…
Patrząc na cień wypełniający przejrzystą błonę, nie czyniąc jednego ruchu zaczął próbować swym wnętrzem, swym doświadczeniem z krwią własną w ciele pokierować nieco… mimo, że serce pompowało zdrowia pozór nadając, zobaczyć chciał, czy wstrzymać może krew przed napłynięciem na spotkanie jego dobrodziejce… by dobro mu uczynione przeniesieniem skazy na nią się nie zakończyło.
Głęboko Pogrobiec wątpił, czy kobieta byłaby w stanie przetrwać cokolwiek, co trawiło jego…
Aftergangerka pięści na podołku zacisnęła, Volund pocieszał ją, choć to on teraz potrzebował wsparcia. Zaufał jej na tyle, by ją tu zabrać i swą nieznaną dotąd twarz ukazać. Odetchnęła cicho i również do niego się uśmiechnęła, po czym wstała i podeszła bliżej, by w razie czego uchwycić go spróbować.
Krew z jego rany płynęła z wolna do cebrzyka, wypełniając go. Nikodemus ze skupieniem przyglądał się spadającym kroplom, namyślając się głęboko.
Prócz zapachu płynącej czerwieni, nic nadzwyczajnego nie wyciekało z ciała Volunda. Czerni w krwi widać nie było.
Mnich jednak znaku nie dawał jeszcze dziewczętom do puszczenia jelita.
Gangrel zaś czuł ulatniające się z jego żył vitae. Słyszał każdą spadającą kroplę. Czuł każdą z nich uciekającą z jego żył.

Volva zaś obserwowała z bliska nie jeno Volunda. Tuż obok czuła zapach jego juchy, widziała ją zbierającą się w cebrzyku. Widziała krew w łączącym Volunda i kobietę jelicie. Zbierała się… czerwona, błyszcząca tafla.
Elin wzdrygnęła się z obrzydzeniem malującym się na twarzy, którego nie potrafiła ukryć i krok zrobiła jeden do tyłu zaciskając pięści. Najchętniej by wybiegła wyrzucając z siebie całą zawartość żołądka ale próbowała walczyć z tym uczuciem, ciało jednak robiło kolejny krok do tyłu.. i jeszcze jeden. Pogrobiec… nie zareagował tak łagodnie.
Gwałtowne szarpnięcie ręki spowodowało wyrwanie rurki, która toczyła krew agathy do jego żywo wyglądającego ciała. Umarły zerwał się do pozycji siedzącej, chwytając najbliższą osobę. Stary mnich, który był pochylony patrząc na skapującą krew został raptownie przyciągnięty, nieświadomy co się dzieje - prosto ku obnażonym kłom… Volva moment ten wybrała, by ku drzwiom się rzucić, gdyż wrażenie, że krew ją zaraz otoczy i udusi zrobiło się tak przytłaczające, iż nic innego nie widziała.
W chacie pisk powstał i krzyk.
Dziewczęta uczestniczące uciekać przerażone poczęły. Eusebius zgarniał je za siebie i wycofywał się ku wyjściu panicznie. Rozkazy rzucał do ucieczki, po drodze wpadając na uciekającą volvę.
Nikodemus zaś wpatrzony w oszalałego z głodu ? aftergangera modlitwy począł szeptać pobladłymi ustami.
- Kýrie eléison… - reszta słów utknęła mu w gardle.
- Όχi! - podniósł głos Volund z szeptu, jak gdyby wydobył go z dna siebie. Twarz jego z dzikiego wyrazu przybrała zbolały. Puścił mnicha i stoczył się ze stołu na przeciwną stronę, odwracając od zebranych i krwi. Klęcząc, twarz przedramieniem przesłonił.
- Minęło! Widok krwi! - zagryzł zęby, chcąc więcej rzec, chcąc uspokoić ich, lecz nie mając po temu sposobności… nim całkiem Bestii nie zwycięży.
Wiedząca natomiast zdołała otrząsnąć się z narastającej paniki, być może dzięki wpadnięciu na nią Eusebiusa lub okrzykowi Volunda. W drzwiach stanęła próbując powstrzymać ludzi przed ucieczką.
- Wybaczcie! On krzywdy uczynić nie chciał. Wybaczcie!.
Przerażony, niewielki tłumek przecisnął się mimo Elin, odpychając się od niej i żegnając. Dziewczyny dłońmi przed sobą wyciągniętymi się zasłaniały. Eusebius popychał je czym prędzej. Na volvę spoglądali wszyscy jak na… demona.
Wieszczka ręce opuściła patrząc przez chwilę jak odchodzą, by zaraz do swego brata krwi szybko podejść i spróbować pomóc mu wstać. Musieli się stąd wynosić.
Nikodemus zaś drżący cofnął się, odsuwając się od Volunda, wciąż szepcząc pod nosem psalmy do Boga, łaski i litości dopraszające się.
- Cóóó...óżesz chce..esz od nas, demonie? Aza..aliż to test wiary naszej? - wzniósł oczy ku niebu i ponownie na klęczącego Gangrela spojrzał.
Ten oczy przymknięte miał. Piers jego unosiła się i opadała w ludzkim odruchu, zbytecznym, lecz wciąż niosącym pewną ulgę… jak wspomnienie spokoju. Lub walki z gniewem.
- Niczego… zbyt wiele krwi... jako berserker żem... - cała żuchwa zadygotała mu w spazmie walki z sobą -...przelał. Wybacz. Odejdziemy.
Elin już przy nim była pochylając się i wspierając go, by wstał.
- Nie chcieliśmy Wam krzywdy uczynić… - Rzekła jeno do mnicha i uwagę na Volundzie swą skupiła.
Nikodemus o ławę się opierając dystans trzymał. Bursztynowe korale różańca przebierał całkowicie bezwolnie.
- Pa...amiętajcie, żeście...jak przyjaciele…. jak goście wpuszczeni w dom ten byli. - dukał słowo po słowie.
Elin uważnie bratu swemu się przyglądając dostrzegła, że powoli traci nad sobą panowanie.
- Uciekaj! - Warknęła do mnicha sięgając po swoje moce i mając nadzieję, że człowiek ucieknie z wrzaskiem nim Volund przegra walkę z bestią.
Nie zawiodła się.
Opanowanie mnicha prysnęło niczym bańka mydlana. Oczy rozszerzone jak spodki. Usta otwarte szeroko tchu jednak nie dawały. Gdy chwilowe oszołomienie strachem zmieniło się w panikę, przewracając stołek wylewając resztkę krwi Volunda z cebrzyka, rzucił się z wrzaskiem ku wyjściu. Nie zobaczył już, jak w tej samej chwili wspierający się na Widzącej berserker, jak gdyby opadły z sił wypełnia się żywotnością i ręką łapie ją za gardło, z siłą, która ze śmiertelnej mogłaby wyrać życie. Nim się obejrzała, Elin była już na ziemi, przygwożdżona przez nieumarłego, którego oczy w całości stały się źrenicami, którego przepiękne lico o zdrowych barwach teraz było jak ściągnięta maska pogardy i pożądania i przypomnieć jej się mogło, jak poprzedniej nocy “ocknęła się” w objęciach aftergangera w trakcie pocałunku.
Pocałunek, który teraz jednak miał złożyć mógł być jej kresem, jego zaś samego nie widziała w łaknących oczach, odbijających jej jednooką twarz.
Wieszczka po moc swej krwi sięgnęła próbując ręce oswobodzić, by twarz berserkera z daleka od siebie trzymać.
- Volundzie! Ocknij się! To ja, Elin! - Próbowała do berserkera gdzieś głęboko w Bestii ukrytego przemówić. Jedną rękę zdołała wyślizgnąć i przed kłów obnażeniem na twarzy Pogrobca położyła, chcąc za wszelką cenę utrzymać ją z dala od siebie…
Wyczuła, jak mężczyzna nieruchomieje. Nie, nie całkiem. Wczuła też jego drżenie, gdy przymknął oczy, i lewą ręką puścił drugi jej nadgarstek. Ale twarzy od delikatnej dłoni Wieszczki nie cofnął i nie odjął. Wstał powoli, wciąż niezdolny nic gwałtownego czynić, pogrążony w walce z tym, czym dogłębnie był, otwierając oczy tylko by spojrzeć na leżącą przed nim kobietę.
- Nikodemus. - wyszeptał - Jeśli on nie zezwoli… będą walczyć. - powiedział, lecz oczy gdzieś indziej były i patrzyły na Elin tak, jak gdy wspominał nieznaną przeszłość.
Volva podniosła się rozmasowując sobie szyję.
- Musimy stąd iść, Volundzie. - Nie wiedziała o czym on mówi ale najważniejszym teraz było bezpiecznie się stąd wydostać. Ujęła go delikatnie za dłoń. - Nic tu już nie poradzimy. Chodźmy.
Sakwa z monetami, zabrana przez berserkera na drogę, wylądowała na blacie, na którym przed chwilą był. Oni zaś odeszli w pogrążone w nocy Aros.

Wyszli przez opustoszałą chatę niezatrzymywani.
Elin zmysły swoje wzmocniła i całą drogę uważnie się rozglądała i nasłuchiwała, by upewnić się, że mnisi pościgu za nimi jakowegoś nie puścili. Słowem do Volunda się nie odezwała zbyt skupiona na swym zadaniu.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!

Ostatnio edytowane przez -2- : 08-12-2016 o 10:31.
-2- jest offline