Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2016, 11:42   #161
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Po krótkiej naradzie, między dwoma mężczyznami, Torikha zajęła się swoimi sprawami, co by być gotowa ze wszystkim przed pogrzebem Piąchy, do którego również musiała się przygotować, bo wszak to ona miała go odprawiać.

Na początek wybrała się więc do składu Barthena, by podpytać o interesujące ją przybory. Sprzedawca dobrze znał potrzeby kapłanki i zawsze trzymał pod ladą kilka zestawów z medykamentami, do wyboru do koloru. Melune po dłuższej chwili podziwiania towarów zakupiła wszystko czego potrzebowała, rada z tego, że w końcu było ją na cokolwiek stać (i nie była to wina zniżki, jaką dostała drużyna z racji bohaterskich wyczynów).

Następnie półelfka udała się do kowala z prośbą naprawienia jej łuskowej zbroi. Na nową nie miała pieniędzy… a i tak nie odczuwała potrzeby w przyozdabianie się w nowe piórka. Wolała za to zasilić kieszeń tutejszego rzemieślnika, miast ładować złoto w sprzedawców.
Kowal przywitał Torikhę uśmiechem i podaniem, wcześniej wytartej w fartuch, dłoni. Po odbyciu krótkiej wymiany zdań na temat wspaniałej bitwy z Czerwonymi Płaszczami, tragicznej śmierci Narsa oraz dalekosiężnymi planami na przyszłość. Selunitka poprosiła o zajęcie się jej zbroją… Kowal zapewnił, że na jutrzejszą wyprawę będzie gotowa, cała i jak nowa.

***

Pogrzeb półorczycy miał odbyć się wieczorem. Tymczasem teraz… było dopiero południe, może nawet przed?
Kapłanka postanowiła uprać koc, który wzięła ze składu, a był po jednym ze stacjonujących w jaskini Czerwonym. Załatała też starannie tunikę, która została przecięta podczas walki. Pozostało więc tylko zbieranie drewna na stos… i czekanie na koniec dnia…
Szpiczastoucha siedziała przed domem Garaeli i patrzyła na powoli sunące po niebie słońce.
Siedziała…
Siedziała…
I siedziała…
Aż w końcu dotarło do niej, że to co robi jest bez sensu… CAŁY DZIEŃ pójdzie na zmarnowanie, CAŁY JEDEN DZIEŃ. Gundren gdzieś leży w lochach, torturowany przez gobliny, głodzony i osamotniony… a ci rozbijają się po wsi, płynąc na fali tymczasowego uniesienia po zwycięskiej walce.

- Siostro Garaele… wychodzę… to znaczy…. - mieszaniec popatrzyła na swoje stopy, stojące w progu domu. - Już wyszłam… ale znaczy się, idę „ich” poszukać… postaram się dojść do Studni Starej Sowy i wrócić na pogrzeb Piąchy… czas nagli… nie umiem tak… - nie kończąc zdania, nie żegnając się, chwyciła za przygotowany plecak, który stał pod wejściem po czym udała się na poszukiwanie reszty drużyny.
O dziwo… najszybciej znalazła krasnoludzice, które jako jedyne nie rozlazły się po okolicy w poszukiwaniu lepszego jutra.

- Jest sprawa… - Tori zaczęła nawet całkiem dziarsko, ale po chwili się zgarbiła i zgubiła rezon. Kobieta wiła się pod wyczekującymi spojrzeniami, dwóch krępych krasnoludek. To opatuliła się szczelniej kolorową kamizelką, to zajrzała do plecaka, jakby szukając w nim ratunku.
- Może… przejdziecie się ze mną to tego czarodzieja w studni? - wybąkała nieśmiało. - To tylko kilka godzin marszu… a dzień jest dość młody i szkoda by go tak marnować…
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline