Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2016, 20:13   #109
Raist2
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Kiedy wreszcie dotarli do statku Arhon od razu udał się do zbrojowni zmienić sprzęt. Lekki karabin plazmowy który lepiej nadawał się do szybkich akcji wypadowych zamienił na ciężki, lepiej przeznaczony do walnych starć. Niestety od razu wiedział że bandolier do granatów, zarówno na talie jak i na tors, nie będzie na niego pasował więc nawet nie zamierzał go przymierzać.
Na zewnątrz zlustrował oddział wojska jaki wcześniej stacjonował na posterunku niedaleko kopalni. Niestety sami szeregowi, dwóch starszych jakich wcześniej zobaczył zostali zabrani przez Nightfalla. Musiał wybrać spośród tych co niedawno musieli skończyć szkolenie. Tacy nierzadko bardziej przeszkadzają niż pomagają, ale cóż. Wybrał pięciu, więcej nie potrzebował, a nawet większa liczba mogła stanowić zagrożenie dla misji.
Zbliżył się do zebranych żołnierzy
-[i] Ty, Ty, Ty. [i]- pokazywał palcem idąc wzdłuż prostej linii - [i] Ty, oraz Ty. Z rozkazu Kapitan Leeny idziecie ze mną obstawić prawą flankę.[i] - musiał trochę naciągnąć fakty że to Kapitan wydała rozkaz ale inaczej świezi szeregowcy mogli nie posłuchać “tostera”.
Nie czekając na nich odwrócił się i ruszył zająć pozycje.
- W razie starcia z mechami starajcie się trafić je w hydraulikę, to ich słabe punkty. - powiedział do swoich.
Jednocześnie odezwał się też na głośnikach - Ustawcie komunikatory na fali 899.


***
Cisza przed bitwą działała na nerwy. I wbrew pozorom nie było nic epickiego, nie było żadnego drżenia ziemi wśród nadchodzących, wrogich jednostek. Nie było nic wyniosłego, wartego opiewania w heroicznych opowieściach. Ot, jaszczury po prostu wylazły w pewnym momencie zza drzew, i się zaczęło…


Nadciągali luźną, rozciągniętą linią. W centrum 3 Mechy, do tego sporo piechoty w pancerzach, brnęli w białym śniegu, który już za chwilę miał zostać zabarwiony posoką obu stron.






Jako pierwszy otworzył ogień Bullit. Mężczyzna zdawał sobie sprawę, iż nie ma szans w potyczce z Mecha, którym co najwyżej zadrapałby lakier, poczęstował więc na początek z Railguna jednego z piechurów Napavan. Strzał był celny, a przeciwnik padł na śnieg, brocząc go zieloną juchą.


Gdy wrogie siły dotarły w odpowiednie miejsce, uruchomiono ładunki wybuchowe, zastawione przez Nightfalla i jego ekipę. Seria sporych eksplozji przesłoniła na chwilę całe pole bitwy, a wśród obrońców pojawiły się pojedyncze okrzyki radości. Dowalili draniom na dzień dobry… i szybko radość przemieniła się w milczenie wywołane szokiem. Na Mechy owe prowizoryczne miny nie miały najmniejszego wpływu. Było co prawda sporo huku, była kupa dymu, jednak cholerne ustrojstwa wydawały się niewzruszone takim potraktowaniem, brnąc nadal do przodu, prosto na nich. Co prawda zaległy na zmrożonej ziemi kolejne 2 jaszczurki z piechoty, jednak efekt całości był wielce mizerny…


W końcu rozpoczęła się obustronna kanonada, gdy obie strony znalazły się wystarczająco blisko siebie.
https://www.youtube.com/watch?v=_MN1LBI7FUM


Szybkostrzelne działko piechoty zamontowane na pojeździe wgryzło się w jednego z Mecha, uszkadzając go w sporym stopniu… i zostało po chwili zniszczone, wraz z całym pojazdem. Jego wybuch osmalił gębę Bixowi, który nawiasem mówiąc, strzelał wielce niecelnie.


Strzały, krzyki, wybuchy, apogeum walk. Sterowane przez jaszczury Mechy, opancerzone, niemal 3 metrowe kolosy, uzbrojone w pokaźnych rozmiarów karabiny, czy i działka zamontowane na ramionach, trzebiły obrońców skrytych po okopach. Zasypujący wcześniej Nighta serią pytań młody żółnierz, zginął po strzale prosto w czoło, a jego głowa praktycznie przestała istnieć.


Napavans nadchodzili, wśród feworu ostrzału, wrzasków obrońców, wybuchających granatów. Becky ustrzeliła jednego z nich, i nagle spojrzała w lufy skierowane prosto w nią. Jeden z Mecha właśnie brał ją za cel, zostały sekundy, nim do niej wystrzeli. Całe jej życie przemknęło jej przed oczami, a nogi się pod nią ugięły. Zginie. Zginie, padając na śnieg, barwiąc go szkarłatem…


TRX otrzymał strzał prosto w tors. To go jednak nie powstrzymało przed dalszą walką. Ze skutecznością wynoszącą 95% nadal brał udział w walkach, eliminując kolejnych przeciwników. Tych jednak było znacznie więcej niż obrońców, których siły topniały w zastraszającym tempie. atakujący byli zaś już bardzo blisko… wkrótce zmierzył się z jednym z Napavans w bezprośredniej walce, gdy ten ruszył na niego biegiem, z podwieszonym pod lufą bagneto-wibroostrzem.


Strzelec raz za razem walił seriami w nacierające jaszczury. Wyszukiwał celów, które w trakcie przemarszu zbliżą się do siebie na tyle, by objąć ich chmurą palącej plazmy. Skupiał się na piechocie, mechom i tak niewiele mógł zrobić. Nie potrafił odgonić natrętnych myśli, że znajduje się na zapomnianym przez bogów kawałku skały, walczy w nie swojej wojnie i co gorsza zaraz tutaj zdechnie.
- Nightfall do HQ. Brak siły rażenia, by zatrzymać mechy. Wskazane użycie dział pokładowych lub rakiet zanim przełamią linię, wtedy znajdziemy się w przyjemnym cieple friendly fire. Przesyłam koordynaty - zameldował krótko.
Lampka systemu komunikacji zamigotała, sygnalizując transmisję danych. On sam wrócił do uszczuplania szeregów wroga, szło toporniej niż by chciał. Musiał wyczuć odpowiedni moment, kiedy jeszcze będzie mógł się w miarę bezpiecznie wycofać. Przewidywał, że chwila za długo, a wpadnie w przytłaczający, krzyżowy ogień. Jaszczury najwyraźniej wysiliły w końcu gadzie móżdżki i mocno się rozproszyły, nie dając mu więcej okazji do skutecznego używania ognia zaporowego. Przełączył tryb karabinu na pojedynczy i ostatnie dwa strzały oddał w najbliższych przeciwników.


Doc miał dość komfortową sytuację, wszak kto by w tym całym chaosie zwracał na dwie małe kropeczki, gdzieś tam z boku całej tej bijatyki.
-Half a pound of tupenny rice,
Half a pound of treacle.
That’s the way the money goes,
- mruczał pod nosem Doc celując w kolejnego jaszczura
-Pop!...- spust został naciśnięty, gadzi łepek eksplodował.-... goes the weasel.
I następna zwrotka upiornej wyliczanki z jego rodzinnych stron, i następny cel. Bullit przesunął lufę i wybrał kolejnego zdobionego jakimś emblematem na zbroi typka wyróżniającego się na tle jednolitych zielonych pancerzy z kolcami. -Pop!... goes the weasel
Prosta przyjemna i bezstresowa robota, dopóty nie przegrywali. Ale jeśli udało mu się wyeliminować oficerów polowych, to powinno to wprowadzić jakiś chaos wśród jaszczurek. I oddalić ową przegraną.


Zanim Becka zareagowała, stojący obok niej żołnierz rzucił się na nią i obejmując ramieniem w pasie przewrócił na ziemię. Oboje wylądowali na czworakach, w śniegowym okopie, w którym nadal nie było bezpiecznie.
- Musimy się wycofać! - krzyknął jej, nieomal do ucha mężczyzna.
- Do hangaru! - zarządziła od razu Becka i czym prędzej zaczęła raczkować w tamtą stronę.
Hangar, był sporym zniszczonym budynkiem, ale nadal posiadał kluczowe dla obrony elementy - ściany. Znajdował się zaledwie kilka metrów od nich, na tyłach pozycji i nie licząc skromnego lazaretu, był jedyną znaczącą przeszkodą która dzieliła ich wrogów od Feniksa.
Te “kilka metrów” okazało się dość ciężkim kawałkiem terenu do przebycia. Mimo odśnieżonej ścieżki, pod ostrzałem wroga, na czworakach, każdy kolejny metr był nie lada sukcesem. Ale był! Wycofywali się oboje. Coś wybuchło tam gdzie jeszcze przed chwilą stali, huknęło głośno i obsypało ich mieszaniną śniegu i ziemi, ale nie wyżądziło im krzywdy. Dotarli do hangaru, łącząc siły z czterema innymi obrońcami.
- Powiedzcie że macie granaty albo mołotowy - odezwała się Becka, gdy tylko stanęła na nogi.


Gdyby cofnąć się w czasie lub wylądować na jakiejś zapyziałej planecie z regresem technicznym można by zobaczyć coś takiego jak silnik parowy. Do jego obsługi zatrudniano palaczy, silne chłopy, które przy otwartym palenisku co chwila wrzucali tam łychy węgla. Efektem tego było to, że byli spoceni, czarni od sadzy i oczywiście lekko nadpieczeni. I tak właśnie wyglądał Bix. Plus cygaro.
Nie uświadczycie wokół niego śniegu, w straszliwym żarze topił się i parował niemal od ręki, gdy Młot odpalał Popkornówę, czyli wielki, przerośnięty palnik plazmowy.
Zasięgu to nie miało. Seksownego wyglądu też. Okazywało się też że celowanie z tego było dość utrudnione, bo Bix przywykł do wycinania tym dziur w kadłubach, które nie dość że były tak wielkie, że spudłować nie szło, to jeszcze się nie ruszały.
Za to miało sporą szansę powalić mecha, który był mniej ruchawy od jaszczurek, a jego pancerz przy kadłubie okrętowym nie był czymś o czym warto byłoby wspominać.
Dlatego właśnie Młot sfrustrowany strzelaniem do ruchliwych jaszczurów postanowił upolować pancerniaka.
Trzeba było tylko wykombinować jak się do niego zbliżyć na dwadzieścia kroków lub zaczekać aż one się zbliżą. Drugie byłoby rozsądniejsze.
Ale hej, mówimy o Bixie, racja?
Noszalanckim ruchem olbrzym wyciągnął zza pasa giga-pistolet nabity jednym z kilku prawdziwych granatów i odpalił w blaszaka. Nie liczył że trafi, ale i tak zajebiście było postrzelać. Potem złapał za Popkornówę, wykrzywił gębę w paskudnym grymasie i postanowił zrobić chyba najgłupszą rzecz pod słońcem, przed którą zresztą Night go ostrzegał...
- Osłaniajcie mnie! - warknął i zaciągnął się cygarem.
Domyślacie się co było dalej?


Gdy do TRX podszedł na wyciągnięcie ostrza Napavan, ten rzucił karabin w śnieg, którego podgrzany reaktor broni natychmiast zaczął topić. W tym samym momencie z przedramienia wardroida rozłożyło się wibroostrze. Jaszczur zaszarżował na Arhona wyprowadzając sztych, ten jednak bez problemu sparował uderzając w broń na tyle mocno, że ta wypadła z rąk. Biodroid błyskawicznie wyprowadził kontratak, ciął od prawej nogi do lewego ramienia, pancerz nie osłonił wystarczająco, z piersi żołnierza popłynęła krew. Jednak TRX nie przestawał na tym, wykonując piruet - w trakcie którego przeciął przeciwnikowi ścięgna w ręce, ta opadła bezwładnie - znalazł się za plecami przeciwnika. Napavanin już wiedział że nie ma w tej walce szans, jednak nie zdążył się ruszyć ponieważ w tym momencie jego drugie ramię zostało przebite na wylot. Jaszczuroludź w panice ruszył biegiem wyszarpując się ze śmiertelnych “szponów” mechanicznego człowieka. Jednak Arhon nie zamierzał go gonić, ani puszczać wolno. Podchodząc do leżącego obok karabinu, złożył z powrotem zakrwawione ostrze, wycelował w uciekającego i pociągnął za spust. Coś czego maszyny nie znają, to litość.
 

Ostatnio edytowane przez Raist2 : 08-12-2016 o 20:16.
Raist2 jest offline