Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2016, 20:39   #110
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Bix poleciał do przodu, jakiś strzał z karabinu plazmowego odbił się od jego tarczy energetycznej, kolejny trafił go w nogę... akurat w momencie, gdy chciał strzelić do Mecha, będącego przed nim już tylko jakieś 10m. Młotek spudłował więc po raz kolejny z wielkiej zapalniczki. Wroga maszyneria za to wzięła go na cel, wymierzono w jego stronę potężnych rozmiarów karabin laserowy, trzymany przez Mecha oburącz.

Błysnęło prosto w jego gębę.

Bix padając na śnieg z wielką dziurą w klacie miał naprawdę nietypową myśl w swej łepetynie:
~ Też chcę taki wielki, kozacki karabin…~

~

Doc wystrzelił po raz kolejny do jednego z Napavan, a po chwili do drugiego. Następny trup, i następny(był krytyk!) ostatniemu nawet widowiskowo cała głowa wprost eksplodowała zielonym wybuchem ichniej posoki... obrzydliwe. Owszem, widowiskowe, ale i obrzydliwe, o czym nie omieszkała wspomnieć podająca kolejne cele Rain.

Jedna z jaszczur w końcu zwróciła uwagę na snajpera na zboczu, trzebiącego ich szeregi.


Szybko powiadomiono jednego z Mecha na prawej flance bitwy. Ten zwrócił zamontowaną na ramieniu M300 Rhino Mass Cannon w stronę wrogiego duo, huknęło z lufy... i chybił o dobre 5 metrów.
- Kretyn - Skomentowała to po parsknięciu Rain.

~

3 żołnierzy towarzyszących Becky rzuciło czym prędzej 3 granaty w stronę mecha, i niestety nie upadły one tam, gdzie powinny. No ale chociaż przynajmniej zginął 1 z piechurów, a Mecha... osmaliło. Wtedy ten mechaniczny sukinkot odpowiedział Tsunami 480 plasma cannon, buchając w ich stronę ogniem, niczym silniki rakietowe, oni zaś rzucili się ku osłonom... wojaków spaliło i pilotkę również. Po chwili krzyczący z bólu, ciężko ranni, dymiący żołnierze zaczęli uciekać, zostawiając Becky samą... ale nie, jeden z nich został, również poparzony, skulił się jedynie za kawałkiem muru, zawodząc za sanitariuszem. Pilotka została praktycznie sama na placu boju...

Hangar został zasypany salwą z karabinów plazmowych. Większość była niecelna, gdyż obrońcy chowali się za resztkami ścian, mieli jednak już wszyscy pełne gacie po takiej kanonadzie i na ich gębach malowała się coraz większa panika. I wtedy ten jeden z towarzyszy broni, chowający się blisko Becky, ten który wcześniej został poważnie poparzony, oberwał nagle w tors i zginął na miejscu.

~

Nightfall strzelił do jednego z jaszczurów, trafiając go w klatę. Typek padł jak długi, prosto na plecy... nie, nie zginął jednak, poruszał jeszcze ręką, żył więc, choć był chyba śmiertelnie ranny...mężczyzna wycelował w kolejnego, nacisnął spust i... karabin plazmowy wydał cholernie wnerwiający dźwięk zdychających podzespołów elektronicznych(była krytyczna porażka). Skurczybyk się zaciął, czy może wyładowała jakaś bateria? Gówniane, pół-elektroniczne badziewie!.

Koło głowy mężczyzny przeleciała smuga energii plazmowej, a druga - w okolicach torsu - została zbita w bok przez Projectile Deflector. Póki co, wrogowie strzelali niecelnie...



~

Wśród bitewnego zamieszania, któryś z wrogów rzucił Arhonowi granat pod samiutkie nogi. Biodroid niestety nie zarejestrował sprawcy owego wyczynu… choć przynajmniej zauważył sam granat, gdy ten wylądował. Czym prędzej odskoczył więc w bok, wśród następującej niemal momentalnie ekplozji, uszkadzającej jego nogi w stopniu 16%.

A oprócz kliku jaszczurów piechoty, wrogi Mecha był również coraz bliżej.

Night potrząsnął z niedowierzaniem głową odprowadzając Bix'a wzrokiem. Oni szturmują, my się bronimy, taki kurwa układ, nie że oni szturmują i my szturmujemy. Co to niby miałoby wtedy być? Bezsens. Przeanalizował na szybko absurd sytuacji, zdejmując jeden z celi pałętających mu się po celowniku. Jaszczur ładnie się zwinął i padł na mordę, wyginając kończyny w tanecznych spazmach. Kolejny miał właśnie dołączyć do konkursu breakdance'a, lecz wtedy pierdolony karabin przeszedł na stronę wroga. Wszystkie kontrolki zaczęły migotać jak pojebane, by ostatecznie zgasnąć z cichym tyrczeniem jakiegoś wewnętrznego zwarcia, że nawet cholerny komunikat "Err" zniknął z wyświetlacza.
- Noż, teraz mi to robisz? - strzelec nawet nie tyle był zły, co zawiedziony. Broń, o którą tak bardzo dbał opuściła go w momencie próby. Bezbrzeżny żal ukłuł go w sercu. W pobliżu leżało jednak kilka trupów, więc miał w czym przebierać, co i czym prędzej uczynił. Podczołgał się do wciąż dymiącego otworem w czaszce najbliższego z żołnierzy. Mech był za daleko na wykorzystanie słodkich EMP, a ich nie mógł pod żadnym pozorem zmarnować. Skoro Młot planował samobójczy atak, mógł powiedzieć. Dałby mu je. Nie, żeby miał rzucać, prędzej trafiłby szóstkę w galaktycznej loteri. Dobiec i zdetonować pod stopami maszynki, ale chuj, teraz było za późno. Nightfall szarpał się, próbując wyrwać plazmówkę z obleczonych w rękawice dłoni poległego, by po chwili, już właściwie dozbrojonym, wrócić do gry. Leżenie koło zwłok nie należało do przyjemnych, jednak nie mógł wybrzydzać.
- No i co panie martwy? Koniec, nie? Jak to jest po drugiej stronie? - zagadał, namierzając zielonych, kręcących tam, gdzie leżał ten duży pojeb.

Arhon szybko przeanalizował sytuację. Jego mały oddział nie wytrzyma bezpośredniego starcia z mechem, szansa na to wnosi 2.3%. Szybko podjął decyzję.
- Rozproszyć się. - nadał na kanale swojej grupy - Ogień zaporowy na jednostkę pancerną. Wycofujecie się na wschód [w lewo]. Niech skupi na was uwagę. Zdejmę go. Dwójka oraz Trójka. - przed bitwą zdążył nadać każdemu żołnierzowi numer do szybszego kontaktu - Osłaniajcie mnie.
Po wydaniu rozkazów odwiesił karabin na plecy i biegiem ruszył w stronę mecha skupiając się całkiem na biegu oraz na unikaniu ostrzału.

Bixa walnęło niczym kafarem. Normalny człowiek nie przeżyłby tego, ale w tym przypadku ciężko mówić o młociątku jako o kimś zwyczajnym. Młot jęknął, otworzył oczy i pacnął się płaskim w gębę, by się ocucić. Potem podniósł cygaro z piersi, umieścił z powrotem w swoim miejscu.
- No dobra, zielone chuje... - złapał za popkornówę i odpalił ponownie w pierdolonego mecha, waląc go po nogach. Jak spudłuje... no cóż, może usmaży jakąś jaszczurkę?

-Jak ktoś ma dobry plan na chodzące konserwy to niech go wreszcie zrealizuje.- wtrącił na otwartym Bullit maskując strach irytacją. Jego życie właśnie przesunęło mu się filmowo przed oczami.
-Zmienimy pozycję…- rzekł potem do Rain kucając.- Przekradniemy się kawałeczek w prawo, do tamtych skałek. Nie ma co ułatwiać jaszczurkom zadania.

Pilotka mogła się pocieszyć jedynie tym, że jej kombinezon przewidywał podpalenie, choć nie był z azbestu i odczuła silne gorąco na plecach. Kask na szczęście ochronił jej włosy i głowę.
Zresztą nie miała czasu na myślenie i bardziej niż o siebie martwiła się o innych.
- Szlag! - rzuciła Becky, gdy poparzona kucała nad zwłokami żołnierza. Człowieka który stanął z nimi do walki, gotów bronić pozostałych i za którego Becka była odpowiedzialna. Zdawała sobie jednak sprawę, że nie mogła nic dla niego zrobić.
- Ej?! - wyrwało jej się, gdy pozostali uciekli. Zaskoczyli ją, ale po prawdzie Becka nie mogła ich za to winić. Sama chętnie wzięłaby nogi za pas, ale nie poddawała się tak łatwo.
W drugim rogu hangaru było dwóch innych żołnierzy i Becka czym prędzej ruszyła w ich kierunku, pochylona na wszelki wypadek. Wiedziała, że w ten sposób oddali się od strefy rażenia mecha i wraz z nowymi kompanami będzie mogła otworzyć ogień do piechoty nieprzyjaciela. Mech był poza ich możliwościami - piechota niekoniecznie.

Po 2 kolejnych strzałach, Nightfall posłał na śnieg następnego zielonego, tym razem definitywnie już martwego. Wciąż ich było jednak tak wielu, i nadciągali, nadciągali z uporem istnych oszołomów, wspierani przez cholerne Mechy. Od zaspy do zaspy, drzewka, skałki, podkradali się coraz bliżej i bliżej. Z pomocą ledwie kilku swych towarzyszy, mężczyzna nie potrafił zdziałać cudów. Oddziały z kolonii były bowiem miernymi siłami frontowymi, zdecydowanie jeszcze nie biorącymi udziału w takich potyczkach. To były zdecydowanie w większości żółtodzioby... a jakby na potwierdzenie tych myśli zginął kolejny z obrońców.

Znów jakaś jaszczurka strzeliła do Nighta, na szczęście jednak niecelnie...

~

To były po prostu kpiny.

Moooment... Bix znał takie słowo? No dobrze, w każdym bądź razie, to były istne jaja, i "Młota" powoli już zalewała krew (zarówno dosłownie, jak i w przenośni). PO RAZ KOLEJNY SPUDŁOWAŁ. Strzelił do Mecha, w jego nogi, a ten... ten sukinkot akurat się poruszył, zrobił krok w przód, i strzał poszedł między cholernymi, metalowymi nogami tej kupy złomu, która już naprawdę, naprawdę zaczęła wkurzać Bixa na całego. A zły Bix, to bardzo niedobrze. Bardzo, bardzo niedobrze...

No ale chociaż spaliło pieprzoną jaszczurkę, co to się za tym Mecha chowała.

Jakiś strzał przeleciał blisko Bixowej głowy... kolejny zaś zranił go w bok. Nie było fajnie, powoli go wykańczali.

~

Doc i Rain ruszyli, by zmienić pozycję. Truchcikiem, po zboczu wśród niewielkich skałek, we wskazane wcześniej przez Doca miejsce. Kobieta była na przodzie, ciągnąc za sobą stalową linkę - ich zabezpieczenie szybkiego odwrotu, gdyby zrobiło się za gorąco. I zrobiło się. W mgnieniu oka.

Wśród całej tej kanonady i wrzasków, jakie panowały na dole, coś huknęło nieco głośniej, i nagle lewa noga Rain przestała istnieć. Okropny, ogromny rozprysk krwi, przeraźliwy wrzask Rain, resztki niegdysiejszej kobiecej nogi, ochlapujące najbliższą okolicę. Na kikucie spadającym metr w dół zbocza został jedynie chyba cały tylko but... tyle przemknęło Bullitowi przed oczami w ciągu zdającej się trwać w nieskończoność sekundy. Rain straciła nogę w kolanie, z którego wylewała się istna fontanna posoki, barwiąca wszystko szkarłatem. Sama kobieta wyjątkowo szybko ucichła, zalegając nieruchomo na śniegu.

Doc zgrzytnął zębami.

~

TRX ruszył pędęm prosto na wrogów, rzucając się prosto pod ich lufy... których wystrzałów uniknął. Zatoczył spory łuk, dopadł w końcu Mecha od tyłu, wskoczył na jego szerokie plecy i jakoś się na nich utrzymał. Wtedy też sam oberwał w plecy. To jednak było za mało, by go powstrzymać. Chociaż, to co usłyszał wśród bitewnego zgiełku, mogło już zdecydowanie wpłynąć na jego dalsze działanie.
- Strzelamy w niego serią! - Warknął jeden z piechurów Napavan, znajdujący się kilka metrów za plecami Arhona.

~

Poparzona Becky przebiegła kilka metrów wzdłuż resztek ścian zniszczonego hangaru, by wraz z 2 innymi wojakami, jeszcze się w owych ruinach czającymi, nadal prowadzić ostrzał. Pech chciał, iż po chwili okazało się, iż obaj panowie spudłowali do nadciągających Napavan... pilotka za to zaliczyła efektowne trafienie. Ustrzelonemu przez nią jaszczurowi prosto w gardło, po chwili odpadł cały czerep(był krytyk!).

Znajdujący się obok niej żołnierz dostał mimo osłony w kolano, padając na ziemię z wrzaskiem. Ich siły topniały w zastraszającym tempie... i wtedy coś pieprznęło w resztki ściany, za którą się skrywała Becky, i owe resztki spadły na pilotkę, przygniatając ją. Oszołomiona, mogła ledwie co oddychać od ciężaru leżącego na jej ciele. Mecha walnął metalową piąchą w jej osłonę, i teraz leżała pod gruzem, nie mogąc się ruszyć... zamglonym wzrokiem widziała jak kilka metrów od niej ląduje w hangarze granat. Wojak nie miał szans, wybuchł mu on prosto pod nogami, odrzucając niczym szmacianą lalkę ze 2 metry w bok. Minimalnie poruszył jeszcze ręką, ledwo co żyjąc, było jednak już praktycznie po nim...
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline