Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2016, 21:38   #34
Agape
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Ciemność
Okazało się, że Mia owszem, chce orzeszki - ale szczury najwyraźniej nie znały pojęcia brania na kredyt i cóż: Zafara póki nie będzie faktycznie miał przy sobie prawdziwych orzeszków, to nici z małego przewodnika po tunelu. Toteż Mia podreptała tymi swymi małymi szczurzymi łapkami za swoim panem, a Zafarę zostawiła samego sobie.
Zafara nie znał zbyt dobrze tych korytarzy. Nie udał się za mistrzem gryzoni, który ewidentnie chciał zostać sam ze swoimi zwierzakami, tylko postanowił na własną rękę sprawdzić labirynt. Z braku laku zawrócił i udał się w ten hol, z którego wylewało się shinso - czyli w ten, do którego wcześniej weszła jego zniecierpliwiona towarzyszka. Żeby było zabawnie, byłby ją w stanie śledzić, jej energetyczny ślad wciąż czuł wyraźnie.
Niespecjalnie miał gdzie w nim skręcać, droga prowadziła prosto i była nieregularna, podłoże nie było równe; wydawało się podtopione przez ślad energetyczny wytworzony przez jego kompankę. W oddali zobaczył słabą niebieską łunę - czyżby doganiał R.? Ta szła powoli przed siebie, nie zwracając uwagi na Zafarę.
Ostatecznie sam mógłby przyspieszyć, niemniej nie było takiej potrzeby - w pewnym momencie R. zatrzymała się i powoli obróciła się w kierunku białafutrzastego. Kula niebieskiego ognia oświetlała jej postać oraz korytarz. R. nic przez chwilę nie mówiła, tylko patrzyła się na ducha.
Ten odwzajemnił jej spojrzenie i również się nie odezwał. Z R jakoś się nie dogadywał, wielu rzeczy nie chciała mu powiedzieć, zaś to co mówiła nie bardzo rozumiał. Nie ufał jej. Nie miał bladego pojęcia dlaczego Jednooki zaprowadził go akurat do niej, tak jak wcześniej naprowadził go na Strife'a. Do tej pory myślał, że ranker jest po prostu wyjątkowo niefrasobliwy, teraz zaczynał wątpić w jego dobre intencje. Cały ten gniew ziemi, tajemnicze drzwi oznaczone gwiazdą, zamknięcie trzeciego piętra, Afaz, wszystko to było częścią jakiejś większej układanki, której on Zafara nie miał szans poskładać do kupy. Po kilkunastu sekundach wypełnionych intensywnym milczeniem odwrócił wzrok i poszedł dalej korytarzem. Nie obchodziło go czy R- nawet swojego imienia nie chciała mu zdradzić- pójdzie za nim czy zawróci.
Kiedy oddalił się od niej kilkanaście kroków, niespodziewanie się odezwała za jego plecami:
- Dowiedziałeś się czegoś od tamtego świra?
Duch zatrzymał się i odwrócił przez ramię, nie miał ochoty rozmawiać.
-Ponoć kiedyś miał tu swoją kryjówkę niejaki Gilgamesz.- podzielił się pierwszym co przyszło mu do głowy, jakby to była ciekawostka bez większego znaczenia, zresztą dla niego tak właśnie było, nigdy wcześniej nie słyszał tego imienia.
Zafara zgodnie ze swoim zamiarem poszedł dalej, nie niepokojony przez R., która została w tyle ze swoim niebieskim ogniem. Dalej robiło się ciemniej i ciemniej, na tyle, że i on sam nic nie widział. Pomimo to Zafara udał się dalej i musiał iść na ślepo - shinso stopniowo gęstniało. Postanowił pomóc sobie latarką w telefonie.
Bateria miała obecnie 33% mocy.
Powinno mu jeszcze na trochę starczyć. Postanowił działać na tym co ma.
Włączył światło. Skondensowana ciemność rozproszyła się na tyle, że widział, co może mieć pod nogami.
Podłogę, zniszczony metalowy grunt. Rdzę na ścianach. Poszedł dalej, mając R. w nosie.
Po drodze nic szczególnego nie spotkał.

Drogę miał tak spokojną, że pewnie szybko się znudzi. Gdyby chociaż taki Afaz wyskoczył zza rogu, to przynajmniej rozruszałby atmosferę. Albo Legion chociaż?

Światło latarki padło na coś okrągłego i matowego. Miało trzy dziury w kopule, dwa wyglądały na oczodoły, a trzecie na dziurę - prawdopodobnie po pocisku, który po drodze poharatał skroń po prawej stronie. Zafara szybko dojrzał resztę szkieletu. Humanoid, co tutaj zginął, został postrzelony. Musiało to się stać bardzo dawno… albo szczury do tego czasu zdążyły zeżreć to truchło, które pozostało. Mało co z mięsa się na nim ostało.
Sądząc po śladach na zakurzonej podłodze shinsoista ocenił, że gryzonie skończyły swoje dzieło dawno temu i od tej pory resztki leżały nie niepokojone i zapomniane przez wszystkich. Nie wyczuł w otaczającym denata shinsoo niczego niepokojącego, tak jak i nie dostrzegł niczego co zdawałoby się nie na miejscu. Mógł zgadywać czego ów nieszczęśnik tutaj szukał i dlaczego znalazł śmierć, ale jakoś nigdy takich zabaw umysłowych nie lubił, ominął więc zewłok i podreptał dalej korytarzem. Nie bał się. Nie łatwo jest wzbudzić niepewność w kimś kto w jednej chwili może ewakuować się portalem w bezpieczne miejsce.

Zafara zostawił zwłoki w spokoju i ruszył dalej. Znów znalazł ostoję w spokoju, te szczury, co zeżarły denata (lub nie, ale prawdopodobnie one przyczyniły się do stanu znalezionych zwłok), też mu się nie pchały na drogę. Nagle telefon zawibrował mu…
6% mocy na baterii? I jeszcze mu latarka się pa~
Tak, latarka z telefonu w tym momencie zrobiła “pa” i zgasła, a Zafara został sam we wszechobecnych ciemnościach. Samotność nie przeszkadzała mu w najmniejszym stopniu, ciemności także się nie obawiał, ale mimo wszystko wolałby coś widzieć. Bateria w telefonie tak jak wszystko w wieży działała na shinsoo. Sam długouchy miał wysoki poziom magicznej energii zaś bateria bardzo niski. A gdyby tak podzielił się ze swoim urządzeniem? Postanowił przelać niewielką porcję shinsoo ze swojego ciała wprost do baterii.

Zafara skoncentrował się na próbie podładowania telefonu. Niestety, teoria (zwłaszcza ta nie do końca poznana) nie przekładała się zbyt często na praktykę, zwłaszcza, że urządzenia nie działały tak w zupełności jak duchy czy istoty inteligentne, zwłaszcza w kwestii shinso-energetyki. Zafara przesłał swoje shinso do sprzętu, ale coś poszło nie tak - wydawało mu się, że usłyszał trzask w sprzęcie i ekran zgasł. Kiedy białofutrzasty próbował włączyć telefon, urządzenie nie reagowało. Nie włączyło się. Były dżin zrozumiał że zepsuł sobie telefon i latarka nie pomoże mu już zobaczyć dalszej drogi. Wstrząsy uspokajały się co jak sądził powinno wkrótce odblokować mu możliwość przemieszczania się przez ściany. Mimo bardzo wyczulonego zmysłu shinsoo nie był w stanie ocenić, czy sytuacja już uległa poprawie, czy nie, nawet dotykając stanowiącego barierę dla jego materialnego ciała materiału. Zdematerializował się więc i przekonał, że zagłębianie się w ścianę jest tak samo trudne jak wtedy gdy ostatnio tego próbował. No nic może musi poczekać trochę dłużej. Póki co postanowił jeszcze przez jakiś czas brnąć dalej po omacku.

Sytuacja bez latarki wyglądała niejasno, i okazała się być cięższa niż by tego chciał Zafara. Dobrze, że posiadał bardzo wyczulony zmysł shinsoo, ale po drodze i tak potknął się o jakieś śmieci. Jakieś kolejne pogryzione przez szczury truchła. Już dwa kolejne. Co niektóre stwory ciągnęło do tych podziemi? Tym razem nie natknął się na humanoida, tylko jakąś przerośniętą skolopendrę… drugi to było coś bardziej humanoidalnego, ale na pewno człekiem nie było. Zafara nadepnął na rogaty łeb tego drugiego zdechlaka, rozległ się głośny trzask spod jego nogi.

Z roztrzaskanej głowy wydobyła się jakaś obrzydliwa maszkara - wyglądała jak trzy stopione ze sobą zmasakrowane głowy z dwoma poskręcanymi łapami wyposażonymi w ostre pazury. Jednemu z tych łbów wystawał obślizgły jęzor. Nie wiedząc czemu - Zafarze skojarzyło się to z…
Novemem.

Maszkara ruszyła, a raczej doskoczyła… czy zapikowała w kierunku Zafara, chyba chcąc i jego pożreć. Okazało się, że pokraka miała pazury przeładowane shinso - zdążyła mu nimi rozorać twarz. Zaskoczony władca piasku odruchowo się zdematerializował co tym razem nie przyniosło żadnego efektu, paskuda przyczepiła mu się do pyska i chyba chciała skonsumować go żywcem. Wróciły wspomnienia długiej i beznadziejnej walki z Novemem. Zdecydowanie miał nadzieję, że już nigdy nie będzie mu dane oglądać tego wyjątkowo męczącego stworzenia ani istot mu podobnych. Jedną dłonią chwycił za zmutowaną masę starając się ją od siebie oderwać, druga dłoń sięgnęła po sztylet. Doskonale pamiętał, że jego magiczne ostrze poprzednim razem zrobiło na przeciwniku wrażenie. Nie zamierzał się patyczkować, chciał zadźgać maszkarona tak jak zrobił to z Afazem i pozbyć się go raz na zawsze. Ostrze zagłębiło się gdzieś w masie pomiędzy jedną, a drugą głową potwora. Chwilę później mutant zrozumiał, że dłoń której niewielkie pazury trzymały jego drugi łeb ma na celu nie tylko przeszkodzenie mu w konsumpcji, ale też w ucieczce i łatwo nie puści. Mimo usilnych starań i nadzwyczajnych wygibasów pokracznych kończyn kreatura nie zdołała się wyswobodzić, ani też zranić Zafary. Pokryta puszystym białym futerkiem istota kolejny raz pokazała, że mimo iż nie szuka zaczepki to lepiej jej nie drażnić, zagłębiając ostrze swojego sztyletu głęboko w oczodole pierwszego łba. Żeby ułatwić sobie zadanie koziorogi przycisnął oponenta do ściany i zadał kolejny pewny cios. Prawdopodobny krewniak Novema zaczął wyraźnie słabnąć i nie stanowił już zagrożenia, ale nie mógł liczyć na litość. Zafara miał zamiar dokończyć dzieła i upewnić się, bardzo porządnie się upewnić, że mutant nie żyje.
Nie przeżył egzekucji ze strony Zafary, nie wygląda na to, że odżyje i pomacha mu na pożegnanie łapkami.
Wciąż był zdechły.
I dalej nic.
I nic.
I nagle~
Też nic. A kto umarł, ten nie żyje.
Niezależnie od tego, ile razy Zafara wepchał mu ostrze w ciało, zdechlak nic sobie nie robił z napastowania. Tylko bardziej był zmasakrowany. Zafara wepchał martwego zwierza w ścianę, którą uprzednio zdematerializował. Niemniej dematerializacja ściany nie do końca się powiodła, gdzieś za ścianą musiała się nasączyć sporą ilością shinso i kawałek zwierza wystawał ze ściany. Zwłaszcza ten kawałek zwierza z trzecim łbem i łapą. W tej sytuacji Zafara postąpił tak jak postąpiłby na jego miejscu każdy psychopatyczny morderca. Doznawszy nagłego olśnienia postawił obok siebie portal bez pary by świecący owal pomógł mu lepiej zorientować się w sytuacji, a potem zwyczajnie odkroił wystające kawałki. Następnie dopasował powstałe mięsne puzzle do przestrzeni którą dysponował. Zajęło mu to sporo czasu i uświnił się śmierdzącą juchą niemiłosiernie, ale wreszcie udało mu się pogrzebać szczątki pod warstwą twardej stali dającej pewność że “Novem” obojętnie jak przerażającymi mocami by nie dysponował już zza grobu nie powróci. Wyczerpany psychicznie duch, zdematerializował się, a obrzydliwa maź pokrywająca jego śnieżnobiałe futro w większości opadła na zakurzoną podłogę. Wciąż zostało jej jednak na tyle by kąpiel w najbliższej przyszłości stała się koniecznością.

Miał dość, zdecydowanie dość zwiedzania tego bunkra. Zostawił portal w miejscu starcia, a drugim wrócił tam gdzie odpoczywał razem z R. R oczywiście na miejscu nie zastał, tak jak i nikogo innego, co akurat uznał za dobry znak. Nie pamiętał drogi na powierzchnię, ale kurz na podłodze zapamiętał ją dla niego. Stworzył niewielki portal dający nie więcej światła niż świeczka i przemieszczając go ze sobą niczym builder -że też wcześniej na to nie wpadł- zaczął szukać własnych śladów. Nie było to łatwe, czasem trudno było coś zauważyć w świetle którym dysponował, zwłaszcza przy dużej aktywności szczurów. Małe łapki miejscami zupełnie starły kurz z bardziej uczęszczanych przez gryzonie szlaków. Niemniej mimo trudności duch czynił stałe postępy i ostatecznie dotarł na powierzchnię, nie spotkawszy po drodze nikogo.

Od razu poczuł różnicę. W powietrzu, czy też jego czystości, a przede wszystkim w… temperaturze. Panował bowiem mróz, przed jego oczami polana świeciła bardzo słabo od shinso… które tej nocy spadło w postaci śniegu. Gdzieniegdzie Zafara zobaczył iskry i to nie od światła znajdujących się bardzo daleko od niego latarni. Śnieg ten na tyle świecił, że gdyby się uprzeć, mógł zastępować mu źródło światła, a przy jego wzroku… spokojnie.

Gorzej było z przechadzaniem się po śniegu.
Czuł się jak mała syrenka, która po pakcie z morską czarownicą wyszła na ląd - przynajmniej wedle wersji niejakich braci Grimm. Bowiem pierwsze kroki czuł jak deptanie po potłuczonym szkle, a w lepszych momentach - jak chodzenie po papierze ściernym. Co gorsza - Zaf nie posiadał butów, więc na razie nie miał się jak uchronić przed nieprzyjemnym wrażeniem.

Świat chyba naprawdę oszalał. Kiedy schodził pod ziemię, w koło zieleniły się rośliny i choć trochę padało, temperatura była całkiem znośna. Teraz trafił w sam środek ciężkiej zimy... ze świecącym śniegiem. Pierwsze zetknięcie ze zmrożonym shinso było jak rażenie prądem. Od razu cofnął się w głąb nory z której wylazł. Musiał spróbować czegoś innego. Zdematerializował się i spróbował nad białym puchem przelecieć. Nie wyszło. Przebył ledwie kilka metrów kiedy ciało wbrew jego woli wróciło do normalnej postaci i spadł prosto w półmetrową warstwę shinsowych okruchów. Dla istoty która bez obaw bierze w dłonie tłuczone szkło, a widząc dziurę wielkości pięści w swoim brzuchu reaguje wzruszeniem ramion, całkowicie niezdolnej do odczuwania fizycznego bólu, nagłe porażenie shinsoo było doświadczeniem doprawdy koszmarnym. Skamląc żałośnie shinsoista zaczął wykonywać niezborne ruchy, wszystko byle czym prędzej przedrzeć się przez puch do bezpiecznej nory. Kiedy wreszcie mu się to udało, miał śnieg dosłownie wszędzie. Luźna szata nie chroniła przed nim prawie wcale, a futro zdawało się wręcz przyciągać świecące drobinki. Starając się strzepnąć ile się da zanim stopnieje, obiecał sobie, że już więcej tego świństwa nie dotknie. Poczeka aż stopnieje... no chyba że napada więcej.
 
Agape jest offline