Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2016, 22:34   #5
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Bob poniekąd zdziwił się, że wycieczka jest w trybie natychmiastowym ale przecież nie będzie zdradzał po sobie zdziwienia. Uśmiechnął się tylko odsuwając w tył głowy pomysł, że Markov zawołał ich losową zgraje bo reszta była niedostępna w trybie natychmiastowym. Właściwie, nie miał nic przeciwko. Ostatecznie to płatne wakacje a ci których one ominęły tracą jak lamy. Odwrócił się od małpy i przykucnął. - Wskakuj na plecy. - polecił. Teoretycznie był tu mały konflikt. Naburmuszona czarodziejka też wygląda na postać którą może lepiej nosić niż kazać samej chodzić średnio-duże odległości ale posiadanie małpy na plecach było poniekąd cooler. Jak młoda będzie padać z wycieńczenia to zawsze można zwinąć ją pod pachę.
Małpka chwile się wahała, jednak postanowiła skorzystać z propozycji, siadając na barana na ramionach Boba.
- Robię to tylko dlatego, że to zachowanie jest praktykowane też przez ludzkie dzieci. - zaznaczyła poważnym tonem, siląc się na używanie inteligentnych słów.
Kalythee zamyśliła się na moment, stukając się palcem po brodzie zapytała.
- Czy to daleko mistrzu? Kto mnie zastąpi za barem? Co powinnam za sobą zabrać? - To ostatnie pytania zadała raczej samej sobie. Po krótkim namyśle, machnęła ręką.
- To jak, gotowi na przygodę? - Uśmiechnęła się szeroko, do pary towarzyszącej jej w tej wędrówce magów.
- Jeden dzień drogi, więc kilka sztuk ubrań na pewno się przyda. O resztę się nie martw, wszystko tutaj będzie dopilnowane. - uspokoił pajęczyce Markarov.
Cassandra miała wiele pytań i obaw, lecz biorąc pod uwagę, że nikt się nie wychylał ani nie zgłaszał zastrzeżeń, uśmiechnęła się jedynie nieśmiało. Jak najbardziej jestem gotowa… Tak jednak myślę… że może jednak więcej szczegółów naszej wyprawy byłoby wskazane?-odetchnęła głęboko, bo o jedno zdanie wypowiedziane wśród tak licznej grupy musiało ją dużo kosztować. Zdecydowanie wolała działać, niż mówić. A najlepiej działać w pojedynkę.
Markaov uśmiechnął się zażenowany, drapiąc się po tyle łysiny. - Nie słuchałem… -oznajmił dobitnie. - Mój przyjaciel to naukowiec, używa wielu mądrych słów, a nie chciałem zajmować mu czasu. Po prostu się zgodziłem. - wytłumaczył się mistrz, lekko czerwieniejąc na twarzy.
Coś nowego i zupełnie nieznanego…Naprawdę fascynująca rzecz, taka przygoda.-starała samą siebie przekonać, wygłaszając swoje zdanie głosem w miarę, jak na jej możliwości, entuzjastycznym.-To kiedy wyruszamy?
- Pociąg mamy za jakąś godzinę. - odparła małpka z pleców Boba, zerkając na wiszący na ścianie gildii zegar.
-To idziemy po kąpielówki. - Zdecydował Bob ruszając z małpą do swojego pokoju na wyższych piętrach gildii. - W sumie to twój ojciec, może ty kojarzysz po co mu magowie? - zapytał, stawiając stopy na schodach.
- To ja lecę szybciutko się spakować kochani. Nie ruszajcie beze mnie! - Kalythee jak stała, tak skoczyła do schodów i szybko pobiegła do swojego pokoju.


Cool, cooler, monkey boy.

Na zadane pytanie mężczyzny małpa odpowiedziała szybko...acz niekoniecznie zrozumiale. - Trzeba skalibrować prędkość przepływu strumieni, a ponieważ mogą one reagować w inny sposób na różne rodzaje magii, trzeba sprawdzić czy amplituda zmian przy dużej rozpiętości potencjału magicznego ma znaczący wpływ na efekty bariery.
Bob podrapał się po skroni wspinając się powoli po schodach. Otworzył drzwi do swojego pokoju które z cichym piskiem uległy pchnięciu. Wszedł do wnętrza, zatrzasnął je ruchem nogi i rozejrzał się.
Jego pomieszczenie mieszkalne można było łatwo określić słowem “bajzel” lub jego młodszym bratem “bałagan”. Łóżko albo raczej wyro nie było specjalnie pościelone. Ubrania podzielone w wyraźne i niesamowicie podobne zestawy wisiały z różnych krzeseł czy samego parapetu, podzielone wedle tego ile razy były noszone od ostatniego prania. Pomieszczenie miało jeden niski stół z poduszkami dookoła, jedno biurko z lampą z której wisiały trzy różne pary okularów przeciwsłonecznych oraz szeregiem książek ustawionych wzdłuż pod ścianą wliczając: “How to be cool”, “Picking up chicks for losers”, “Guide to dressing like a badass”, “Guitar 101”, czy poradników o budowaniu ciała. W kwadratowym pomieszczeniu znajdowała się jedna szafa na ubrania oraz drzwi do pobocznego pokoju - łazienki, które od zawsze były otwarte na oścież. W końcu tak szybciej wejść.
-W sensie jest ryzyko magicznego porażenia prądem, czy jak? - spytał wreszcie zdradzając, że ostatnie pięć do dziesięciu minut absolutnej ciszy było jego próbą zrozumienia co małpa chciała mu przekazać.
Młody goryl westchnął ciężko. - Niekoniecznie, chodź to jedna z możliwych reakcji. Trzeba sprawdzić czy bariera nie będzie się destabilizować, przy dużym natężeniu magicznym, a tym samym zmieniać swych właściwości. Teoria mego ojca zakłada, że kontrolowanie ilości pobieranej z żył energii, musi być dostosowywana do obecnej w powietrzu magii. - młodzian, spróbował wytłumaczyć złożony problem fizyko-magiczny prościej.
-Aaah, tak jakby stężenie. To ma sens. - zgodził się Bob otwierając jedną z szaf, zdjął z górnej półki jakieś kąpielówki. Nie śmierdziały, więc złożył je i schował do kieszeni. - Właściwie jak się nazywasz?
- Jestem Reb - przedstawiła się małpa. - Po co ci kąpielówki? - zapytał w końcu młodzian, nie rozumiejąc pakowania tego typu przedmiotów na misje naukową.
-To nie idziemy do Aquaparku? Tak to Markov przedstawił. - zdziwił się Bob.
- No mamy tam i wodne atrakcje… ale przecież macie tam pracować…
-Bez obaw, nie będę wykonywał tej pracy całe życie. - zaśmiał się. - Jestem najzajebistszym magiem całego Fairy Tail: BOB! - przedstawił się dumnie. - Raz dwa i będzie po testach, wtedy można pójść się pobawić. - stwierdził rozkopując sterty kartonów aż znalazł oparty o ścianę futerał z gitarą.
Reb nie wyglądał na zachwyconego postawą maga, jednak nie uraczył tego dalszym komentarzem. Rozejrzawsze się po pokoju, nie znalazł nic, co przykuło by jego uwagę na dłużej. Odruchowo poprawił okulary, by w końcu przerwać niezręczną ciszę. - Teoretycznie rozumiem pobudki waszego mistrza w doborze kobiety-pająka do tego zadania, ale jak sądzisz czemu uznał też ciebie i tą drugą człowieczkę za odpowiednich?
Bob podszedł powolnym krokiem do biurka. - To oczywiste, już ci powiedziałem. - siegnął po jedne z okularów słonecznych, dość klasyczną parę i założył je. - Bo jestem Cool. A ona, cóż, potrzebuje trochę pomocy aby znaleźć swoje cool. - stwierdził i po chwili zastanowienia wziął jeszcze jedną parę. Chciał podać ją małpie ale zauważył, że ta już jakieś nosi. Zamiast tego schował je do kieszeni.- I w sumie nie żeby jej na złość. Są różne rodzaje cool. Twój ojciec brzmi jak Cool scientist, ja jestem cool magician. Ona niestety jest emo. Ale nie martw się, coś wymyślimy. - uśmiechnął się do małpy pokazując kciuk uniesiony w górę, w pełni przekonany, że młody Reb też interesował się tym “problemem” czarodziejki.
Bobowi odpowiedział tylko cichy pomruk. Najwidoczniej młody naukowiec oddał walkowerem próbę dialogu, skupiając się głównie na otoczeniu.
Bob miał co chciał. Zabrał się więc na dół do reszty wraz z swoją uprowadzoną małpą, gotów udać się z nimi na stację kolejową.
 
Fiath jest offline