Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2016, 22:57   #114
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Theseus, Laura i Adrien spotkali się pod szerokim okapem dachu Breugetów. Ciurkiem z jego krawędzi lała się woda. Wyglądało na to, że uwięziła przypadkowych przechodniów na kilka chwil.
- Drugi raz tego dnia na siebie wpadamy, panienko Lauro - powiedział Theseus, próbując przekrzyczeć burzę. Spojrzał na Adriena i skinął do niego.
- Pochwalony, synu.
- Pochwalony! - odkrzyknął Adrien, a razem z tym krzykiem zagrzmiało.
- Ojciec Theseus?! - zdziwiła się przytrzymując swój kapelusz z naciągniętym na niego kapturem. - Ojciec też lubi patrzeć na burze?!
- Tak jakby - mruknął kapłan, wykrzywiając zarośniętą brodę. - Wielki Budowniczy potrafi być równie gwałtowny, co miłosierny, panienko - dodał, poprawiając na sobie płaszcz i stawiając kołnierz, by w bezskutecznej walce ochronić się przed zacinającym wiatrem.
- Widzę, że wasze popołudniowe spotkanie skończyło się wieczornym spacerem, hm? - Theseus spojrzał krzywo na Adriena, jakby co najmniej oskarżając go o obmacywanie niewinnej Laury i próbę jej uwiedzenia.
Mężczyzna tylko przełknął ślinę. Wiedział po spojrzeniu dokąd myśli prowadziły duchownego.
- Odwiedzaliśmy kogoś - wyjąkał szukając wzrokiem jakiegoś wsparcia u Laury.
- Nie wszyscy mogą sobie pozwolić na spędzenia dnia przy rozmowach, proszę ojca - odpowiedziała Laura, której w głowie w ogóle nie było podobnych myśli. - I taki to spacer ze wszystkiego wyszedł, że zerwała się ulewa...
Adrien pokiwał głową nerwowo.
- No i jest tamto drzewo - wskazał palcem. W odległości ponad trzydziestu metrów stało uschnięte, martwe drzewo, którego gałęziami kołysał wiatr. Wyglądało dość ponuro...
Theseus pokiwał głową, jakby przyjmował wymówki młodych. Westchnął tylko i ponownie poprawił kołnierz.
- I co z tym drzewem, synu? - mruknął, spoglądając na Adriena i podążając wzrokiem za jego palcem.
- Ty powiedz - Drwal zwrócił się do Laury.
- Wysoko w tym drzewie jest dziupla, w której jest coś metalowego. Chcemy sprawdzić co to, ale najwidoczniej nie będzie nam dane w taki deszcz - odpowiedziała patrząc to na kapłana, to na przyjaciela, to na dach domostwa, czy na wskazane drzewo.
- W drzewie. Dziupla. Coś metalowego - Theseus mimowolnie uśmiechnął się lekko do siebie. - Ehh ci młodzi… Ledwo już pamiętam, jak sam ganiałem po drzewach - pokręcił głową i zerknął na dwójkę, zmieniając spojrzenie z “przestańcie się obmacywać” do “głupiutkie dzieci”.
- Jak by mnie ojciec podsadził i piorun by nas nie strzelił to bym zajrzał co tam jest… - napalił się młodzieniec.
Cicerone zmrużył oczy i spojrzał na Adriena, jakby tym wzrokiem chciał ugasić jego dziwny zapał, jednak… Ostatecznie mruknął coś i przygryzł wąsa.
- Aż tak wam zależy, żeby sprawdzić tę dziuplę? - spytał, przeskakując po nich spojrzeniem.
Laura miała mieszane uczucia, co do takiego przedziwnego pomysłu. Jej samej nie zależało jakoś za specjalnie, jedynie była ciekawa, cóż tam wpadło do środka. Najwidoczniej do Adrien, który zasłyszał od niej, był bardziej zdeterminowany do realizacji pomysłu, niż sama pomysłodawczyni.
- Tam zaraz zależy… - Mężczyzna próbował udawać, że nie zżera go ciekawość. Zadarł głowę i zmarszczył twarz - Trochę pogoda odstrasza, ale jak tu już jesteśmy… to można spróbować…
Kapłan westchnął i spojrzał w kierunku świątyni. Może zastanawiał się nad tym, czy nie lepiej będzie po prostu zostawić dwójkę młodych samych sobie. Widać było, że spędzali czas ze sobą i podchodzący pod pięćdziesiątkę zrzędliwy klecha nie był dla nich najlepszym towarzystwem.
Theseus uśmiechnął się lekko i pokręcił głową. W jego oczach zapaliły się małe ogienki.
- To lepiej się pośpieszmy, zanim zbłąkany piorun trzaśnie w to drzewo i spali wasz skarb - odparł, spoglądając na młodych i wyszedł spod bezpiecznego daszku.
- ~Ale...~ - wtrąciła Laura, której rozsądniejsze zdanie nie miało już znaczenia.

Obaj mężczyźni upewnili się, że panienka Laura wytrzyma te kilka chwil bez ich obecności i pobiegli pod drzewo jak dwie wystraszone dziewuszki, chroniąc głowy od lejącego z nieba deszczu.
- Powariowali... - skomentowała pod nosem oglądając całe zajście.
- Wskakuj, synu! - zawołał Theseus, próbując przekrzyczeć burzę. Pochylił się pod drzewem i splótł dłonie, tworząc w ten sposób oparcie dla stopy Adriena.
Mężczyznę dwa razy nie trzeba było prosić. Skorzystał ze splecionych rąk duchownego, postawił bucior i już za chwilę chwytając się gałęzi, wpisał się po drzewie. Na Theseusa posypało się kilka złamanych gałązek. Drwal chwycił się mocno i zajrzał w głąb czarnej jamy.
Cały czas lało i błyskało się. Duchowny nie zadzierał głowy lub robił to ostrożnie. Ledwo było cokolwiek widać. Za chwilę gruchnął mężczyzna na ziemię lekko się potykając. W ręku miał zwinięty worek jutowy.
Cicerone wyciągnął dłoń do chłopaka i pomógł mu wstać. Poklepał go przyjaźnie po ramieniu.
- A teraz biegiem, wracamy! - zawołał, ruszając w stronę Laury.
Obaj dobiegli do poddasza. Byli kompletnie przemoczeni jakby wyszli ze stawu.
- Powariowali... - przywitała ich Laura z zadziwieniem i lekkim uśmiechem.
- Nie wiem, czy wziąłem wszystko. Było tam dość ciemno - przekrzykiwał grzmot burzy Adrien. Kapało mu z brwi na oczy, a po twarzy ciurkiem ciekły krople wody z mokrych włosów. Spojrzał na świątynię, jakby zatęsknił za jakimś suchym miejscem. Wyciągnął dłoń ze znaleziskiem w kierunku Laury.
- Twoje. Pierwsza zauważyłaś - powiedział.
Pakunek został przekazany, choć za sprawą latarni i z braku dodatkowej ręki, zawartość dalej pozostawała tajemnicą.


- Przydałoby się trochę wysuszyć co, poszukiwacze skarbów? - odparł rozbawiony Theseus. Widać było, że przez całą tę akcję ujęło mu kilka lat i choć na chwilę stał się młody duchem i pełen wigoru.
- Zapraszam was do świątyni, moi młodzi Nosiciele Dusz.
- Na mnie trochę za daleko, proszę ojca. Babcia pewnie nie będzie miała nic przeciwko, by tam wyschnąć. Parasol na drogę powrotną też powinien się znaleźć - opowiedziała unosząc głos.
Adrien ochoczo kiwnął głową na zgodę. To był dobry plan by się gdzieś zagrzać, sprawdzić co w tym worku siedzi i pójść to przepić do “Kocura”...
- Dobrze więc - powiedział Cicerone, a w jego oczach powoli zaczęły gasnąć wcześniej wykrzesane ogniki. - Tu się więc rozejdziemy. Adrien! - wskazał chłopaka paluchem. - Odprowadzisz panienkę Laurę pod same drzwi jej domostwa, a później wrócisz do siebie. Zrozumiano?
Młodzieniec przełknął ślinę i pokiwał nerwowo głową.
- Zuch chłopak - uśmiechnął się lekko Theseus i poklepał swoją wielką łapą Adriena po policzku jak syna. - W takim razie miłego wieczoru wam życzę. I dziękuję za dostarczenie mi tej odrobiny rozrywki. Dobrze jest czasem poszukać skarbów - dodał rozbawiony i skinął do dwójki młodych, po czym ruszył z pochyloną głową do świątyni.
- Dobrej nocy, proszę ojca! - pożegnała go Laura spoglądając po tym na Adriena. - Nie jest to jabłko... Ale jak widać nic od dzieciństwa się nie zmieniło... Tutaj przynajmniej nie spadłeś z drzewa - dodała skulona z miną marzącą o gorącym mleku przed kominkiem. Na niebie grzmiało i wiało tak, że srebrnowłosa nie wiedziała nawet, czy Adrien w ogóle ją usłyszał.
- Odprowadzę cię - uśmiechnął się i spojrzał w górę oceniając czy długo jeszcze będzie padać. Laura pokiwała głową nie chcąc już przekrzykiwać burzy. Nie zamierzał stać tu i czekać. Było już późno i oboje mieli przemoczone ubranie. Jeszcze kilka chwil na tym wietrze i oboje skoczą z zapaleniem płuc.
Parka żwawszym krokiem obeszła część domostwa i w końcu Laura trafiła pod dach dziadków. Po szybkim pożegnaniu, gdyż Adrien nie raczył wchodzić a stanie na deszczu nie należało do największych przyjemności. Będąc wolny mógł w końcu czmychnąć do własnej chałupy.
 
Proxy jest offline