Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2016, 18:19   #26
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Stanton

Szlachecki przyjaciel inżyniera ruszył w kierunku najbliższego powozu, który można było wynająć do poruszania się po najbogatszej części Dzielnicy Wewnętrznej. Stanton musiał teraz zaplanować dalsze posunięcia. Siedziba Zakonu Inżynierów była bliżej, Pośrednicy byli dalej na obrzeżach, potrzebowali bowiem więcej miejsca na place treningowe i garaże dla sprzętu bojowego.

W tym samym czasie przypomniał sobie też o obliczeniach, które zlecił komputerowi dobre parę godzin temu. Wydawało się, że zaszyfrowana wiadomość-zagadka z jego Gildii wreszcie została rozszyfrowana. Była tam mowa o nowym zaleceniu Patriarchy, z którym zapoznał się już z ust jego “spowiednika”, była też informacja bardziej organizacyjna. Mistrz ich oddziału Gildii, magister Ghwalo zaginął w przestrzeni kosmicznej dobry miesiąc temu i mimo nasilonych poszukiwań nie było nadal po nim śladu, a to zgodnie z regulaminem oznaczało, iż rozpoczynał się proces wyboru jako następcy.

Stanton nie miał co prawda wystarczająco wysokiej rangi, by samemu kandydować na to stanowisko, ale jego pozycja dawała mu dwa głosy przy wyborze, a te w stosunkowo niewielkiej enklawie Inżynierów mogły okazać się dla ubiegających się o stanowisko mistrza bardzo ważne. Problem w tym, że wybór nie był łatwy. Bladawy i niski Aldon Vanderi był bardzo ambitny i wprawny w fachu, ale wydawał się zimny i czasem bezlitosny w dążeniu do zwiększania wpływów Gildii i - czasem również - własnych celów. Za to podstarzały już czarnoskóry Karul Vi’Gral był typowym serdecznym dziadkiem, był dobrotliwy i wyrozumiały, do tego niezbyt sprawnie poruszał się w najnowszych odkryciach technologii, preferując przestarzałe metody, a w Gildii chodziło przecież o interesy. Inni członkowie Ligii Kupieckiej z pewnością wykorzystaliby słabość przywódcy Inżynierów.

Stanton stał przed kolejnym wyborem. Aldon byłby lepszy dla ogółu gildii, owszem dbałby z pewnością o własne interesy… tak robi każdy. Jednak najpewniej robiłby to umiejętnie i z korzyścią dla wszystkich jej członków. Inaczej wygryziono by go ze stołka jaki zajmuje. Nie pasowała mu jego bezwzględność w dążeniu do celu… Jednak czy mógł być ślepy na oczywistą prawdę? Świat bowiem właśnie taki był! Okrutny i bezwzględny, pozbawiony empatii… wielka arena walki o wpływy i władzę. Ziemia po której stąpał, Cadavus był tego najlepszym wszak przykładem. Gdy inkwizycja zapuka do drzwi gildii, lepiej jest mieć po swojej stronie energicznego przywódcę… Wilka wysyła się przeciw wilkom, owca może się nie sprawdzić. Stanton znał te wszystkie gorzkie prawdy. Bolesne, trudne, niesprawiedliwe. Sam starał się taki nie być. Z ostateczną decyzją powstrzyma się jednak do póki nie porozmawia z Aldonem. Z chęcią wysłucha jego planów, jego namiastki programu wyborczego. Jako przyszły ojciec, zapewne rozejrzy się też za wyborczą kiełbasą. Sytuacje jak ta generowały możliwości. Na miejscu wybada też sprawę transportu.

Na szczęście na dotarcie do siedziby swojej Gildii nie musiał marnować dużo czasu, znajdowała się dosłownie za rogiem po wyjściu z portu gwiezdnego. Minął bogato zdobioną, reprezentacyjną bramę przeznaczoną dla zamożnych gości i skierował się “na podwórko”. Tam na rozległym zapleczu mieszczącym szereg pół-otwartych warsztatów parunastu młodych czeladników i pracowników najemnych zajmowało się prostymi pracami konserwacyjnymi. Niektórzy go rozpoznawali i z szacunkiem skinęli głową, innych widział po raz pierwszy. Słyszał, że Gildia potrzebowała ich więcej, od kiedy część jej wysiłków skoncentrowała się na podwodnej eksploracji wokół tajemniczych kraterów morza Medikawańskiego.

Było późne popołudnie, powoli robiło się zimno, choć dużo tu brakowało do mrozów odczuwanych na północy, z której przybywał. W powietrzu zalegała lekka szaro-rdzawa zawiesina będąca w tych stronach mieszaniną mgły i pyłu nawianego przez lata z otaczających miasto pustkowi.

Wpierw natknął się na Karula, który od razu zauważył go, unosząc pomarszczoną twarz znad manifestu przewozowego, wszędzie wokół niego stały kontenery i kręcili się pomocnicy.

- Stantonie! Cieszę się, że jesteś! Jak tam ojciec? Wszyscy w zdrowiu? Posłuchaj mnie chłopcze, musisz to zobaczyć! Ty zawsze miałeś dobre oko do szczegółów.
Wyciągnął w jego kierunku jakiś wydruk, prawdopodobnie z sonaru. Jakość była jednak kiepska.
- Czy ty to widzisz? - oczy starca lśniły z ekscytacji. Stanton mimo najlepszych chęci i jako takiego obycia z podobnymi zdjęciami nie widział tam jednak nic poza pofałdowanym nieregularnym dnem… zapewne morza.
- Te nowoczesne zabawki naszego przyjaciela Aldona nic tam nie wykryły! - kontynuował stary mistrz. - Ale mój sonar tak. Zobacz tylko na te linie! One nie mogą być przypadkowe! Nie możemy przestać szukać w tym miejscu! Od początku mówiłem, że moja intuicja nie zawiedzie!

Stanton wpatrywał się i wpatrywał, ale jeśli były tam jakieś drobne nieregularności, to trzeba było mieć naprawdę dużo dobrej woli, by od razu uznać, że to coś nienaturalnego. Poza tym, cóż, przy takiej jakość nie można było dużo powiedzieć.
- Słuchaj Stantonie, ja wiem, że nie wypada tak po prostu pytać… - wyraźnie się zawstydził. - Może chodźmy do mnie, Martha upiekła wspaniałe ciasto...
Usadowił go w swoim gabinecie pełnym pamiątek z przeszłości, ciasto smakowało jakby zrobione zostało na bazie terrańskiego kakaowca i faktycznie pachniało wspaniale.
- Potrzeba mi pieniędzy, by kontynuować badania w tamtym miejscu… - wyznał. - Ja naprawdę nie ch...
Przerwały mu otwierające się drzwi do gabinetu

Aleksiej

Kamienne korytarze rozciągające się pod starą katedrą były puste i mroczne, gdzieniegdzie rozświetlały je pojedyncze, słabe płomienie świec i pochodni. Eskatonik dojrzał obok następne drzwi, prowadzące zapewne do pomieszczenia podobnego jak to, z którego wyszedł, jednak te okazały się zamknięte. Na podłodze widać było słabe czerwone smugi, jakby od dłuższego czasu wciągano tam i wyciągano stamtąd pokrwawionych nieszczęśników. Ścisnął mocniej w dłoni improwizowaną broń zabraną ze stołu tortur. W oddali widział rozgałęzienia korytarzy. Z tego, co był w stanie ustalić w półmroku, miał co najmniej trzy drogi, które mógł wybrać. Żadna z nich nie wyróżniała się jednak nie czym wyjątkowym.

Aleksiej teurgia d20(+1 dłuższy kontakt)= 1 krytyczny sukces


Nie tylko jednak naturalne zmysły Eskatonika mówiły mu, że coś tam nie było w porządku, również jego jaźń wyczulona na obcowanie z nadnaturalnymi energiami biła na alarm. Czuł dziwną, złowrogą obecność, było w niej coś… Tak, podobną energię czuł w pobliżu dziwnego opętańca, do którego go sprowadzono i w obliczu którego został powalony. Tu była jednak znacznie słabsza i bardziej subtelna.

I wtedy w jednym z korytarzy, gdzieś w mroku rozbrzmiał przytłumiony hałas, jakby ktoś zrzucił metalowy pucharek ze stołu, coś małego metalicznego głucho zadzwoniło o kamienną podłogę i kawałek się po niej potoczyło. Zamarł. Nic więcej nie usłyszał. Powietrze w podziemnych korytarzach było duszne i kleiste, drażniło go w płucach.

Aleksiej wziął parę głębszych oddechów. Ruszył korytarzem naprzeciw siebie - miał jakiś inny wybór? Powoli i ostrożnie posuwał się naprzód, modląc się w duchu, by nikt go nie zatrzymał.

Aleksiej percepcja d20(-1 półmrok)= 16 porażka


Brnął starym kamiennym, pogrążonym w półmroku korytarzem, jego zmysły były wyostrzone do granic możliwości, a mimo to za późno usłyszał postać czającą się w mroku. Zauważył jej sylwetkę już blisko siebie, niemal na wyciągnięcie ręki, skuloną pod ścianą i wstrząsaną spazmami. Z jej ust wydobywało się rzężenie i potok cichych nieskładnych szeptów. Na sobie miała resztki poszarpanego odzienia, widać było ślady krwi.
- Ohh nie… jaa muszę… oh.. muszę… nie mogę… on czai się w snach… jaAAAAA!!!
Gwałtownie powstał, jakby chciał rzucić się w stronę kapłana, ale powstrzymał się ostatkami siły woli.
- Uciekaaaaaaaj! - zawył, łamiącym się głosem, w którym przebijała się jakaś demoniczna nieludzka nuta.
 
Tadeus jest offline