- To coś? - Smok metalicznie zaburczał. Natłok nowych wspomnień, burza emocji i rozpierająca go energia sprawiały że mówił zanim pomyślał - To coś przez jakiś czas będzie pełnoprawnym członkiem załogi -
- I nie deprocjonowałbym reszty. To że ty nie masz magicznego potencjału...- zazgrzytał złośliwie
Może było warto?
"Tuż" przed nimi Znikająca Planeta Nehzmyth - i to widzialna. Zivilyn o tuzinie księżyców. Chislev. Krynn. Reorx. Płonący Sirrion. Znał je - choć nie widział skąd. I w końcu słońce Kryształowej Sfery Krynn, dawca światła całej Muszli. Każda z planet ciągnęła go do siebie, obiecując nowe doznania i dawne wspomnienia. Ale na razie...
...było rzadkim darem móc zachwycić się pierwszy raz tym widokiem...po raz kolejny. Natchniony tą chwilą, wbrew rozsądkowi, zaczął mówić.
- To przestrzeń Krynnu [...] -
- No i proszę, mamy aż dwóch utalentowanych młodzieńców. Na pewno jesteście tu przypadkiem? -na chwilę zawiesił tą ideę w powietrzu. Z ukosa spojrzał na reakcję Sentine na sukcesy rówieśników - Ster może mieć kilku panów...ale statek może mieć tylko jednego kapitana jeżeli ma żeglować bezpiecznie. Który z was to będzie? Dlaczego? - machnięciami skrzydła zaakcentował każdego z trójki
Po naradzie Uliordell był wolny ; nie mógł zasiąść za sterem, nie chciał dowodzić giffami, a być kapitanem...coś nie pasowało mu w tej idei. Jakby nie do tego był stworzony. Ale nie wiedział też do czego był. Snuł się więc z kabiny do kabiny. Sprawdzał przeróżne swoje pomysły: spróbował się skontaktować z figurką Rixdalla zakładając jej drugi amulet z pary. Wchodził kolejno do wszystkich kabin licząc że któraś była jego.
Przeleciał cały okręt wskroś i wszerz, choć pamięć bezbłędnie podpowiadała mu gdzie co znajdzie. Przepełzł od czubka bukszprytu po platformy bojowe na końcach macek. Był w kajucie kapitana, był w pomieszczeniach właściciela, w refektarzu i w kwaterze maga okrętowego. Przetrzepał szafki sali spotkań i musztr. Zajrzał do kwatermistrza, zbrojmistrza i mechanika okrętowego. Nie odpuścił kajutom oficerów. Na grzbiecie shivaka przedarł się przez ładownię. Jedyne co uciekło jego dociekliwości to kwatery giffów. Wizyta wszędzie wyglądała tak samo: każdy papier który zawierał cenne informacje, każdy przedmiot który wydawał się być magiczny - a i sporo niemagicznych błyskotek - tymczasowo lądowały w wielkim worze na grzbiecie shivaka.
A docelowo w kasztelu, który smok obrał za swoje nowe leże i zatrzasnął na cztery spusty.