Idziemy z powrotem po zwierza. Nie spodziewałem się, że moje zdolności oratorskie pociągną za mną całe obozowisko, ale stawiam sprawę jasno - mięsa jest sporo, ale ma konieczności całkowitego opuszczenia "bazy". Nie czekam na spóźnialskich, choć nikomu nie odmawiam możliwości wyruszenia ze mną. Gdy zbierze się minimum połowa obozu i zobaczę, że reszta jest jeszcze niegotowa z grubsza opisuję miejsce walki i zabieram tych, co są gotowi.
Idziemy dość żwawo i spokojnie. Prowadzę całe to radosne stadko, opowiadając o walce, jeśli ktoś pyta. Dwa celne strzały, w tym jeden w sam oczodół to powód do dumy.
Wszystko idzie pięknie, gdy nagle napotykamy na swojej drodze przeszkodę w postaci dwóch małpoludów. Zatrzymuję całe nasze towarzystwo stając pomiędzy ludźmi a małpią kobietą. Unoszę powoli i spokojnie ręce na wysokość pasa dłońmi do przodu pokazując, że nie mam złych zamiarów. - Spokojnie, chcemy tylko przejść. - Jestem gotowy na kontratak gdyby spokojne słowa nie pomogły. Broń w lewej ręce jest zawsze gotowa. Jednak nie wykorzystuję jej. Co by nie mówić, jestem raczej pacyfistą. - Pozwól nam przejść, a nic nikomu się nie stanie - dodaję robiąc krok w przód. Moja postawa musi być pewna, inaczej utracę przewagę psychologiczną jaką daje choćby przewaga liczebna.
Patrzę w kierunku leżącego małpoluda - Potrzebujesz pomocy? - wskazuję na leżącego - Mogę mu pomóc. - patrzę na "dziewczynę" starając się wyłuskać jej poziom inteligencji, jak i stan emocjonalny. Nie wydaje mi się by była głupia, ale trudno na pierwszy rzut oka ocenić jej rozumność. Więc przyglądam się baczniej. |