Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2016, 16:47   #75
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Erik

Erik opadł na kolana. Ręka, którą ledwie zdążył pochwycić bicz teraz błądziła po szyi aftergangera. Czuł, że Hrym odpływa. Pełznie pod skórą gdzieś w głąb. W najczarniejszą głębię, z której chwilę temu Erik wyszarpał go łańcuchami. Kolejne ubrania zwisały postrzępione. Otwarte rany mogły straszyć. Gdyby był śmiertelnikiem, to zapewne zalałby się krwią.
Jarl na jeziorze Tyra wciągnął powietrze. Choć go od dawna nie potrzebował, to jednak przyzwyczajenia z ludzkiego życia zostały. Skupił się na mocy swej krwi, a rany powoli zaczęły się zasklepiać. Erik zaczął też się rozglądać wokoło. Od szarży Freya nie minęła nawet minuta, a on czuł się, jakby atakował go nie jeden przeciwnik, a pięciu. Minęła dobra chwila zanim odzyskał świadomość na tyle, żeby spokojnie rozejrzeć się po pomieszczeniu
Gunnar i Vivi dopadli do niego, w chacie powstał rejwach. Wszyscy krzyczeli na przemian i przeciwko sobie. Mężowi Halfdana również ruszyli ku Erikowi, przepychając się. Każdy chciał być przy nim pierwszy. Jarl poczuł na sobie mocne, męskie dłonie. Podniosły go, postawiły.
Gunnar wrzasnął gromkim głosem:
- Odsunąć się! - lecz w nich Erik rozpoznał dźwięki, które trącały znajomo jego duszę.
Płomień pożądania raz rozpalony właśnie pochłaniał nim objętych.
Vivi popchnął dwóch najbliżej stojących Erika ludzi Halfdana. Ci w odpowiedzi odepchnęli jego. Erik ponownie stał pośród walczących. Tym razem walczących o niego. Nieco z boku poczuł, że ktoś złapał go za łokieć i przyciągnął mocno ku sobie. To jeden z wojów z pałającym gorączkowo spojrzeniem nachylał się ku pocałunkowi. Z drugiej strony Gunnar dążył do zbliżenia jak sapiący byk. Erik wsunął lewą dłoń we włosy zbliżającego się doń wojownika, przysunął swą twarz i zagłębił w nim kły. Poczuł ekstazę płynącą w ciepłym Vitae. Również jego adorator zdawał się poczuć coś podobnego, bo wydał z siebie cichy pomruk. Gdy tylko Jarl poczuł, że ciało wojownika zaczyna mu ciążyć, a ten najpewniej rozpłynął się w rozkoszy. Erik oderwał się i swym długim kłem przebił żyłę na swym prawym nadgarstku. Podsunął go Gunnarowi, wsuwając smukłe palce w gęstą brodę ghula. On znał rozkosz, która go czekała. W czasie gdy kolejni wojownicy się zbliżali jarl na jeziorze Tyra znów sięgnął po moc krwi, żeby zaleczyć ostatnie siniaki. Nie przepadał za tym, gdy dotykali go obcy ludzie. Jednak tym razem postanowił to wykorzystać. Gdy kolejny z wojowników objął go w pasie, Erik sięgnął do jego nadgarstka i przyciągnął do ust. Najpierw ucałował go delikatnie, a później delikatnie wbił swoje kły. Również ten wojownik rozpływał się w rozkoszy. Tymczasem wzrok Erika już trafił na Viviego. Ten z racji odniesionych poprzedniej nocy ran nie był w zbroi. Zamiast tego miał rozchełstaną koszulę odsłaniającą bujnie porośniętą klatkę piersiową. Gdy zbliżył się do Erika najwyraźniej chciał zdjąć spodnie. Jarl zalizał nadgarstek osłabionego mężczyzny i zbliżył się do niskiego i szalonego Viviego. Gdy wpijał się w jego szyję tuż przy obojczyku poczuł na swoim ciele wyraźny wzwód mężczyzny. Nie krępowało go to ani trochę. Jednak wraz z utratą krwi również wzwód opadał.
Działania jarla jednak nie wstrzymały chuci pozostałych przepełnionych pożądaniem mężczyzn. Dwóch wojów podeszło do jarla z tyłu i gdy ten pił poczęli go rozbierać. Szybko, natrętnie szukając kontaktu z nagą skórą aftergangera. Męskie pomruki wypełniły zamarłą w zdumieniu ciszę. Erik poczuł mocne dłonie sięgające ku jego męskości, szarpiące wiązanie u spodni. Natarczywe usta całowały jego kark, zarost hirdmanów drapał jego łopatki. Jeden z wojów rozerwał dzikim szarpnięciem koszulę i począł językiem torować drogę wzdłuż kręgosłupa aftergangera. Erik nie wiedział czyje dłonie zacisnęły się na jego pośladkach. Kątem oka Erik zauważył młodego Jorika, zaczerwienionego i wpatrzonego w rozgrywającą się scenkę z napięciem. Młody uczeń Freyvinda trząsł się jak w gorączce i postąpił sztywno krok do przodu. Na to rozległ się wrzask gniewu wielkiego zmieszanego z obrzydzeniem.
To Bjarki rozwścieczony sceną rzucił się rozgramiać walczących i odrywać napastników, co wykazywali zakazane i mroczne żądze.
Karina stała wstrząśnięta i pobladła na widok okazywanych Erikowi męskich czułości.
Afterganger niemal odruchowo na myśl o nadchodzącym zagrożeniu sięgnął do zasobów świeżej krwi.
Przyklęknął na jedno kolano i ułożył osłabionego Viviego na klepisku. Po czym z użyciem swej nadludzkiej siły postanowił wyswobodzić się dwóm adoratorom ściskającym próbującym wykorzystać jego położenie.
Niezadowolone pomruki odsuniętych zalotników przemieszały się z ich protestami, gdy na nowo próbowali dopchać się do półnagiego Erika.
Karina skoczyła by powstrzymać Jorika, który jak zahipnotyzowany kroczył ku jarlowi.
Bjarki zaś…
Bjarkiego w takim stanie nie widziała ni Chlo, ni Karina.
Spokojny dotąd godi o powolnych ruchach i przenikliwym spojrzeniu jedynego oka wyglądał tym razem jak posłaniec gniewu bogów. Twarz ściągnięta w gniewie, napięte żyły na czole, zacięte usta…
Erik widział w nim to co buzowało i we Freyu.
Gniew i poczucie zniewagi.
Godi w pędzie przeskoczył przez leżące ciała i wpadł na Erika taranując go swym ogromnym ciałem.
Erik stał twarzą zwrócony wprost na godiego. Gdy ten w niego trafił wydał się zaskoczony jego siłą. A gdy obaj spleceni w klinczu spadali na twarde klepisko do głowy półnagiego jarla dotarło, że oto ma przed sobą sługę Freyvinda Lenartssona. Gdyby był człowiekiem, to siła uderzenia wypchnęła by powietrze z jego płuc. Jednak nic takiego nie miało miejsca. Jarl padł jak kłoda.
- Argr jak ty wygnania wart i zapomnienia! - wycharczał wściekle Bjarki gdy przed oczami Erika błysnął nóż.
Afterganger nie czekał na dalszy rozwój akcji. Nie mógł sobie pozwolić, żeby śmiertelnik mu groził publicznie. Nawet jeśli miał to być sługa Freyvinda. Choć po ostatnich zdarzeniach… zwłaszcza jeśli miał to być sługa Freyvinda. Bestia w Eriku stała się leniwa, opita krwią. Jednak teraz jej potrzebował. Przywołał więc to samo oblicze, które nie tak dawno temu ukazało się jarlowi bezdroży.
Bjarki odsunął się na chwilę z przestrachem spoglądając na straszne oblicze przewróconego aftergangera… mrugnięcie potem ciął gardło Erika głęboko i wprawnie jak podrzynanemu koniowi. Odskoczył natychmiast od krwawiącego ciała z szybkością, która ponownie stanowiła zaskoczenie dla leżącego jarla. Począł rozglądać się po chacie i ruszył biegiem przez wywalone przez jego pana drzwi. W zasięgu wzroku pojawiła się piękna blond służka, również w niepojęty sposób rozmazująca się Erikowi przed oczyma. Przez chwilę przed oczami zamajaczyła Erikowi jej nieco rozczarowana twarzyczka. Za nią ciągnęła ciemnowłosa Navarrka i młody Jorik. Trójka rzuciła się w ślad uciekającego godiego, gnanego przerażającą mocą Erika.
Jarl zamknął oczy, a rana na szyi się zasklepiła. Wstał i ruszył do dwóch już czekających na niego mężczyzn. Jednego z nich pochwycił mocno i odwrócił tyłem do siebie. Zanurzył kły głęboko w jego szyi i pił. Oto problem sług jarla bezdroży rozwiązał się sam. Erik przytulił do siebie jeszcze ostatniego z mężczyzn. Już się nie przejmował ich życiem, tak jak jeszcze chwile temu. Pozwolił sobie wypić więcej odżywczego płynu. Oba wiotkie ciała ułożył na podłodze.
Jarl zasznurował spodnie i zarzucił na siebie kaptur, który tej samej nocy otrzymał od służki Freya. Nie był zadowolony z tego stroju, ale nie miał niczego lepszego. Podniósł jeden z mieczy, pozostawionych przez śpiących wojowników. Przejrzał się w wypolerowanym ostrzu.


- Witaj, Hrym -
rzekł do siebie. - Mam nadzieję, że jesteś zadowolony.
Z odsłoniętym mieczem ruszył przyjrzeć się korpusowi aftergangera, który ich zaatakował.
Napastnik ubrany był w ciemne szaty, twarz osłonięta była resztką tkaniny, jaką skald musiał w szale krwi zerwać wcześniej. W tej chwili ciężko było stwierdzić gdzie kończy się rozkwaszone potężnymi ciosami oblicze, a gdzie zaczyna materiał. Miękkie, skórzane obuwie wykonane było z dobrze wyprawionej skóry, zdobionej bardzo oszczędnie.
Erik, żeby mieć pewność, że ów afterganger nie powstanie wbił mu trzymany miecz w serce. I tam pozostawił, po czym wyszedł z chaty na opustoszałe obozowisko.
Jarl rozejrzał się z niedowierzaniem. Kilka chwil temu było tam aż tłoczno od jego ludzi i ludzi pozostałych aftergangerów. Ruszył w stronę swojego namiotu.
Po drodze napotykał ciała, wciąż gorące i wiotkie. Odruchowo zacisnął dłoń na rękojeści bicza wiszącego przy pasie. Na moment poczuł ulgę widząc, że wśród leżących nie było Ingeborg. Frey miał rację. Trzeba było ich zaatakować. Spalić hus. Spalić miasto. Szkoda, że do Erika docierało to dopiero teraz. Lewą ręką odsłonił wejście do namiotu i zajrzał powoli do środka.
Nim zdążył całkiem zajrzeć do środka, kroki usłyszał. Ktoś nadchodził.

Elin, Volund, Erik


Elin i Volund zaś wracający do chaty z dala widzieli, że coś się wydarzyło. Obozowisko przed chatą mimo, że z płonącymi ogniami, puste było. Nie kręcił się przed husem nikt.
Kierowany odruchem jarl Tisso odwrócił się w stronę z której dochodziły kroki. Bicz w jego dłoni był rozwinięty i gotów do walki. Volvę i Pogrobca ujrzał, powracających Norny wiedzą skąd. Twarze subtelnie zdradzać mogły zawód. Berserkera oczy szkarłatne lustrowały obozowisko, i haus, gdy puścił ramię Widzącej na którym był się wspierał widocznie w drodze. Na koniec przystanął kilka metrów od wejścia, w obozowisku, spoglądając milcząco na Eryka. Wokół ciała porzucone leżały… czwórki hirdmanów jacy towarzyszyli im w przeprawie z Varde. Dalej, ciała ludzi jarla. Z chaty nie dochodziły żwawe i wesołe dźwięki. A drzwi do husu wyrwane i połamane leżały na zewnątrz.
Wieszczka przyglądała się wszystkiemu z rosnącym przerażeniem w błękitnym oku. Zostali zaatakowani, gdy oni u Bizantów byli? Nie było ich, gdy najbardziej potrzebni? Krok ku jarlowi Tisso zrobiła.
- Gdzie Freyvind? - Pierwsze pytanie jednak samo jej się z ust wyrwało.
Erik zwinął swój bicz powoli i zawiesił przy pasie na powrót gdy tylko zorientował się kto nadchodził.
- Nie wiem - odparł zgodnie z prawdą i zacisnął zęby. Do wyjaśnienia było zbyt wiele rzeczy, a czasu tak mało.
- Gdy wracaliśmy od jego szpiega zaatakował nas ktoś taki jak my. Freyvind bez trudu go powalił, zanim ja zdążyłem do walki dołączyć. Wróciliśmy tutaj i - Erik zawahał się. - Pewnie gdyby był tu teraz Freyvind, to leżałbym martwy obok tego, który nas zaatakował - podsumował tylko tajemniczo
- Co tu się stało? - Elin uważnie w Erika się wpatrzyła swym jedynym okiem.
- Cokolwiek jest pomiędzy tobą a Freyvindem takim pozostaje. Rzeknij co się dzieje. Musim odnaleźć Freyvinda. Musim odnaleźć Einara. Musim przetrwać, a teraz nie macie gdzie dnia bezpiecznie przeczekać. - rzekł opustoszale spokojnie Volund.
- Nie wiem co TU się stało. Lenartsson z mieczem się na mnie rzucił. Szybciej niźli ktokolwiek kiedykolwiek. Jeno dzięki krwi aftergangerów i bestii we mnie przetrwałżem. I pewnie dzięki szczęściu też. Musiałem się bronić, więc go wypędziłem. Nie wiem dokąd uciekał w przestrachu. Słudze jego też mój widok miły nie był. Więc i w niego spojrzałem, tak jak otchłań patrzy na duszę gdy chce ją pochłonąć - wzrok kierował wprost na berserkera.
- Gdy jednooki uciekł, to i ta, którą wczoraj Frey miastu przyobiecał, i ta druga, która radość mu za chatą przynosiła w ślad za nim ruszyły. Nie wiem dokąd. Ja zaś, żeby rany zaleczyć i krew odzyskać posiliłem się na tych, którzy mi pozwolili.
Ręką wskazał na wyrwane drzwi domostwa
- Są w środku. Zdrowi. Gdym wyszedł ze środka, zobaczyłem to co i wy teraz widzicie.
Pochylił głowę i dodał:
- W środku jest też afterganger, który nas w drodze od kupca atakował. Choć nie wiem, czy kiedykolwiek cokolwiek jeszcze powie.
Pogrobiec skinął głową.
- Chodźcie. - rzekł tylko, wkraczając do hausu. W oczach jego widać było, że wie co czynić,. Najpierw jednak na własne oczy zobaczył, kto z nimi pozostał i w jakim stanie był… rzekomy jeniec.
Wieszczka jednakże zdawała się ich już nie słuchać, wpatrzona w ciała pierw z namysłem i obawą, a później… ruszyła między nimi, kucając przy każdym, głaszcząc delikatnie, troskliwie. Obaj mężczyźni mogli cichutką kołysankę posłyszeć, którą kobieta zaczęła śpiewać.


W chacie leżało pokotem kilka ciał. Volund naliczyć zdołał dwójkę sług Erika: wielkiego, łysego brodacza i niskiego szaleńca. Poza nimi, leżało też czterech ludzi Halfdana jak i on sam.
Porzucony w kącie leżał i ciemno odziany kadłub pozbawiony jednej ręki do łokcia oraz dłoni drugiej, nadziany na miecz.
Gdy Gangrel podszedł bliżej, ujrzał głowę odciętą od ciała. Twarzy ciężko zobaczyć było, bo zmasakrowana była i na wpół przegniła. Gdzieniegdzie kość czaszki nawet świeciła.
Pogrobiec omiótł wzrokiem nieprzytomnych “zdrowych” w chacie.
- Zda mi się, żeś się zapomniał karmiąc. - skwitował obojętnie śmierć podwładnych Sighvarta. Postąpił dalej, ku torsowi i członkom jeńca. - Powiadasz, że to afterganger… jak my? - zapytał zaciekawiony, ale nie zdziwiony, że istnieć może ktoś władny mocą krwi spoza Einherjar, spoza linii Canarla…
Erik bezbłędnie odczytał brak zdziwienia w głosie berserkera.
- Matka ma nie była z linii Canarla - odpowiedział obojętnie Jarl.
- Takoż wiem, że nie tylko aftergangeram mnie zwać, ale też kefaszem, czy wampirem. Świat nie kończy się tu. Południe jest bogate nie tylko w złoto.
Brunet zdawał się nie przejmować powagą wyznania jakie rzucił. Wszystko wskazywało na to, że jarl został przyparty do muru. Nie widział wyjścia z zaistniałej sytuacji, toteż nie miał ochoty bawić się w dyplomatyczne podchody
- Och, doskonale wiem. - równie szokująco wyznał Pogrobiec, lecz z typową obojętnością - Nie oczekuję wyjaśnień, jarlu. - To co wiedzieć chciałem, to czy to tu truchło jest jednym z nas. Albowiem jeśli tak… rozpaść się w proch winno, gdy śmierć nastanie.
- Gdy uciekał przed bratem twym we krwi, to szybkością mu niemal dorównywał. A i mocą krwi coś mu zrobił. Coś, czego żem nie widział nigdy wcześniej. Skald krwawił z oczu i uszu. Z nosa. Posoka się wylewała z każdego skrawka jego ciała. Być może ta plugawa magia krwi mu osąd odebrała i dlatego postanowił pozbawić mnie głowy - wzruszył ramionami - nie wiem. Wiem zaś, że to jego talenty będą nam najbardziej potrzebne gdy zemstę pójdziem wymierzyć - po tych słowach pięści jarla zacisnęły się mimowolnie.
Chwilę Pogrobiec myślał, nim przemówił. Spojrzał na jarla Tisso.
- Znaleźć schronienie na noc musisz. Elin zaś Freyvinda. Ja wtenczas… - zerknął na szczątki obok - Dowiem się, co mi powie wasz napastnik. Tak być musi. Zbytśmy w krwi słabi by tej nocy bez śmiertelnych Einara odszukali lub pomścili.
- Mogę spróbować przywołać jarla bezdroży. Jeno wątpię, by powitał mnie chętnie po tym co zaszło. On chciał atakować dziś. Spalić hus Einara. Myślałżem, iż nieroztropny to plan i egzystencją go przypłacim. Lecz teraz gdy widzę co zaszło, to z każdą chwilą przekonuję się do racji jego. Być może Freyvind widział większą perspektywę, niż ja.
- Nie. -
odparł Pogrobiec - Racjęś miał. On prędki. - skinął głową, jakby potakując samemu sobie - Lecz krwi we mnie teraz nie Bez śmiertelnych musim to uczynić. Pierwej jednak… - odwrócił się i oparł dłoń na ramieniu jarla - Jeśli noc tu przeczekać spróbujecie… lub nawet zwyciężmy tej nocy, i schronienia nie będzie… noc to ostatnia. Freyvinda - zakończył, puszczając i nachylając się nad resztkami… wampira - ...sprowadź swą mocą tylko, jeśli Widząca go nie sprowadzi. Spotkajmy się tu, tuż nim złotopołyskliwe słońce zaczną się wychylać znad koron drzew.
Jarl pokręcił głową przecząco.
- Statek mój w porcie. Kilku ludzi mych tu nie ma. Najpewniej przy statku. Ulf zwany Szeptaczem wie jak straże ominąc i za mury miasta w nocy przejść. Tam mnie schronienia szukać. I być może nocy kolejnej przypłynę tu z mymi drakkarami.
Pogrobiec przyklęknął, gładząc delikatnie kość czaszki tam gdzie ciemię przebijała u niedoszłego zabójcy jego rozmówcy.
- Rozsądne. Nie będę pytał nawet czy kogo jeszcze na morzu schronić byś chciał, i nie mam ci za złe. Jeśliś gotów, w imię bezpieczeństwa Tisso, przybyć z drakarrami… i żądać z jarlem widzenia… - skinął głową - Być może to najlepsze, co uczynić można. Lecz czy to właśnie uczynisz?
- Możecie iść ze mną -
spojrzał w stronę Elin, która nadal zajmowała się poległymi - jeno moja załoga teraz to ledwie dwóch, może trzech ludzi. Schronić trójke aftergangerów na snece będzie trudno. Choć możemy spróbować. A co do Aros, to teraz, gdy nie wiadomo kto nim rządzi, to jest dla mnie dużo bardziej niebezpieczne.
Pogrobiec również wyprostował się, spoglądając na Elin.
- Freyvinda również gotówż ugościć? Lecz… on może nie być skory… - kwaśno zauważył Pogrobiec.
- Taa. Zaiste skory najpewniej nie będzie.
Jarl wypuścił powietrze z płuc i po chwii uniósł się, jakby pełen nowych pomysłów.
- Szpieg jego Ahmat, czy Ahmad, kupiec, ma łódź w porcie. Myślę, że moglibyśmy jego o pomoc poprosić. Choć lud jego nieprzychylny naszej egzystencji.
- Pomysł wartościowy, lecz i ryzyko… -
odwrócił się znowu taksując wzrokiem Eryka. Uśmiechnął się ironicznie i parsknął.
- Wieszli, wierzę w co trzecie twe słowo. Sądzę, że żądzom swym nad rozsądek i cześć przyzwalasz. Lecz że miastoś swe, poddanych swych gotów chronić istnienie narażając… - pokręcił głową - Powrócić do Tisso powinieneś, i stamtąd z wojami. Żądać widzenia z Einarem. Jeśli godi co rzecze, czy ktokolwiek inny… słowa twe oparcie w bogach muszą znaleźć. A słowa bogów przekaże volva. Ją z sobą zabierz. Jeno… gdy następnym razem dotknąć jej zapragniesz… wiedz, że jest Agvindura.
- Ciekawym czy brat twój we krwi wierzył choć w co trzecie gdy z mieczem mnie w tejże chacie powitał.- Jarl ruszył do wyrwanych drzwi budząc wcześniej Gunnara.
- Dziękuję za tę tercję zaufania.
- Eryku. - rzucił doń, zwracając się doń jeszcze - Nie dbam i nie osądzam co czynił mój brat, gdym go nie widział. Więcej jego słowom ufam, niż twoim. Przestrzegam cię jeno… - głową ku Elin na zewnątrz skinął - Weź ją z sobą… wdzięczność berserkera i bezpieczeństwo Tisso zyskasz. Lecz tknij ją, a niechybnie gniew Agvindura ku sobie skierujesz. A on, jak i Frey, tego samego ma Stwórcę. - wyjaśnił gro konsekwencji Pogrobiec.
Gdy Eryk bez słowa odpowiedzi ku Elin podszedł, by wespół z Gunnarem i ją zabrać oprócz Viviego, posłyszał grobowy ton Volunda z drzwi.
- Pomówić z nią mi jeszcze. - odrzekł, szkarłatnymi oczyma wwiercając się w jarla.

Opuszczony namiot

Erik powolnym krokiem wszedł do namiotu jaki tego dnia rozbili jego ludzie. Ludzie, których ciała teraz leżały w obozie bez życia.
Wnętrze namiotu wcześniej pięknie i zdobnie przystrojonego, pole bitwy obecnie przypominało. Łoża przenośne dziko rozkopane były, skóry odrzucone. Niewielki stół wywrócony, skrzynie z dobrami wywrócone a ich zawartość porozwlekana.
Poza tym pusto było i cicho. Jarl podszedł powoli do bogactw jakie zgromadzili jego hirdmani. Do łapówki jaką przygotowano, by spotkać się z Einarem. Przyklęknął na jedno kolano i zagarnął dłonią kolorowe korale. Przywykł do załatwiania spraw bogactwem i rozmowami. Jednak wydarzenia ostatnich nocy pokazały mu, jak bardzo się mylił. Ludzie i aftergangerzy są wszędzie tacy sami. Skłonni do przemocy. Wrodzy. Zdawało się, że nikt wokół nie postrzega świata jak on.
Przeglądał zawartość skrzyń. Wybierał co cenniejsze przedmioty. Wiedział, że ma zbyt mało ludzi, żeby zabrać je z powrotem na statek. Korale przesypywały się przez palce i toczyły po ubitej wewnątrz namiotu ziemi. Bogactwo okazało się nic nie warte. W mieście nie chcą aftergangerów. Kafaszy. Wampirów. A oni sami, zamiast trzymać wspólny front, który dałby im szanse na przeżycie skaczą sobie do oczu. Do tego zabrali Ingeborg.
Erik cisnął z całych sił garścią korali, tak, że te rozsypały się i odbiły od płótna z jakiego zbudowano ich tymczasową siedzibę. Nikt z nich nie zasłużył na egzystencję. Sami się postanowili wyniszczyć.
Wampir wstał z zaciśniętą szczęką. Miał nowy cel. To przeklęte miasto nie może nadal istnieć. Spłonie i nie zostanie po nim kamień na kamieniu. Ci z aftergangerów, którzy wystąpią przeciw niemu spłoną w Aros.
W końcu podszedł do skrzyni w której trzymano część oręża. Wiedział, że jeżeli mają się przeprawiać na drugą stronę muru, to przyda się coś więcej niż bicz. Jednocześnie dzięki mocy swej krwi wezwał Ulfa Szeptacza. Wszak tylko on znał drogę.
W skrzyni miecz znalazł i pomniejsze saksy. W niewielkiej odległości łuk rudowłosej służki znalazł rzucony, a dalej kołczan.
Miecz w dłoni Erika zdawał się ciążyć niczym odpowiedzialność za wszystkich poległych. Przytroczył go do pasa. Choć był prawie pewien, że to nic nie da to mocą krwi wezwał do siebie również właścicielkę łuku i kołczanu.
Z rozsypanych bogactw zaczął wybierać co większe kawałki srebra i upychać do sakiewki, a gdy już z ledwością dawało się ją zawiązać wyszedł przed namiot w poszukiwaniu swych towarzyszy.

Przed domostwem ich nie zastał. Najpewniej we wnętrzu chaty dywagowali nad zwłokami napastnika. Erik tam właśnie swe kroki skierował.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline