Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2016, 19:54   #21
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Bamako, 24 stycznia

Eliott oparła się o auto. W końcu jakikolwiek trop! Uśmiechała się do siebie. Nim wyszli wypytała jeszcze ojca o wygląd agenta. Trzeba było się ruszać, koniec zwiedzania tej zabitej dziurami wiochy.
- Wpadnijmy do tego motelu, zobaczę ile mi się uda na szybko wyciągnąć. - Przeszła na stronę pasażera. - Trzymaj kciuki by był boy hotelowy.

Bar godz. około 18:30

Gdy zatrzymali się pod motelem. Madison zdjęła sweterek, odsłaniając koszulkę z głębokim dekoltem. Narzuciła na ramię plecak i wkroczyła do pomieszczenia recepcji. Z uśmiechem przywitała stojącego na kasie murzyna. Podeszła do lady i oparła się o nią tak by wyeksponować biust.
- Cześć, byłam ciekawa czy mógłbyś mi z czymś pomóc.

- Po to tu jestem, madame - odparł młody mężczyzna o twarzy ucznia z dobrego liceum.

Madison widząc, że chłopak najwyraźniej nie jest zainteresowany jej ciałem zmieniona strategię.
- Wystarczy Ann. Przyznam się, że szukam mojego ex i miałam cichą nadzieję, że mi pomożesz. Gostek zapierdolił mi trochę szmalu. - Jej uśmiech zmienił się w wyraźny gniew gdy wypowiadała slowo “ex”.

Recepcjonista uśmiechnął się szeroko, ale był to uśmiech wyraźnie wymuszony i sztuczny.
- Pani wybaczy, ale hotel nie udziela pożyczek, ani nie wynajmuje pokoi na kredyt. Ja także nie zarabiam tutaj tyle, żebym mógł pani pomóc. Przykro mi. Myślę, że powinna się pani udać do ambasady… - chłopak zawiesił głos i przez chwilę oceniał Madison - USA? - powiedział z wyraźnym pytaniem w głosie - Mam rację, pani jest amerykanką?

Madison udała zaskoczenie
- Wyglądam jakby było ze mną tak źle? Spokojnie z forsa sobie poradzę. - uśmiechnęła się do murzyna. - Niech mi Pan tylko potwierdzi, że tu był i jeśli ewentualnie Pan słyszał, to z kim i o czym rozmawiał… będzie to duży problem?

- Jeśli tylko coś będę wiedział, to pani powiem. Jak wygląda ten pani eks?
Madison podała opis jaki przedstawił im ksiądz Dikeledi.
- Hmmm… to dziwne. Niecałe dziesięć minut temu, ktoś pytał o podobnego faceta. Zakładam, że też mu chodziło o pani eks. Musiał podpaść wielu ludziom. A jeśli tak to zapewne nie ma go już w mieście. Ja bym tak zrobił na jego miejscu.

Madison kątem oka zauważyła, że recepcjonista chwycił dyskretnie komórkę i prawdopodobnie wysyłał właśnie smsa.
- Powiem pani, to samo co tamtemu gościowi. Wynajmował u nas pokój ktoś o podobnym wyglądzie, ale kilka dni temu się wymeldował. Niestety nie mam pewności, że to pani eks.

- Cóż, a mógłby Pan mi powiedzieć jak wyglądała osoba, która go szukała? Może udałoby się nam połączyć siły. - Madison sama sięgnęła do kieszeni i nie wyjmując telefony puściła sygnał do Maxa. Kątem oka zerknęła, na drzwi. Lepiej jak szybko się stąd zmyją.

- Ma pani szczęście, bo widziałem jak wchodził do baru - recepcjonista palcem wskazał przeszklone drzwi po lewej stronie.

Bar godz. około 18:30

Gdy Madison weszła do baru zobaczyła, że jest w nim kilku gości. Dwie białe kobiety siedzące przy oknie sączyły Marttini, dwóch czarnoskórych mężczyzn przy ścianie rozmawiali przy kuflu piwa oraz trzech mężczyzn ubranych w mundury z demobilu. Jeden z nich miał nawet broń przy pasie zupełnie na widoku. Nic kompletnie nic sobie z tego nie robił.
Mężczyźni rozmawiali po angielsku i Madisson przechodząc obok usłyszała strzęp rozmowy.
- Myślę, że powinniśmy sprawdzić jeszcze kościół - powiedział najstarszy z nich, siwy biały mężczyzna z kozią bródką.
- Można, ale czy nie szkoda na to czasu. Zapewne nie ma go już w mieście. - odpowiedzial brodaty gość w stylu amerykańskiego marines.
- Jak nie sprawdzimy, to się nie dowiemy.
- A z Azimem? Może on coś wie? - zapytał czarnoskóry mężczyzna z zieloną kefija na głowie.

Dalszej wymiany zdań Madison nie słyszała, gdyż musiała podejść do baru, aby nie wzbudzać podejrzeń. Zamówiła jakiegoś lżejszego drinka i usiadła tak by móc słyszeć strzępki rozmów. Odnotowała w pamięci imię Aziz.
Cały czas niepokoił ją sms wysłany przez recepcjonistę, ale wyjście w tej chwili mogłoby zbyt bardzo zwrócić na nią uwagę. Miała nadzieję, że Max trzyma auto na chodzie na wypadek gdyby musieli się szybko ewakuować. Przygryzła wargę i wyjrzała przez okno baru. Pół minuty… tyle dała sobie czasu. Sięgnęła do plecaka po notatnik i zaczęła zapisywać losowo wybrane nazwy chorób spotykanych na tym obszarze. Drinka nie tknęła.
W szybie odbijały się sylwetki mężczyzn. Madison starała się zapamiętać jak najwięcej szczegółów, rozpoznać kim mogą być mężczyźni. Cały czas nasłuchiwała czy nie zwrócą się do siebie po imieniu. Jedyne co się nasuwało to kolejna ekipa najemników. Potrzebowała informacji i teraz czekała choćby na najmniejszy ich strzępek.
Czekanie jednak dało jej to na co czekała. Nie było tego wiel, ale to zawsze coś. Siwy mężczyzna nazywał Henry. Brodaty marines nazywał go też z przekąsem “rabi” Zapewne dlatego, że siwy mężczyzna z kozią bródką byl ich liderem, bo na pewno nie wyglądał na Żyda.
Z tego, co udało się usłyszeć Madison, cała trójka zamierzała jeszcze tego wieczoru odwiedzić kurię biskupią. Niewątpliwie chcieli rozmówić się z ojcem Dikeledi. Jeżeli duchowny będzie tak wylewny, jak był kilka godzin temu, to nie wróżyło to nic dobrego.
Opuściła lokal po 10 minutach zła, że zajęło jej to tyle czasu, i skierowała się prosto do auta. Szukając telefonu opisałą Maxowi sytuację. Madison wybrała numer kurii biskupiej.

TELEFON DO KURII

- Witam, jestem znajomą ze stanów ojca Diklediego. - Uśmiechnęła się słysząc pytanie o nazwisko. - Pani Diaz.

- Zaraz go poproszę - odpowiedziała jakaś starsza kobieta, zapewne zakonnica.
Po niecałych dwóch minutach do telefonu podszedł ksiądz Dikeldi.
- Tak, słucham?
- Witam ojcze dawnośmy się nie słyszeli. - Momentalnie spoważniała. - Ponieważ chciał Pan mieć od nas spokój będę się streszczać. Kilku mało życzliwych ludzi wybiera się do pana, trafiłam na nich podążając za naszym zagubionym agencie. WIerzę, że nie chciałby się Pan z nimi spotkać, polecałabym więc się na jakiś czas zmyć.
- Dziękuję - odparł duchowny i odłożył słuchawkę.
Madison powstrzymała się by nie rzucić telefonem. Oby zniknął i to skutecznie, brakuje jej tylko trzech typków siedzących im na karku. Wybrała numer Browna i dała znak by ruszali. Cały czas zerkała w tylne lusterko. Max zgodnie z planem ruszył w stronę dworca.

TELEFON DO BROWNA

Przez dłuższą chwilę z głośnika telefonu dobiegał tylko mechaniczny trzask. Po prawie minucie odezwał się ich lider.
- Co tam Madison? Jakieś nowe informacje?

- Głównie pytania. - Kobieta westchnęła ciężko. - Nie słyszałeś może o jakiejś trzyosobowej ekipie z naszej branży, kręcącej się w tej okolicy? Albo o jakimś typku imieniem Azim? Napotkałam śmieszną ekipę w miejscu gdzie nasz ojczulek chadzał na swoje schadzki i zapowiada się, że oni też polują na naszego agencika. - Jej wzrok znów skupił się na lusterku.- Udało ci się zdobyć o nim jakieś info?

- Najmitów i amatorów przygód wszelakich tu teraz mrowie. To, że ci szukają agenta, to już gorzej. Trzeba sprawdzić kim oni są, ale proponuję się nie zagłębiać w temat o ile to nasz nie przybliży do celu. Dziewczyna i ksiądz są naszym priorytetem. Cała reszta to bonus do zadania. Może by zagrać z nimi w otwarte karty. To luźna propozycja, bo nie zawsze przynosi dobre rezultaty. Wam pozostawiam decyzję, bo jesteście na miejscu. Co do Diaza, to żadne z moich źródeł nie potwierdziło obecności takiego agenta na tym terenie. I albo to niezła ściema i nasz ojczulek wszedł w konszachty z jakimś diabłem, albo to jakaś naprawdę poważna akcja o której moje źródła nie wiedzą. Nie wiem w sumie, co gorsze. Postaram się jeszcze popytać, jak coś to dam znać. Trzeba jednak brać pod uwagę, że zniknięcie naszej pary, to jakaś gra wywiadów. Sprawdzę Jessicę, czy aby nie miała jakiś kontaktów z wywiadem lub czy nie była obserwowana przez ten. Macie coś jeszcze?

Madison cicho przeklnęła odsuwając telefon od twarzy.
- Jedziemy obejrzeć skrytkę przez, którą wymieniali się fantami. Zerknę czy nie ma tam, żadnych kamer i czy nie uda nam się skroić jakichś nagrań. Potem będziemy lecieć do tej mieściny, w której widzieli ich po raz ostatni. Czyli nic ci nie wiadomo o jakimś Azimie?

- To dość popularne tutaj imię. - odparł Brown - A wiesz, jak nazywali się ci goście?

- Słyszałam imię Henry. Wybacz ale nie miałam ochoty się z nimi bliżej zapoznać. Gostek, który wyglądał jak mocno zapuszczony marine mówił do niego chyba “rabi”.

- Rabi - powtórzył Brown - Znam gościa. Jeśli to ten sam, to lepiej trzymajcie się od niego z daleka. Pracował kiedyś dla nas, w sensie dla rządu, ale ponoć go wyrzucili za nielojalność. Od teraz pracuje dla kogo popadnie. Słyszałem, że ostatnio trzyma z Ruskimi, choć nie zdziwiłbym się, gdyby robił teraz dla Al-Qaidy.

- Jakby doszły do ciebie jakieś informacje z kim może teraz współpracować, będę wdzięczna. Na razie znikam.

- Jasne. W kontakcie.
 
Aiko jest offline