Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-12-2016, 19:54   #21
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Bamako, 24 stycznia

Eliott oparła się o auto. W końcu jakikolwiek trop! Uśmiechała się do siebie. Nim wyszli wypytała jeszcze ojca o wygląd agenta. Trzeba było się ruszać, koniec zwiedzania tej zabitej dziurami wiochy.
- Wpadnijmy do tego motelu, zobaczę ile mi się uda na szybko wyciągnąć. - Przeszła na stronę pasażera. - Trzymaj kciuki by był boy hotelowy.

Bar godz. około 18:30

Gdy zatrzymali się pod motelem. Madison zdjęła sweterek, odsłaniając koszulkę z głębokim dekoltem. Narzuciła na ramię plecak i wkroczyła do pomieszczenia recepcji. Z uśmiechem przywitała stojącego na kasie murzyna. Podeszła do lady i oparła się o nią tak by wyeksponować biust.
- Cześć, byłam ciekawa czy mógłbyś mi z czymś pomóc.

- Po to tu jestem, madame - odparł młody mężczyzna o twarzy ucznia z dobrego liceum.

Madison widząc, że chłopak najwyraźniej nie jest zainteresowany jej ciałem zmieniona strategię.
- Wystarczy Ann. Przyznam się, że szukam mojego ex i miałam cichą nadzieję, że mi pomożesz. Gostek zapierdolił mi trochę szmalu. - Jej uśmiech zmienił się w wyraźny gniew gdy wypowiadała slowo “ex”.

Recepcjonista uśmiechnął się szeroko, ale był to uśmiech wyraźnie wymuszony i sztuczny.
- Pani wybaczy, ale hotel nie udziela pożyczek, ani nie wynajmuje pokoi na kredyt. Ja także nie zarabiam tutaj tyle, żebym mógł pani pomóc. Przykro mi. Myślę, że powinna się pani udać do ambasady… - chłopak zawiesił głos i przez chwilę oceniał Madison - USA? - powiedział z wyraźnym pytaniem w głosie - Mam rację, pani jest amerykanką?

Madison udała zaskoczenie
- Wyglądam jakby było ze mną tak źle? Spokojnie z forsa sobie poradzę. - uśmiechnęła się do murzyna. - Niech mi Pan tylko potwierdzi, że tu był i jeśli ewentualnie Pan słyszał, to z kim i o czym rozmawiał… będzie to duży problem?

- Jeśli tylko coś będę wiedział, to pani powiem. Jak wygląda ten pani eks?
Madison podała opis jaki przedstawił im ksiądz Dikeledi.
- Hmmm… to dziwne. Niecałe dziesięć minut temu, ktoś pytał o podobnego faceta. Zakładam, że też mu chodziło o pani eks. Musiał podpaść wielu ludziom. A jeśli tak to zapewne nie ma go już w mieście. Ja bym tak zrobił na jego miejscu.

Madison kątem oka zauważyła, że recepcjonista chwycił dyskretnie komórkę i prawdopodobnie wysyłał właśnie smsa.
- Powiem pani, to samo co tamtemu gościowi. Wynajmował u nas pokój ktoś o podobnym wyglądzie, ale kilka dni temu się wymeldował. Niestety nie mam pewności, że to pani eks.

- Cóż, a mógłby Pan mi powiedzieć jak wyglądała osoba, która go szukała? Może udałoby się nam połączyć siły. - Madison sama sięgnęła do kieszeni i nie wyjmując telefony puściła sygnał do Maxa. Kątem oka zerknęła, na drzwi. Lepiej jak szybko się stąd zmyją.

- Ma pani szczęście, bo widziałem jak wchodził do baru - recepcjonista palcem wskazał przeszklone drzwi po lewej stronie.

Bar godz. około 18:30

Gdy Madison weszła do baru zobaczyła, że jest w nim kilku gości. Dwie białe kobiety siedzące przy oknie sączyły Marttini, dwóch czarnoskórych mężczyzn przy ścianie rozmawiali przy kuflu piwa oraz trzech mężczyzn ubranych w mundury z demobilu. Jeden z nich miał nawet broń przy pasie zupełnie na widoku. Nic kompletnie nic sobie z tego nie robił.
Mężczyźni rozmawiali po angielsku i Madisson przechodząc obok usłyszała strzęp rozmowy.
- Myślę, że powinniśmy sprawdzić jeszcze kościół - powiedział najstarszy z nich, siwy biały mężczyzna z kozią bródką.
- Można, ale czy nie szkoda na to czasu. Zapewne nie ma go już w mieście. - odpowiedzial brodaty gość w stylu amerykańskiego marines.
- Jak nie sprawdzimy, to się nie dowiemy.
- A z Azimem? Może on coś wie? - zapytał czarnoskóry mężczyzna z zieloną kefija na głowie.

Dalszej wymiany zdań Madison nie słyszała, gdyż musiała podejść do baru, aby nie wzbudzać podejrzeń. Zamówiła jakiegoś lżejszego drinka i usiadła tak by móc słyszeć strzępki rozmów. Odnotowała w pamięci imię Aziz.
Cały czas niepokoił ją sms wysłany przez recepcjonistę, ale wyjście w tej chwili mogłoby zbyt bardzo zwrócić na nią uwagę. Miała nadzieję, że Max trzyma auto na chodzie na wypadek gdyby musieli się szybko ewakuować. Przygryzła wargę i wyjrzała przez okno baru. Pół minuty… tyle dała sobie czasu. Sięgnęła do plecaka po notatnik i zaczęła zapisywać losowo wybrane nazwy chorób spotykanych na tym obszarze. Drinka nie tknęła.
W szybie odbijały się sylwetki mężczyzn. Madison starała się zapamiętać jak najwięcej szczegółów, rozpoznać kim mogą być mężczyźni. Cały czas nasłuchiwała czy nie zwrócą się do siebie po imieniu. Jedyne co się nasuwało to kolejna ekipa najemników. Potrzebowała informacji i teraz czekała choćby na najmniejszy ich strzępek.
Czekanie jednak dało jej to na co czekała. Nie było tego wiel, ale to zawsze coś. Siwy mężczyzna nazywał Henry. Brodaty marines nazywał go też z przekąsem “rabi” Zapewne dlatego, że siwy mężczyzna z kozią bródką byl ich liderem, bo na pewno nie wyglądał na Żyda.
Z tego, co udało się usłyszeć Madison, cała trójka zamierzała jeszcze tego wieczoru odwiedzić kurię biskupią. Niewątpliwie chcieli rozmówić się z ojcem Dikeledi. Jeżeli duchowny będzie tak wylewny, jak był kilka godzin temu, to nie wróżyło to nic dobrego.
Opuściła lokal po 10 minutach zła, że zajęło jej to tyle czasu, i skierowała się prosto do auta. Szukając telefonu opisałą Maxowi sytuację. Madison wybrała numer kurii biskupiej.

TELEFON DO KURII

- Witam, jestem znajomą ze stanów ojca Diklediego. - Uśmiechnęła się słysząc pytanie o nazwisko. - Pani Diaz.

- Zaraz go poproszę - odpowiedziała jakaś starsza kobieta, zapewne zakonnica.
Po niecałych dwóch minutach do telefonu podszedł ksiądz Dikeldi.
- Tak, słucham?
- Witam ojcze dawnośmy się nie słyszeli. - Momentalnie spoważniała. - Ponieważ chciał Pan mieć od nas spokój będę się streszczać. Kilku mało życzliwych ludzi wybiera się do pana, trafiłam na nich podążając za naszym zagubionym agencie. WIerzę, że nie chciałby się Pan z nimi spotkać, polecałabym więc się na jakiś czas zmyć.
- Dziękuję - odparł duchowny i odłożył słuchawkę.
Madison powstrzymała się by nie rzucić telefonem. Oby zniknął i to skutecznie, brakuje jej tylko trzech typków siedzących im na karku. Wybrała numer Browna i dała znak by ruszali. Cały czas zerkała w tylne lusterko. Max zgodnie z planem ruszył w stronę dworca.

TELEFON DO BROWNA

Przez dłuższą chwilę z głośnika telefonu dobiegał tylko mechaniczny trzask. Po prawie minucie odezwał się ich lider.
- Co tam Madison? Jakieś nowe informacje?

- Głównie pytania. - Kobieta westchnęła ciężko. - Nie słyszałeś może o jakiejś trzyosobowej ekipie z naszej branży, kręcącej się w tej okolicy? Albo o jakimś typku imieniem Azim? Napotkałam śmieszną ekipę w miejscu gdzie nasz ojczulek chadzał na swoje schadzki i zapowiada się, że oni też polują na naszego agencika. - Jej wzrok znów skupił się na lusterku.- Udało ci się zdobyć o nim jakieś info?

- Najmitów i amatorów przygód wszelakich tu teraz mrowie. To, że ci szukają agenta, to już gorzej. Trzeba sprawdzić kim oni są, ale proponuję się nie zagłębiać w temat o ile to nasz nie przybliży do celu. Dziewczyna i ksiądz są naszym priorytetem. Cała reszta to bonus do zadania. Może by zagrać z nimi w otwarte karty. To luźna propozycja, bo nie zawsze przynosi dobre rezultaty. Wam pozostawiam decyzję, bo jesteście na miejscu. Co do Diaza, to żadne z moich źródeł nie potwierdziło obecności takiego agenta na tym terenie. I albo to niezła ściema i nasz ojczulek wszedł w konszachty z jakimś diabłem, albo to jakaś naprawdę poważna akcja o której moje źródła nie wiedzą. Nie wiem w sumie, co gorsze. Postaram się jeszcze popytać, jak coś to dam znać. Trzeba jednak brać pod uwagę, że zniknięcie naszej pary, to jakaś gra wywiadów. Sprawdzę Jessicę, czy aby nie miała jakiś kontaktów z wywiadem lub czy nie była obserwowana przez ten. Macie coś jeszcze?

Madison cicho przeklnęła odsuwając telefon od twarzy.
- Jedziemy obejrzeć skrytkę przez, którą wymieniali się fantami. Zerknę czy nie ma tam, żadnych kamer i czy nie uda nam się skroić jakichś nagrań. Potem będziemy lecieć do tej mieściny, w której widzieli ich po raz ostatni. Czyli nic ci nie wiadomo o jakimś Azimie?

- To dość popularne tutaj imię. - odparł Brown - A wiesz, jak nazywali się ci goście?

- Słyszałam imię Henry. Wybacz ale nie miałam ochoty się z nimi bliżej zapoznać. Gostek, który wyglądał jak mocno zapuszczony marine mówił do niego chyba “rabi”.

- Rabi - powtórzył Brown - Znam gościa. Jeśli to ten sam, to lepiej trzymajcie się od niego z daleka. Pracował kiedyś dla nas, w sensie dla rządu, ale ponoć go wyrzucili za nielojalność. Od teraz pracuje dla kogo popadnie. Słyszałem, że ostatnio trzyma z Ruskimi, choć nie zdziwiłbym się, gdyby robił teraz dla Al-Qaidy.

- Jakby doszły do ciebie jakieś informacje z kim może teraz współpracować, będę wdzięczna. Na razie znikam.

- Jasne. W kontakcie.
 
Aiko jest offline  
Stary 12-12-2016, 21:00   #22
JJ
 
JJ's Avatar
 
Reputacja: 1 JJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znany
DWORZEC godz. 20:30 ; Madison i Max

Powiedzieć, że dworzec autobusowy nie przypominał tych ze Stanów, czy Europy, to nie powiedzieć nic. Gdyby nie ustawione pod krzywą wiatą dwa autokary, można by pomyśleć, że to jakieś koczowisko bezdomnych. Setki ludzi siedzących na wszelkiej maści torbach i walizkach, głośna muzyka wydobywająca się z trzeszczących radyjek lub prymitywnych telefonów komórkowych. Do tego wszystkich jazgot rozbieganych dzieci i wieczorna sauna. Nagrzany przez dzień asfalt i beton, teraz po zachodzie słońca oddawał całe zebrane ciepło.
Terenowy wóz najemników od razu przyciągnął wzrok patrolujących ten teren wojskowych.
Gdy Peterson zatrzymał się przy niewielkim budynku dworca, dwóch żołnierzy ruszyło w ich stronę.
Madison chwyciła plecak i ucałowała Maxa w policzek, korzystając z okazji by mu coś powiedzieć.
- Zabierz auto gdzieś dalej, lepiej by go nie skontrolowali. Dołącz do mnie za 5 min.
Wyskoczyła i poklepałą drzwi teraz juz mówiąc dużo głośniej.
- Dzięki za podwózkę!
Patrzyła jak Max odjeżdża udając, że rozgląda się po dworcu, a tak na prawdę czekając na reakcję żołnierzy.
Ci nadal szli w jej kierunku. Może to, że szli ich zatrzymać było tylko przewidzeniem i rodzącą się paranoją. Emocje i stres zaczynały dawać o sobie znać.
Eliott powstrzymała się by nie wziąć głębszego oddechu. Potrzebowała snu… dużo. Uśmiechnęła się do żołnierzy jakby dopiero co ich zobaczyła.
- Czy wiedzą panowie, gdzie znajdę jakieś kasy biletowe?
- Biletów nie ma - odparł łamaną angielszczyzną jeden z żołnierzy - Za późno. Chyba, że…
Mężczyzna zawiesił głos i wykonał dłonią gest znany na całym świecie, oznaczający zapłacenie kilku dolarów na lewo.
Madison pozwoliła by na jej twarz wypłynął szczery smutek. Musiała przyznać, że nie było z tym wielkiego problemu bo tej emocji było dziwnie blisko to załamania, które teraz czuła. To kraj cholernych łapówkarzy. Gdyby o tym wiedziała wzięłaby dwa razy wiecej forsy… na wydatki. Uśmiechnęła się smutno to mężczyzn udając, że nie zna tego gestu.
- Ojej… myślałam, że skoro jest tu dworzec, to można dostać bilety.
- Można. Tylko za późno
- powtórzył żołnierz i karabinem machnął w stronę zebranego pod wiatą tłumu - Za późno. NIe jedziesz. Trzeba płacić. Dużo płacić.
Po moim trupie murzynie. Madison zrobiła minę zaskoczonej idiotki.
- Wydawało mi się, że bilety nie są tutaj takie drogie… no cóż to poczekam do jutra.
- Musisz płacić - powtórzył żołnierz mocno akcentując słowa. Zrobił krok w przód i znalazł się tuż obok Madison. Jego karabin prawie dotykał jej brzucha.
- Musisz płacić. Rozumiesz. Nie ma dolar, nie ma jazda.
Madison spojrzała na broń.
- To niebezpieczne prosze pana. Powinniście dbać o turystów. - Sięgnęła do kieszeni i wyjęła jeden banknot. - Chciał pan dolara?
Mężczyzna chwycił banknot i przedarł go na oczach Madison. Rzucił na ziemię i splunął.
- Żart! Suko!
W tym momencie odezwał się jego partner z patrolu.
- Dokumenty! Już!
Dziewczyna wyjęła jedne z lipnych dokumentów jakie dostała od Browna i podała je mężczyźnie. Udała mocno wystraszoną.
- Nie chciałam żartować, tylko nie wiem o czym panowie mówią. Za bilety płaci się w kasie. Czy sprzedają panowie bilety?
żołnierz zaczął uważnie studiować dokumenty Madison. Trwało to dość długo i najemniczka była pewna, że to zwykła szopka. W końcu żołnierz oddał jej paszport i powiedział:
- Gdzie twój mężczyzna?
- Powinien zaraz tu być. Złapałam stopa by zdobyć nam bilety, ale i tak najwyraźniej dotarłam za późno.
- Miała cichą nadzieję, że Max niebawem się pojawi.
Max przyglądał się całej scenie z bezpiecznej odległości na pozycji kierowcy w ich terenówce i poczuł wszechogarniającą panikę, która powoli przeradzała się w paranoje.
Madison cały czas uśmiechając się do żołnierzy sięgnęła po telefon i wybrała numer Maxa.
- Cześć skarbie. Gdzie jesteś?
Max nagle poczuł wibracje w kieszeni spodni ,wyciągnął telefon nie spuszczając wzroku z trójki ludzi i chwilę wahał się czy odebrać, w końcu wciska zieloną słuchawkę;
- H..Halo? Mamy aż tak przejebane?
Kobieta uśmiechnęła się do stojących przed nią murzynów.
- Za ile będziesz? Bardzo by mi się teraz przydał mężczyzna.
-No..mogę być zaraz, c-co się stało??
- Skarbie mogę ci wyjaśnić jak się pojawisz? - Madison miała ochotę zakląć, najlepiej rzucić w tych cholernych żołnierzy tym telefonem.
- Dobra, już idę - Max szybko się rozłączył, wyłączył silnik i wysiadł z auta
Gdy w końcu Max zjawił się przy Madison, żołnierze skupili uwagę na nim. Zmierzyli go od stóp do głów i w końcu jeden z nich zapytał:
- To twoja kobieta? - jego angielski był o wiele lepszy niż tego drugiego, który proponował najemniczce łapówkę.
- T-Tak to moja dziewczyna, słuchajcie panowie, my nie chcemy kłopotów . Niedługo bierzemy ślub i robimy sobie wycieczkę po Afryce, nie szukamy kłopotów .
- Pilnuj jej lepiej i ukróć jej pyskaty język. Nie ma szacunku dla mężczyzn. Przynosi ci wielki wstyd taka kobieta. - żołnierz obrzucił jeszcze szyderczym spojrzeniem Madison i wraz ze swoim kolegą ruszyli dalej.
Max odetchnął z ulgą i spojrzał na Madison pytającym wzrokiem
- Co ty kurwa robisz? - Po chwili cicho zapytał Max by nikt z otoczenia ich nie usłyszał, a w szczególności oddalający się żołnierz- Możemy zawsze odkupić od kogoś bilet, albo ukraść - Dodał po chwili.
Madison wzięła go pod ramię i uśmiechnęła się.
- Nie planowałam kupować żadnego cholernego biletu. Wolałam by uznali mnie za głupią turystkę niż np… “najemnika”.- Ostatnie słowo wypowiedziała tak, że Max mógłby spokojnie powiedzieć, że to przekleństwo. Jej szept ginął w odgłosach dworca. - Co tak długo?
- C..co? Ah nic, leki na astme brałem- Skłamał Max
- Taa… a nie potrzebujesz jeszcze zastrzyku z insuliny? - Madison przywarła mocniej do mężczyzny, jakby na serio byli parą. - To teraz skarbie prowadź na dworzec, sprawdzimy czy mają tam jakieś kamery.
- Kamery? Po co ci kamery?- Zapytał się wyraźnie zagubiony Max
Madison naparła na ramię mężczyzny zmuszając by ruszył w stronę budynku.
- Istnieje cień szansy, że jeśli są, mogą być skierowane na skrzynki, a jak tak to może zobaczymy jak wygląda nasz zagubiony agencik.
- Aaaha..o to ci chodzi - Twarz Maxa jakby pojaśniała, kolejny fragment układanki pasuje do całości. Po tylu nieprzespanych godzinach jego mózg po prostu przestaje funkcjonować jak należy.
Madison powstrzymała się by nie pokręcić z niedowierzaniem głową. Uśmiechnęła się tylko i poprowadziła ich w stronę dworca. Po przekroczeniu drzwi niby zainteresowana “architekturą” rozejrzała się po wnętrzu. Zaczynała mieć coraz większe obawy jeśli chodzi o tą misję. Nie dość, że gonili za laską, która równie dobrze mogła już być sprzedana jako dziwka, to jeszcze w kraju ogarniętym powstaniem, z bardzo dobrym najemnikiem na ogonie. Madison spojrzała na Maxa, ale szybko powróciła do poszukiwania kamer.
Plan Madison niewątpliwie był dobry, ale Bamako to nie Nowy Jork, Paryż, czy Amstterdam, gdzie na dworcach montuje się monitoring. Tutaj nic podobnego nie uświadczysz. Jedynie dwóch żołnierzy stojących w pobliżu kas.
Cała poczekalnia była pełna ludzi, nie było więc mowy, aby dyskretnie zajrzeć do skrytki. Pytanie tylko, czy muszą się z tym aż tak kryć. Wedle słów ojca Dikelediego była ona przecież pusta.
Eliott rozejrzała się za miejscem, z którego byłoby dobrze widać skrytkę. Po czym poszukała innego, z którego mogłaby zobaczyć czy ktoś nie czatuje na osobę zaglądającą do skrzynki. Szybko wypatrzyła taki punkt.
- Skarbie, sprawdzisz skrytkę? - Madison uśmiechnęła się do Maxa, po czym dużo ciszej dodała. - Sprawdzę, czy ktoś nie podąża tym samym tropem co my.
Gdy Peterson ruszył w stronę skrytek, Madison uważnie obserwowała zebranych ludzi. W zbieraninie miejcowych trudno było dostrzec kogoś wyróżniającego się. Na szczęście miała wprawne oko i nie raz wystarczył jeden niepozorny ruch, by obserwator się zdradził.
Peterson sprawdzał skrzynkę i ku uldze kobiety nie zauważyła nikogo, kto by jakoś szczególnie się przejmował tym, co on robi. Oczywiście pojawienie się białej pary, wzbudziło lekkie poruszenie, ale raczej wśród tego tłumu nie było żadnego obserwatora.


Petereson wrócił z szerokim uśmiechem na twarzy. Złapał Madison pod rękę i szybko pociągnął ją do wyjścia. Na jej pytające spojrzenie, pokazał otwartą dłoń na której leżał mały, niepozorny pendrive.
 
JJ jest offline  
Stary 22-12-2016, 22:35   #23
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Cześć wspólna

Madison odetchnęła z ulgą gdy wsiedli do auta. Przejęła pendriva gdy Max odpalał auto.
- Będziemy musieli zdobyć coś na czym dałoby się to odpalić. - Wsunęła go do kieszeni. Odchyliła się w fotelu i przymknęła oczy. - Powinniśmy się gdzieś przespać… przynajmniej ja powinnam.

Nie zważając na narzekanie Maxa pokierowała ich do jakiegoś mniejszego hotelu. Potrzebowała się wykąpać, a jeśli ktoś miał ich dopaść mógł to równie dobrze zrobić na parkingu co w budynku. Zabrali większość rzeczy z sobą. Madison miała poważne obawę o pozostawianie rzeczy w aucie.

Wynajęli pokój jako narzeczeni. Oczywiście dostali dzięki temu małżeńskie łóżko. Eliott było wszystko jedno jeśli tylko mogła wziąć długi ciepły prysznic. Przekręciła kluczyk w drzwiach i zabarykadowała je krzesłem. Gdy Max brał prysznic upewniła się jeszcze czy wszystkie okna są pozamykane. Padła na łóżko i kilka sekund później już spała. Na chwilę przebudziła się gdy Peterson kładł się obok. Od Afganistanu miała bardzo słaby sen.

Wstali wcześnie, szybko ogarnęli się i załadowali z powrotem do auta. Zahaczyli jeszcze o sklep z elektroniką, gdzie Madison jak zwykle odgrywając blondynkę poprosiła o postawienie i naładowanie kompa.
Do Mopti postanowili jechać bokami, nocując gdzieś w dziczy. Madison tylko zawiadomiła Browna telefonicznie o ich planach. Musieli się streszczać, tym bardziej, że jak się okazało mają teraz na plecach innych najemników.
__________________________________________________ ____________________




Gdy wyjeżdżali z Bamako czuli, że opuszczają ostatni przyczółek cywilizacji w tym kraju. Zaledwie kilka kilometrów za miastem droga straciła swój dotychczasowy wygląd. Coraz liczniejsze wyboje i dziury dawały się mocno we znaki i zwiastowały ciężką podróż. Jeszcze gorzej było, gdy Peterson zjechał z głównej drogi, aby uniknąć ewentualnych problemów.
Zadecydowali o tym, gdy mijali rogatki miasta. Dwa ciężkie transportery przy drodze wyjazdowej nie pozostawiały wątpliwości, że z każdym dniem sytuacja w kraju staje się coraz poważniejsza. Przez posterunek przejechali bez większych problemów. Wystarczyła bajeczka o dziennikarskiej misji oraz słodki uśmiech Madison, aby młody żołnierz machnął ręką i puścił ich dalej. Mając jednak przed sobą długą podróż do Mopti woleli uniknąć podobnych sytuacji i jak najmniej rzucać się w oczy. Stąd też decyzja o wyborze bocznych dróg.
Wiązało się to jednak z całkowitym pożegnaniem się z jakimkolwiek komfortem. Nawet terenowe zawieszenie ich samochodu niewiele pomagało, gdy lokalna droga przerodziła się w całkowite bezdroże z jedynie wyjeżdżonym wąskim śladem opon.

Peterson prowadził pewnie i co kilka chwil zmieniał ścieżkę w ich odtwarzaczu mp3. Szukał odpowiedniego tła muzycznego do ich podróży. W tym czasie Madison trzymając laptopa na kolanach spróbowała sprawdzić, co znajduje się na znalezionym w skrytce pendrivie.
Niestety tak, jak się obawiali dane były zaszyfrowane. Bez hasła nie dowiedzą się nic nowego.
Hayden, Ich drużynowy spec od IT, przebywał obecnie w więzieniu, więc pozostała im tylko satysfakcja ze zdobytego dowodu. Nic więcej. Gdyby chociaż mieli dostęp do netu, to mogli by coś powalczyć. Jednak i o tym musieli zapomnieć.

Około południa zatrzymali się na krótki postój. Przy drodze rosło kilka karłowatych drzew, który dawały skromny cień. Upał od samego rana był jak co dzień nieznośny. Choć to nie była ich pierwsza misja w Afryce, to żadne z nich nie potrafiło przyzwyczaić się ani do tutejszego klimatu, ani temperatur. Mieli co prawda klimatyzację w samochodzie, ale musieli gospodarować nią oszczędnie, aby nie zajechać akumulatora.
Zakup lodówki turystycznej okazał się genialnym pomysłem. Łyk zimnej wody smakował w tym momencie niczym najprawdziwsza ambrozja. Butelka przyłożona do czoła lub karku ochładzała i dawała nowe siły do dalszego funkcjonowania.
Rozmowa się nie kleiła, bo i o czym można było rozmawiać. Ich ekipa, to nie była zgrana paczka przyjaciół żądnych przygód. Raczej grupa fachowców, których jednoczył wspólny cel. Dobrze czuli się w swoim towarzystwie, ufali sobie zawodowo, ale o jakichś bliższych relacjach nie było mowy. Ich rozmowy dotyczyły tylko kwestii zawodowych lub ewentualnie aktualnej pogody.
- Ukrop nieznośny - mruknął Peterson.
- Taaa - odpowiedziała mu Madison i w tym momencie powietrze rozdarł huk serii z automatu. Bez trudu rozpoznali AK-47. Najpopularniejszą broń partyzantów na każdej szerokości geograficznej. Kule zabębniły o karoserię ich jeepa. Najemnicy instynktownie skulili się i po chwili przypadli do ziemi. Szybka analiza pozwoliła stwierdzić, że strzały padły z pobliskich pagórków. Na szczęście napastnicy na razie postanowili nie oddawać kolejnych strzałów, więc Madison i Peterson mieli czas, aby sięgnąć po broń. Wystarczyło dotrzeć do bagażnika jeepa i tyle. Robili to przecież tyle razy. Dlaczego tym razem miałoby się to im nie udać.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 05-01-2017, 11:25   #24
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Madison, gdy tylko usłyszała strzały rzuciła się na ziemię. Nim jeszcze ustały strzały zaczęła się przemieszczać w stronę bagażnika. Miała nadzieję, że kurz, który się podniósł przy tej okazji, osłoni ją choć odrobinę. Wyjrzała , starając się chować za kuloodporną karoserią auta. Musiała się zorientować z kim walczą i czy nie byłoby lepiej się stąd ewakuować.
Wyjęcie broni nie było wcale takie łatwe, jak się Madison wydawało. Gdy tylko otworzyła klapę bagażnika, kolejna seria z automatu zadudniła o karoserię. Najemniczka zauważyła, że kąta ostrzału był inny niż przy poprzednim razie. Albo napastników było kilka, albo ten który strzelał zmienił pozycję.
Madison ukryła się słysząc kolejna serię. Znów przesunęła się starając się sięgnąć po broń. Potrzebowała czegoś z większym zasięgiem.
Gdy huk ucichł, najemniczka w końcu złapała za broń. Zdobyczne M4 w tej sytuacji było idealnym rozwiązaniem. Z karabinem w dłoni czuła się o wiele pewniej i bezpieczniej. Peterson zdawał się być pogrążony w jednym ze swoich letargów. Madisson miała tylko nadzieję, że stan jej kompana to tylko chwilowa utrata samokontroli.
Kobieta przysunęła się z karabinem do krawędzi auta. Szukała wygodnej pozycji by w razie czego oddać strzał. Starała się wypatrzeć jakiś ruch. Miała nadzieję, że to jednak pojedyncza osoba, która postawiła sobie pohasać między wzgórzami.
Pozycja strzelecka nie była może idealna, ale wystarczająco bezpieczna, aby i oddać strzał i mieć osłonę jednocześnie. Peterson odlatywał coraz mocniej. Madison słyszała, jak bełkocze coś pod nosem.
Skupiła się jednak na przepatrywaniu okolicy. I zauważyła coś. Jakaś postać przeskoczyła pomiędzy kępami niewielkich zarośli.Ku zdziwieniu kobiety było to jakieś dziecko. Kilkuletni chłopiec, nie miala żadnych wątpliwości.
Kobieta oddała strzał ciut przed nim. W Afganistanie spotkała się już z bojówką dziecięcą. Zawahanie przed strzałem potrafiło kosztować dorosłych żołnierzy życie. Wolałaby jednak nie zabijać bachora jeśli byłaby w stanie go odgonić.
Szybka i precyzyjna seria poleciała w kierunku chłopczyka. To nie miał być śmiertelny strzał. Jednak krzyk jaki rozległ się od strony zarośli, świadczył o tym, że najemniczka trafiła. Zapadła złowroga cisza.
Madison przeklęła cicho. Cóż stało się, nie to że młody nie próbował ich zabić. Przyczaiła się za autem i czekała czy zaraz nie rozlegnie się kolejna salwa… był sam czy z kimś. Kobieta obejrzała się na Maxa. Co ten idiota robi?
Złowroga cisza przedłużała się i Madison z jakiegoś dziwnego powodu przeszedł zimny dreszcz. Nie potrafiła wyjaśnić tego absurdalnego uczucia. Spojrzała w stronę Petersona. Widok nie napawał optymizmem. Mężczyzna, jej pomocnik w tej trudnej misji, siedział w kuckach oparty o drzwi ich terenówki. Jego głowa poruszała się nieznacznie w tył i w przód, a z ust ciekła strużka śliny. Dojmujące uczucie samotności uderzyło w Madison z całej siły.
Musiała się stąd zwijać… jednak niepokoiła ją ta cisza. Coś było nie tak. Kobieta pochylając się tak by nie wystawać ponad karoserię przeszła do Maxa.
- Ładuj się do auta. - Mocno potrząsnęła mężczyzną. - Odpal silnik idioto.
Z jednej strony czuła że nie powinna tego robić, ale chciała zobaczyć co się właściwie wydarzyło… kogo zabiła

Peterson patrzył na nią obłędnym wzrokiem, pozbawionym choćby iskry zrozumienia.To był po prostu, jakiś kosmiczny żart. Została sama, ostrzeliwana przez nieznanych sprawców i z katatonikiem pod opieką na dodatek.
Madison wkurwiona otworzyła drzwi i władowała do auta mężczyznę, cały czas nasłuchując jakiegoś ruchu. Nici ze zwiadu, nie z tym typkiem w takim stanie. Gdy Max siedział już w aucie, przeszła po nim, kładąc broń pod tylną kanapą i odpaliła auto. Umiała prowadzić, ale to była terenowa fura. Cóż… czas się szybko zacząć uczyć.
 
Aiko jest offline  
Stary 11-01-2017, 00:26   #25
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
- Gdzie jesteśmy? - zapytał nagle Peterson. Od kilku dobrych godzin drzemał w fotelu pasażera. Madison spojrzała na niego, starając się jednocześnie nie odrywać wzroku od wyboistej drogi. Mimo, że ich samochód miał napęd na cztery koła, miękkie zawieszenie i naprawdę solidne wspomaganie, najemniczka musiał się nieźle napocić, aby utrzymać auto na kursie. Zdecydowanie należała do niedzielnych kierowców.. W trakcie kolejnych misji w zespole zawsze znajdował się ktoś, lepiej od niej uzdolniony w tym kierunku. Teraz okoliczności zmusiły ją do zmierzenia się z tą niełatwą materią.
- Jak gdzie? - burknęła. Niedyspozycja Petersona, rozdrażniła ją do granic możliwości. - Nic nie pamiętasz?
Peterson spojrzał na nią nadal rozbieganymi oczami i uśmiechnął się szeroko. W kącikach ust nadal miał zaschniętą ślinę.
- Pamiętam, pamiętam. Jestem tylko lekko… - mężczyzna szukał przez kilka chwil odpowiedniego słowa - rozkojarzony…
- Lekko rozkojarzony? Kurwa! Peterson! Odpłynąłeś, jak rasowy katatonik. W samym środku ostrzału, łapiesz?
- No?
- No? No i co?
- No… przepraszam… - Peterson spuścił głowę, wbijając spojrzenie w czubki swych butów - Nigdy wcześniej, nic takiego mi się nie przydarzyło.
Łgał w żywe oczy. Madison nie mogła, jednak nic zrobić. Musiała jakoś dojechać do miasta, a na miejscu zastanowić się co zrobić z tym problemem. Może w końcu Brown się odezwie i ją wspomoże.
- To, jak powiesz mi gdzie jesteśmy.
- Na drodze do Mopti. Jeszcze godzina, czy dwie i trzeba będzie poszukać jakiegoś miejsca na nocleg.
- Myślałem, że uda się nam tam dojechać przed zmrokiem.
- Może i by się udało, gdy nas nie ostrzelali, a ty byś nie odleciał. - warknęła Madison. Była wyczerpana. Bolały ją ręce, skronie pulsowały jej od nieznośnego upału, a spodnie i koszula kleiły się nieprzyjemnie do ciała. Każdy kolejny wybój sprawiał, że zagryzała zęby i pod nosem cisnęła najgorsze obelgi pod adresem afrykańskich drogowców.
- Może cię zmienić? Już mi lepiej.
- Dam sobie radę - odparła - Lepiej prześpij się jeszcze godzinę, bo jak staniemy to będziesz musiał trzymać wartę.

Nie minęły dwie minuty, a Peterson już cicho pochrapywał. Wprost niewiarygodne. Ten gość był po prostu, niesamowity. Powiedziała mu “śpij”, a ten ot tak po prostu zasnął. Nie przeszkadzały mu ani wyboista droga, ani upał.

Słońce znikało powoli za horyzontem i Madison zaczęła rozglądać się z miejscem, gdzie mogliby się zatrzymać. Niestety krajobraz z każdym przejechanym kilometrem stawał się coraz bardziej pustynny. Praktycznie nie było miejsc, gdzie mogliby się spokojnie ukryć.
Nie mając innego wyjścia, Madison zjechała z drogi i wyszukała delikatne obniżenie terenu. Zatrzymała się i obudziła Petersona.
- Wstawaj - powiedział szturchając mężczyznę w ramię - Pomożesz mi rozłożyć siatkę i potrzymasz wartę. Ja padam na pysk i muszę się choć chwilę przespać.
Rozłożenie siatki maskującej zajęło im nie więcej niż dwie minuty. Nie był to może idealny kamuflaż, ale na pewno stanowił jakiegoś rodzaju zabezpieczenie. Madison liczyła, że będą mieli szczęście i noc minie spokojnie.

I po części faktycznie tak było. Nikt ich nie niepokoił. Madison przespała bez problemu kilka godzin, ale w pewnym momencie obudził ją jakiś huk. Otworzyła szeroko oczy i nasłuchiwała. Peterson kucał przy samochodzie i przepatrywała teren. Huk się powtórzył. Madison bez trudu rozpoznała odległe odgłosy wystrzałów. Najpierw jedna krótka seria, a po niej dwie kolejne. Na szczęście była to bardzo odległą strzelanina. Niewątpliwie zwiastowała kłopoty następnego dnia, ale nimi będą martwić się jutro.
Madison obróciła się na drugi bok i ponownie spróbowała zasnąć.
Udało jej się, ale sen miała bardzo płytki i niespokojny.

***

26 stycznia 2012 r. godz. 6:50
Mali, około 40 km na zachód od miasta San

Mimo kilku godzin snu, Madison nadal czuła się zmęczona. Jej ciało odpoczęło, ale umysł nad dźwigał ciężkie brzemię. Spojrzała na Petersona, który przemywał twarz wodą z manierki. Straciła całkowicie zaufanie do tego człowieka. Nie powiedziała jednak ani słowa. Pokręciła tylko głową i wsiadła do samochodu i odpaliła silnik.

Do celu mieli jeszcze jakieś dwieście kilometrów. Czas płynął powoli. Przez otwarty szyberdach wlatywało rozpędzone powietrze, które choć odrobinę łagodziło skutki grzejącego od samego rana słońca.
Cisza, jaka panowała sprawiała, że każda minuta wydłużała się jeszcze bardziej, a droga zdawała się nie mieć końca.
Tuż przed godziną siódmą zbliżyli się do niewielkiego wzniesienia. Ich samochód bez trudu wspiął się na szczyt. Madison nawet nie musiała wrzucać wyższego biegu. Gdy znaleźli się na samej górze, lewej stronie, około dwustu metrów od drogi zobaczyli coś co wyglądało jak zbudowane na pustyni boisko. Dwie bramki sklecone z wysuszonych gałęzi i jakiś aluminiowych prętów oraz długą ławkę robiącą, chyba za atrapę trybuny. Na środku boiska zebrała się grupa około trzydziestu osób. W pobliżu stały też dwa pick-upy z zamontowanymi na pace karabinami maszynowi. Większość z zebranych to byli mężczyźni. Ubrani w najróżniejsze i niekompletne mundury. Na głowach związane mieli czarne kefije. Niektórzy zakrywali nimi także twarze. Pośrodku całego zgromadzenia znajdowało się około dziesięciu kobiet w różnym wieku. Przed nimi przechadzał się wysoki mężczyzna w mundurze i megafonem w dłoni. Krzyczał coś do nich po arabsku. Głos jednak był na tyle zniekształcony, że nie dało się wyłowić choćby pojedynczego słowa.
Peterson spojrzał na Madison, Madison na Petersona. Oboje wiedzieli, że ich pojawienie się nie uszło uwadze tamtej grupy.
Trzeba było szybko podjąć decyzję, co dalej.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 16-01-2017, 20:02   #26
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
26 stycznia 2012 r. godz. 6:50 Mali, około 40 km na zachód od miasta San

Madison była zła, zmęczona i jeszcze raz zła. Z czteroosobowego oddziału został jej jeden najwyraźniej nie do konca pełnosprawny typek. Jakby tego było mało miała wyrzuty sumienia. Zabiła tamtego dzieciaka i nawet świadomość tego, ze to on chciał ich zabic nie pomagała.

Na domiar złego to... właśnie w tej chwili. Właśnie teraz gdy postanowiło ją żerać sumienie. A te kobiety i tak jak będą mogły poderżną jej gardło w nocy. Wkurzona uderzyła w klakson, przerywając zamaskowanemu facetowi. Patrzyła jak rusza w ich kierunku, a reszta typków zaczyna przygotowywać broń. Szybko podsunęła zaskoczonemu Petersonowi długą broń leżącą między fotelami.
- Jeden strzał w gostka na aucie, zrozumiano?

Nim zdążył odpowiedzieć, strzeliła przez otwarte okno w idącego w ich stronę faceta. Nim tamci zdążyli zareagować wcisnęła gaz do dechy i ruszyła w ich kierunku. W duchu modliła się by ta cholerna fura wytrzymała kilka strzałów. Osunęła się niżej na fotelu by utrudnić trafienie w siebie.
 
Aiko jest offline  
Stary 18-01-2017, 23:26   #27
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Lekko zdezorientowany Peterson złapał za broń. NIe powiedział ani słowa. W końcu zachowywał się, jak rasowy żołnierz. Madison przypomniała sobie, że Brown wspominał kiedyś o przeszłości Maxa. Diler i utalentowany chemik, któremu nie raz odwaliła szajba. Wspominał też o trudnym przeżywaniu stresu.
Trudne przeżywanie stresu - piękny kurwa eufemizm na niezłego czubka.
Teraz jednak to nie było ważne.
Peterson zachowywał się normalnie i Madison nie była sama. Decyzja jaką podjęła w tej dramatycznej chwili mogła nie tylko całkowicie pogrzebać ich misję, ale i sprawić, że ta cholerna pustynia stanie się ich grobem.

Peterson oddał dwie krótkie serie i ku zdziwieniu Madison obie były celne. Tego to się nie spodziewała. Liczyła, co najwyżej na w miarę poprawną zasłonę ogniową i nic więcej. Tymczasem Peterson zdjął w mgnieniu oka, obu operatorów karabinów maszynowych.
Koła jeepa zabuksowały i wraz z kłębami piaskowego kurzu gwałtownie wyrwał do przodu. Madison została wbita w fotel. Droga była prosta i zdawało się, że sama prędkość wystarczy, aby pozostawić w tyle bojowników.
I może gdyby droga była prosta, gładka i równa, tak właśnie by się stało. Niestety droga w tym miejscu nie miała nic wspólnego z żadnymi standardami. Kamienie, dziury i wyrwy, niemal co metr.
Madison ściskała kurczowo kierownicę. Jej stopa z całych sił wbita była w podłogę.
Samochód rozpędzał się gwałtownie. Pięćdziesiąt, siedemdziesiąt, dziewięćdziesiąt kilometrów na godzinę. Mimo wspomagania kobiecie trudno było utrzymać kierownicę.
Kątem oka zobaczyła, że oba pick-upy ruszyły w pościg. Nagle jeep podskoczył na jakimś wyboju. Madison na chwilę wypuściła kierownicę z dłoni. Koła gwałtownie skręciły w lewo i samochód zjechał z ubitej drogi. Kolejne wyboje sprawiły, że najemnicy podskakiwali wewnątrz auta niczym szmaciane marionetki. Deszcz kul zabębnił o karoserię ich samochodu. Madison w ostatniej chwili złapała kierownicę i skontrowała, ratując ich przed niechybnym dachowaniem.
- Już po nas - wysyczał przez zęby Peterson - już po nas!
Jeep na szczęście złapał przyczepność. Przed nimi rozpościerał się płaski pustynny krajobraz. Na horyzoncie Madison zobaczyła grupę kilku samochodów.
Wybawienie, czy niechybna śmierć? - niewypowiedziane, złowieszcze pytanie zawisło w powietrzu.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 20-01-2017, 21:24   #28
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
- Zamknij morde i strzelaj do tyłu. - Madison werknęła na Maxa, starajac się zapanować nad autem.

Gdy tylko poczuła, że w końcu ma wszystkie koła na ziemi, skierowała auto w stronę grupy pojazdów na horyzoncie. Jaki miałą wybór? Jak pomogą... może nawet zacznie wierzyć. Jak nie. I tak by ich gonili i tak.

Kobieta siedziała nisko, starając się uniknąć ewentualnego strzału od tyłu. Uważnie przyglądała się samochodom, do których się zbliżali, starajac się wypatrzeć czegokolwiek. Jak wyglądali kierowcy? Czy auta były uzbrojone?

Tak naprawdę, oczekiwała tylko strzałów w przednia karoserię. Przygryzła wargę, gotowa w każdej chwili odbić autem w bok by uniknąć zderzenia. Przez głowę przesła jej tylko jedna myśl:
~Za mało mi płacą.~
 
Aiko jest offline  
Stary 23-01-2017, 20:22   #29
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Są sytuacje w których nie ma dobrego wyjścia. Gdzie, by człowiek nie poszedł czeka go tylko i wyłącznie nieszczęście.
W takiej właśnie sytuacji znaleźli się Madison i Peterson. Dwójka najemników z rozbitego zespołu ratowniczego, którego celem jest odnalezienie i wywiezienie do Stanów, Jessici Stevenson.

Mając za plecami rozszalałych muzułmańskich bojowników, a przed sobą dwa razy liczniejszą grupę cywilnych pojazdów, Madison wcisnęła pedał gazu do samej podłogi i mocno chwyciła kierownicę.
- Zamknij mordę i strzelaj - wydała prosty rozkaz.
Peterson wychylił się i zaczął ostrzeliwać krótkimi seriami ścigających ich bojowników. Ci nie pozostali dłużni i ołowiane kule zadudniły o i tak już podziurawioną karoserię ich jeepa.

Kolejne rowy i kamienie utrudniały Madison trzymanie się kursu. W tej chwili miało to jednak niewielkie znaczenie.
Byle do przodu, byle do przodu. NIc innego się nie liczyło. No, może jeszcze to by nie przekoziołkować na dach.

Najemniczka dawała jednak radę, a adrenalina buzująca w jej żyłach, dodawała tylko pewności siebie.
Grupa pojazdów przed nimi zbliżała się gwałtownie. W tumanie kurzu trudno było dostrzec coś konkretnego. Samochody wyglądały na cywilne wozy terenowe, ale Madison nie miała pewności, kto nimi jedzie.

Gdy rozległy się pierwsze strzały od frontu, najemnicy już żegnali się z życiem. Nie mieli żadnych szans w krzyżowym ogniu karabinów maszynowych.
Na szczęście strzały nie były wymierzone w nich. Ich świt był bardzo bliski, ale celem byli muzułmańscy najemnicy.

- Uratowania! - krzyknął Peterson, ciesząc się jak małe dziecko - Jesteśmy, kurwa, uratowani!

Szybko się okazało, że jego radość była zdecydowanie przedwczesna. Gdy jeep najemników zrównał się z grupą pojazdów okazało się, że mają do czynienia z kolejną grupą partyzantów.
[MEDIA][/MEDIA]
Sądząc po kefijach i gęstych, długich brodach u większości mężczyzn, to najemnicy wpadli z deszczu pod rynnę, o ile w afrykańskich warunkach to powiedzenie miało jeszcze jakikolwiek sens.

Z białego, terenowego Mercedesa wyszedł mężczyzna ubrany w stary francuski mundur. Miał on na oko, około pięćdziesięciu lat. Kilkudniowy siwy zarost na policzkach i brodzie.
- Rzućcie broń - krzyknął zdejmując czarne lustrzanki w stylu detektywa Cobrettiego.
Pozostali członkowie grupy mierzyli do nich cały czas. Madison wiedziała, że nie mają szans w walce. Pozostało liczyć na siłę perswazji i dyplomacji.

- Jestem szejk Salif Abdul Sogobo. A wy coście za jedni?
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 30-01-2017, 18:50   #30
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
- Jestem szejk Salif Abdul Sogobo. A wy coście za jedni?
Madison odłożyła swoją broń.
- Patricia Wineheart i Adrian Tomson. - Uśmiechnęła się do szejka. - Dziękujemy za pomoc.

Mężczyzna zaśmiał się rubasznie. Przełożył swoje M-4 zawieszone na pasku, na plecy.
- Pomoc? Odłóżcie broń i wyjdźcie z samochodu.

Madison powstrzymała się, by się nie skrzywić. Pewnie jak tylko wyjdą zabiorą im wszystko co mają w aucie. Pozostawało mieć nadzieję, że nie znajdą broni ukrytej na dnie plecaka. Powoli opuściła samochód, zostawiając broń,z której strzelała na siedzeniu. Wysiadła dając znak Maxowi by też to zrobił. Nie mieli szans z taką ilością ludzi.
- Nie chcemy robić kłopotów. Niechcący wjechaliśmy tamtym na teren. - Uniosła ręce pokazując, że są puste. - Szukamy jednej osoby.
- Kogo szukacie? - zapytał szejk, dając jednocześnie znać swoim ludziom, aby przeszukali samochód.
- Ojca Gordona. - Madison cały czas zerkała co robią mężczyźni.
- Ojca Gordona? A kim jest Gordon? - mężczyzna najwyraźniej źle zinterpretował słowa najemniczki. - Ty jesteś Gordon? - zapytał wskazują głową Petersona.
- Nie - pokręcił głową Peterson - Gordon to… - najemnik zawiesił głos i wymownie spojrzał w stronę Madison.
- Jak już powiedziałam to jest Adrian. Mój narzeczony. - Madison uznała, że może być lepiej jeśli będą ich uważali za parę. - Mówiąc słowo “ojciec” miałam na myśli, że Gordon jest księdzem.
- Klecha. To źle trafiłaś panienko. To zły czas dla klechów. Ja to w sumie nie ma nic przeciwko nim jeśli tylko czczą Mahometa i Allaha. Jednak moim bracia nie są tak tolerancyjni.

Z tyłu rozległ się zrzucanej na kupę broni. Najemnicy mieli tego sporo. Jeden z ludzi szejka, powiedział do niego coś po arabsku.
- A te zabawki wam po co? - zapytał Salif łapiąc ponownie za karabin.
- Wiemy, że zaginął gdzieś w tej okolicy i że toczą się tu walki. Byłoby bardzo nierozsądne z naszej strony zapuszczać się na te tereny bez sprzętu. - Madison nasłuchiwała, czy rozpozna jakieś słowa po arabsku. Wolałaby wiedzieć na czym stoi.

Mężczyzna mówił w dziwnym dialekcie i nader szybko, ale Madison udało się wyłapać kilka słów: “amerykańska broń, specjalistyczny sprzęt, szpiedzy, śmierć”.

Szejk kiwnął tylko głową, a następnie rozkazał:
- Ismael odbierz paszporty od naszych gości.
Młody mężczyzna w kefiji szczelnie otulającej jego twarz zbliżył się do najemników. Bez słów wyciągnął dłoń po dokumenty. Madison wiedziała, że próba oporu lub odwleczenia oddania paszportów może się źle skończy. W głowie próbowała sobie przypomnieć, gdzie schowała swoje prawdziwe dokumenty.
- Muszę państwa zaprosić do mojego wozu. - rzekł z uśmiechem szejk.
- Nie chcielibyśmy zajmować panu czasu, panie Sogobo. - Madison starała się utrzymać pogodną minę. - Myślę, że każde z nas ma tu swoją robotę do wykonania.

Szejk nic już nie odpowiedział. Ruszył w stronę samochodu, a stojący za Madison mężczyzna, szturchnął ją w plecy lufą swojego karabinu.



W drodze

Kolumna aut ruszyła. Madison i Peterson siedzieli na tyle terenóki szejka. Ten siedział z przodu na miejscu obok kierowcy.
Odwrócił się w stronę najemników i zapytał.
- A teraz szczerze, jak wy to mówicie, jak na spowiedzi. Coście za jedni? I lepiej darujcie już sobie te wasze bzdurne historyjki. Prawdy i tak się dowiemy, wcześniej, czy później. Dla was będzie lepiej, jak stanie się to szybciej. Oszczędzicie sobie wielu kłopotów i bólu.

Madison była poirytowana. W aucie został placek, a co za tym idzie jej broń i dokumenty. Nie potrafiła wyczuć tego faceta. Uznała jednak, że oscylowanie w okolicy prawdy będzie najwygodniejsze.
- Jesteśmy najemnikami od znajdywania ludzi. - Uśmiech z jej twarzy znikł. Z powagą wpatrywała się w plecy szejka. - Wynajęto nas do znalezienia księdza Gordona. Nie mamy zbyt wielu informacji.

Sogobo uśmiechnął się prezentując rząd doskonale bialych zębów.
- Widzę, że rozsądna z ciebie osoba. - pokiwał w uznaniu głową - Kto was wynajął? I kim jest ten klecha?
- Inny klecha z Bamako. - Madison wyjrzała przez okno starając się ocenić, w którym kierunku jadą. - Gordon zostawił mu niewygodny towar w magazynach. Jakbym wiedziała w co się ładujemy nie robiłabym tego za taką kasę.
- Co to za niewygodny towar?
- Zamknięte skrzynie z niewiadomego źródła, podobno z lekami, ale książulek ma podejrzenie, że może być tam coś więcej.

Kolumna partyzantów zmierzała wyraźnie w kierunku miasta. Mogło to oznaczać, że Mopti zostało zajęte przez rebeliantów i nie wróżyło nic dobrego zarówno w kwestii ich misji, jak i ogólnego bezpieczeństwa.


- A od kiedy to leki są niewygodnym towarem? - zapytał bardzo ironicznie szejk - Masz mnie za idiotę? Jak wspomniałem prawdę i tak poznamy. W ten czy inny sposób. Zatem jeszcze raz pytam, co było tym niewygodnym towarem.
- Nie mam ciebie za idiotę. Tak jak powiedziałam, księżulek ma podejrzenie, że jest tam coś jeszcze. Prawdopodobnie broń. - Madison pozwoliła sobie na lekki uśmiech. - A to już chyba nie jest wygodne? Szczególnie gdy magazynów pilnuje wojsko.
- Nie pierdol koleżanko. Przyjęłaś misję, nie wiedząc o co dokładnie chodzi. Nie wierzę.Ty i twój przyjaciel nie wyglądacie na pierwszych lepszych frajerów. Co wiesz o tym Gordonie?
- Ksiądz jak ksiądz, założył jakiś kościół, sprowadzał leki. - Madison starała się wyczuć nastrój szejka. - Włamaliśmy się do tego magazynu i wiemy, że broń tam była. Jak dla mnie oznacza to więcej forsy, więc zaryzykowaliśmy. Jakie masz wobec nas plany?
- Ja nie mam żadnych - odparł ze stoickim spokojem Sogobo - Wszystko w rękach Allaha i imama Samake.

Konwój zbliżał się właśnie do przedmieści Mopti. Popołudniowe słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Na rogatach miasta sały wozu pancerne malijskiej armii do których przytwierdzono czarną flagę z wypisaną na niej szahadą.
Madison nie miała już żadnych wątpliwości, że miasto zostało zajęte. To oznaczało dla nich poważne kłopoty. Teraz gdy wpadli w ręce islamistów musieli przede wszystkim myśleć o ucieczce. Misja ratunkowa córki Stevensona musiała zejść na drugi plan.

Kobieta z niepokojem przyglądała się miastu. Jak większość tego typu osad w Afryce, kojarzyła się jej z jednym wielkim slumsem. Uważnie, przyglądała się drodze, którą jechali, starając się zapamiętać, jak mogą się wydostać z tego bagna.


Z tego co udalo się jej zaobserwować miasto nie nosiło specjalnych oznak walki. Mopti wyglądało trochę tak, jakby partyzanci z zaskoczenia wzięli miasto lub nawet - lokalne wojsko poparło ich.

Przejeżdżając między kolejnymi barakami, straganami, budami, ludźmi handlującymi z rozłożonych na ziemi gazet, dotarli do centrum. A przynajmniej Madison uznała, że to centrum bo stał tu spory budynek, który chyba był niegdyś siedzibą władz. To przed nim ich wyładowano, po czym sprowadzono do piwnic, gdzie jest prowizoryczne więzienie. Ulokowano ich w sąsiednich celach. Ściany, co zauważyła już błyskawicznie, były cienkie i spokojnie mogli sobie porozmawiać. W jaki sposób ja to pocieszyło? Żaden.
Nie mieli papierów, broni, byli w centrum islamskiego miasta i musieli się stąd wydostać, zanim… Madison nie mogła się zdecydować czy po prostu ich zabiją czy też postanowią wcześniej torturować. Świadomość tego, że jej jedynym kompanem jest facet, który potrafi się zaciąć ze stresu jakoś też nie poprawiała jej nastroju.
 

Ostatnio edytowane przez Amon : 22-03-2017 o 18:30. Powód: zamkniecie wątku
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172