Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2016, 00:38   #76
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Elin, Erik, Volund

Wieszczka w tym czasie uklękła przy jednym z ciał, głowę trupa ułożyła sobie na kolanach i głaszcząc delikatnie jego włosy śpiewała dalej.
Pogrobiec nic na to lekceważenie nie poczynił sobie. Wyszedł jeszcze ku volvie, co hirdmana żegnała. Przyglądał jej się chwilę…
Gdyby ktoś go obserwował, może by stwierdził, że ze współczuciem. Lecz nie widział go nikt, a lodowate słowa przeczyły takiej możliwości…
- Nie możesz już pomóc żadnemu z nich.
Elin zdawała się go nie słyszeć, palce kontynuowały niemal czułą wędrówkę po głowie trupa i śpiew nie umilkł. Przykucnąwszy za nią, Pogrobiec najdelikatniej jak umiał przesunął dłońmi po jej przedramionach by ująć jej dłonie. Prawie czule pomógł jej wstać… nie używając siły inaczej, niż jak gdyby nie był świadom ewentualnego jej oporu. Choć gest był poufały, z oczu dało się wyczytać grobową determinację. Nie jej oczywiście… ludziom Eryka być może.
Wieszczka głowę obróciła ku martwym hirdmanom, gdy ją berserker odciągał.
- Oni płaczą… - Odezwała się cicho. - Muszę im pomóc zasnąć… - Spróbowała powrócić do poprzedniej pozycji ale jej ruchom brakowało siły.
- Zasługują by płakać. - wyszeptał jej Pogrobiec jakoś dziwnie, pomiędzy słodkim uspokajaniem dziecka a niespodziewanym gniewem - Zasługują by nigdy nie spocząć… - oznajmił, wprowadzając volvę do chaty, a z każdym pokonanym krokiem idąc coraz szybciej.
Volva ciągle się odwracała ku poległym mamrocząc coś pod nosem ale jej bratu bez problemu udało się jaj wprowadzić do środka.
- Wszyscy: poza tobą! - choć słowa były zbyt ciche by ich usłyszeli na zewnątrz, była w nich intensywność i groźba. Gdy byli w środku…
Pogrobiec szarpnął kobietą, że się pochyliła, łapiąc ją w pasie silnym ramieniem, tak że trzymał jak niewielki bal drewna przy pasie. Drugą rękę złapał za włosy na potylicy, prędko zbliżając się do wciąż żarzącego, migoczącego płomykami paleniska w hausie!
- Tyś nieprawdziwa! Dla ciebie nie będzie nic! - na koniec prawie krzyknął, podbiegłszy, jak gdyby zamierzał brutalnie twarz Elin siłą wepchnąć w płomienie, tak raptownie…
Mgła szczelnie zakrywająca jej umysł rozwiała się nagle i wieszczka z przerażeniem odkryła, że zbliża się niebezpiecznie do ognia. Wierzgnęła dziko ale uścisk berserkera zbyt silny był, żeby się z niego wyrwać. Wrzask z jej ust się uleciał.
Zatrzymał się w ostatniej chwili, gdy twarz volvy już ukamieniony brzeg paleniska przekroczyła. Tuż nim jęzory ognia ją sięgły. Cofnął się, stawiając kobietę z czcią na ziemi i z kamiennym obliczem zmierzył wzrokiem.
- Helleven?
Wieszczka patrzyła na niego z wściekłością w błękitnym oku.
- Czyś Ty do reszty zdurniał?! Co to miało być?
Paskudny uśmiech wykwitł na przepięknym obliczu Pogrobca.
- Twoja wolność. - i chwilę nie odrywając od niej wzroku podszedł przyklęknąć przy Halfdanie i pozostałych wojach, pozwalając jej podążyć za sobą wzrokiem… zobaczyć chatę i zniszczenia i pustkę w niej panujące.
Helleven rozejrzała się uważnie i zagwizdała cicho.
- Kłopoty, widzę. - Stwierdziła krótko. - Ilu naszych ocalało?
- Na zewnątrz jest Eryk i dwóch jego. Jeden przytomny. Do Tisso im śpieszno i wrócić ze wsparciem. - berserker położył dłoń na czole Halfdana - Halfdan i tych trzech nakarmili go… dobrowolnie… wedle jego słów. Freyvind i jego ghule zbiegli, dokądś. Nas nie było, lecz gdy Jarl Bezdroży i pan na Tisso wracali… od kupca Freyvinda… wtedy zaatakował ich jeden z naszych wrogów. - długi palec grabiastej dłoni aftergangera wskazał na zmasakrowany kadłubek pozostały po napastniku - Skutek widoczny. Co mnie frapuje… Jarl Tisso twierdzi, że po powrocie nasz brat bez przyczyny go zaatakował. Niechybnie, jakoś go uraził i to pominął. Na to darami swemi spowodował ucieczkę Freyvinda, a ghoule i Jorik i Karina za nim zbiegli. Podówczas najpewniej przybyli nasi wrogowie, żywego jeszcze jeńca wykończyli, i rzeź na zewnątrz uczynili. - zakończył relację Pogrobiec, prostując się - Nas tu wtedy nie było.
Volva słuchała go uważnie marszcząc brwi.
- A Erik niczego dziwnego nie dostrzegł ani nie usłyszał… - Stwierdziła raczej niż zapytała i podeszła do ciała aftergangera przyglądając mu się uważnie, po czym bez słowa dotknęła szyi kadłubka i przymknęła oczy.

Ujrzała zbliżając się rozmazująca w oczach smugę, która na moment przybrała rysy Lenartssona. Ból i chrzęst pękających kości, a mimo tego gdzieś głęboko czająca się duma i satysfakcja. Pokręciła lekko głową.

- Nie widzę mordercy… - Westchnęła cicho. - Albo był równie szybki jak nasz brat albo to działania brata doprowadziły w efekcie do jego unicestwienia. - Stwierdziła spokojnie patrząc na Pogrobca.
-Pewnym jest, że Freyvind nie wiadomo gdzie… i nie ma bezpiecznego schronienia w Aros. Dla ciebie. - zauważył Pogrobiec, prostując się. - Eryk zaproponował, że z nim wyruszyć możesz… mnie też to zaoferował, lecz ja muszę odnaleźć Freyvinda, lub Einara, lub zobaczyć oblicza naszych wrogów.
Helleven pod boki się wzięła.
- A ja mam jak z podkulonym ogonem stąd uciekać? - Zapytała. - Myślisz, że nie umiem znaleźć sobie sama bezpiecznego schronienia? Poza tym jak Freyvinda chcesz odnaleźć? Bez mojej pomocy, chyba ciężko Ci będzie. - Uśmiechnęła się lekko.
Pogrobiec zastanowił się.
- Na pewno potrzebujesz śmiertelnych, którzy za dnia cię ochronią. Ich. Oni też wiedzą, czy kto jeszcze ocaleć mógł… I odnaleźć będą umieli resztę wojów Sighvarta, co drakkarem przybyć mieli. Lecz ja nie potrzebuję ani ich, ani bezpieczeństwa morza. - skinął głową do siebie - Ziemia mnie schroni.

W tym właśnie momencie w otworze po wyrwanych drzwiach chaty stanął Jarl Tisso.
- Czy przedstawiłeś już swej siostrze we krwi mą propozycję? - powiedział bez ociągania
Pogrobiec powiódł wzrokiem to do niego, to ku El… Helleven. Widać było, że chce jeszcze wysłuchać, co Halfdan ma do powiedzenia, ale zaczekał, czy sama Widząca nie odpowie…
- Jego siostra tu jest i potrafi odpowiedzieć za siebie. - Uśmiechnęła się leciutko. - Dziękuję za Twą szczodrą propozycję ale mi zostać w mieście trzeba.
Skinął głową słysząc jej słowa.
- Lenartsson rzekł, żeście zbrojni w pięćdziesięciu wojów, to za dnia ma was kto bronić. Ja ryzyka pozostania tu ponieść nie mogę.
- Wiem. Rad jestem, żeś pozostał na tyle długo. Inaczej nic byśmy się nie wywiedzieli. - podziękował Pogrobiec, nie patrząc nań - Gdy wrócisz… winienem więcej wiedzieć o naszych wrogach. - powiedział, patrząc prosto na truchło po tajemniczym aftergangerze, co Eryka i Freya zaatakował.
- Znacznie więcej.
- Na mnie czas już. Gdy przybędę to skontaktujcie się z moimi ludźmi. Myślę, że tym razem me przybycie zostanie zauważone. Tymczasem, bywajcie. Mam nadzieję, że dane nam będzie spotkać się w dobrym zdrowiu. Mam też nadzieję, że odnajdziecie waszego brata we krwi.
Po tych słowach Erik pokłonił się. Volva mogła nawet przypuszczać, że puścił do niej oko, choć równie dobrze mógł to być cień rzucany przez zaciągnięty kaptur.
Chwilę później pomagał Gunnarowi ciągnąc ospałego i osłabionego upływem krwi Viviego.
Wieszczka głową skinęła mu na pożegnanie.
- Niech Bogowie mają Cie w opiece. - Odrzekła czekając aż jarl Tisso opuści chatkę. - Który to Halfdan?- Zapytała Volunda.
- Czy to ma znaczenie? - skontrował, ale chwilę później potrząsał już za ramię faktycznie Halfdana.
Ten ocknął się, otumaniony wzrok podnosząc na Gangrela.
- Co się stało? - już zrywał się zaciskając usta by słabość powstrzymać.
- Zostaliśmy zaatakowani. - Odparła zamiast Pogrobca Wiedząca. - Wielu ludzi straciliśmy… A Lenartsson za swymi ludźmi się udał.
- Za ludźmi? - Halfdan zmarszczył brwi - Wrócił? Jakimi ludźmi?
- Ze swymi ludźmi zbiegł… przed jarlem Tisso. Lub tak sam Eryk rzekł. - pozwolił sobie poprawić siostrę Volund - Tylko Eryka spotkaliśmy, lecz jego opowieść była… pełna luk. Liczyłem, że ty więcej rzekniesz, nas tu wszak nie było.
- Pić dajcie… - norsman usiadł wolno - … awantura tu była. Freyvind wrócił z Erikiem, niosąc ciało jakoweś. - począł opowiadać. - Kazał mi skrzyknąć czwórkę ludzi - rozglądając się wskazywał ich kolejno - a gdy weszliśmy do chaty, Erikowi się kazał poddać. Kołek chciał od chłopca swego. Mówił coś, że Erik pod władzą tutejszych. Śmiercią mu groził gdyby ten mocy jakowejś użyć chciał. Potem…
- Coś mocniejszego by Ci się zdało… - Stwierdziła volva. - Ale czyś pewny, że tego chcesz? - Rękę swą wyciągnęła.
Halfdan machnął na to dłonią:
- Pić, kobieto. Nie krwi. Miodu, piwa… - począł zbierać się z ziemi i do stołu sam ruszył. Przez chwilę wśród dzbanów i garnców szukał by w końcu do ust przytknąć gliniane naczynie. Odchylił się pijąc jakby na wiór wysychał. Gdy w końcu pragnienie ugasił, wąsy i brodę otarł by kontynuować.
Pogrobiec zawczasu również ruszył na poszukiwania, wody tym razem, bukłaka jakiegoś do napełnienia… nie dla Halfdana, co pragnienie zaspokoił, lecz wiedząc, że nadejdzie chwila wybudzić towarzyszy jego.
- ...potem walka się poczęła, bo Erik … - Halfdan na skrępowanego wyglądał - … nagle uwagę począł przyciągać. Wszyscy chcieliśmy blisko niego być… - starał się mówić oględnie i słowa uważnie dobierał - Skald ruszył na niego jak furia, ciął go, lecz jarl znowu mocy swej użył i strasznym się zdał w swym pięknie. Frey uciekł. Potem nie pamiętam wiele, ale … - słowa zniknęły gdy znowu usta zamoczył w dzbanie - … kolejno Bjarki rozwścieczon rzucił się na Erika, powalając go i gardło podrzynając. Potem wybiegli wszyscy. Na koniec pamiętam jarla zbliżającego się by się napić i przytomność żem stracił. - potoczył wzrokiem po volvie i Pogrobcu. - Co dalej nie wiem. Wyście mnie zbudzili… Napadli? Wiem, że pojedynczo nas wyłuskiwali. Galvan nie wrócił. Posłałem za nim ludzi. Ci też przepadli. - smutna zwyczajowo twarz Halfana smutniejszą się jeszcze zdała.
- Napadli. Przeżyliście zda się tylko temu, żeście bez przytomności legli. - Volund wskazał pozostałych wojów, na których Eryk był się posilił - Freyvind zaginion. Erik wraca do Tisso po więcej wojów by w sile przybyć. Do tego czasu Aros bezpiecznym nigdzie nie jest.
- Ale być może o statku nie wiedzą. - Odezwała się po chwili milczenia Wiedząca. - A mnie bez mojej wiedzy mało kto śledzić jest w stanie.
- Czy przybyli? - zapytał Volund, mając na myśli wcale nie załogę drakkara.
- Tak. Przybyli, obozem w innej części miasta się rozbili.
- W takim razie… - Pogrobiec do Helleven przemówił - Twoją decyzją, co dalej czynić. Jako rzekłem, ja muszę zostać z naszym… gospodarzem. Lecz mnie ziemia schroni przed nienawistnym dniem.
- Zatem na statku się schronię ale nie uważam, by to był dobry pomysł, by się rozdzielać Volundzie. Nie, gdy na nas polują...
- Odnajdźcie Freyvinda. Każdy wój teraz na wagę złota… - odrzekł jej, cofając się krok i drugi i widziała już w jego oczach, że nie na nią patrzy, a myśli jego wokół czegoś dawnego… co wnet znowu uczyni. - Do zobaczenia... - pożegnał się.
Jak gdyby na dłużej.
W jaki sposób Volund zamierzał informacje na temat napastników zdobyć Helleven pojęcia nie miała. Będzie musiała się go zapytać o to przy następnej okazji. Nie martwiła się tym, iż zniknie na dłużej. Byli związani i wiedziała, że niedługo sam będzie pragnął znów spotkać się i z nią, i z Freyvindem.
- Uważaj na siebie. - Rzekła jeno i odwróciła się ku Halfdanowi po czym wzrokiem po izbie potoczyła. - Trzeba ludzi ocucić i zebrać co możemy. Pochówek ludziom postaramy się później zapewnić. Pierw sprawdzić trzeba czy reszta cała i zdrowa.
- Pomóż mi - mruknął wciąż nieco otumaniony norsman i ruszył by ludzi nieprzytomnych wybudzać.
Helleven brwi zmarszczyła ale podeszła do kolejnego męża, pierw jednak z wprawą włosy splotła, by zacząć ich budzić.
Wybudzenie ludzi zajęło czas jakiś, bo prócz krwi utraty ociężali też jakowyś byli. Więc wieszczka chcąc nie chcąc zakasać rękawy musiała i pomóc im, piwa podając i otrzeźwienie złapać. Volva dostrzegając nietypowe objawy postanowiła choć jednego woja sprawdzić i Wzrokiem na niego pojrzała. Nic jednak po za tym, iż ghulem był się nie dowiedziała.
W końcu cała piątka jako tako o swych siłach stała.
- Co zabrać chcesz? - spytał smutny wiking stojąc pośród porżniętych współtowarzyszy.
- Kosztowności jakoweś, mogą się przydać przy opłacaniu ludzi tutaj… - Zerknęła na swoją suknię i skrzywiła się lekko. - I strój nowy dla mnie, muszę się godnie prezentować. - Stwierdziła ruszając przeszukać skrzynie.
Zobaczyła zaskoczone spojrzenie Halfdana i grymas niedowierzania zmieszanego ze złością. Ruszył jednak za nią ku namiotowi, porzuconemu przez Erika.
W środku widać było, że walka się tu toczyła jakowaś. Skrzynie z dobrami wywalone leżały, ławy, stół wywrócone, skóry rozwłóczone po ziemi. Na klepisku odznaczały się plamy krwi. W kącie w skrzyni krótkie miecze były i saksy. Obok niej leżał rzucony łuk.
- Sporo tego. - mruknął Halfdan. - Trza by wóz jakiś przywieść i załadować wszystko.
Wiedząca przyglądała się zdumiona bogactwom tu zgromadzonym. Erik posiadał spore zasoby.
- Zbyt duże ryzyko… Ale i tak tu trzeba wrócić będzie, nie zostawim naszych ludzi tak leżących.
- To co zabieramy? - Halfdan machnął na pozostałą czwórkę by poczęli ładować wybrane przez volvę dobra.
Wybrała paciorki, trochę srebra i bursztynu, gdyż wartość największą miały.
- Broń sobie wybierzcie, jeśli trzeba. - Dodała i dotknęła rękojeści swojego miecza. Dobrze było go poczuć przy boku mając w perspektywie spotkanie wrogów, którzy bezszelestnie wymordowali większość ich ludzi. Helleven wiedziała, że będzie musiała być nadzwyczajnie czujna.
- Broń mamy, ale tę zostawioną przehandlować można - norsman ruszył do skrzyni z wyposażeniem i wraz z czwórką druhów grzebać począł.
- Gotowaś by ruszać? Ludzi nająć trzeba by obozowisko posprzątali i ciała oporządzili. Bezpieczniejsim będziem, gdy do pozostałych dołączym.
Skinęła lekko głową.
- Ty prowadzisz, ja mówię, czy droga czysta. - Odparła spokojnie. - I nie wiem czy lepiej na statek nie będzie się wycofać, ludzi samotnie też posyłać nie radzę. Sam wiesz jak to się do tej pory kończyło.

Ruszyli w szóstkę by pomiędzy chatami się przemykać. Volvę wzięli mężowie pomiędzy siebie, także szła otoczona przez nich jak w kokonie.
Wiedząca próbowała iść na wzmocnionych zmysłach, jednakże w towarzystwie wojów ciężkim to było, ich kroki dudniły jej w głowie niczym stado szarżujących bawołów. Musiała się poddać ale okolicę cały czas uważnie lustrowała wzrokiem.
Po kilku dłuższych chwilach wędrówki przez uśpioną osadę, Halfdan zbliżył się do drzwi jednej z wolnostojacych chat i zastukał dwukrotnie, a krótko.
Po chwili drzwi uchyliły się i Geir wpuścił ich do środka.
- Co się stało? - dopytał, zdziwiony ich nagłym pojawieniem.
- Zostaliśmy zaatakowani. - Odparła Helleven rozglądając się po pomieszczeniu. -Lenartsson i jego ludzie gdzieś zniknęli, odszukam go jutro. Czterech w obozie poległo niestety, trzeba się będzie ich ciałami zająć. Trzech zaginęło. Pogrobiec próbuje o napastnikach informacje zdobyć. Ja będę Was potrzebować, by dzień przetrwac i jutro z godim się rozmówić. - Spojrzała po wszystkich chłodnym wzrokiem. - Wiedzą, że jesteśmy w mieście, nie ma się co krygować. Jeno nie wiem czy nie lepiej na statek się przenieść. Gdzie łatwiej Wam bronić się będzie?
- Statkiem wypłynąć można i wrócić przed zachodem słońca. Na otwarty morzu raczej nie zaatakują. - Geir i Halfdan pokiwali jednocześnie. - A ludzi na zatracenie bezsensowne narażać nie ma co. Gotowim możem być za chwil parę. Skald zniknął? Też go pojmali?
- Nie sądzę, by zdołali. Miał scysję jakowąś z jarlem Tisso, być może za ludźmi swymi się udał, jutro go sama znajdę.
- Jeśliś pewna. - skinął Geir.
- Pewnam, zbieraj ludzi. - Odrzekła volva.
Hirdman wydał polecenie i ludzie zaczęli się zbierać w kontrolowanym pośpiechu. Helleven dostrzegała, iż załoga dobrze jest dobrze wyćwiczona. Po krótkiej chwili wszyscy byli gotowi i znów ruszyli przez miasto otaczając Wiedzącą. Miała ochotę uśmiechnąć się na te środki bezpieczeństwa lecz zachowała powagę, próbowali jedynie jak najlepiej wypełnić swoje zadanie.
Drakkar stał spokojnie w porcie, wszyscy wojowie pozostawieni na pokładzie, byli cali i zdrowi. Hirdmani towaszyszący volvie wyraźnie rozluźnili się na ten widok. Krótka wymiana zdań ze strażnikami i załoga zaczęła szykować się do wypłynięcia, a Helleven wspólnie z dwójką ludzi przeszukała dokładnie cały pokład, by przypadkiem nie okazało się potem, iż zabrali ze sobą niechcianego pasażera. Nie znaleźli jednak nikogo, a i wypłynięcie z portu odbyło się bez problemów. Volva obserwowała oddalający się brzeg zastanawiając się kim byli ich przeciwnicy.
 
Blaithinn jest offline