Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2016, 01:53   #250
Turin Turambar
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Coruscant, Akademia Jedi, kwatery prywatne
- Świetnie dziś poszło. Co prawda szczegółowy raport o reakcji będzie dopiero za kilka dni, ale już sądząc po minach senatorów mogę wniskować, że zdecydowana większość pozytywne odebrała nasze wspólne pojawienie się. Ewidentnie poczuli się bardziej luźno w moim towarzystwie, gdy okazało się, że też jestem normalnym facetem bądź co bądź - podał jej pieczywo i ryby z Alderaan skąpane w sosie śmietanowym.
Mical był bardzo zadowolony i energia go wręcz roznosiła. Laurienn wprost przeciwnie. Podczas powrotu ciśnienie i napięcie zaczęło z niej schodzić. Wydawałoby się, że po ponad dwóch latach w Kraycie nic nie będzie w stanie jej zestresować. Wpadka podczas przebywanie wśród morderców i szubrawców gotowych sprzedać nawet własną matkę za garść kredytów mogła się w najlepszym razie skończyć szybką śmiercią. O najgorszej nie chciała nawet myśleć. Natomiast konsekwencje dotyczyły tylko niej. W przypadku wpadki pośród polityków ucierpiałaby zarówno ona, Mical jak i wszyscy ci na których jej zależy. Cała Akademia Jedi. Teraz, kiedy była odpowiedzialna nie tylko za swoją skórę, odczuwany stres zdecydowanie wzrósł.
Oczywiście swoją rolę spełniało też rosnące w jej brzuchu dziecko i związane z tym hormony.
Dlatego gdy znaleźli się na lądowisku przy Akademii, to Mical prawie przeniósł ją przez całą drogę do ich pokoju. Złapał ją jeszcze głód, więc jej mężczyzna poszedł po jeden z jej ulubionych przysmaków, podczas gdy ona brała kąpiel.
Pomimo senności zjadła to praktycznie bez gryzienia. Kiedy chwilę później położyła się na łóżku, mając zaspokojone podstawowe potrzeby, zasnęła prawie natychmiast.

Mirial, dom rodziny Morlan, piwnice
- Tak, każde przesłuchanie toczyliśmy tutaj - dziadek unikał słowa tortury jak ognia. - Niech będzie tak jak mówisz, choć przyznam mam pewne opory przed takimi nagłymi zmianami. Cóż, nie bly kogo biorą na Jedi, więc na pewno przyniesie to dobre rezulaty - poklepał wnuka po plecach. - Chodźmy się czegoś napić na rozgrzanie, zawsze mam zimne dreszcze chodząc po tym pokoju - zupełnie nieświadomie stary generał odczuwał wpływ Mocy w tej okolicy. To wyjaśniało skąd u Rohena wzięła się czułość na Moc i dlaczego dziadek zawsze miał taki posłuch pośród swoich podwładnych.

Tatooine, Anchorhead, budynek przy torze wyścigowym, labolatorium
Z racji tego, że za chwilę miał wrócić do akcji, Martell nie mógł sobie pozwolić na aplikację znieczulaczy. Musiał być przez te dwie godziny kąpieli przytomny.
Płyn kolto początkowo miło chłodził jego skórę, kiedy nagle zaczął delikatnie wzrastać. Aaron miał zamknięte oczy, ale teraz je otworzył. Jak przez mgłę widział skupioną twarz Goela, który intensywnie pracował na terminalu, aż krople potu pojawiły się na jego czole.
Pomimo tego, że był częściowo na haju po środkach przeciwbólowych, medyk był w tym momencie bliski wpadnięcia w panikę. Kolto robiło się coraz bardziej ciepłe, wręcz gorące…

Ploo IV, pływające miasto Io’o
Zatrzymali go już przy przejściu, ale na szczęście karta pilota okazała się wystarczajacą przepustką. Sam budynek obsługi lotniska nie był zbyt okazały. Składał sie na niego szeroki hol, z którego można było dostać się do pomieszczeń socjalnych, biura obsługi przylotów, oraz samego centrum kontroli lotów. Tam jednak było zamknięte śluzą wejście i Sol mógł z dużą dozą pewności założyć, że otwierają się jedynie po wczytaniu odpowiedniej karty magnetycznej.
Glymphid z biura obsługi przylotów patrzył w jego kierunku, podobnie jak dwaj strażnicy. Trudno było wyczytać ich intencje, ale na pewno spodziewali się tego, że właśnie do owego biura skieruje się przybyły człowiek. Każda chwila zawahania mogła wzbudzić ich podejrzenia.
Arkanianin ruszył spokojnie w kierunku urzędnika.
- Mam nowy statek. Trzeba go zarejestrować do swobodnych odlotów. - wyjaśnił zbliżając się.
- Dorze - glymhpid mówił w bazowym, ale bardzo gubił spółgłoski wymagające użycia warg. - Otwierdzenie załaty?
- Przenoszę zezwolenie ze starego statku na nowy, stary statek zostawiam wam. - zablefował arkanianin podając kartę magnetyczną urzędnikowi. - Mój nowy statek to korelliański frachtowiec, stojący na lądowisku THR-Y34
Glymphid sprawdził kartę i po chwili odrzekł.
- To nie oże yć. To ozwolenie na loty atoseryczne. Nie da - oddał mu kartę. - Trzea ołacić nowy statek - stwierdził kategorycznie.
Wojownik westchnął donośnie i potarł skronie.
- To trudno. - rzekł i chwycił urzędnika za gardło swoją mechaniczną dłonią i zacisnął ją mocno. Ustawił się tak aby zasłaniać strażnikom widok na to co się dzieje w środku biura.
- Wklep pozwolenie, albo wyduszę z ciebie resztki twojego żałosnego życia. - warknął najemnik.
Glymphid tylko zaharczał, po czym zwiotczał nagle. Chwilę później rozległ się smród, kiedy jego mięśnie przestały pracować i wypuściły trzymane wcześniej pilnie odchody. Zhar-kan musiał zacisnąć rękę odrobinę zbyt mocno...

Coruscant, Akademia Jedi, stołówka
Następny dzień zaczął się obojgu dawno po porannej pobudce, którą młodym urządzała Brianna. Oboje mogli dłużej pospać. Laurienn dostała taryfę ulgową od Micala, który z rana wstał i zajął jej miejsce na wykładzie, natomiast Jon nie miał żadnych obowiązków, więc po prostu miał okazję się wyspać.
Z tego powodu zeszli na śniadanie później niż reszta i natrafili na siebie właśnie przy droidzie wydającym posiłki. Ledwo zdążyli się pozdrowić, do środka wpadł Rav.
- O, szukałem was. Jon, mistrz Mical prosi byś pilnie stawił się w jego gabinecie. To samo tyczy się ciebie Laurienn.
Zjedli szybko. Ledwie udało im się zamienić kilka słów po drodze, kiedy dotarli na miejsce. Drzwi natychmiast się rozchyliły i oboje weszli do środka.
Mical jak zwykle otoczony był kilkoma terminalami z przesuwającymi się tabelkami.
- Siądźcie - nie odrywał wzroku od czytanego właśnie raportu. - Mam informacje od twoich najemników - zwrócił się do Laurienn. - Quest informuje, że cele osiągnięte w sześćdziesięciu trzech procentach. Brak strat własnych. Powrót za cztery dni. Mira raportuje, że akcja wchodzi w decydującą fazę, za kilkanaście godzin powinny być wyniki. Tymczasem, musimy się zająć innym tematem. Rav poinformował mnie, że po powrocie na Coruscant znów miałeś odczucie bycia obserwowanym. Nikt oprócz ciebie tego nie zaobserwował, więc wniosek jest jeden. Ktoś wziął ciebie na cel. Nie możemy tego dłużej ignorować. Razem z Laurienn wypracujecie plan jak znaleźć obserwatora bądź obserwatorów.

Mirial, dom rodziny Morlan
Na pełne informacje padawan musiał czekać dobry tydzień. W międzyczasie jednak wiele miało się wydarzyć. Spotkanie z panną O’Tolle, czyli inaczej pierwsza randka, została zaplanowana na piąty dzień tygodnia, czyli za cztery dni. Do tego czasu Rohen miał możliwość porozmawiać z panią porucznik.
W międzyczasie porozmawiał też z babcią o Lyrettcie. Dziewczyna była bardzo zainteresowana muzyką klasyczną, oraz modą. Uwielbiała uczęszczać na bale. Z innych, mniej oficjalnych wieści babcia przekazała, ze młoda panna O’Tolle bardzo wysoko nosi swój śliczny nos i nie uznaje w ogóle pospólstwa. Urągało jej, że musiała stawać w szranki do Rohena razem z innymi dziewczynami znacznie niższego urodzenia.
- Twój dziadek wspominał coś o niejakim Nizaco. Czy raczej nizaco… - powtórzyła to samo określenie, ale jakby inaczej. - Jeśli dobrze pamiętam, to w starym narzeczu oznaczało sługę… Nie, raczej majordomusa. Nie jestem pewna. W każdym razie, był to ktoś albo bardzo staroświecki, albo jakiś dziwny nacjonalista, tytułujący się tak dawnym mianem… Możecie z dziadkiem zacząć tam szukać - podpowiedziała.

Tatooine, Anchorhead, okolice kosmoportu
Śmigacz zostawił na obrzeżach miasta, a na samo miejsce zbiórki dotarł pieszo. Początkowo myślał, że był pierwszy, ale usłyszał ciche:
- Tutaj - na szczęście rozpoznał głos Miry, w innym wypadku zapewne wyciągnął gnata i strzelił zanim zapytał “kto to”.
Zrobił dwa kroki i wszedł w ciemny zaułek. Z obu jego stron świeciły latarnie, ale skierowane były w przeciwne do ich kryjówki strony. Nawet jeśli ktoś będzie przechodził tuż obok nie da rady ich dostrzec.
- Dobra robota z wsparciem. Zobaczymy wszak na ile się przydadzą. W każdym razie, plan jest taki - zrzuciła z ramienia skórzany plecak i popuściła rzemienie, rozchylając otwór. - Razem z Martellem i tym drugim zwiążecie ogniem ludzi czerwonych. Zmieniajcie często pozycje, żeby wprowadzić zamieszanie w ich szeregach. Niekoniecznie musicie skupiać sie na ich eliminacji, zróbcie raczej pokaz fajerwerków. Liczę też, że pojawienie się twoich najemników spowoduje tylko jeszcze większy chaos na ulicach. To wszystko będzie tylko zasłona dymna, żebym mogła podłożyć ładunki. Będę potrzebowała co najmniej dwadzieścia minut. Powinniście wytrzymać. Dam znać na wasze komunikatory, kiedy trzeba będzie wiać. To plan podstawowy. Plan awaryjny wygląda nieco inaczej. Będę wam przesyłać co dwie minuty sygnał. Jeśli przestanie przychodzić, to znaczy że mnie dorwali. Wtedy będzie twoja kolej - przekazała mu cztery ładunki wybuchowe. - Detonator czasowy, ale możesz też odpalić zdalnie - wziął do ręki wspomniany nadajnik. - Plazma wypali cały magazyn, powinno się odbyć bez wybuchów wtórnych. Powinno - zaznaczyła niezbyt zadowolona. - To wszystko. Reszta należy do twojej inwencji, ruszamy za T minus dwadzieścia siedem minut.

Kontener przy magazynie paliwowym
Zadanie jakie otrzymali o Miry było stosunkowo proste, ale jednocześnie śmiertelnie niebezpieczne. Te dwadzieścia minut mogło oznaczać starcie z przeciwnikiem posiadającym ponad dwudziestokrotną przewagę. Nie wystarczy zacząć strzelać gdzie popadnie, choćby z największego kalibru. Kluczowe będzie szybkie podejmowanie trafnych decyzji dotyczących pola walki. Do tego trzeba było mieć trzeźwy umysł i zachować zimną krew do samego końca.
I w tym właśnie był największy problem. Gael dobrze sobie poradził z prowizoryczną naprawą komory leczniczej z kolto. Martell wyszedł z tego cały, a jego rana została wstępnie zaleczona. Mógł ograniczyć przyjmowanie środków przeciwbólowych. Jednak mieszanka jaką już przyjął, nadal krążyła w jego żyłach. Cały czas był na stymulatorach. Aaron miał wrażenie, jakby ciągle śnił. Widzał wszystko wyraźnie, ale miał zdecydowanie spowolnioną reakcję. Ręce nie nadążały za myślą. Ziemia wydawała się bujać. Kilka razy o mały włos się nie przewrócił.
- Wszystko w porządku? Gdzie zaczniemy? - Zozin nie wiedział w jakim stanie jest medyk. Ów zakuty od stóp do głów w ciężki pancerz wydawał się na pierwszy rzut oka zupełnie normalny. Tylko Martell wiedział jak jest naprawdę. Mógł co prawda zażyć kolejną dawkę stymów, która na chwile powinna postawić go na nogi. Pytanie jednak, co zostanie z niego za tą niecałą godzinę, o ile zdoła ją przeżyć.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.
Turin Turambar jest offline