Przez zamieszanie ze strzępem z wieży i dlatego, że nawet urzędowe listy nie potrafią same złapać dyliżansu do stolicy, dotarł pod wieżę później, niż planował. Całą drogę pilnie się rozglądał. Mimo to nie wypatrzył ani zamówionych u Iris Pascal pomagierów, ani materiałów i narzędzi, co jeszcze bardziej zwarzyło mu humor. Czary czarami - solidna, materialna alternatywa bardzo by się przydała. Nawet jeśli oznaczała zasuwanie przez cały dzień po pachy w błocie.
Na razie miał jednak do dyspozycji maga. I magiczny sztylet, który na wszelki wypadek znów wypożyczył od tkacza, choć trudno było przewidzieć, czy rzeczywiście przyda się do czegoś prawdziwemu specjaliście, za jakiego ostrożnie - i póki co awansem - szeryf brał Kastora. - Jak tam, panie magu? - zapytał z marszu. - Będzie co z tego?
Kiwnął głową jego wielkiemu bratu i Fresnelowi, obu przyglądając się badawczo w dziennym świetle. Potem sprawdził, czy nikt mu - jak w starym, garnizonowym dowcipie - nie podprowadził nocą golema albo nie zaszły pod wieżą jakieś inne zmiany. |