Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2016, 18:45   #10
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
8 listopada 2016., godzina 1:30, Boise National Forest - caern

Mała Mi po dłuższej chwili powróciła do formy homida. Dopiero teraz obejrzała się na Gniew Nieba.
- To co wujaszku, czas zapolować na kilka pijawek? - Na jej twarz wypłynął dobrze znany Jackowi uśmiech.

Reed powoli przyjął formę człowieka. Stał kompletnie nagi wpatrując się chwilę w twarz Samanthy.
- Wiesz, gdybyś jeszcze jedną rzecz dla mnie machnęła?
Całkowicie bez skrępowania podszedł do żółtej terenówki, wyjął torbę z ubraniami.
- Potrzebuję spodnie, gacie, i koszulkę. Wiesz… to jest męczące gdy zostaję bez ubrania po przemianie. Możesz to ze mną związać?
Patrzył na stojącą na przeciw rozebraną dziewczynę. Dziwnie się czuł. Choć musiał przyznać, że pod wieloma względami była podobna do swojej matki, to jednak niski wzrost powodował, że Jack odruchowo traktował ją jak dziecko. To co widział przed sobą nie przypominało ciała małej dziewczynki.

Mi podbiegła do auta i sama też sięgnęła do torby. Na całym ciele miała gęsią skórkę. Jednak był listopad. Szybko wcisnęła się w bieliznę i narzucała kolejne warstwy.
- Nie ma problemu, ale wolałabym by księżyc wyszedł z kwarty. - Szybko wcisnęła się w kurtkę i chwilę tarła dłońmi o ramiona. - Będzie mi prościej. Wytrzymasz jeszcze jeden dzień bez spodni?
Dziewczyna wyszczerzyła zęby. Po chwili sięgnęła po telefon i sprawdziła lokalizację czerwonego vana.

Jack założył bieliznę, a po chwili wciągnął na siebie resztę ubrań.
- Przyznaj, że to pretekst, żeby pooglądać mój tyłek.
Poczochrał przy tym włosy dziewczyny.
- Dobra, wskakuj, jedziemy się zdrzemnąć i wyruszamy z rana.

Mi wskoczyła do auta teraz jeszcze bardziej doceniając podgrzewane fotele. Sięgnęła po leżący na tylnym siedzeniu laptop i go odpaliła.
- Skoro tak stawiasz sprawę… - Jej uśmiech się poszerzył. - To najwygodniej będzie mi dokonać tego, jakże złożonego, rytuału za cztery dni.

Jack zagryzł zęby. Cóż, wszystko zapowiadało zew wolności.
- Za jakieś dwie godziny będziemy w Ontario. Znajdź nam proszę pokój ze śniadaniem.
Hummer ruszył bezszelestnie przez las, aż dojechał do utwardzonej nawierzchni. Gdy tylko Jack przyspieszył do silnika elektrycznego dołączył silnik spalinowy. Zaowocowało to potężnym warkotem.

Mi już zabrała się za poszukiwanie ich zagubionych pijawek. Wolała nie odwlekać dojazdu do Kennewick, ale to Gniew Nieba prowadził i to on decydował o spaniu. Szybko namierzyła swoje ulubione autko i przerzuciła Sniffera na sprawdzanie jego trasy i wyszukiwanie kto wsiadał i wysiadał z vana. Musiała odtworzyć losy samochodu z dwóch ostatnich dni i miała nadzieję wyłapać choć kilka z twarzyczek jego pasażerów. Gdzieś musieli zalec na dzień i ona chciała wiedzieć gdzie.
- Nie ma problemu wujaszku. - Coś w tonie głosu Małej Mi, nawet tak nienawykłej do kontaktów z ludźmi jak Jack osobie, mogło sie wydać niepokojące. Sytuacji nie poprawiał też ten dziwnie szeroki uśmiech gdy “wyszukiwała” hotel. Nie minęło 5 minut jazdy i zaczęła cicho nucić. - “hear the call behind the dark…”
Postanowiła troszkę się rozruszać po przerwie. Włamała się do danych hotelu korzystając z kompa hakera, który ją ostatnio wkurzał i wpisała swoje dane w rezerwacji z wczorajszą datą. To było lekkie łatwe i przyjemne. Sprawdziła dane ich banku. Odpaliła kilka zombiaczków, które po wpisaniu kilku komend zaczęły wykonywać transakcje przez serwer banku, korzystając z tej okazji zrobiła przelew z konta córki właściciela hotelu na ich nocleg. Uśmiechnęła się widząc, że konto było spięte z kontem ojca. Troszkę grzebania w kodzie i transakcja oficjalnie była zaksięgowana na wczoraj. Przelew nazwała “spotkanie ze słodziaczkiem”. Grzecznie wycofała się sprzątając po sobie ścieżkę. Na pożegnanie wyczyściła komputer Bl4n0w1_63 i spaliła mu procesor.
Po chwili w nawigacji Jacka pojawił się adres i nazwa hotelu.


8 listopada 2016., godzina 3:37, Best Western Inn, 51 Goodfellow St, Ontario



Gdy tylko zajechali pod wskazany adres Mi radośnie wyskoczyła z auta wraz z laptopem i wydobyła z bagażnika torbę z ubraniami. Z tego co Jack zdążył zauważyć chyba wybrała najdroższy hotel w okolicy, na szczęście tuż przy trasie.
- Zaczekam na ciebie w środku!

Jack odstawił Hummera na hotelowy parking. Ziewał przy tym. Gdy wszedł do loggi hotelu sięgnął po kartę, żeby uiścić opłatę. Jednak jak się okazało pokój został opłacony przez internet przy rezerwacji. Na szczęście ospały łysielec zdawał się roztargniony i stwierdził, że widocznie zapomniał. Mi poprowadziła go radosnym krokiem do pokoju, który szybko okazał się być dwupokojowym apartamentem.

- Na prawo jest sypialnia. - Wskazała palcem na jedne z drzwi prowadzących z przedsionka, sama przeszła do czegoś w rodzaju salonu. Kurtkę rzuciła na barek, a sama rozsiadła się z lapkiem na podłodze. - Wyśpij się.

- Nie możesz zarywać nocki. Musisz być sprawna. Pijawki nie będą wyrozumiałe. Pamiętaj o tym. - Ruszył pod prysznic. Z łazienki wyszedł wprost do łóżka. Mi była pewna, że minęło mniej niż pięć minut od momentu opuszczenia przez Jacka łazienki, do chwili, w której rozległo się ciche pochrapywanie

Dziewczyna uśmiechnęła się słysząc chrapanie i wyjrzała przez okno. Pozwoliła sobie na głębszy oddech i już poważniejsza spojrzała na laptop. Sniffer usuwał nagrania ich auta z kamer, na trasie, którą przyjechali. Rozsiadła się wygodniej i spojrzała na zegarek.
- Do wschodu jeszcze ponad 4 godziny… prześpię się w aucie. - Przetarła oczy i zaczęła wyszukiwanie kolejnych farm, które mogłyby by jej pomóc.
Gdy program rozpoczął pracę podeszła do okna i skupiła swój wzrok na znikającej tarczy księżyca. Z jej ust popłynął cichutki hymn ku chwale Luny. Nie pamiętała kiedy ostatnio to robiła, ale teraz, ta święta pieśń, którą matka śpiewała jej gdy była bała, wydała się jej dziwnie bliska i potrzebna.

8 listopada 2016., godzina 9:40, Best Western Inn, 51 Goodfellow St, Ontario

Budzik w smartfonie zadzwonił o 9:30. Jack odruchowo przesunął go o dziesięć minut. Musiał przyznać, że nawet się wyspał, choć kilka godzin z pewnością by mu pomogło. Niestety, jak w wielu hotelach, tak i tutaj śniadania serwowali do godziny 10:00. Szybko się ubrał i ruszył do części restauracyjnej. Jadł niemal w biegu. Wypił dwie kawy niemal jedna po drugiej. Poprosił też o spakowanie dwóch solidnych porcji kanapek “na wynos”, co oczywiście miało zostać doliczone do rachunku za hotel. Jack zastanawiał się przez moment któż za sprawą Samanthy sponsorował ich nocleg i śniadanie. Po chwili postanowił poprosić o trzecią porcję kanapek na wynos. Wrócił do pokoju, przysiadł na podłokietniku kanapy, podsunął pod nos Mi kanapkę, a na stole położył kawę w papierowym kubku.
- Mówiłem, żebyś nie zarywała nocki. Zjedz coś. Pakujemy się i jedziemy dalej.

Mi przeciągnęła się i podeszła do stołu. Z uśmiechem upiła kawy.
- Jeśli nie chcemy być pożywką dla pijawek, któreś z nas będzie zarywało nocki. - Mrugnęła do mężczyzny i odstawiła kawę. - Na razie zanosi się na to, że nadal są w Kennewick. - Zdjęła sweter i już chciała zacząć zdejmować spodnie, gdy coś ją tknęło. - Wezmę prysznic i możemy jechać. - W ubraniu przeszła do łazienki.

- Uważasz, że są w stanie nas tak szybko zlokalizować? Przecież to relikty przeszłości. Mają po dwieście, trzysta lat. Większość pewnie nie umie nawet telefonu komórkowego obsłużyć.
Jack spakował swoja wojskową torbę podróżną.
- Lecę do samochodu. Nie ma co się ociągać. Za jakieś trzy i pół godziny będziemy w Kennewick. Wiesz gdzie śpią te skurwiele? - Reed sprawdził naboje w bębnie swojego Colta.

Dziewczyna zatrzymała się w drzwiach łazienki i obejrzała na starszego wilkołaka.
- Matka nauczyła mnie przede wszystkim tego, że wróg zawsze może być o krok przed nami. Sniffer jeszcze pracuje. Na razie wiem gdzie jest ich auto.
- Weszła pod prysznic zamykając za sobą drzwi… może odrobinę za mocno.

Jack schował broń do kabury. Mała miała rację. Ktoś powinien czuwać w nocy. Cóż, to nie miało znaczenia w tym momencie. Teraz jechali zniszczyć kolejne leże Żmija.
Wyszedł z hotelu i wciągnął głęboko powietrze. Zapach asfaltu i spalin. Pajęczyna Tkaczki oplatała coraz większą część świata. Naturalny porządek rzeczy. Łysielec siedział w samochodzie i stukał w kierownicę. Słuchał wiadomości w radiu. Sprawdzał maile i wiadomości od Jenny. Miał chwilę, zanim Samantha wyjdzie z hotelu.

Mi wyszła z łazienki tym razem w samej bieliźnie. Powoli ubierała się oglądając dane wyrzucone przez Sniffera. Program zauważył, iż ulubione autko Małej zatrzymało się przy szkole Southridge High School, gdzie nauczycielem był jeden z przyjaciół Córki Sierpu, Fianna imieniem Jason Rosemary. Z samochodu wysiadły trzy wampiry, a przynajmniej tak to wyglądało. Dwójka od razu wskoczyła do kanałów, a trzeci, ten najbardziej paskudny, z tatuażami na twarzy, wsiadł z powrotem do vana i odjechał.


Przespał się w Brentwood Apartments, a w nocy wyskoczył na trasę do Spokane. Podczas pobytu w Brantwood, spotykał się kilka razy z młodą kobietą, która przychodziła do niego wyłącznie po zmroku i zostawała tam.


Nazywa się Maria Ramirez, jest z pochodzenia meksykanką, do stanów przyjechała pięć lat temu. Nie pracuje od jakichś trzech, śpi w Brentwood Apartments od dwóch, jeździ Fordem Shelby GT, za wszystko płaci gotówką. Brak jakichkolwiek podejrzeń ze strony policji co do handlu narkotykami, brak powiązań z półświatkiem. Jedynie ten dziwny koleś... nazywający się Kenndrick Ty’chon, przynajmniej w dokumentach. Imigrant z Europy, brak jakiegokolwiek zatrudnienia i źródła dochodów, nawet nie ma podanego miejsca zamieszkania...

Mi zgarnęła szybko swoje rzeczy i wybiegła do samochodu, rzucając tylko klucze na ladę recepcyjną.
Wskoczyła do hammera i postawiła laptop na desce rozdzielczej. Swój bagaż wrzuciła na tylną kanapę. Po drodze już ustawiła MyMy adres, więc gdy tylko znalazła się w aucie jej telefon podpiął się do nawigacji i ustawił trasę.
- Jedziemy do Kennewick. Gaz do dechy staruszku, mam nadzieję, że zdążymy. - Szybko opowiedziała Gniewowi Nieba o Jasonie i wampirach.
Jack powoli wytoczył żółtego potwora z parkingu. Dopiero po wjeździe na międzystanową 84 pozwolił sobie docisnąć.
- Masz jakiś kontakt do tego Jasona? Może warto go ostrzec? Jakby nie patrzeć my mamy jeszcze kilka godzin drogi. Wprawdzie słońce jest wysoko, ale nie powinniśmy ich lekceważyć.
Ton Reeda był inny niż dotychczas. Jakby poważniejszy.

- Jeszcze nie. - Mi włamała się na konto z kontaktami swojej matki. Będzie musiała opróżnić jego zawartość, ale teraz… nie nadal brakowało jej sił. Po kilku sekundach wybierała numer Jasona.

- Taaak? - usłyszała ospały głos w słuchawce. - Kto dzwoni?

- Samantha… Nosząca Czerwień. - Mi szybko odnalazła sygnał i wpisała Snifferowi kilka komend by zaczął wyszukiwać wilkołaka. - Córka Isabelli Williamson... - Przez dłuższą chwilę niemal starała się z siebie wypchnąć prawdziwe imię matki. - Córki Sierpu.

- Witaj, Samantho. - usłyszała w słuchawce. Głos był lekko zdezorientowany, trochę smutny. - Słyszałem, co się stało. Moje kondolencje... - Jason był szczery, to Mi mogła wyczuć.

- Dziękuję. Tak się składa, że jestem teraz na małych łowach w związku z tym co się stało. - Dziewczyna cały czas miała obawy. Czy wilkołak może być na podsłuchu… na ile rzeczywiście jest zagrożony. - Kilka pijawek, które ścigam jest w twojej okolicy. - Opisała to co widziała. - Chciałam cię tylko ostrzec.

- Rozumiem. - usłyszała tylko krótkie, żołnierskie stwierdzenie. - Jeżeli dobrze rozumiem, będziesz przejeżdżać przez Kennewick? Chcesz sprawdzić ten trop?

- Tak. Bardzo mi zależy by ich nie wybito nim tam się pojawię.

- Akurat to mogę ci zagwarantować. Moja wataha to głównie młodziki, brak im doświadczenia potrzebnego, by walczyć z wampirami. - Jason również nie brzmiał jak wojownik. - No a ja mam zajęcia do trzynastej trzydzieści. Ale myślę, że będę mógł ci jakoś pomóc... - ostatnie zdanie wypowiedział lekko niepewnym tonem. - O której będziesz w Kennewick?

Mi zerknęła na GPS
- 3-4 godziny. Będę się kontaktować.
- Jasne. Do zobaczenia. - Nim się rozłączył, usłyszała jeszcze, jak mówił coś o trójkącie pitagorejskim.

Dziewczyna zakończyła rozmowę i odetchnęła.
- Będzie na nas czekał z jakąś pomocą. Brzmiało jakby nie byli to wojownicy. - Mi przerzuciła spowrotem Sniffera do wyszukiwania danych o Danielu Artmanie i tym Baccobie. Mymy gdy już udało się jej na zlokalizować wampira w tatuażach i tamtych dwóch cały czas nadzorował okoliczne kamery. Przez chwilę uważnie przyglądała się procesom upewniając się czy nie powinna podpiąć kolejnej farmy.
- Zająć się związaniem tych twoich ciuszków? - Pytanie padło znikąd i było o tyle dziwne, że dziewczyna uznała to za doskonały moment na wpisanie kilku kolejnych komend. Zaangażowała kilka zombiaczków i włamała się do dwóch kolejnych farm, gdy się tym zajmowały rozdzieliła Sniffera na bliźniacze programy i narzuciła bliźniakowi wyszukiwanie sygnału w podziemiach Kennewick w okolicy szkoły.

- Teraz nie mamy czasu. Mówiłaś że za kilka nocy się tym zajmiemy. Może wtedy?
Jack wskoczył na skrajne lewy pas i przyspieszył. Żółta bestia wyświetliła ostrzeżenie o zwiększonym zużyciu paliwa. Wilkołak wybrał z przycisków na kierownicy opcję ignorowania komunikatu. Potem z listy wybrał uruchomienie muzyki z podłączonego zdalnie telefonu. Po chwili z głośników rozległ się dźwięk skrzypiec.
muzyka
Gniew nieba musiał przyznać, że go to uspokajało. Potrzebował wychłodzić swój umysł. Wiedział, że nie spocznie, póki ich wszystkich nie wybije. Wiedział, że musi zebrać jeszcze sporo wampirzych kłów zanim zemsta się dopełni.
W międzyczasie zadzwoniła komórka. Jenny. Reed jedynie zagryzł zęby. Nie miał ochoty z nią rozmawiać. Miał obowiązki. Czas nie działał na ich korzyść. Pijawki szybko mogą się zorientować co planują. Mogą w końcu zastawić pułapkę
- Dopadniemy ich za dnia. W kanałach. Może tym razem uda nam się uzyskać jakieś odpowiedzi.
Jack jedynie co jakiś czas odwracał się, żeby zobaczyć wychwycone i wyostrzone kadry z kamery, które przedstawiały kolejne poszukiwane wampiry. Lub prawie wampiry.

Mi odstawiła laptop pod nogi i usiadła po turecku na fotelu pasażera.
- Żartowałam sobie z tymi kilkoma nocami. - Mrugnęła do Gniewu Nieba mimo, że nie mógł tego zobaczyć. Kazała MyMy zablokować powiadomienie o rozpiętych pasach i dopiero wtedy je odpięła. Po kilku głębszych oddechach objęła się ramionami i przymknęła oczy. Szept słów rytuały przeplatał się z dźwiękiem skrzypiec.

Mrugnęła kontrolka przy kierownicy.
- Nie hakuj proszę tego samochodu. - Powiedział Jack - Moje pokolenie wyłączało takie rzeczy manualnie.

Mi nie odpowiadała dłuższą chwilę. Nie przerywała szeptu, a gdy skończyła jakby się otrząsnęła. Przeciągnęła się, kładąc nogi na desce rozdzielczej.
- Dzięki niech będą dobrej Gai… - Spojrzała na wilkołaka jakby właśnie coś do niej dotarło. - Za twoich czasów nie było czego hakować. To jak wujaszku?

- Prehakowaliśmy - rzucił tylko bez wyjaśnień.

- Tak, tak… młotkiem i śrubokrętem. - Mi sięgnęła po telefon i zerknęła na pracę programów. - Na pewno nie związać z tobą ubrań, nie to że nie lubię oglądać twojego tyłka wujaszku, ale słyszałam że pijawki są często gejami.

- Jeżeli się da, bez angażowania w to zbytniej uwagi i nie opóźni to naszego dojazdu na miejsce, to możemy spróbować. - rzekł z powątpiewaniem.
Nie znał się na rytuałach. Jako Alfa, powinien się znać. Zagryzł zęby.

Mi uśmiechnęła się i odłożyła telefon. Nim zdążył zareagować wgramoliła się mu na kolana siadając tak by mógł widzieć drogę.
- Mama by zrobiła to bez takich akcji, ale wiesz ja, a “Ona”. - Ostatnie słowo zaintonowała dziwnie, zupełnie jakby kogoś cytowała. Mi chwyciła go za kurtkę. Momentalnie spoważniała. - Muszę mieć kontakt z tym co wiąże.
Przymknęła oczy i po chwili z jej ust znów popłynęły ciche słowa rytuału.

Choć Jack miał siebie za poważnego faceta, to i tak nie umiał ukryć rumieńców gdy mijali żółty autobus szkolny, a szereg nastolatków obserwował jak siedząca przodem do niego dziewczyna wsuwa mu ręce pod ubranie. Chciał… starał się skupić na jeździe. Jednak wizja nastolatków przyklejonych do szyb bardzo go rozpraszała.

Tak jak wcześniej Mi po dłuższej chwili otrząsnęła się, jakby się wybudzając. Lekko zmęczona oparła się o jego ramię.
- Ok… - Chwilę siedziała tak po czym wyprostowała się i spojrzała na niego. - To ja się prześpię na tylnej kanapie. Obudzisz mnie jak będziemy blisko?
Nim zdążył odpowiedzieć zeszła mu z kolan i chwytając telefon przeszła między fotelami na tył. Nagle okazało się, że będąc tak małym, można korzystać z hummera niemal jak z domu. Dziewczyna rozłożyła się prawie prostując nogi i momentalnie zasnęła.

- Obudzę cię Mała, nie martw się - powiedział już bardziej do siebie, niż do zasypiającej wilkołaczycy.
 
Aiko jest offline