Oskar bardzo ucieszył się, że jego koncepcja wygrała.
-Ja idę jako pierwszy. Ja zajmę się jednym, wy drugim. Szybko ich pokonujemy i wchodzimy na statek, i odpływamy. - powiedział szybko, bez zbędnego zastanowienia.
Szlachcic od razu zabrał się do pakowania. Wiadome było, że nie wrócą, do tej dziury. Problemem pozostało, to, w co zapakuje swoje rzeczy. Wiedział, że nie mógł wziąć na statek, swojego konia, a tym samym juków z bagażami. Dlatego, musiał znaleźć plecak i to jak najszybciej. Podszedł do karczmarza:
-Karczmarzu.- podchodząc, oparł się o bar, ściszając głos-Mam na sprzedaż konia. Rasowy, averlandzki, zresztą widziałeś. Jest w stajni. Muszę szybko go sprzedać. Na pewno tobie się przyda.
-Tak... panie, ale nie wiem czy mam tyle pieniędzy. Jestem tylko biednym karczmarzem...- powiedział, jąkając się karczmarz.
-Czy naprawdę uważasz mnie za takiego głupca? Zdaję sobie sprawę, że ten koń kosztuje tyle, ile zapewne w życiu nie zobaczyłeś i nie zobaczysz. Ale sprzedam ci go o wiele taniej. Powiedzmy, że będzie to promocyjna cena. Plecak, prowiant na tydzień i 5 złotych koron.
-Panie, to jest hojna oferta... Już daję plecak, prowiant też, a to złote korony.- szybko powiedział karczmarz, kłaniając się szlachcicowi. W mgnieniu oka zorganizował rzeczy. Plecak okazał się duży i nawet porządny. Nie miał żadnych dziur ani łat. -Panie, w środku schowałem prowiant. I jeszcze dodałem butelkę bretońskiego brendy. Niech Ulryk ci panie, twoją hojność wynagrodzi!
Szlachcic, zdobywszy plecak, szybko spakował swoje rzeczy. Zabrało mu to tylko chwilę i już niedługo zszedł na miejsce zebrania. Gdy wszyscy się już zebrali, zaczęli iść w kierunku statku.
-No nie wiem krasnoludzie. W tym co mówisz jest dużo racji. Ale z drugiej strony, komplikuje to naszą akcję. A to oznacza, że łatwiej może coś nie pójść po naszej myśli. Ja na pewno nie będę się skradał. Jeśli już, to pójdę razem z tobą, pogadać sobie z tymi półgłówkami. Jak się zorientują, to zabijemy ich i wbiegniemy na statek. |