Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2016, 20:56   #33
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Może próbować się zabić? - Psuja zareagowała na tyradę kobiet wybuchem pretensji. - Już próbowała! Musiałam ją tu przytargać na własnym grzbiecie bo nałykała się jakichś prochów. Gdzie byłyście jak kitowała pod nosem zapijaczonego tatuśka?
Dziewczyna pobladła wyraźnie. Na jej twarzy wyraźnie odmalowało się przerażenie i obawa.
- Nie. - Powiedziała cicho cofając się lekko. - Andie.
Z twarzy drugiej kobiety, Psuja widziała ją kilkakrotnie, niewiele dało się wyczytać. Rzuciła kilka niezrozumiałych słów do gospodarzy.

Indianin czujnym okiem zmierzył Bryzę. Zawsze czymś zajętą. Zawsze zaabsorbowaną sprawami świata. Jak nie jednego, to tego drugiego. A teraz stojącą w jego progu. Ze zwiniętym kłębkiem nici jakie zostawił za sobą on, lub Psuja. Nigdy nie miał w niej wroga. Co nie znaczyło jednak, że ich motywacje musiały być identyczne. Zdrowy duch i zdrowe ciało nie zawsze szły ze sobą w parze.
Odpowiedział jej równie krótko w tutejszym narzeczu, po czym przeszedł na angielski.
- Jest stabilna - spojrzał na Daanis - Na razie. Dlaczego mówisz, ze została zgwałcona?
- Tak powiedział jej chłopak, Damien. - Odparła dziewczyna. - Co z Andie? Czy ona…? Czy coś…? - Nie mogła wydusić z siebie pytania. Ładunek emocjonalny zawarty w tonie głosu był aż nadto czytelny. Daanis zwyczajnie bała się o przyjaciółkę.
Przez chwilę przypatrywał się dziewczynie, po czym wyciągnął z kieszeni garść czerwonych koralików.
- Czy to należy do Andie?
Potwierdziła kiwnięciem głowy.
Odłożył koraliki na szafkę, westchnął i dał znać by wszyscy weszli do kuchni.

Ponownie. Odezwał się dopiero gdy się tam znaleźli.
- Andie nałykała się różnych lekarstw. Widziałem środki na serce zapisane na jej matkę. I silne leki nasenne. W tym te o działaniu psychotropowym. Nie wiem skąd je wzięła. Ale w tej dawce pozbawiły ją przytomności. Prawie życia - tu spojrzał na Psuję skinąwszy jej głową na znak, że to “prawie” to tylko dzięki niej. Rzucił jej też przy tej okazji coś jakby znaczące spojrzenie przed wypowiedzeniem dalszych słów - I… wywołały spory krwotok. Jeśli nie ustanie, potrzebna będzie pomoc zewnętrzna. Na razie nadal jest nieprzytomna. Skąd Damien o tym wiedział? Powiedziała mu?
- On… - Zaczęła niepewnie dziewczyna cylindrze. - Tak. On wiedział od Andie. Ona… ona zadzwoniła do niego. Damien do mnie. Razem po nią pojechaliśmy.
- Zaraz, zaraz. - Wtrąciła się Szepcząca Bryza. - Mi powiedziałaś coś innego. - Skupiła swoje spojrzenie na dziewczynie. Zupełnie jakby chciała ją wzrokiem prześwietlić i dojść prawdy. - Powiedziałaś, że Damien zadzwonił do ciebie po tym jak Andie nie pojawiła się w umówionym miejscu. I że razem pojechaliście jej szukać.
- Tak. Nie. - Daanis szukała pomocy w oczach pozostałych kobiet.

Jerry w milczeniu spojrzał na Psuję. Potem na Bryzę. Jego wyraz twarzy mówił, że na razie ma dość.
- Pójdę zobaczyć co z nią.
- Czekaj - zatrzymała go Kineks. Indianka zachowywała zimną krew choć emocje tańczyły w jej zrenicach - Gdzie jest Damien? Masz do niego numer?
Dziewczyna ponownie potwierdziła kiwając głową.
- Ale to nie on ją skrzywdził. - Dodała gorączkowo.
- Mogę to potwierdzić- Powiedziała Szepcząca Bryza.- Rozmawiałam z nim.
Psuja przyglądała się tej wymianie zdań ze skrzywionymi w niechęci ustami.
- Zaraz, zaraz - nie wydawała się pałać współczuciem do Daanis, ani cieniem zaufania do starszej Indianki. - Wtargnęłyście tu jak burza i mówicie o gwałcie. Skąd w ogóle pomysł, że ją tu znajdziecie?

Daanis westchnęła z ulgą. Uznała, że wypowiedź Psuji uratowałą ją przed niewygodnym tłumaczeniem.
- Nie o gwałcie, tylko o lekach. - Starsza Indianka ze spokojem w głosie poprawiła bladą twarz. - Lekach, które mogą zaszkodzić dziewczynie.
- A ty - Szepcząca Bryza ponownie przeniosła spojrzenie na swoją małoletnią towarzyszkę. - powiedz wreszcie jak to naprawdę było.
- Bo… Nie… Ja… - Dziewczyna ponownie zaczęła szukać ratunku u pozostałych.
- Tak? - Indianka jednak nie dawała za wygraną. W jej głosie nie dało się wyczuć groźby. Był spokojny i zrównoważony.
- Bo Andie spotykała się z dużo starszym od niej mężczyzną z miasta.
- Nadal nie wiem, jak tu trafiłyście - Psuja nie odpuściła wcześniejszego pytania.

Informacja zaserwowana przez dziewczynę zaszokowała prawie wszystkich pozostawiając pytanie Psuji bez odpowiedzi i zainteresowania. Szczególnie żonę lekarza, która nie mogła, lub też nie chciała ukryć swych uczuć. Starsza Indianka, z którą przybył nieszczęsny posłaniec przynoszący złe wieści, lepiej sobie z tym radziła. Chociaż i dla niej było to spore zaskoczenie.
- Z dużo starszym? - Spytała Szepcząca Bryza gdy już udało jej się przetrwać wiadomość.
- Tak. Taki stary. Tak ze czterdzieści lat będzie miał.
- Znasz go?
- Nie. Widziałam go ze dwa razy.
- Skąd wiesz, że Andie się z nim spotykała? I dlaczego nie powiedziałaś nikomu o tym wcześniej?
- Andie mi mówiła o tym. - Pomimo iż Szepcząca Bryza nie podnosiła głosu, nie groziła, to Daanis rozpłakała się. - W zaufaniu mi powiedziała. Nie wyjawia się tajemnic przyjaciół.
Kineks objęła dziewczynę. Przemówiła do niej łagodnie starając się uspokoić ją. Nastąpiła krótka przerwa w pytaniach. Wszysyc zdawali sobie jednak sprawę z tego, że Daanis czeka jeszcze kilka bardzo niezręcznych i trudnych pytań.
Doktor wyglądał jakby bardzo chciał się już znaleźć po drugiej stronie drzwi do kuchni. W relacjach międzyludzkich lubił ich prostotę. Dawał sobie radę z pojedynczymi rozmówcami. Takie grupowe przesłuchanie gdzie nikt niczego nie wiedział, a jedyna osoba wiedząca sama już nie wiedziała co mówi, były zdecydowanie nie dla niego. Ale Kineks miała rację. Mieli w domu dziewczynę w ciężkim stanie. I nie zgłosił tego jeszcze tak jak powinien. Po co jak nie po to, by się tą sprawą na poważnie zainteresować. By dowiedzieć się, co stoi za tymi gwałtami. Ukryty w statystykach sadyzm na jaki można sobie pozwolić wobec nieletniej indianki? Czy może coś co złości duchy… zaraża zwierzęta… kpi z Kineks… i sprawia, że to właśnie Bryza, a nie urzędnik od praw człowieka, trafiła właśnie do nich. Spojrzał ciepło na Kineks i jej reakcję, po czym odchrząknął i odezwał się.

- Dobra. Dość tego. Błądzimy po omacku więc może tak dla odmiany spróbujemy po kolei i na spokojnie. Andie nigdzie się nie wybiera na razie więc nie ma pośpiechu. - tu spojrzał na Bryzę - A ciebie zdaje się interesował los tej dziewczyny i co się jej przydarzyło, a nie skąd się tu wzięła jej przyjaciółka - tym razem rzucił kolejne znaczące spojrzenie Grinpis - Ustalmy więc jedną ważną rzecz Daanis. Twoja przyjaciółka Andie mimo iż ma duże szanse wyżyć, nadal może próbować się zabić i w końcu się jej to uda. Dorzucę to, że jej los mogą podzielić inne dziewczyny z okolicy. Dlatego jeśli chcesz im tego oszczędzić to jest dobry moment, żebyś przestała się wahać nad tym co nam możesz powiedzieć, a co jeszcze wolisz zachować w tajemnicy. Rozumiesz to Daanis?
Przez chwilę patrzył dziewczynie w oczy, po czym nabrał powietrza i kontynuował.
- Zanim zaczniemy szukać jakiegoś starszego mężczyzny powiedz kiedy, gdzie i z kim ostatnim razem widziałaś Andie? Mówiła ci o swoich planach?
- Tak. - Daanis odparła przez łzy. - Rozumiem. Andie powiedziała, że musi się z nim spotkać. - Dziewczyna wyraźnie zaakcentowała słowo “nim”. - Spotkać i omówić ważną kwestię. Nie mówiła gdzie. Później zadzwonił do mnie Damien. Powiedział, że potrzebuje pomocy. Spotkaliśmy się na parkingu, zaraz przy granicy rezerwatu. Razem pojechaliśmy po Andie. Ona siedziała nad jeziorem. Ktoś ją pobił. Nie chciała powiedzieć kto. Ale była sama tam. Zaprzeczyła jakoby to on - Znowu wyraźnie zaakcentowała słowo “on”. - zrobił. Zbyt mocno zaprzeczyła. I zakazała mi o tym mówić komukolwiek. Ale ja nie mogłam. Nie mogłam milczeć. Damien pomógł mi ją zawieźć do domu. Jej ojciec musiał go zobaczyć, a później ja w takim stanie. Na szczęście Damien w porę odjechał. Później poszłam do Szepczącej Bryzy. I podzieliłam się swoimi podejrzeniami. Słyszałam wiele o gwałtach. Andie to ofiara.
Jerry pokiwał głową choć nie od razu i trochę jakby bez przekonania.
- W porządku. Na wejściu jednak powiedziałaś, że Andie może chcieć się zabić i że to nie ma bezpośredniego związku z tym co “on” jej zrobił. Szczerze mówiąc do tego doszliśmy z Greenpeace sami. Dlaczego więc według Was zażyła tyle leków? Dlaczego chciała się zabić?
To pytanie skierował już zarówno do Bryzy jak i Daanis.
- Dlatego, że Andie prosiła Damiena o leki kilka dni wcześniej. Przed tym zdarzeniem. - Powiedziała dziewczyna.
Mężczyzna westchnął i usiadł przy kuchennym stole. Milczał przez chwilę wodząc palcem po blacie i tworząc na nim niewidoczne znaki.
- Poprawcie mnie jeśli się mylę, w którymś miejscu. Andie ma chłopaka Damiena. Są ze sobą blisko. Poznaje jednak starszego mężczyznę i nawiązuje z nim znajomość na jakimś bliżej nam nieznanym podłożu. Znajomość ta nie układa się po jej myśli i dziewczyna traci nad nią kontrolę. Prosi zaufaną sobie osobę, czyli Damiena o środki uspokajające. Chce zerwać tą znajomość, ale coś staje się nie tak. Zostaje pobita. Odwieziona do domu do ojca pijaka zażywa dostępne środki od Damiena i swojej matki.
Przerwał, a po chwili pokręcił głową i spojrzał na czwórkę zgromadzonych tu kobiet.
- To jakaś kompletna bzdura. Daanis. Powiedziałaś, że widziałaś tego mężczyznę dwa razy. Możesz go z grubsza opisać?
Psuja też wspomniała, że go widziała. To czy opis dziewczyn się zgodzi niewiele zmieni, ale skreśli jedną osobę w tym całym “śledztwie”.
- Wysoki, szczupły. Ciemne włosy. Kilkudniowy, wypielęgnowany zarost. Ubrany jak jakiś biznesmen.
Po minie Psui poznał, że jednak nie skreśliło.
- To nie on - odparł po chwili zadumy jakby orzekał wyrok, po czym nieoczekiwanie wstał i skierował się do wyjścia z kuchni - Zobaczę co z Andie.

***

Dziewczyna nadal była nieprzytomna. I pewnie tak jeszcze pozostanie przez kilka dobrych godzin. Skutki zatrucia farmakologicznego wyraźnie jednak już jej nie zagrażały. Jeśli Jerry czegoś się obawiał to tego krwawienia. Traciła przez tnie siły i mogła potrzebować pomocy w każdej chwili. Dlatego nie zdecydował się jeszcze pojechać do gabinetu po zestaw kroplówkowy i płyny infuzyjne. Po sprawdzeniu jednak stanu, doszedł do wniosku, że upływ krwi chyba się normuje. Na stoliku obok stały przyniesione przez Psuję pojemniki po lekach. Raz jeszcze się im przyjrzał. Miał pewną teorię, która nieco bardziej pasowała do tego co zaszło, ale… to była tylko teoria. Dobrze, że tą siksę tknęło, żeby je zabrać.
Klamka skrzypnęła. Miał nadzieję, że to Kineks. Do jej towarzystwa nawykł już i nauczył się czerpać z niego korzyści. Inne nadal na dłuższą metę go irytowały.
Bryza. Zaraz za nią Psuja. Kineks najwyraźniej została z roztrzęsioną Daanis. Zresztą nie musiała tu być. Jeśli padną tu jeszcze jakieś słowa, dowie się o tym.
- Jak ona się czuje? - zapytała starsza Indianka.
Doktor obrzucił ją zdziwionym spojrzeniem.
- Jest nieprzytomna więc trudno powiedzieć. Napewno można się spodziewać bólu w podbrzuszu, osłabienia, nudności…
Nie dokończył. Bryza patrzyła na obfitą ilość zakrwawionych szmat, oraz na pozycję w jakiej ułożono Andie.
- Tak - potwierdził nieco niechętnie i cicho Indianin - I według mnie… ani nie została zgwałcona, ani nie próbowała popełnić samobójstwa.
- Co, według ciebie, zatem się stało? - Spytała przyglądając się dziewczynie.
- Może nic by się nie stało gdyby inne dziewczyny nie milczały - odpowiedział chłodno przechodząc jednocześnie na dialekt - Masz z nimi kontakt. I jesteś blisko caernu. Czemu trzeba było pomocy tej dziewczyny z lasu, żeby się czegoś dowiedzieć?
- Byłam na miejscu. Ona też tam była.Tego jestem pewna. - Odparła w tym samym języku. - Była tam z mężczyzną. Twierdzisz, że nie została zgwałcona. Chcesz mi powiedzieć, że poszła z nim dobrowolnie?
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Andie nie była pierwsza przecież.
- A muszę? - Spytała przenosząc wzrok na mężczyznę. - Znasz odpowiedzi na te pytania. Niestety. - Dodała już ciszej.
Minęła dobra chwila nim odezwał się ponownie. Tym razem już po angielsku.
- Nie mam pewności - zaczął - Ale według mnie Andie świadomie dokonała aborcji. Jakiś mężczyzna chciał jej coś zrobić. Nie ten szczupły, choć może za jego wiedzą. Może zrobił. A może tylko zaczął. Nie wiem co. Nie znam się na rytuałach. W efekcie postanowiła usunąć wczesną ciążę, w której była. Do gwałtu tak jak w przypadku poprzednich dziewczyn nie doszło. Nie ma żadnych śladów obrażeń. Jeśli odbyła stosunek to poronienie zatarło ślady. Czy inne dziewczyny też były w ciąży?
- Nie. - Indianka odparła z całą stanowczością.
- A czy teraz są?
- Nie.
- To ostatnie pytanie było pod rozwagę - stwierdził nieco zdziwiony jej pewnością - Co zatem Ty mi możesz powiedzieć?
- Na razie nic więcej. Powiadomię cię, gdy odnajdziemy mężczyznę z którym była w lesie.
- Jak chcesz. Jeśli to wszystko to jadę nad jezioro.
- A ty nie chcesz? - Tym razem to ona była nieco zdziwiona.
- Na to z kolei pytanie, ty znasz odpowiedź. Niestety.
- Daj znać gdy Andie ocknie się. Będę chciała z nią porozmawiać.
Bryza nie czekając na jego potwierdzenie skierowała się do wyjścia. Przez ułamek sekundy się wahał. Słowa były gotowe…
Jednak caern przemówił wyraźnie. O wszystkim co i on wiedzieli. I nie potrzebowali pomocy lekarza. To nawet i lepiej. Odetchnął pozwalając się jej oddalić. Pozostawało wyprowadzić z kryzysu Andie i dać znać Bryzie.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline