08-12-2016, 10:47 | #31 |
Reputacja: 1 | Sekal & Asenat Merlin nie powiedział do współplemieńca nic, poza zwięzłym "cześć" na przywitanie oraz "trzymaj", gdy wepchnął w ramiona Granta jedną wypakowaną po brzegi torbę, z której obscenicznym fakiem sterczała świeża bagietka. Otworzył drzwi domku i wtargnął do środka, nie przestając nawijać do kogo innego. Po włosku. Przez komórkę, która tylko cudem lub mocą duchów trzymała się między jego ramieniem a uchem, gdy wypakował drugą torbę w niewielkiej, urządzonej minimalistycznie kuchni i nieśpiesznym truchcikiem ruszył do kanciapki pod schodami włączyć prąd. Sądząc z tonu, właził rozmówcy w dupę bez wazeliny i bez zbytniego wysiłku. |
09-12-2016, 15:14 | #32 |
Reputacja: 1 | Ból jest tylko kwestią umysłu. Nie istnieje. Ból ciała to jedynie cień bólu duszy. A duch Mówcy Umarłych Gwiazd był niezraniony. Udało mu się uratować to dziecko. Matka przemówiła. On zrozumiał. Zadziałał i życie płynie dalej. Jakie będzie, to już nie jego troska. Zamyślił się. Zignorował krzykacza, chociaż miał ochotę podejść do niego, wywlec z samochodu i wyjaśnić, co przed chwilą zaszło i co by mogło się wydarzyć, gdyby Matka nie ostrzegła Andyego. Warknąć tak, aby pojął i aby zapamiętał. Nie zrobił tego jednak. Nie jego rolą było zbawiać świat. Świat musiał podążyć tam, gdzie kierowała go Matka. Nie był Sędzią, by oceniać i serwować wyroki. Jego mądrością była Umbra i to co ukryte. Widzieć to, czego inni nie dostrzegali. Zignorował zamieszania, a jedyne, co mogło ludziom dać do zrozumienia, że jest przytomny to był ciepły, przyjazny uśmiech, jaki posłał w stronę starszego pana. On rozumiał. Nie zatruwały go technologiczne miazmaty Tkaczki. Potrafił oderwać wzrok i umysł od trucizny bezwolności, jaką oferowała nowoczesna technika. Nie chciał jechać do szpitala. Nie potrzebował pomocy. Ale zbyt wielu ludzi patrzyło, nagrywało więc udał pobijanego i zszokowanego i dał się zawieźć karetce. Tym bardziej, że dziewczynka też tam jechała a Andy chciał upewnić się, że nic jej nie jest. - Dzień dobry panu. - Przywitała się uprzejmie i z uśmiechem na twarzy. Ze szczerym uśmiechem na twarzy. Chęć niesienie pomocy aż promieniał od niej. - Jestem doktor Alicja Van Rees. Muszę pana zbadać. Czy coś pana boli? Ładny głos. Ładna twarz. Ładne ciało. Miłe dla oka. Miłe dla innych zmysłów. Andy uśmiechnął się, lekko przepraszająco. - Nic mi nie jest. – Powiedział łagodnie i z opanowaniem - Chciałbym najpierw skorzystać z toalety, jeśli to nie problem. Potem, nie czekając na akceptację poszedł tam, gdzie zadeklarował symulując nagłą potrzebę. Po wypadku nie było w tym nic dziwnego. Zamknął się w kabinie ściągając ubranie. Był posiniaczony, ale nie było z tym większego problemu. Forma glabro, którą przyjął na chwilę, pozwoliła podleczyć rany do niegroźnych obtarć i zasinień. Potem Andy powrócił do ludzkiej postaci, zrobił to, po co tutaj przyszedł, ubrał się i wrócił do uśmiechniętej pani doktor Alicji. - Przepraszam, że tyle to trwało. Chyba jednak jestem bardziej zdenerwowany, niż sądziłem. Proszę. Niech pani mnie zbada, jeśli jest taka potrzeba, ale wydaje mi się, że nic wielkiego się nie stało. Chciałem spytać, jak dziecko, które … którego o mało nie przejechał ten biedny kierowca? Zagadywał doktor, gdy zaczęła badanie. Obdukcja nie powinna wykazać niczego poważnego. Moc Matki jaką zapewniała zmiennokształtność gwarantowała to w pełni. Nie Mia zamiaru dawać sobie zrobić innych badań. Żadnego pobierania krwi. Kilka drobnych opatrunków i z powrotem, na włóczęgę. To miasto wzywało go. Płynął więc przez wir wydarzeń z otwartymi oczami i wyczulając zmysły na Wyrm. |
13-12-2016, 20:56 | #33 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
14-12-2016, 20:13 | #34 |
Reputacja: 1 | Psuja stała z boku jak piąte koło u wozu i z przekrzywioną głową chłonęła rozmowę. Wkurwiała ją ta mętna konspiracja, przechodzenie z angielskiego na ten ich rdzenny niezrozumiały język. Cała ta historia nie trzymała się kupy a już Daanis najgłębiej brodziła w półprawdach i niedopowiedzeniach zgrywając przy okazji zbuntowaną Bambi z kopytkiem w sidłach. - Kim był ten biznesmen? - po wyjściu Bryzy i doktorka postanowiła wziąć wreszcie Indiankę w krzyżowy ogień pytań. - Jak go poznała, gdzie się spotykali? Zakochała się w nim? - Nie wiem kto to. - Powiedziała przez łzy. - Mówiłam, że widziałam go dwa raz, przez chwilę. Poznała go w mieście. I nie wiem gdzie się spotykali. Nie chodziłam za nimi. I tak. Zakochała się w nim. Z wzajemnością. - Czyli on jej zrobił dzieciaka? - Psuja próbowała nadążyć za tą historią. - Znasz chociaż jego imię? - Jakie dziecko? O czym ty mówisz? - Daanis była wyraźnie zaskoczona. Stojąca obok żona doktora pokręciła lekko, acz z wyraźną dezaprobatą, głową. Nieprzejęta Psuja wzruszyła ramionami. - Bo rozumiem, że to nie Damien? I tak, tego dziecka co to go już nie ma, więc się nie przyzwyczajaj. Wróciła do pokoju pogrążonej we śnie dziewczyny i poczęła szukać przy niej telefonu, zła, że nie pomyślała o tym wcześniej. Musiała ze starszym amantem kontaktować się via phone, jak każdy normalny człowiek, szczególnie ten nastoletni, uzależniony od elektroniki. Indianie nie powinni na tym gruncie odbiegać od statystyk. Psuja zdążyła przeszukać tylko jedną kieszeń gdy usłyszała za sobą głos gospodyni. - Co robisz? - Zostaw ją, Grinpis - Tym razem odezwał się doktor. Z tego samego kierunku. Stał za żoną. Jego głos był spokojniejszy i pozbawiony podejrzliwości. Ale ich spojrzenia były identyczne - Daj jej samej za siebie przemówić. - Spokojnie, nie chce jej okraść. Szukam tylko komórki - Psuja obdarzyła ich kolejno spojrzeniem niewiniątka. - Podczas gdy ona nie jest w stanie mówić za siebie może powie coś jej telefon. Musiała się ze swoim loverboyem kontaktować. Daanis mówi, że to z nim poszła się spotkać a później przydarzyło jej się TO COŚ, nie sądzicie więc, że wypada pana Podstarzałego wypytać o kilka faktów? - Załóżmy, że znajdziesz jego numer, pośród dziesiątków innych. - Kineks zaczęła mówić, starając się wypowiadać słowa bez żadnych emocji. - I co dalej? Jak zamierzasz to rozegrać? - Spontanicznie - niezrażona dziewczyna nie zaprzestała poszukiwań. - A państwo doktorowie co tacy dociekliwi? Bo pomyślę, że będziecie się martwić. - Niech spróbuje. - Indianka zwróciła się do mężą. Jerry spojrzał na nią jakby próbując odgadnąć skąd to nagłe zaufanie do tej siksy. - Gdyby mógł jej pomóc, sama by do niego zadzwoniła. I jeśli będzie potrzebowała, zrobi to jak tylko się obudzi. Zostaw jej ten telefon, Grinpis. - Spoko, jak chcesz. Zresztą, nie ma żadnego telefonu - Psuja uniosła pokazała puste dłonie w geście rezygnacji. - Wpadnę później sprawdzić jak ona się ma. Wsunęła dłonie do kieszeni za dużej kurtki. - Skorzystam z łazienki i się wynoszę. Chyba, że macie do mnie jeszcze jakąś sprawę? Indianin nie odpowiedział. Wyszedł do przedpokoju i zaczął naciągać buty. Bynajmniej mokasyny. Znoszone tenisówki. Psuja uznała to za pozwolenie. Wyminęła żonę doktora i weszła do łazienki. Przysiadła na brzegu wanny, z rękawa wysunął się skradziony spektakularnie telefon. Nikt nic nie zauważył, ani Winetou ani jego żonka. Znaczy, nie wyszła z wprawy. Psuja zerknęła na wyświetlacz ciekawa czy dokądś ją ta ścieżka doprowadzi. Ruch ręki aktywował ekran. https://cdn.techjuice.pk/wp-content/...er-Image-2.jpg Podaj hasło, same kłody pod nogi. Wsunęła komórkę do tylnej kieszeni i jednym susem wskoczyła na umywalkę. Zaparła się butami o porcelanowe brzegi i zapuściła żurawia w swoje oblicze w lustrze. Zbliżyła do niego twarz, zafalowało jak zmącona woda i dziewczyna zagłębiła się w lepkim wnętrzu. Druga strona przywitała ją podobnym do łazienki doktora widokiem. Położyła na ziemi najnowszy model I-phona i wezwała ducha gremlina związanego z maszyną. Mały pokurcz przybył niechętnie. Zażądał zapłaty za potrzebne Psui informacje. Wyśmiała go, puściła wiązankę gróźb i pomachała sprzętem niebezpiecznie blisko stojącej w kiblu wody. - Dobrze, już dobrze, mała szujo - zasyczał gremlin. - Zdejmę zabezpieczenia, ale nie będę ci pomagał w szukaniu właściwych wiadomości. Pokazał jej język i począł się wciskać do maleńkiego otworu przeznaczonego dla ładowarki. Psuja wróciła tą samą drogą, którą weszła - przez lustro. Jak gdyby nigdy nic spuściła wodę i wyszła na korytarz, skąd Kineks odprowadziła ją do drzwi. Psuja czuła narastające zmęczenie. Ziewnęła i przetarła szczypiące oczy. Nogi poniosły ją do zapyziałego motelu w pobliżu autostrady. Wychudzona kobieta na recepcji wręczyła jej klucz od maleńkiego pokoju z podwójnym łóżkiem. Chwilę poskakała na sprężynowym materacu i zabrała się za przeglądanie wiadomości tekstowych. Było ich więcej niż przypuszczała. Już po pierwszej pojawił się przypływ gniewu. - Spo... spo... spot...kaj...my... Spotkajmy. sss... się... Kurwa! To potrwa wieczność. Psuja nigdy nie odebrała należytej edukacji. Ba, nie odebrała nawet podstawowej przez co jej umiejętność czytania i liczenia dosłownie kulała. Było jej wstyd kiedy musiała zapłacić pięćdziesiąt dolców aby znudzona recepcjonistka przeczytała jej na głos wiadomości z komórki Andy. Wiadomości z Damienem: Spotkamy się? Gdzie? Tam gdzie zawsze!! Jest też coś takiego Załatwiłeś to dla mojej koleżanki? Nie. Nie mogę. Proszę!! Błagam!! Ona tego potrzebuje. To kwestia życia i śmierci!! Odwdzięczę się. Dobrze, już dobrze. Jutro. Później jest pikantny opis co mogą robić. - Dobra, dobra, czytaj dalej - Psuja się zarumieniła, choć opisy tego, co mogliby robić nie były ani specjalnie umiejętne ani wyuzdane. Recepcjonistka przeszła do pakietu wiadomości do Daanis. Dziewczyśkie srutu tutu. Umawiały się na spotkania, obgadywały wszystkich i wszystko. Męskich imion i to powtarzających się znalazła kilka. Andy umawiała się na spotkanie. “Tam gdzie zawsze.” czyli w “Barze Riviera” “Zjazd nr…” Mało szczegółów. Dwa imiona. Marthin, Lee. Psuja odebrała telefon od opłaconej raszpli. Wróciła do pokoju i skupiła się na przeglądaniu katalogów ze zdjęciami. Powtarzały się tam obrazy kilku mężczyzn, trzech z nich mieściło się w kategorii "przystojniaka po czterdziestce". Upewniła się, że drzwi są zaryglowane i zrzuciła z siebie brudne ciuchy. Prysznic wprawił Psuję w monotonny błogostan. Stała pod strugami ciepłej wody i niemal spała na stojąco. Przez chwilę zastanawiała się czy nie wyprać ubrań w publicznej pralni ale była na to zbyt zmęczona. Zanurkowała pod warstwę pościeli i nie zdążyła dobrze zamknąć oczu kiedy nadszedł sen. Ostatnio edytowane przez liliel : 14-12-2016 o 20:19. |
20-12-2016, 00:06 | #35 |
Reputacja: 1 |
__________________ - I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała. - W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor. "Rycerz cieni" Roger Zelazny |
03-01-2017, 21:33 | #36 |
Reputacja: 1 | Merlin wychylił się ostrożnie zza lichej osłony, jaką dawał mu otworzony na rattanowym stoliczku laptop. Nie usłyszał kroków…. co więcej, nie usłyszał nadjeżdżającego auta. Gdy pracował, odcinał się zupełnie od świata i można go było podejść jak dziecko. Dlatego właśnie miał psa. I Granta. Dopóki obydwaj go nie zdradzili, nigdzie nie było ich widać. Spali dalej albo poszli gdzieś się razem szwendać. |
04-01-2017, 22:42 | #37 |
Reputacja: 1 | Jerry uniósł na niego spojrzenie. Nie widziało ono jednak nie widziało przyjaciela. Widziało Kineks. Jak przelewa wodę z plastikowego kanistra do termy w kuchni na parzoną dla siebie herbatę. Jak on napełnia ten kanister w ujściu nieopodal jeziora. Jak woda zasila ujście podziemnym źródłem z Jeziora Górnego. Jak wcześniej miesza się z dopływem Rzeki Rezerwatu. Jak ta sama rzeka bierze swój początek w Swamp Lake…
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
07-01-2017, 22:03 | #38 |
Reputacja: 1 | Matthias pociągnął kilka razy nosem, porozumiewawczo zerkając w stronę Bryzy i obnażając kły. Bez słowa rozejrzał się za źródłem zapachu, starając się zlokalizować kierunek. Mężczyzna musiał być blisko. Grant odwrócił głowę w prawo, skąd wyraźniej dochodził zapach, bardzo wyraźnie. - O niego właśnie chodzi. - Zaczęła Indianka również starając się zlokalizować źródło woni. - Wygląda na to, że ostatnie zgłoszenie nie było gwałtem. Skinął głową. Domyślał się - dzięki Merlinowi - co tu się wyprawiało. Pytanie, jaki miało szerszy cel. Nie odezwał się, zamiast tego ruszył ostrożnie w stronę zapachu. Po kilku krokach zobaczyli na leśnej drodze dwa zaparkowane auta. Koło nich stało dwóch mężczyzn i rozmawiało. Dwóch innych kręciło się kawałek dalej. Bez trudu można było wypatrzeć broń przewieszoną przez ramię. Taką samą mierzono dzisiaj do Granta przed lokalem Leona. - Dałem ci ich kurwa wszystkich jaka ma talerzu. - Odezwał się nerwowo koleś, który miał pecha spotkać się z pięściami Tubylca kilak godzin wcześniej. - Więc teraz ty wywiąż się ze swojej części umowy. - Sprawy nie toczą się tak jak chcielibyśmy tego. - Nie pierdol mi tu. - Mówię ci jak jest. - Albo załatwisz to co obiecałeś, albo... - Grozisz mi? - Załatw co obiecałeś. - Uspokój się. Masz tu na otarcie łez nagranie. - Jakaś paczka przeszłą z ręki do ręki. - Tylko dopilnuj, żeby lokalne gliny nie wtrącały się - Mężczyzna, który był źródłem znajomego zapachu podrzucając do góry paczuszkę wsiadł do jednego z aut i ruszył. - Pierdolony kapuś. - Odezwał się jeden z dwóch ludzi z bronią gdy podchodzi do samochodu. - Dzięki temu pierdolonemu kapusiowi mamy wyniki. Wsiadajcie. - Polecił ten, który rozmawiał. - Niech Bradley sprawdzi w końcu ten motor. Chcę wiedzieć kto tam się jeszcze pałętał. Mężczyźni również wsiedli do samochodu i odjechali w stronę przeciwną, czyli prowadzącą do miasta. - Szlag - skomentował pod nosem Grant, zaciskając pięści i zapamiętując numery rejestracyjne obu samochodów. - DEA - powiedział głośniej na użytek Bryzy. - Wyłapują ludzi, a motor mój. Zajmę się tym później. Teraz ważniejszy jest kapuś. Chciałbym wiedzieć gdzie skurwiel pojechał. Odwrócił się do Indianki i spojrzał jej w oczy. - Poza tym przysyła mnie Merlin. Ten rudy, którego widziałaś w lesie. Mówi, że chciałby nawiązać współpracę z Uktena. Wasze i nasze sprawy łączą się coraz bardziej. - Ten rudy? A ty w ogóle wiesz kto to jest? - Spytała po krótkiej chwili. - Tubylec - stwierdził krótko Grant. - Tak jak podobno ja - wyszczerzył się w wilczym uśmiechu. - Ja się pytam jak dużo o nim wiesz. - Zrobiła się nagle bardzo poważna. Spojrzał na nią, marszcząc brwi i milczał krótką chwilę. - Mało - przyznał. - To śliski typ. Ufam jednak temu, że nasze sprawy i interesy się łączą w chwili obecnej. - A jemu samemu? - W tej sprawie, w dużej mierze tak. Na pewno w to, że potrzebuje mojej pomocy i sam niezbyt ma chęć tu przyjść - Grant wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Coś o nim wiesz, że tak dopytujesz? Nikt z nim nie musi wchodzić na inne tematy - wzruszył ramionami. Matthias nigdy nie widział problemu w takich sytuacjach. Jego rozumowanie zawsze było proste i tak też zwykle rozwiązywał sprawy. - Wystarczająco dużo by mieć wątpliwości. - Nie pomagasz - mruknął. - Jestem konkretnym facetem. Jak jemu nie ufasz, zaufaj mi. W razie czego znajdę Merlina i mu... wytłumaczę jak wygląda świat. Pokiwała głową ale bez przekonania. - Zobaczę co da się zrobić.- Powiedziała spoglądając w stronę, w którą pojechał interesujących ich mężczyzna. - To - Wskazała palcem w stronę, w którą patrzyła. - jest nasza wspólna sprawa. Mnie również interesuje gdzie pojechał. Idziemy? Skinął krótko głową. - Przyszłaś tu pieszo? - A co? Nie masz ochoty pobiegać? - Zapytała lekko rozbawionym głosem. - Z tobą zawsze - roześmiał się. - To dawaj. - Powiedziała rozpoczynając transformację. Moment później przemienił się i on, ruszając w pogoń za Szepczącą Bryzą. |
07-01-2017, 23:59 | #39 |
Reputacja: 1 | Psuja i Riviera Club - Chcesz tam wejść dziecino? - Położył rękę na ramieniu Psuji by po chwili zsunąć ją niżej wzdłuż pleców. - A po kiegy bym tu sterczała i przekomarzała się z Panem Szafą Pancerną? - odparła, nie bez cynizmu Psuja i powędrowała wzrokiem za śmiałtm łapskiem tamtego. Mężczyzna uśmiechął się i kiwnął lekko głową. Jego ręka powędrował jeszcze niżej by po chwili dotrzeć do kościstego pośladka Psuji. - Wchodzę z tym panem - wycedziła przez zęby i ruszyła do wnętrza knajpy. -Wchodzisz, wchodzisz. - Wymruczał mężczyzna. - Tylko najpierw zadatek. - Uśmiechnął się przy tym obleśnie. - Zadatek to przyszykuj ty, dziadku. Zamów mi najdroższego drinka przy barze, a ja w tym czasie siknę i przypudruję nos. - Jak chcesz pukać małolaty, to nie u nas. - Ochroniarz zagrodził im drogę. - Po ostatnich wyskokach szef nie chce tutaj żadnych problemów. - Kto mówi o pukaniu? - zaprotestowała. - Kolacja i tańce, nie? - poszukała potwierdzenia w spojrzeniu obwiesia. - Ty możesz wejść. - Ochroniarz wskazał na mężczyznę. - Ale bez niej. - No bez jaj! - podniosła raban Psuja. - Może nie wyglądam, ale skończyłam 21 lat! Poza tym zaraz się wam zsikam na podjazd jak mnie nie wpuścicie do łazienki i wtedy to już macie murowaną sprawę w sądzie o dyskryminację i łamanie praw człowieka. - Zabieraj siksę i spierdalaj. - Ochroniarz spojrzał na mężczyznę. - Chodź mała. - Wzruszył ramionami. - Skoro nas tu nie chcą. - Otoczył Psuję ramieniem. - Może odwiedzimy to wasze mieszkanko? - Mrugnął porozumiewawczo. - Wiem, że bywa was tam więcej. Psuję zaciekawił ostatni temat dlatego wskazała odosobnione miejsce na parkingu. - Tam - ruszyła tak szybki krokiem w wyznaczonym kierunku, że grubas musiał dostać zadyszki. Zatrzymała się pod ścianą z czerwonej cegły. Przyłożyła czoło do chłodnego kamienia próbując znaleźć w sobie skupienie. Szał nie był nigdy jej najlepszym sprzymierzeńcem i nie działał jak pstryknięcie z palca jak to było u Arhoundów. - No dawaj, tylko odrobinę - mruknęła do siebie starając się przetransformować ciało w formę Glabro. Dłoń zacisnęła się przezornie na ukrytym pod płaszczem Kleivie. Poczuła jak duch lisa wije się niecierpliwie pod warstwą stali i srebra. - Co za mieszkanko? - zapytała ostro grubasa. Napalony delikwent dyszał ostro gdy dotarł wreszcie do dziewczyny. Nieudolnie usiłował zatuszować zadyszkę. - Ta ci … - Zaczął rozochocony. Umilkł gdy tylko zobaczył co przed nim stoi. Podniecenie ustąpiło miejsca strachowi. Mężczyzna cofnął się o krok. - W… w… mieście. - Zaczął się jąkać. - By...by...byłem t..tam tylko k..kilka razy. Psuja puściła pod kurtką ostrze Kleiva. Na szczęście nie będzie musiała się odwoływać do tego argumentu. - Co to za miejsce? Gadaj! - złapała go za fraki i mocniej rymnęła jego cielskiem o ceglaną ścianę. - Mieszkanie. Na peryferiach miasta. - Odparł przerażony. - Co się tam dzieje? - I..imprezy. - Kurwa… rozwiń - warknęła i nie podarowała sobie tej przyjemności aby przeszlifować plecy grubasa o szorstki mur. - Kto? Z kim? Za pieniądze czy dla przyjemności? Czyje jest mieszkanie? - Nie wiem czyje to mieszkanie. Ja tam trafiłem jako gość. Jako jeden z licznych gości. Psuja wydała z siebie przeciągłe warknięcie. Koleżka ją zdrowo podkurwiał. Miała wrażenie, że mówi po chińsku bo dotawała ledwie strzępki odpowiedzi na zadawane pytania. - Opowiedz - wycedziła przez potężne zęby. - Kto cię tam zaprosił? Kiedy to było? Kogo tam wyruchałeś, bo temu służy to miejsce, co? Facet się motał. Przebąkiwał coś o przypadku i dwóch studentkach. Mało w gacie nie narobił. Pytany o adres wyjąkał coś co brzmiało jak “Dodododooooodoooodobridż aweniu”. - Dodododoooooobra złamasie - Psuja zasadziła mu kopa w żołądek żeby zachęcić do mówienia. - Coś tam nawywijał? Żadnych nieletnich? Indianek? Wlepiaj gały na zdjęcia! Pociągnęła go za ucho aby zmusić na spojrzenie w ekran komórki. - To jakieś przechodnie mieszkanie do schadzek? - nalegała. - Ja nic nie wiem. Nie wiem - koleś się zaciął, czym jeszcze bardziej Psuję rozzłościł. - Jesteś, kurwa, opóźniony w rozwoju, że nie wiesz z kim tam byłeś i co się tam działo? Tak mocno zapiłeś, he? Złamałeś prawo i boisz się przyznać. Kop. Kop. Plaszczak w ucho. Psuja przygryzła wargę zawstydzona, że maltretowanie tej gnidy sprawia jej przyjemność. Wyciągnęła mu portfel z tylnej kieszeni. Same karty kredytowe, żadnej gotówki. - No to sobie pojedziemy. Zawieziesz mnie tam i pokażesz to mieszkanie. Dawaj kluczyki. Rzucił jej kawałek plastiku z paroma guzikami. Pismo obrazkowe, dzięki niech będą duchom. Potrząsnęła głową, odczekała aż forma wróci do ludzkiej. Wydawała się teraz znacznie bardziej bezbronna niż przed momentem dlatego, w ramach mobilizacji, pokazała kolesiowi wnętrze kurtki i nóż przypominający gabarytowo potężną maczetę. - Obserwuję cię - Dwa palce powędrowały od jej, do jego oczu. Ruszyli na parking. Psuja wcisnęła guzik otwartej kłódeczki. Gestem nakazała grubasowi iść od strony kierowcy, sama pociągnęła za klamkę od strony pasażera. |
25-01-2017, 09:20 | #40 |
Reputacja: 1 |
__________________ - I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała. - W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor. "Rycerz cieni" Roger Zelazny |