Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2016, 22:46   #7
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dotarcie na kolejne pole bitwy nie zajęło drużynie zbyt wiele czasu. Lyre i Moira pierwsze miały okazję przekonać się o sytuacji. Pozostali tak szybcy nie byli, nie wspominając o trójce sapiących krasnoludów którzy nie nawykli do sprintów w ciężkich zbrojach.
Zaś sama sytuacja nie była na szczęście aż tak dramatyczna jak to przedstawił Pogwizd. Choć z pewnością za wesoło też nie było.
Oczom podróżników ukazały się bowiem ruiny starej pasterskiej farmy.


Głównie kamienne mury budynku mieszkalnego i niski murek owczej zagrody. Te były okrążane przez ośmiu obecnie orków na złowieszczych wilkach, ryczących głośno i ciskających czasem włóczniami w owe zabudowania. Przewodził im wyrośnięty mięśniak siedzący na sporym basiorze.


Wrzeszczał on w orczym języku wydając ze swych ust na przemian rozkazy i przekleństwa. Sam jednak nie zbliżał się za bardzo do zabudowań, a i jego pokrzykiwania nie robiły takiego wrażenia na podwładnych. Przyczyną tego były cztery trupy orków leżące wokół ruin z szyjami i sercami przeszytymi strzałami. Do tego dochodziły jeszcze dwa trupy złowieszczych wilków. Łucznik póki co trzymał swych prześladowców na dystans zabijając każdego który był na tyle głupi by zbliżyć się do niego. Nie mógł jednak uciec z tej pułapki.
Sytuacja więc z pozoru była patowa… z pozoru. Pogwizd zauważył, że łucznik krwawi, a nie mając możliwości i czasu na opatrzenie swych ran… był na straconej pozycji.
Czas nie był po jego stronie i orki o tym wiedziały.
Nie wiedziały natomiast o grupce zbierających się za ich tyłami mścicieli. Także i wilki nie wiedziały otumanione zapachem krwi hojnie wszak tu rozlanej i z potencjalnymi przeciwnikami znajdującymi się obecnie na zawietrznej.
Niedobitki rozgromionej armii mogli więc sobie spokojnie wszystko rozplanować zanim się rzucą do ataku. Oprócz przewagi zaskoczenia, mogli użyć kilku pobliskich głazów by bliżej podkraść się przywódcy. Moirze szczególnie to odpowiadała, bowiem rozpoznała owego orka wydającego rozkazy za pomocą machania magiczną ognistą maczugą.
To przez niego musiała porzucić swojego wiernego rumaka w celu odciągnięcia pościgu od siebie. On musiał wiedzieć, gdzie jest koń należący do Huberta . Jej wierny druch, którego zmuszona była wykorzystać do uratowania swego życia. Problem polegał jednak na tym, że w tym celu… musiała złapać tego typka żywcem. A to nie było łatwe zadanie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 16-12-2016 o 12:54.
abishai jest offline