Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2016, 22:37   #252
Kolejny
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Dawno się tak dobrze nie wyspał. Ranne pobudki to była normalka w Akademii, ale najwidoczniej nie był akurat nikomu do niczego nagle potrzebny. Wykonał swój poranny rytuał i skierował się do stołówki, nie spodziewając się raczej tam nikogo zastać. Ku jego zaskoczeniu w sali była jeszcze jedna osoba, ale co było jeszcze dziwniejsze, to że jej nie rozpoznawał. Na początku, gdy widział tylko włosy pomyślał, że to Laurienn, ale gdy podszedł bliżej spotkał nieznajomą twarz. Moc podpowiadała mu, że skądś tę osobę znał, ale przecież pamiętałby, jakby kogoś takiego wcześniej spotkał. Zagaił:
- Nie wiedziałem, że w Akademii jest nowy padawan. – wiedział, że wszyscy padawani powinni być teraz na wykładach i zajęciach, ale przecież kim innym mogła być nowo przybyła? – Jon Baelish. Mam wrażenie, jakbyśmy się już kiedyś poznali... Kiedy tu trafiłaś?
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego jakby był jej przyjacielem.
- No mamy kilku nowych padawanów - odparła, a jej głos był tak samo znajomy jak moc, która roztaczała się wokół niej. Dopiero jak Rycerz zaczął się jej przedstawiać, blondynka zrozumiała, że to ona została wzięta za Padawana. Roześmiała się na jego pytanie wyjątkowo nim rozbawiona.
- Jon, to ja Laurie - mrugnęła do niego. I rzeczywiście, głos i aura Mocy pasowały, lecz nie wygląd. Laurienn którą znał miała delikatniejsze rysy twarzy i błękitne oczy, a nie brązowe jak osoba stojąca przed nim.
Hayes jednak widząc zmieszanie na twarzy Rycerza uśmiechnęła się szeroko.
- Też nie mogę się przyzwyczaić do mojego nowego wyglądu - westchnęła. - Ale było konieczne, żeby przy śmierci Lany Derei Krayt nie powiązał jej z mną i Akademią - wyjaśniła.
Baelish uśmiechnął się. Teraz wszystko miało sens. Rzeczywiście zmiana wyglądu to było najlepsze możliwe wyjście, jeśli nie jedyne z tej sytuacji.
- Wybacz, Rav nic nie wspominał. Dobrze cię widzieć całą i zdrową! Minęło trochę czasu odkąd ostatnio razem zjedliśmy tu śniadanie – wziął tackę i ustawił się w kolejce obok niej – Słyszałem, że spodziewacie się z Mistrzem Micalem dziecka. Gratuluję tego, zarówno jak i udanej misji. Musiało ci być ciężko przez ten cały czas pod przykrywką.
Laurie uśmiechnęła się promiennie.
- Dziękuję. Ale szczerze, to nie było tak źle. Całkiem fajnie się ustawiłam tam - odparła z mrugnięciem oka po czym wzięła do rąk tacę ze swoim śniadaniem. A było tego nie dość, że nie mało, to jeszcze niektóre potrawy zdaniem normalnego człowieka zdecydowanie nie pasował by jeść je w jednym posiłku. Widać apetyt ciężarnych rzeczywiście rządził się własnymi prawami. Blondynka wskazała przyjacielowi pobliski stolik i tam też się udała.
Wtedy właśnie zaskoczył ich Rav z wiadomością, że wzywa ich pilnie Wielki Mistrz. Nie mieli czasu na pogaduszki, zjedli najszybciej jak mogli i skierowali się do gabinetu Micala. Dopiero wtedy była okazja na krótką wymianę zdań.
- O tak, dużo zmian zaszło - odezwała się do Baelisha. - Teraz uczę w Akademii, zastępuje w tym Micala. Rav moze mówił ci, że podobnie jak ty, ja też już jestem Rycerzem Jedi? Wiem, zabawnie to brzmi, gdy wiesz, że mam dwie lewe ręce do władania mieczem - dodała na koniec z rozbawieniem.
- Tego nie słyszałem, ale chyba najwyższy czas, niewątpliwie zasłużyłaś. Wiadomo, każdy ma swoje talenty, ja nie potrafię też dużo rzeczy które tobie przychodzą z łatwością, jak leczenie i tak dalej. Ale obaj dowiedliśmy, że swoje zdolności wykorzystujemy jak najlepiej. Ciekawe, kto następny do nas dołączy...
Hayes roześmiała się po "i tak dalej" wspomniane przez Jona.
- Niestety mistrzowie nie mówili mi kogo teraz poddają próbie - westchnęła. - Ani też w to nie wnikam. Za to wiem, że ciągle przybywa nam padawanów - dodała z zadowoleniem. - Mistrz Rand poleciał nawet z Rohenem by wybrać kolejnego.
- To wiem, Mistrz nie spoczywa na laurach. A czemu z Rohenem? Pewnie coś związane z jego pochodzeniem?
- No więc - Laurie zaczęła historię - Nasz książe poleciał na swoją rodzinną planetę by dopełnić swych obowiązków względem rodu - powiedziała. - Jak wiesz Rohen jest jedynym dziedzicem, przez co co chwilę jego rodzina suszyła głowę Mistrzom. No i jego rodzice chcą wnuka... Także Rohen chyba już powinien być po zaręczynach... - Hayes wydawała się mieć mieszane uczucia co do aranżowanych małżeństw.
- No cóż, życzę mu jak najlepiej, ale trochę przykra sprawa. Chociaż kto wie, może akurat trafi na tą jedyną? – zbliżali się już do gabinetu Wielkiego Mistrza - Pochodzenie z ważnej rodziny ma niewątpliwie sporo plusów, ale rzeczywiście teraz będzie miał trochę problemów. Spełnianie obowiązków wobec Jedi i rodu jednocześnie to nie prosta sprawa. Ale dobrze, że zgarnie przy okazji padawana. Im nas więcej tym lepiej.
- Tak, może mieć problemy z pogodzeniem obowiązków - Laurienn zamyśliła się chwilę nad tym tematem, jakby próbowała rozłożyć sytuację na czynniki pierwsze. - No cóż, to już jego sprawa prywatna - odezwała się w końcu i wzruszyła ramionami. - Ja bym tak nie potrafiła, ale też nie jest ze mnie żadna dziedziczka fortuny, więc może tak jest dla niego lepiej - westchnęła. - A co u ciebie? Nie pytam jak misja bo to sobie poczytam w raporcie - mrugnęła do niego.
- Powiem Ci, że czeka cię ciekawa lektura. Co tam u mnie? Standardowo, cały czas w ruchu praktycznie byłem przez te dwa lata. Akurat teraz trochę dłużej tu będę - pokazał na zabandażowaną dłoń - Chociaż w sumie jest jedna rzecz, o której ci muszę powiedzieć...
Ale tego nie było już mu dane zrobić, bo właśnie dotarli na miejsce. Zajęli miejsca i wysłuchali, co Wielki Mistrz miał im do przekazania.

- To właśnie była ta sprawa, o której ci chciałem powiedzieć, Laurienn. Pierwszy raz poczułem to na Kessel, ale wtedy myślałem, że tylko mi się zdaje. W końcu działałem w tajemnicy, unikałem wykrycia, myślałem, że może po prostu lekko panikuje. Ale gdy musiałem opuścić planetę w trybie natychmiastowym, ktoś wrzucił moje zdjęcie zrobione może pół godziny wcześniej na terminal na lotnisku. Pokrywało się ono z momentem, kiedy poczułem się obserwowany, więc już wtedy wiedziałem, że na pewno mam ogon. Później, gdy poruszałem się nieco chaotycznie, nietypowym transportem uczucie zniknęło. Gdy miałem odległe albo niezaplanowane przystanki jak Mygeeto albo Onderon gubiłem ogon, ale już dwa razy, gdy wracałem z powrotem na Coruscant znowu to czułem. To nie przypadek. Wiesz coś może o tym? Podejrzanym numer jeden wydaje się być Czerwony Krayt.
Siedząca na wygodnym fotelu Hayes miała mocno zmartwioną i zamyśloną minę.
- Tylko czego by miał chcieć od ciebie Krayt? - mruknęła pod nosem Laurie przez co nie koniecznie musiało to być pytanie zadane do Jona. - To co wiemy na pewno to to, że stalker jest świadom, że zawsze tu wrócisz... Tylko czemu śledzi... Gdyby był to Krayt który chce ustalić twoją tożsamość to nie powtarzałoby się to... Ale z drugiej strony mieliśmy już jeden incydent z ich udziałem... - skrzywiła się wspominając atak na Slevina. - Co miało sprawić pokazanie twojego zdjęcia wtedy na lotnisku? - zainteresowała się Hayes podnosząc głowę i spoglądając na przyjaciela.
- Wtedy chwilę wcześniej zabiłem Famona Rea. Nie wiem dokładnie czemu miało to służyć, w tamtym momencie odebrałem to jakby ktoś wskazał mnie jako poszukiwanego, zbiega, jako chęć zatrzymania mnie. Ale równie dobrze mogła to być wiadomość dla mnie, potwierdzenie moich obaw. Ale czemu ktoś miałby to robić? W gruncie rzeczy szpiegowi powinno zależeć najbardziej na niewykryciu.
- Dokładnie - zgodziła się Laurie z tym co sam zauważył. - Ale bycie obserwowanym poczułeś zanim zabiłeś tego Rea?
- Tak jest. - przytaknął - Całkiem często to czułem.
- W takim razie - odezwał się przysłuchujący się im Mical - obserwator czyhał na twoją wpadkę, by doprowadzić do aresztowania, bądź po prostu w jakiś sposób ci zaszkodzić. Można to oczywiście podpiąć pod Krayta, ale tutaj możemy spokojnie założyć, że oni śledzą każdego członka Akademii. W twoim przypadku takie uczucie może świadczyć o dużych emocjach temu towarzyszących. To by tłumaczyło, dlaczego jesteś w stanie odczuć to przez Moc - zamyślił się, podpierając brodę.
- Ale dlaczego akurat ja? Ta osoba musiałaby mnie skądś znać, żeby darzyć mnie jakąś prawdziwą nienawiścią. Nie mam pojęcia, kto to mógłby być… Chyba dowiemy się dopiero jak go złapiemy, o ile to w ogóle jest możliwe.
- Jak tak teraz o tym wspomniałeś - odezwała się Laurie nawiązując do odczuć Jona. - Jeśli to byłby ktoś żywiący urazę to to by sporo tłumaczyło. Krayt nie ma zwyczaju się bawić. Jak mieliby zrobić rekonesans to wystarczyłby im jeden raz, nie bawiliby się w to miesiącami. Nie wiem, może przypadkiem kogoś do siebie zraziłeś? - zapytała Rycerza. - Trzeba będzie przejrzeć wszystkie twoje raporty. To na początek. Może uda mi się poprosić siostrę, żeby odwiedziła tamto lotnisko i przeszperała ich logi. Ale to zajmie czas.
- Jeśli ktoś włożył w to tyle determinacji, żeby szpiegować Jona aż na Kessel to nie możemy oczekiwać, że rozwiążemy to w jeden wieczór - stwierdził poważnie Mical. - Zróbcie wszystko co konieczne, żeby rozwiązać tą sytuację, tudzież poznać tożsamość tego obserwatora.
- Nie będzie łatwo, ale na pewno damy radę. To się musi skończyć. - odparł Baelish.
- A może by spróbować wywabić tego stalkera - zaproponowała Laurie z ożywieniem. Zaraz jednak jakby sama się zganiła. - Nie, to nie jest dobry pomysł - odpowiedziała sobie i westchnęła. - Znaczy tak by zrobiła Lana, ale jej nie zależało na najemnikach... - dodała w przepraszającym tonie.
- Dobrze to zaplanujcie, cokolwiek przedsięwzięcie - odparł Wielki Mistrz, ale miał nieodgadnioną minę. - To wszystko. Dziękuję ci Jon, Laurienn proszę jeszcze na słówko.
Rycerz pożegnał się i opuścił pomieszczenie. Zastanawiało go, kto to mógł być. Nie wątpił, że przez cały okres czasu bycia Jedi narobił sobie wrogów, ale nie przychodziło mu aktualnie do głowy, kto mógłby żywić tak głęboką urazę, że Baelish go wyczuwał i mieć na tyle mało rozsądku, żeby próbować takich numerów. Laurie już miała jakiś ryzykowny, ale dobry pomysł i Jon zamierzał najpewniej z niego korzystać. Co będzie mogła mu zrobić pojedyncza osoba? Mógł być nie do końca sprawny, ale lewa ręka oprócz walki wręcz nie była i tak mu strasznie potrzebna. Ale zanim będzie mógł cokolwiek zrobić musiał się dozbroić. Skierował swoje kroki ku sali treningowej, gdzie najpewniej przebywała Mistrzyni Brianna. W przerwie między zajęciami poprosi ją o dostęp do otoczonej mgiełką tajemnicy zbrojowni i stworzy w końcu swoją własną broń Jedi. Nie wiedział, ile mu to zajmie, ale miał wolny praktycznie cały dzień, a bez tego nie mógł i tak podejmować żadnych działań związanych z tajemniczym obserwatorem. To był teraz jego zdecydowany priorytet.
 

Ostatnio edytowane przez Kolejny : 14-12-2016 o 22:40.
Kolejny jest offline