Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-12-2016, 01:58   #251
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
- Kurwa. - szepnął wojownik do siebie i puścił trupa obcego na krzesło. Przekręcił jego twarz na bok, tak aby wyglądało to tak jakby spał i obrócił w swoim kierunku wyświetlacz terminala przy którym urzędował denat. Szybko przebiegł wzrokiem po ekranie. Wszystko było zapisane w nieznanym mu języku. Pewnie w Glymphidzkim. Zaklął ponownie i wyjął z schowka w pancerzu datapad. Uruchomił go, włączył kamerkę i skierował na ekran terminala. Z aplikacji wybrał automatycznego tłumacza, po sekundzie aplikacja wyrzuciła mu surowe tłumaczenie.


“Ustawienia systemowe
Baza dostawy
środowisku serwera
lista płac
wpływy
potwierdzenie
naga kobieta”


Palce arkanianina zastukały o ekran.


Ustawienia systemowe -> Terminal i Klawiatury -> Wybierz język -> Galaktyczny wspólny


- Hehe, mów mi Hacker-Man - szepnął do siebie i cofnął się do pulpitu, oczekując że tłumaczenie systemowe będzie nieco lepsze od tego z aplikacji.


“Lista dostawców
Stan serwera
Wierzytelności
Potwierdzenia płatności
Opłaty do regulacji
Nagie lasencje”


Najemnik ponownie zaczął stukać palcami o ekran. Wybrał menu Wierzytelności, co ukazało mu listę trzech statków, jednym z nich był Nilus. Wybrał go i spróbował dać mu zezwolenie na odlot, ale niestety cofnęło go do Potwierdzeń płatności. Szczęśliwie dwa pozostałe statki uregulowały już opłatę, ale nie została ona z nimi powiązana.
W tym momencie usłyszał kroki strażnika. Przedłużająca się cisza musiała przyciągnąć jego uwagę. Szybko przeciągnął plik z przelewem jednego ze statków do folderu Nilusa i wcisnął “Zatwierdź”. Przy statku Emily pojawił się zielony napis “zezwolenie na odlot”.
Sol podniósł się z krzesła i ruszył do wyjścia, akurat w tym momencie w którym do środka próbował wejść strażnik. Grzecznie ustąpił mu drogi, na co obcy zareagował skinieniem głowy. Gdy tylko ten wszedł do pomieszczenia Zhar-kan złapał obcego za gardło, drugą dłonią wyrywając mu z rąk karabin. Trzeci raz tego dnia patrzył jak z oczu nieznanej mu osoby ucieka nadzieja, a wraz z nią światło. Gdy ciało strażnika w pełni zwiotczało zaciągnął go pod ścianę na której były drzwi.
Otarł dłonie o ubranie denata i ruszył zdecydowanym krokiem do statku Emily.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 12-12-2016 o 02:10.
Zaalaos jest offline  
Stary 14-12-2016, 22:37   #252
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Dawno się tak dobrze nie wyspał. Ranne pobudki to była normalka w Akademii, ale najwidoczniej nie był akurat nikomu do niczego nagle potrzebny. Wykonał swój poranny rytuał i skierował się do stołówki, nie spodziewając się raczej tam nikogo zastać. Ku jego zaskoczeniu w sali była jeszcze jedna osoba, ale co było jeszcze dziwniejsze, to że jej nie rozpoznawał. Na początku, gdy widział tylko włosy pomyślał, że to Laurienn, ale gdy podszedł bliżej spotkał nieznajomą twarz. Moc podpowiadała mu, że skądś tę osobę znał, ale przecież pamiętałby, jakby kogoś takiego wcześniej spotkał. Zagaił:
- Nie wiedziałem, że w Akademii jest nowy padawan. – wiedział, że wszyscy padawani powinni być teraz na wykładach i zajęciach, ale przecież kim innym mogła być nowo przybyła? – Jon Baelish. Mam wrażenie, jakbyśmy się już kiedyś poznali... Kiedy tu trafiłaś?
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego jakby był jej przyjacielem.
- No mamy kilku nowych padawanów - odparła, a jej głos był tak samo znajomy jak moc, która roztaczała się wokół niej. Dopiero jak Rycerz zaczął się jej przedstawiać, blondynka zrozumiała, że to ona została wzięta za Padawana. Roześmiała się na jego pytanie wyjątkowo nim rozbawiona.
- Jon, to ja Laurie - mrugnęła do niego. I rzeczywiście, głos i aura Mocy pasowały, lecz nie wygląd. Laurienn którą znał miała delikatniejsze rysy twarzy i błękitne oczy, a nie brązowe jak osoba stojąca przed nim.
Hayes jednak widząc zmieszanie na twarzy Rycerza uśmiechnęła się szeroko.
- Też nie mogę się przyzwyczaić do mojego nowego wyglądu - westchnęła. - Ale było konieczne, żeby przy śmierci Lany Derei Krayt nie powiązał jej z mną i Akademią - wyjaśniła.
Baelish uśmiechnął się. Teraz wszystko miało sens. Rzeczywiście zmiana wyglądu to było najlepsze możliwe wyjście, jeśli nie jedyne z tej sytuacji.
- Wybacz, Rav nic nie wspominał. Dobrze cię widzieć całą i zdrową! Minęło trochę czasu odkąd ostatnio razem zjedliśmy tu śniadanie – wziął tackę i ustawił się w kolejce obok niej – Słyszałem, że spodziewacie się z Mistrzem Micalem dziecka. Gratuluję tego, zarówno jak i udanej misji. Musiało ci być ciężko przez ten cały czas pod przykrywką.
Laurie uśmiechnęła się promiennie.
- Dziękuję. Ale szczerze, to nie było tak źle. Całkiem fajnie się ustawiłam tam - odparła z mrugnięciem oka po czym wzięła do rąk tacę ze swoim śniadaniem. A było tego nie dość, że nie mało, to jeszcze niektóre potrawy zdaniem normalnego człowieka zdecydowanie nie pasował by jeść je w jednym posiłku. Widać apetyt ciężarnych rzeczywiście rządził się własnymi prawami. Blondynka wskazała przyjacielowi pobliski stolik i tam też się udała.
Wtedy właśnie zaskoczył ich Rav z wiadomością, że wzywa ich pilnie Wielki Mistrz. Nie mieli czasu na pogaduszki, zjedli najszybciej jak mogli i skierowali się do gabinetu Micala. Dopiero wtedy była okazja na krótką wymianę zdań.
- O tak, dużo zmian zaszło - odezwała się do Baelisha. - Teraz uczę w Akademii, zastępuje w tym Micala. Rav moze mówił ci, że podobnie jak ty, ja też już jestem Rycerzem Jedi? Wiem, zabawnie to brzmi, gdy wiesz, że mam dwie lewe ręce do władania mieczem - dodała na koniec z rozbawieniem.
- Tego nie słyszałem, ale chyba najwyższy czas, niewątpliwie zasłużyłaś. Wiadomo, każdy ma swoje talenty, ja nie potrafię też dużo rzeczy które tobie przychodzą z łatwością, jak leczenie i tak dalej. Ale obaj dowiedliśmy, że swoje zdolności wykorzystujemy jak najlepiej. Ciekawe, kto następny do nas dołączy...
Hayes roześmiała się po "i tak dalej" wspomniane przez Jona.
- Niestety mistrzowie nie mówili mi kogo teraz poddają próbie - westchnęła. - Ani też w to nie wnikam. Za to wiem, że ciągle przybywa nam padawanów - dodała z zadowoleniem. - Mistrz Rand poleciał nawet z Rohenem by wybrać kolejnego.
- To wiem, Mistrz nie spoczywa na laurach. A czemu z Rohenem? Pewnie coś związane z jego pochodzeniem?
- No więc - Laurie zaczęła historię - Nasz książe poleciał na swoją rodzinną planetę by dopełnić swych obowiązków względem rodu - powiedziała. - Jak wiesz Rohen jest jedynym dziedzicem, przez co co chwilę jego rodzina suszyła głowę Mistrzom. No i jego rodzice chcą wnuka... Także Rohen chyba już powinien być po zaręczynach... - Hayes wydawała się mieć mieszane uczucia co do aranżowanych małżeństw.
- No cóż, życzę mu jak najlepiej, ale trochę przykra sprawa. Chociaż kto wie, może akurat trafi na tą jedyną? – zbliżali się już do gabinetu Wielkiego Mistrza - Pochodzenie z ważnej rodziny ma niewątpliwie sporo plusów, ale rzeczywiście teraz będzie miał trochę problemów. Spełnianie obowiązków wobec Jedi i rodu jednocześnie to nie prosta sprawa. Ale dobrze, że zgarnie przy okazji padawana. Im nas więcej tym lepiej.
- Tak, może mieć problemy z pogodzeniem obowiązków - Laurienn zamyśliła się chwilę nad tym tematem, jakby próbowała rozłożyć sytuację na czynniki pierwsze. - No cóż, to już jego sprawa prywatna - odezwała się w końcu i wzruszyła ramionami. - Ja bym tak nie potrafiła, ale też nie jest ze mnie żadna dziedziczka fortuny, więc może tak jest dla niego lepiej - westchnęła. - A co u ciebie? Nie pytam jak misja bo to sobie poczytam w raporcie - mrugnęła do niego.
- Powiem Ci, że czeka cię ciekawa lektura. Co tam u mnie? Standardowo, cały czas w ruchu praktycznie byłem przez te dwa lata. Akurat teraz trochę dłużej tu będę - pokazał na zabandażowaną dłoń - Chociaż w sumie jest jedna rzecz, o której ci muszę powiedzieć...
Ale tego nie było już mu dane zrobić, bo właśnie dotarli na miejsce. Zajęli miejsca i wysłuchali, co Wielki Mistrz miał im do przekazania.

- To właśnie była ta sprawa, o której ci chciałem powiedzieć, Laurienn. Pierwszy raz poczułem to na Kessel, ale wtedy myślałem, że tylko mi się zdaje. W końcu działałem w tajemnicy, unikałem wykrycia, myślałem, że może po prostu lekko panikuje. Ale gdy musiałem opuścić planetę w trybie natychmiastowym, ktoś wrzucił moje zdjęcie zrobione może pół godziny wcześniej na terminal na lotnisku. Pokrywało się ono z momentem, kiedy poczułem się obserwowany, więc już wtedy wiedziałem, że na pewno mam ogon. Później, gdy poruszałem się nieco chaotycznie, nietypowym transportem uczucie zniknęło. Gdy miałem odległe albo niezaplanowane przystanki jak Mygeeto albo Onderon gubiłem ogon, ale już dwa razy, gdy wracałem z powrotem na Coruscant znowu to czułem. To nie przypadek. Wiesz coś może o tym? Podejrzanym numer jeden wydaje się być Czerwony Krayt.
Siedząca na wygodnym fotelu Hayes miała mocno zmartwioną i zamyśloną minę.
- Tylko czego by miał chcieć od ciebie Krayt? - mruknęła pod nosem Laurie przez co nie koniecznie musiało to być pytanie zadane do Jona. - To co wiemy na pewno to to, że stalker jest świadom, że zawsze tu wrócisz... Tylko czemu śledzi... Gdyby był to Krayt który chce ustalić twoją tożsamość to nie powtarzałoby się to... Ale z drugiej strony mieliśmy już jeden incydent z ich udziałem... - skrzywiła się wspominając atak na Slevina. - Co miało sprawić pokazanie twojego zdjęcia wtedy na lotnisku? - zainteresowała się Hayes podnosząc głowę i spoglądając na przyjaciela.
- Wtedy chwilę wcześniej zabiłem Famona Rea. Nie wiem dokładnie czemu miało to służyć, w tamtym momencie odebrałem to jakby ktoś wskazał mnie jako poszukiwanego, zbiega, jako chęć zatrzymania mnie. Ale równie dobrze mogła to być wiadomość dla mnie, potwierdzenie moich obaw. Ale czemu ktoś miałby to robić? W gruncie rzeczy szpiegowi powinno zależeć najbardziej na niewykryciu.
- Dokładnie - zgodziła się Laurie z tym co sam zauważył. - Ale bycie obserwowanym poczułeś zanim zabiłeś tego Rea?
- Tak jest. - przytaknął - Całkiem często to czułem.
- W takim razie - odezwał się przysłuchujący się im Mical - obserwator czyhał na twoją wpadkę, by doprowadzić do aresztowania, bądź po prostu w jakiś sposób ci zaszkodzić. Można to oczywiście podpiąć pod Krayta, ale tutaj możemy spokojnie założyć, że oni śledzą każdego członka Akademii. W twoim przypadku takie uczucie może świadczyć o dużych emocjach temu towarzyszących. To by tłumaczyło, dlaczego jesteś w stanie odczuć to przez Moc - zamyślił się, podpierając brodę.
- Ale dlaczego akurat ja? Ta osoba musiałaby mnie skądś znać, żeby darzyć mnie jakąś prawdziwą nienawiścią. Nie mam pojęcia, kto to mógłby być… Chyba dowiemy się dopiero jak go złapiemy, o ile to w ogóle jest możliwe.
- Jak tak teraz o tym wspomniałeś - odezwała się Laurie nawiązując do odczuć Jona. - Jeśli to byłby ktoś żywiący urazę to to by sporo tłumaczyło. Krayt nie ma zwyczaju się bawić. Jak mieliby zrobić rekonesans to wystarczyłby im jeden raz, nie bawiliby się w to miesiącami. Nie wiem, może przypadkiem kogoś do siebie zraziłeś? - zapytała Rycerza. - Trzeba będzie przejrzeć wszystkie twoje raporty. To na początek. Może uda mi się poprosić siostrę, żeby odwiedziła tamto lotnisko i przeszperała ich logi. Ale to zajmie czas.
- Jeśli ktoś włożył w to tyle determinacji, żeby szpiegować Jona aż na Kessel to nie możemy oczekiwać, że rozwiążemy to w jeden wieczór - stwierdził poważnie Mical. - Zróbcie wszystko co konieczne, żeby rozwiązać tą sytuację, tudzież poznać tożsamość tego obserwatora.
- Nie będzie łatwo, ale na pewno damy radę. To się musi skończyć. - odparł Baelish.
- A może by spróbować wywabić tego stalkera - zaproponowała Laurie z ożywieniem. Zaraz jednak jakby sama się zganiła. - Nie, to nie jest dobry pomysł - odpowiedziała sobie i westchnęła. - Znaczy tak by zrobiła Lana, ale jej nie zależało na najemnikach... - dodała w przepraszającym tonie.
- Dobrze to zaplanujcie, cokolwiek przedsięwzięcie - odparł Wielki Mistrz, ale miał nieodgadnioną minę. - To wszystko. Dziękuję ci Jon, Laurienn proszę jeszcze na słówko.
Rycerz pożegnał się i opuścił pomieszczenie. Zastanawiało go, kto to mógł być. Nie wątpił, że przez cały okres czasu bycia Jedi narobił sobie wrogów, ale nie przychodziło mu aktualnie do głowy, kto mógłby żywić tak głęboką urazę, że Baelish go wyczuwał i mieć na tyle mało rozsądku, żeby próbować takich numerów. Laurie już miała jakiś ryzykowny, ale dobry pomysł i Jon zamierzał najpewniej z niego korzystać. Co będzie mogła mu zrobić pojedyncza osoba? Mógł być nie do końca sprawny, ale lewa ręka oprócz walki wręcz nie była i tak mu strasznie potrzebna. Ale zanim będzie mógł cokolwiek zrobić musiał się dozbroić. Skierował swoje kroki ku sali treningowej, gdzie najpewniej przebywała Mistrzyni Brianna. W przerwie między zajęciami poprosi ją o dostęp do otoczonej mgiełką tajemnicy zbrojowni i stworzy w końcu swoją własną broń Jedi. Nie wiedział, ile mu to zajmie, ale miał wolny praktycznie cały dzień, a bez tego nie mógł i tak podejmować żadnych działań związanych z tajemniczym obserwatorem. To był teraz jego zdecydowany priorytet.
 

Ostatnio edytowane przez Kolejny : 14-12-2016 o 22:40.
Kolejny jest offline  
Stary 18-12-2016, 19:05   #253
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Sięgnął ku kontrolce otwieranych drzwi, gdy rozległ się strzał. Bolt trafił go w jego mechaniczną rękę, wypalając część ramienia. Odwrócił się odruchowo oraz skulił. W jego kierunku mierzył właśnie drugi ze strażników, przeładowując swoją broń. Alarm jeszcze nie wył, widać postanowił najpierw go rozwalić, zanim powiadomi całą resztę bazy.
Arkanianin zaklął w myślach, trzeba było zdjąć tego strażnika wcześniej. Jednym ruchem uruchomił swoje tarcze energetyczne i rzucił się w kierunku obcego, wyrywając przy tym wibroostrze z pochwy. Normalnie skorzystałby z karabinu, ale ten został na platformie wiertniczej wraz z trupami najemników, a obawiał się że blaster może nie załatwić sprawy wystarczająco szybko.
Glymphid oddał jeszcze jeden strzał, który tym razem rozbił się na tarczy Sola. W następnej chwili obcy leżał na posadzce w powiększającej się kałuży krwi, rozpłatany od barku do biodra.
Sol obrócił się na pięcie i strzepnął z wibroostrza krew obcego. Długa smuga ubarwiła ścianę, po czym miecz z sykiem wrócił do pochwy, choć teraz o rękojeść oparta była dłoń arkanianina. Czas na cackanie się skończył, uruchomił pole maskujące i rzucił się biegiem w kierunku statku Emily.
Nikt go nie zatrzymywał, ani nie zwracał na niego uwagi, tak jak i na grzejącego silniki Nilusa. Był o metr od opuszczonej rampy gdy rozległ się alarm.
- Emily startuj! - ryknął w głąb statku gdy wskoczył na rampę. Podbiegł do kontrolek i uderzył pięścią o przycisk zamykający wejście. - Nilus ma w systemie pozwolenie na start, ale mogą próbować na zatrzymać, spierdoliłem sprawę pod koniec! - dodał kierując się na mostek.
Rampa ledwo zaczęłą się podnosić, a oni byli już kilkadziesiąt metrów wyżej. Od tak nagłego startu Zhar-kan prawie się przewrócił. Uderzył biodrem o coś twardego i spoglądając w górę zobaczył HK-50, stojącego mu na drodze. Za plecami arkanianin miał już dwieście metrów do powierzchni oceanu.
- HK. Liczę na to że twój pobyt na powierzchni był owocny? - rzucił starając się ominąć droida.
- Ironiczna spostrzeżenie: Twoja zdolność działania po cichu jest legendarna. Informacja: Nie byłoby mnie tutaj, gdybym nie wykonał swojego zadania.
Klapa w tym momencie się zamknęła, ale droid dalej stał mu na drodze.
- Nowa ręka. Jest ciut zbyt... Silna. - odparł Sol - Precyzyjne operacje takie jak próba podduszenia, a nie zmiażdżenia krtani jeszcze mi umykają. - wbił wzrok w twarz droida starając się coś z niej wyczytać. Oczywiście nic z tego nie wyciągnął. - Wysiadam na kolejnej planecie na jakiej Młoda się zatrzyma.
- Komentarz: Słuszna decyzja - po tych słowach odsunął się, robiąc mu przejście.
Sol skinął droidowi głową i skierował się na mostek. Gdy tam wszedł statek bliski był już opuszczenia atmosfery.
- Przypomnij mi proszę, gdzie lecisz teraz? Taris? Myślę że zejdę tam z twojego pokładu, mogę być nieco zbyt “gorący” przez następny rok.
- Najpierw będzie trzeba się wyrwać z tego układu - mruknęła. - HK unieszkodliwił ich działa, ale z tymi tutaj musimy sobie poradzić w tradycyjny sposób.
Wskazała ręką na zbliżające się w ich kierunku cztery punkty.



- Myśliwce obrony atmosfery. Przetną nam drogę, trzeba ich związać walką - mruknęła.
- Mam obsadzić któreś z dział, czy wszystkimi zajmie się HK? Z tego co pamiętam parowałaś go z systemami obronnymi Nilusa? - spytał wojownik.
- Zapewnienie: Usiądź na tyłku białkowcu i patrz na to - droid protokolarny odpowiedział za swoją panią.
HK-50 usiadł na fotelu drugiego pilota i podłączył się bezpośrednio do terminalu statku. Jego optyki zgasły, natomiast rozświetliły się systemy namierzania.

Emily skręciła frachtowcem i robiła szeroki zakręt, wybierając nieregularny tor lotu. Dzięki temu była trudnym celem, a HK miał pełne pole do popisu całej salwy burtowej Nilusa.
Gdy ta się odezwała, Zhar-kan miał wrażenie jakby znalazł się na co najmniej krążowniku.
Kilkanaście dział niedużego kalibru, wspomagane przez cztery ciężkie wyrzutnie plazmy. Obserwowana przez iluminator walka trwała kilkanaście sekund. Droid po kolei spędzał myśliwce lekką bronią tuż pod cięższe z dział i niszczył je jedną celną salwą. Wyglądało jakby HK miał ich podanych na tacy.
Zhar-kan jednak miał na tyle wiedzy i doświadczenia, że zdawał sobie sprawę, że było zupełnie inaczej. Myśliwce musiały mieć mocne pancerze i tarcze, gdyż pozbawione napędu nadświetlnego właśnie ku temu dedykowały wolne miejsce i dzięki temu były znacznie bardziej zwinne od podobnie wyposażonych myśliwców międzygwiezdnych.
Tymczasem tutaj zagrała zabójcza, maszynowa precyzja droida, połączona z jego zapewne olbrzymią bazą danych. To wszystko razem, plus zamontowane uzbrojenie, plus naturalna zwrotność frachtowca, plus talent Emily tworzyły z Nilusa prawdziwie niszczycielską maszynę wojenną.
- To było imponujące. Aż żałuję że te trzy lata temu Laurienn wymusiła na tobie zestrzelenie Nefarena. Twoja walka z tamtym statkiem Czerwonych byłaby wyjątkowo... Satysfakcjonująca. - powiedział najemnik gdy ostatni z myśliwców został zniszczony.
- Hmpf - mruknęła ze złością na wspomnienie o walce powietrznej nad Zonju V. Nadal ją złościło to, że musiała strzelać do własnego statku. - Byłoby o tyle ciekawiej, że jeszcze Nilus nie miał takiego wyposażenia jak teraz. Choć i wtedy bym sobie poradziła. Tamten Hammerhead to przecież kloc był jak mało który krążownik.
- No, można takiego dziesięć razy okrążyć na piechotę nim się obróci. O dziurach w tarczach nad silnikami nie wspominając. Przynajmniej tych fabrycznych. - rzucił przyzywając odrobinę swojej wiedzy na temat statków z Wojen - Mniejsza z tym. Przepraszam że cię wciągnąłem w to bagno. Przez następne kilka lat lepiej nie pokazywać się w tym systemie. Chyba że wygra ta druga planeta. Wtedy może nawet postawią nam jakiś pomnik. - powiedział ironicznie.
- Spoko, wymyślę jeszcze w jaki sposób mi to odpracujesz - mrugnęła do niego. - Co do kursu, to zbieramy się pilnie na Coruscant. Muszę złożyć wizytę w Akademii.
Wojownik przez chwilę nic nie mówił.
- Bardzo musisz tam lecieć? Kurwa. - szepnął pod nosem - Nie chcesz mnie gdzieś po drodze wyrzucić? Powiedzmy że moja obecność tam będzie mocno nie w guście. Mniejsza z tym. Potem coś wymyślę. - powiedział w zasadzie do siebie i skierował się do wyjścia. - Emily. HK.

Te kilka metrów do wspólnego pomieszczenia ciągnęło mu się jak nigdy. Był zmęczony i powoli zaczynała z niego schodzić adrenalina, a do tego ta wizyta na Coruscant… Westchnął donośnie i opadł z impetem na kanapę. W zasadzie automatycznie wyjął wibroostrze z pochwy i drobiazgowo zaczął je czyścić z dzisiejszej porcji juchy. Takie mechaniczne czynności zawsze go uspokajały.
Zabił dziś kolejne kilkanaście osób. Kolejne trupy które tak naprawdę go nie obchodziły. Zawsze uważał siebie za kogoś lepszego, niemal za rycerza w błyszczącej zbroi, który zabija tylko gdy musi, ale prawda była taka że zwyczajnie lubił śmierć. Była to jedyna rzecz w której był dobry. A mordowanie niewinnych? W tym był jeszcze lepszy. Nie musiał zabijać tych kilku dodatkowych osób na platformie, ale to zrobił. Nie musiał też zabijać urzędnika, ale to zrobił. Na jego usta wypłynął grymas. Teraz wracał na Coruscant, na co nie miał najmniejszej ochoty.
Gdyby Mistrz Mical powiedział cokolwiek na temat ich współpracy z Mandalorianami to Sol wciąż miałby rękę i oko. Po prawdzie arkanianin o to nie pytał, ale cóż, użytkownicy Mocy zawsze tak mieli. Traktowali innych jak dzieci, które nie powinny znać całości prawdy. Wojownik parsknął śmiechem. Najtragiczniejsze było to że wszędzie się o nich potykał. Statystyczny mieszkaniec galaktyki powinien w swoim życiu zobaczyć jedną setną jedi. Między tymi z Wojen, a tymi z Akademii Sol widział ich setki, a poznał dziesiątki.
Ostatni raz wytarł ostrze i schował je z sykiem do pochwy. Było perfekcyjnie czyste, jakby nigdy nie zostało użyte. Zrzucił z siebie resztę sprzętu wraz z pancerzem, który stworzył niezbyt równą kupkę ułożoną w nogach łóżka. Otworzył jeszcze swoją pocztę i napisał krótką wiadomość do Pana M. jak go zgrabnie nazwała Emily.

“Przekazałem Draxowi wiadomość. Odmówił powrotu. Młoda musi natychmiast lecieć na Coruscant, złapię tam jakiś transport powrotny. - Cisza”

Usatysfakcjonowany wysłał wiadomość i usiadł w pozycji medytacyjnej. Kanapa była zbyt mała by się na niej wygodnie położyć. Powoli opróżnił swój umysł z myśli i w końcu zapadł w sen.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 18-12-2016 o 19:09.
Zaalaos jest offline  
Stary 18-12-2016, 19:19   #254
 
Ramp's Avatar
 
Reputacja: 1 Ramp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumny
O mało co, a został by ugotowany przez zbiornik który miał go wyleczyć a nie całkiem wykończyć.
Przeżył jakoś, i to najważniejsze. Czuł się dziwnie, tak nienaturalnie. Tak jakby nie kontrolował swojego ciała. Leczenie w kolto nie spełniło do końca swoich właściwości jak mialo. Nie ma co się dziwić, gdyby było sprawne i nie trza go naprawiać, byc może byłby teraz w pełni sprawny no ale cuz.
Nie czuł się do końca tak jak powinien. Co jakiś czas kręciło mu się w głowie, nie był zadowolony, a to wszystko przez to, że zlekceważył trochę swojego przeciwnika. Następnie razem bedzie mądrzejszy teraz musiał się skupić na przeżyciu.
Ta ciągła aplikacja znieczulaczy i środków wspomagających aktywnosc doprowadziły do tego, że teraz mimo, że ich nie bierze aż tyle, to caly jest nimi nafaszerowany. Za mało czasu aby organizm się ich pozbyl.Ale trzeba to przeboleć.
Tak przynajmniej mu się wydawalo, że to jest ten powód, a może to była wina uszkodzonego zbiornika? Może nie naprawili go tak jak powinni? Przeżył to widocznie był dobrze zreperowany. Teraz trzeba wykonać zadanie. Potem zastanowi się co dalej z tym zrobić.

Stali przy tym kontenerze nie daleko magazynu i czekali na rozwój wydarzeń. Martella nie czuł się za dobrze, a gdy Gael zapytał go o stan zdrowia, musiał coś odpowiedzieć.
-Moglo być gorzej, z raną jest w miarę dobrze, tylko te pierdolone stymulatory strasznie mącą mi w organizmie.
Nie ma się co pierdolic. Parker już czeka. Póki jestem na siłach, to trzeba to wykorzystać. Znajdź dogodną pozycje dla siebie do ostrzału. Tylko nie odchodź za daleko, i nie zapomnij włączyć komunikatora, musimy być w kontakcie
. - sam medyk odsunął się jeszcze dalej od magazynu, nie chciał przy pierwszym strzale dostać kulkę. Miał nadzieje że jego organizm wytrzyma i nie padnie martwy. Po cichu modlił się o to. Zdecydował że trochę postrzela a potem zarzuci ich granatami. Dwa dźwiękowe i wybuchowe też że dwa.
 
Ramp jest offline  
Stary 18-12-2016, 20:17   #255
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Wedle rozkładu dnia, trening padawanów miał się odbyć za godzinę. Czasu było aż nadto, by poprosić Briannę o pomoc. Przechodził właśnie obok jednej z pięciu sal treningowych, gdy po korytarzu poniósł się straszliwy łomot.
- To chuj złamany! - dotarło do niego z gabinetu, w którym rezydowała tej porze mistrzyni. Po chwili właśnie stamtąd rozległ się kolejny łomot, jakby ktoś wbił pięść w ścianę.
Rycerz zatrzymał się przed drzwiami, zachodząc w głowę, czemu Brianna tak się rozłościła. Ze słów mógł wyciągnąć, że chodzi o jakiegoś mężczyznę, może jej partnera? Jon nie wiedział nic o tym i musiał przyznać, że nie interesowało go to za bardzo. Każdy miał swoje prywatne sprawy. Rozsądnie poczekał na korytarzu przez dłuższy moment, aż odgłosy przypominające burzenie ściany ustaną, podszedł do drzwi i zapukał.
- Mistrzyni, tutaj Jon. Mogę wejść?
- Tak? - odparła z jadem w głosie. Jednak szybko się opanowała i powtórzyła: - Tak Jon? W czymś pomóc? - była ewidentnie zdeterminowana, by nie wyładować swojej złości na Baelishu.
- Tak, potrzebuję pomocy z taką sprawą. – wszedł do środka przy okazji sprawdzając pobieżnie czy wszystko jest na swoim miejscu – Muszę zbudować nowy, własny miecz świetlny. Rav wspomniał, że może mi w tym Mistrzyni pomóc, głównie chodziło o dostęp do zbrojowni.
Jej gabinet był zazwyczaj dobrze uporządkowany, ale teraz bliżej mu było do pokoju mistrza Randa niż kiedykolwiek wcześniej. Na ścianie obok terminalu były dwa wgniecenia, dwa datapady leżały rozwalone na ziemi, jej miecz świetlny lezący na biurku miał nieco wygniecioną rękojeść.
- Dobrze, chodź za mną - odetchnęła pozbywając się części negatywnych emocji. - Co się stało z twoim krwistoczerwonym ostrzem? - zagaiła, starając się podtrzymać rozmowę. Widać było jednak, że myślami jest zupełnie gdzie indziej.
- Zostawiłem go na Mygeeto z przyczyn prywatnych. Poza tym, już od dawna myślałem nad kolorem bardziej charakterystycznym dla Jedi. Czerwony kolor przynosił najczęściej więcej problemów niż pożytku.
- Trudno się z tym niezgodzić. Chcesz zbudować sam, czy weźmiesz coś z dostępnych?
- Myślałem nad znalezieniem jakiejś mocnej podstawy i dokonania późniejszych modyfikacji elementów, których będę chciał. Budowanie wszystkiego od zera to trudne zajęcie, a nie mam wystarczając dużo czasu.
Zeszli spiralnymi schodami do podziemi. Tam znaleźli się w niedużym korytarzu, oświetlonym jedynie jednym światłem awaryjnym. Znajdowały się tam trzy pancerne śluzy. Brianna podeszła do pierwszej od lewej. Wbiła kod i przyłożyła rękę do czytnika.
- Zapraszam - powiedziała i odsunęła się robiąc mu miejsce, gdy wejście wreszcie się uchyliło.
W środku było stosunkowo wąskie, ale długie pomieszczenie. Mogła tam przejść tylko jedna osoba.
Ściany zdobiły półki, na których leżały dziesiątki rękojeści do mieczów świetlnych. Podwójne, pojedyncze, krótkie, z wydłużonymi rękojeściami... Praktycznie pełen przekrój. Dalej znajdowały się też części i kilkanaście kryształów.
To robiło ogromne wrażenie. Jon poczuł się wręcz przytłoczony ilością i różnorodnością wszystkich rękojeści i kryształów. Otworzyło się właśnie przed nim prawdziwe multum możliwości.
- Imponujące... Skąd ich tu tyle? Wszystkie należą do poległych Jedi?
- Nie. Do poległych Jedi ledwie kilka. Cała reszta jest zdobyczna. Z naszych podróży z mistrzynią Surik - uśmiechnęła się na to wspomnienie.
- Rozumiem. Ile mam czasu? Teraz, gdy na to patrzę, może mi to zająć dłużej niż przypuszczałem. Ma dla mnie Mistrzyni jakieś porady?
- Weź co uważasz za słuszne, ewentualnie jakiś miecz, żeby go sobie rozebrać na drobne i hajda mi stąd - zmarszczyła brwi. - Dostęp tutaj jest tylko dla mistrzów, jeszcze jakiś padawan się przypałęta i zrobi krzywdę - wyjaśniła.
- Dobrze. Będę potrzebował chwili. - przeszedł bliżej ściany, przyglądając się z ciekawością.
Musiał wybrać coś adekwatnego do jego umiejętności i stylu walki. Miecze z podwójnym ostrzem odpadały na starcie, nigdy z nimi nie trenował i nie mógł ryzykować wyruszania na misję nie będąc pewnym swoich ruchów i działań. Poza tym zawsze inkorporował w walce ataki Mocą, mieczem operował jedną, prawą dłonią. Wydłużona rękojeść to mogła być dobra opcja dla kogoś, kto lubił trzymać broń oburącz i używał potężnych, szerokich cięć. Jon był ogólnie przeciętny jeśli chodziło o siłę ataku, ale jeśli nie walczyło się z kimś, kto również używał miecza świetlnego to nie był za duży problem – ostrze i tak bez problemu przecinało większość pancerzy. Za to jednym z jego atutuów było to, że był w miarę zręczny i szybki. Jego poprzedni miecz był standardowego kształtu i oprócz paru zdobień przy końcu rękojeści prosty w budowie i było mu z nim Baelishowi bardzo dobrze. Tego typu mieczy było najwięcej, postanowił więc, że wybierze tą, która najzwyczajniej w świecie najbardziej mu się spodoba. Lustrował więc wzrokiem rękojeść za rękojeścią, aż jego uwagę zwróciła jedna z nich. Była zakrzywiona w dziwny sposób. Wziął ją do ręki. Idealnie, lepiej niż cokolwiek wcześniej, wpasowała mu się w dłoń. Była lżejsza i profilowana użytkownika walczącego jedną, prawą ręką – takiego jak on. Wysunął ostrze czerwonego koloru i na wolnej przestrzeni wyprowadził parę podstawowych cięć. Czuł małą różnicę, ale w taki sposób, że mu to nie przeszkadzało. Jeśli już, miał wrażenie, że teraz będzie mógł atakować szybciej i pod ostrzejszym kątem. Wyłączył miecz i przypiął go do pasa. Spędził jeszcze trochę czasu przeglądając pozostałe rękojeści, nawet wypróbowując jeszcze dwa inne miecze o standardowym kształcie, ale oba były niemalże tym samym co poprzedni, nie przynosiły tego poczucia świeżości i nowych możliwości co ten z zakrzywioną rękojeścią.
Pozostawały jeszcze jedynie dopracować szczegóły. Miał na pewno zamiar wymienić kryształ i nieco uprościć głowicę rękojeści oraz osłonę ostrza. Bateria, soczewka, emiter oraz inne części, których Baelish nazw dokładnie nie znał zdawały się funkcjonować dobrze, więc za dużych zmian wewnątrz nie planował. Nie był żadnym inżynierem i choć nie wątpił, że da radę miecz rozebrać i po paru zewnętrznych przeróbkach poskładać z powrotem, zmienianie struktury elektroniki w nim mogło okazać się trudniejsze.
Zabrawszy potrzebne części podszedł do półki z kryształami. Było parę kolorów do wyboru, najwięcej było czerwonych, potem niebieskich, zielonych i żółtych. Pamiętał, że gdy był młodszy marzył o zielonym, ale to było dawno temu, a żaden z kryształów tego koloru nie pasował do rękojeści którą wybrał. Uznał, że ciemnoniebieski nada się równie dobrze. Pieczołowicie podniósł kryształ i schował w dłoniach.
- Jestem gotowy. – zwrócił się do Brianny.
- Dobrze. Jakbyś czegoś potrzebował to zgłoś się jeszcze. Ale nie dzisiaj już - właśnie kończyła wysyłać coś z podręcznego terminala.

Parę godzin później...

Był w stanie głębokiej medytacji. Wszystkie części unosiły się w powietrzu przed nim. Nie widział ich, wyczuwał je jedynie Mocą. Poświęcił sporo czasu, żeby osiągnąć ten stan i naznaczyć je, głównie kryształ, swoją energią. Wyobrażał sobie, że Alkes nie miałby z tym żadnego problemu, ale dla niego to było prawdziwe wyzwanie. Powoli, misternie i pieczołowicie dopasowywał kolejną część do części, śrubka po śrubce z chirurgiczną precyzją. Sam nie wiedział, ile mu to zajęło. Teraz liczył się tylko on i jego broń. W końcu, po czasie który zdawał się trwać wiecznie, poczuł, że jest gotowy. Otworzył oczy, wychodząc z transu. Był cholernie zmęczony, ale też szczęśliwy i dumny. Powstał i ścisnął rękojeść. Przyjął pozycję szermierczą i nacisnął włącznik.
Ciemnoniebieskie ostrze rozświetliło pomieszczenie. A Rycerz nie mógł się doczekać rzeczy, których razem osiągną.

 

Ostatnio edytowane przez Kolejny : 18-12-2016 o 22:36.
Kolejny jest offline  
Stary 18-12-2016, 22:03   #256
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Zarządzanie najemnikami na polu walki było dużo prostsze. W razie niepowodzenia nie miała żadnych wyrzutów sumienia, zwyczajnie zgłaszała do Sladka dyspozycję, że potrzebuje nowych ludzi. Gdyby wtedy ktoś jej zgłosił, że jest śledzony, tak jak to zrobił Jon, to najpewniej zorganizowałaby obławę, a w razie dorwania osobnika odpowiedzialnego. Zabrałaby się wtedy za przesłuchanie... Uprzednio dając chwilę pojmanemu na poznanie Tonego, po czym wkraczała ona, ta dobra, chcąca pomóc... Używająca mocy by wyciągnąć informacje, których nawet najgorsze tortury nie były w stanie pozyskać.

Na tą chwilę Laurienn nie miała pomysłu jak rozwiązać problem Jona. Na razie jej przyjaciel musiał chwilę nie wychylać się za mury Akademii. Tu był bezpieczny.
"Może... Trzeba będzie wyznaczyć zasięg z którego mógł być obserwowany Jon na lądowisku, sprawdzić nagrania z kamer..." zamyśliła się nad tym na tyle, że nie zauważyła jak Baelish wyszedł z gabinetu i została sama z Micalem. Dopiero czując na sobie jego spojrzenie, wyrwałą się z rozmyślań.
- Chcesz jeszcze ze mną pomówić? - zapytała go. - Mój mężu - dodała z uśmiechem, nie mogąc się powstrzymać od podkreślenia tego faktu.
Tymczasem mężczyzna wybuchnął śmiechem. Prawie łzy mu pociekły.
- Przepraszam, ale jak wspomniałaś o Lanie i jej metodzie pracy dla Krayta, to wyobraziłem sobie ciebie dostającą zadanie zbudowania mostu nad przepaścią. I kończyło to się w ten sposób, że wpuszczałaś tam kolejnych najemników, aż ich zwłoki zapełniły przepaść i zrobiło się przejście…

Hayes zamrugała oczami przyglądając mu się, nie rozumiejąc przez chwilę o czym on do niej mówi. Jednak gdy dotarł do niej sens słów to pokręciła głową. Nie mniej jego rozbawienie udzieliło się też i jej.
- Nawet nie zamierzam mówić, że takie coś nie miałoby miejsca - odparła uśmiechając się tajemniczo.
- Właśnie dlatego, że to mogło być bardzo prawdopodobne, tak mnie to rozbawiło - ręką otarł łzę z kącika oczu. - Ale pogadać też musimy o kilku innych sprawach. Otrzymałem wiadomość do Zhar-kan Sola, proszę - odwrócił terminal w jej stronę pokazująć treść.
Cytat:
”Wielki Mistrzu,
nie będę owijał w bawełnę. Spędzone z Wami lata nadały mojemu życiu odrobinę znaczenia i czystej zawodowej satysfakcji, ale czuję że nasza współpraca powinna dobiec końca. Krayt niestety domyślił się że działam na dwa fronty co okupiłem nowym zestawem ran, z których bez wątpienia zdajesz sobie sprawę. W związku z tym mam poczucie że zamknąłem to zadanie, nawet jeśli, co przychodzi mi z trudem, odniosłem przy tym porażkę. Proszę, pozdrów w moim imieniu Laurienn.
Niech Moc będzie z Tobą.
Zhar-kan Sol.”
Laurie przeczytała wiadomość i skrzywiła się. Nie spodziewała się po nim takiego zachowania.
- Wydawał się być z lepszej gliny ulepiony... Czyżby Brianna dała mu kosza? - zapytała podnosząc wzrok znad tekstu.
- Nie wiem. Brałem pod uwagę to, że Zero mógł go przejrzeć. To się zdarza. W każdym razie myślę, że jest tego głębszy powód, ale dowiem się tego w swoim czasie.

- Eh. No cóż, jak na kogoś kto wpadł ledwo żywy na statek którym latałyśmy z siostrą to całkiem długo się nas trzymał - mruknęła. - Widać uznał, że już nas nie potrzebuje i da sobie radę działać na własną rękę - westchnęła. - Chyba ktoś dawno już mu nie przypomniał, że kończyny tracił już zanim zaczął z nami współpracować - po tonie jej głosu Mical mógł wyczuć, że Hayes coraz większą urazę czuła do zachowania Sola. - Skontaktuję się z Emily i przekażę jej tą nowinę

- Dobrze. Kolejna sprawa dotyczy śledztwa, które prowadził Alkes. Jeśli pamiętasz tego silnego Mocą chłopca, którego spotkałaś na Zonju V, to właśnie jego i jego mistrza szukał Qltarz. Chcę by Rohen podjął się kontynuacji tej misji. Będziesz miała też i nad tym pieczę, ponieważ burzy to trochę nasz pogląd o tym, że oprócz Akademii nie ma już użytkowników Mocy… - westchnął. - Ostatnia sprawa, to na dziś po południu ma przylecieć do nas gość. Otrzymaliśmy informację, że to z twojego osobistego zaproszenia. Wiesz coś o tym?

Laurienn otworzyła usta lecz nie wiedziała co powiedzieć. Całkowicie z głowy wypadło jej to, że zaprosiła Yuthurę do Akademii. Choć całkiem “zabawnie” wyszło, że sprawa chłopca i jego opiekuna wróciła akurat teraz i to w temacie braku innych użytkowników Mocy niż Padawani i Jedi Akademii.
- Zaraz... Czy to nie Rohen przyniósł wieści, że Alkes nie żyje? - dopytała, bo nie była pewna.
- Tak - skinął jej głową.
Jedi pokiwała na to głową.
- To zależy jak bardzo nam się śpieszy - stwierdziła Laurie. - Najchętniej sama bym poszukała tego chłopca - wyznała. - Ale jeśli nas goni czas... Hymm teraz już prawie nastolatkiem będzie - zauważyła. - W każdym razie mnie poznałby, może nie uciekał... W każdym razie oni unikają nas, przynajmniej takie wrażenie odniosłam po tej krótkiej rozmowie z chłopcem. Ale wracając, jeśli nam się śpieszy to może najlepiej będzie nie czekać aż Rohen wróci, tylko posłać Jona. Oczywiście zważywszy na jego "ogon" trzeba by to zrobić skrycie, tak, żeby jego stalker pozostał w okolicy Akademii... Hymm nawet to dobrze brzmi. Gdyby tak nagle Jon zniknął, nie wiadomo gdzie. To może stalker by się poirytował i popełnił jakiś błąd? - zaproponowała.
- To dobry pomysł, z drugiej strony ten obserwator nie mógł podążyć za Jonem na Mygetto. Nie mógł, albo nie chciał, tylko czekał grzecznie tutaj na Coruscant. Może udałoby się wyciągnąć tego stalkera w jakieś odosobnione miejsce i tam Jon by go złapał? Odnośnie, poszukiwań to rzeczywiście moim pierwszym wyborem byłabyś ty, w końcu dzieciaki cie uwielbiają. Z oczywistych względów, musi się tym zająć Morlan. Będzie to jego próba.

- Skoro tak to wygląda to nie będę się wtrącać - gdy temat schodził na próby w celu uzyskania wyższego tytułu, to Hayes nie czuła się w mocy by z tym dyskutować. - To chyba sprawa szukania chłopca jest przesądzona - wzruszyła ramionami. - A wracając... - Jedi obiecała sobie, że nie skorzysta z okazji i nie przemilczy tematu gościa.
Laurienn żałowała, że zapomniała o tym i nie przemyślała sobie tego jak powinna najlepiej przekazać mu tą informację. Teraz musiała powiedzieć i starać się to zrobić tak, by się nie zezłościł, że tyle z tym zwlekała... I, że wysłała to zaproszenie bez jego zgody.
Wielki Mistrz mógł widzieć jak zmartwienie pojawiło się na twarzy jego żony. Wiedział, że gdy miała taką minę to znaczyło, że intensywnie myśli nad czymś bardzo dla niej problematycznym.

- Co do tego mojego gościa... - odezwała się, zakładając sobie w ten sposób pęto zmuszające ją do skończenia tu i teraz tego tematu. Laurie spojrzała w kierunku biurka, na którego blacie leżał miecz świetlny Micala. Hayes zamknęła oczy skupiając się na Mocy.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/33/5b/c0/335bc04fa1c0accdabcf7a2381b91900.jpg [/media]

Błękitne ostrze zajaśniało ze srebrzystej rękojeści, zaraz broń sama z siebie drgnęła i zaczęła unosić się w powietrzu. Laurie otworzyła oczy przyglądając się lewitującemu ostrzu, które zaczęło zmierzać w jej kierunku.
- Moja pierwsza misja. Ta, od której zależało czy zostanę przyjęta do Krayta, polegała na znalezieniu i zlikwidowaniu poprzedniej prawej ręki Sladka - zaczęła. - Jak dobrze wszyscy wiemy zostałam tą prawą ręką… - westchnęła.
Mical zmrużył oczy.
- Czyli jej nie zabiłaś i teraz ma do nas przylecieć? Tylko… - spojrzał na lewitujące ostrze. - Żadne z nas tego cię nie mogło nauczyć Laurie - odpowiedział sucho, głosem wypranym z emocji.

Jego ton nieco zaniepokoił Laurienn, ale już nie było odwrotu od tego tematu.
- Nie zabiłam… - skinęła głową. - Uznałam, że uda mi się... Dojść do porozumienia z tą osobą - skrzywiła się na to wspomnienie w którym po uderzeniu Mocą wylądowała twardo na ścianie.
Miecz podleciał do niej, a ona wyciągnęła rękę. W jednej chwili ostrze zgasło i upadło na dłoń Jedi.
- Okazało się, że jednak są inni użytkownicy Mocy… - mruknęła spuszczając wzrok, wbijając go w trzymany w rękach miecz Micala. - Po gorączkowych negocjacjach stanęło na tym, że wysadzimy jej statek, pozorując jej śmierć, a w zamian ja miałam być jej uczniem przez sześć miesięcy. Ale tak jakoś wyszło, że przeciągnęło się i gdy była ku temu okazja to trenowałam z nią. To ona mnie nauczyła jak używać Mocy między innymi w ten sposób. Próbowałam ją przekonać, że odnalazłaby się jako nauczyciel w Akademii, ale gdy w końcu przestała się przed tym wzbraniać to... Wtedy Lana umarła i trzeba było uciąć wszelkie kontakty - wzruszyła ramionami i uniosła zmartwione spojrzenie na Micala, bojąc się jego reakcji.
- Czyli to kobieta - mruknął i odetchnął z nieskrywaną ulgą.

Laurie zmarszczyła brwi nie rozumiejąc jego reakcji. Chwilę zajęło jej zrozumienie.
- Zaraz... Myślałeś, że ja... ? - otworzyła szerzej oczy. - Umawiałam się z innym mistrzem za twoimi plecami? Innym mężczyzną? - parsknęła śmiechem zdając sobie sprawę z tego co w trakcie jej zwierzenia musiał sobie myśleć Mical. - Zapewniem cię, że niecne plany miałam tylko i zawsze względem wyłącznie jednego i tego samego Mistrza Jedi - uśmiechnęła się szeroko, bo ta reakcja oczyściła atmosferę między nimi. Od razu Hayes się rozluźniła. - Tak to kobieta. Twileczka.
- Kim ona jest? Jakiś stary mistrz Jedi? Czy może zapomniany Sith? Nie, w tym wypadku byś się tak nie kryła. Prawda? - dopytał, ale nie był na nią zły. Był ewidentnie uspokojony wieścią, że to kobieta. - Och poczekaj chwilkę - przeniósł wzrok na terminal. - Hmm… Brianna pilnie domaga się wysłania na misję na Onderon.

- Na misję na Onderon? - powtórzyła po nim Laurie, nie rozumiejąc o co chodzi.
- Wygląda, że Zhar-kan Sol musiał jej wysłać wiadomość w podobnym tonie do tej oficjalnej dla mnie. I arkanianin ostatnio przebywał właśnie tam. Później się tym zajmę - machnął ręką. - Opowiedz o tej twileczce.

- Była Jedi. Gdy Revan ruszył na Mandalorian to ona też poszła za nim. Nawet nauczła w jego akademii na Korriban- Laurie westchnęła. - No ale po pokonaniu przez niego Sith wróciła do Zakonu, wspominała nawet, że to właśnie sam Revan ją przekonał do tego by odeszła od Sith - wzruszyła ramionami, bo jakoś nie do końca wierzyła tej opowieści. - Ale wtedy zaczęły się czystki i cały ten bałagan więc gdzieś się zaszyła, nie chcąc wracać do Sith. Nazywa się Juthura Ban. Z tego co zdążyłam ją przez te dwa lata poznać to jest świetnym nauczycielem, a co więcej widać po niej, że brakuje jej możliwości do uczenia - zastukała paznokciami o rękojeść miecza. - Ostatecznie dała się przekonać mi, gdy wspomniałam jej, że chciałabym, żeby uczyła nasze dziecko... - Hayes spojrzała niepewnie na Micala.

Jedi podniósł brew w wyrazie zaskoczenia.
- Nie wiem co o tym myśleć Laurie. Wynika z tego, że ma dosyć burzliwą historię… Twoje dobre zdanie o niej jest w tym momencie jedynym kredytem zaufania jaki będziemy mogli jej okazać. W dodatku mam wrażenie, że ta Juthura jest bardzo roszczeniowa - przekręcił się na krześle. - Cóż, będziesz musiała poprowadzić te mediacje, bo zapewne będzie musiało do nich dojść. Jednak w nich będą musieli uczestniczyć wszyscy mistrzowie. Ugościmy ją, ale z podjęciem jakichś decyzji musimy poczekać na Attona.

- Rozumiem - skinęła głową. - Ale sądzę, że będzie ważnym "nabytkiem" dla Akademii i to właśnie przez doświadczenie jakie ma w związku z tą burzliwą historią. Ona na własnej skórze przeszła te wszystkie zawirowania jakie historia Sith i Jedi przyniosła - wyznała. - Ja wiem, że chcielibyście ją wszyscy przesłuchać... Ale nie chciałabym, żeby Ban poczuła się osaczona przez nas... Chciałabym, żeby najpierw się z nami oswoiła, na razie zajęła się tym po co tu tak naprawdę przybywa, bo ten powód już wkrótce pojawi się na świecie - uśmiechnęła się lekko. - Z czasem pewnie zaangażuje się w naukę padawanów, ale to sama będzie musiała do tego dojrzeć. Nie sądzę, żeby Yuthura chciała mieszać się wam w sprawy prowadzenia Akademią, bo od takiej odpowiedzialności ucieka, z tego co ją na tyle poznałam.

Mical potarł się po skroni.
- Rozumiem co chcesz powiedzieć. W takim wypadku przesłuchanie może, hmm… źle wypaść. Jednak postaw się w naszej sytuacji. Wpuszczenie do Akademii kogoś kto był Sithem może nieść ze sobą pewne ryzyko… Zresztą o czym ja mówię, przecież Visas tu uczy - przewrócił oczami. - Nie ma co decydować za tą Juthurę. Porozmawiam z nią i później się zobaczy. Sama będzie musiała chcieć tu zostać. Jednak co do naszego dziecka Laurienn… To nie ma szans, żebym o tak oddał jej go na nauczanie. O tym nawet nie ma mowy.

- A Atton był zabójcą Jedi szkolonym przez Sith... - mruknęła pod nosem Laurie. "A Mistrzyni Założycielka wymordowała PRAWIE wszystkich pozostałych użytkowników Mocy" tego już nie powiedziała na głos, bo krytykowanie jej przy Micalu nie było mądre. Hayes nieco obruszyła się na kategoryczny brak zgody Micala by Ban zajęła się edukacją w mocy ich dziecka. Na razie jednak i tak ta rozmowa poszła lepiej niż się spodziewała. Małymi krokami, a i uda jej się przekonać Micala do tego, że Yuthura będzie świetnym nauczycielem.
Laurie wstała ze swojego miejsca i podeszła do Wielkiego Mistrza. Usiadła mu na kolanach.
- Ale ja nie mam zamiaru oddawać nikomu naszego dziecka - mruknęła mu do ucha. - Wychowamy go... - z pełną premedytacją użyła zaimka męskiego. Odkąd Mistrzyni Visas powiedziała jej, że to będzie chłopiec... - ... Razem, tylko my dwoje. Poświęcając mu tyle czasu ile to konieczne by czuł się kochany i wiedział, że ma w nas oparcie - uśmiechnęła się.

Pocałował ją i uśmiechnął się.
- Też się już nie mogę doczekać - mocno ją przytulił. - Nie sądziłem, że będę miał tak dużo szczęścia w swoim życiu. Teraz jednak mykaj moje szczęście pogadać z Jonem. Trzeba mu jakoś zerwać ogon. Ja natomiast uspokoję tego rozkręcającego się rankora. Wiesz, że Echani przechodzą szkolenie, by panować nad emocjami? - pokręcił głową.

- A może to ja powinnam porozmawiać z Brianną? - zasugerowała spoglądając na niego z troską. - Nie żeby uważała, że nie wiesz jak sobie radzić z kobietami, ale może wyręczę cię jednak? W końcu znałam Sola, będę bardziej wiarygodna przy rzucaniu na niego całej winy - mrugnęła do Micala.

- Jak wolisz - wzruszył ramionami.

Pocałowała go w czoło.
- Oczywiście - stwierdziła i wstała. - Nie pracuj dziś do późna. Chciałam z tobą porozmawiać o imionach dla naszego syna.
Otworzył usta by coś odpowiedzieć, ale zabrakło mu słów.

Hayes mrugnęła do niego, odłożyła rękojeść miecza na biurku i wyszła z gabinetu. Lubiła te momenty kiedy zostawiała go właśnie w takim stanie.
Sama natomiast czuła się świetnie. Pozbyła się ostatniego sekretu jaki miała przed Micalem i czuła, że jest w końcu z nim fair. Dodać do tego wspaniałe samopoczucie jakie miała będąc w ciąży to nie mogło być lepiej. Teraz wręcz pragnęła zaopiekować się Brianną, pomóc jej przejść przez rozstanie z Solem. Była pewna, że nastawienie jej przeciw arkanianionowi było najlepszym rozwiązaniem by Mistrzyni szybko o nim zapomniała. Bardzo wiele zawdzięczała jej i teraz miała okazję odwdzięczyć się jej. Nawet jeśli miało to oznaczać znalezienie Sola i zatłuczenie go.

- Nie mam pojęcia co Ban i Brianna w nim widziały- skrzywiła się Laurie na myśl o tym, że obie jej mistrzynie były z nim. To nawet była dość niepokojąca myśl. “Mam nadzieję, że to był tylko przypadek” westchnęła w duchu.
Jednakże obie Jedi były dorosłe i same wiedziały co czynią. Gdyby jednak Hayes dowiedziała się, że Sol próbuje zarywać do jej małej siostry…
- Całe szczęście, że kazałam HK być nieufnym względem mężczyzn - odetchnęła z ulgą.

Nieśpiesznym krokiem Jedi skierowała się do gabinetu Brianny.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 19-12-2016, 23:27   #257
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Cryus czekał na swoich najemników, chciał im dać ostatnie instrukcje. W końcu on takich zadaniach zjadł zęby w młodosći. To czy przyjmą jego porady to już bez znaczenia, ale fajnie by było gdyby przeżyli, ta mała grupka najemników kiedyś może urosnąć do czegoś dorównującego Czerwonym, a wtedy lepiej mieć ich po swojej stronie.
Czas się mu dłużył w oczekiwniu, więc na swoim skromnym PDA przeglądał mapy okolicy, uliczki, wejścia do kanałów, budynki oraz wejścia i wyjścia do nich oraz czy są ze sobą jakoś połączone w innyc sposób, niż dachy. Takie informacje krążyły po sieci, użył też trochę swoich osobistych wspomnień, był w tym mieście nie raz i nie raz się strzelał. Dlatego przychodziło mu to z mniejszą trudnością, niżby jakby był tu pierwszy raz. Mapy też niestety nie wszystko pokazywały, ale większość wejść i wyjść pozostała po staremu, tak samo jak budynki. Kilka nowych, kilka wyburzono ale koniec końców Tatooine nie lubiło próżni i między starym, a nowym pojawiły się wąskie zaułki w których składowano śmieci z pobliskich mieszkań i barów.

Widział to tak. Najemnicy zaatakują od flanki, w końcu było ich więcej i mieli nieco lepszy sprzęt, w końcu byli dorobieni. On z kolei ze swoimi żołnierzykami miał w planach wyjechanie z drugiej flanki, kiedy impreza się rozpocznie na dobre. Oczywiście po ich stronie były też lepsze pozycje. Budynki biedoty, jakiś bar, składowisko kontenerów które dawno już wzięła w obroty rdza i wejście do kanałów, którym można było szybko się ewakuować w głąb miasta lub wyskoczyć przed nosem Huttów i Czerwonych. I właśnie ten wąski kanał chciał wykorzystać by dostać się pod magazyn, o ile Mira zaiwiedzie.

Ale miał nadzieję że dziewczyna się nie podda i podoła.
Zapiał też w tym czasie swój rynsztunek na ostatni guzik. Nie chciał aby blaster mu się zaciął lub wyczerpał, kiedy będzie w samym centrum piekła. I w końcu się pojawili. Przekazał im Cyrus pokrótce to, co do nich należy.
- Kiedy się na was skupią, siedźcie za osłonami aż nie podejdą na blisko, albo nie rzucą się na drugą stronę. Nie oszczędzajcie granatów, blasterów i co tam jeszcze przywieźliście ze sobą. - dał parę rad, ale czy najemnicy wezmą je do serca to już mi zwisało. - Powodzenia i do zobaczenia po robocie.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 27-12-2016, 22:45   #258
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Coruscant, Akademia Jedi, gabinet Brianny
Nikt nie odpowiedział, kiedy się zaanonsowała. Śluza nie była zablokowana, więc gdy kobieta lekko dotknęła panelu, drzwi się rozsunęły. W środku było pusto, a pomieszczenie ewidentnie nosiły ślady niekontrolowanej złości. Akurat Hayes bardzo dobrze wiedziała jak one wyglądają.
- Laurienn? - usłyszała zza swoich pleców. Brianna zbliżała się sprężystym krokiem. - Coś potrzeba? Jeśli pilne, to będzie musiało poczekać - minęła Rycerz i weszła do swojego biura. Podniosła jednen z swoich mieczy świetlnych i z niesmakiem spojrzała na wgniecienie na środku rękojeści.
- Mistrzyni, zachowaj proszę spokój - odparła do niej Hayes przyglądając się jej uważnie.
- Przecież jestem spokojna! - odpowiedziała gwałtownie.
Laurienn skrzyżowała ramiona na piersi.
- Słyszałam o wiadomości od tego najemnika... Zwolnił się ze współpracy z Akademią - zaczęła Jedi, spokojnym tonem.
- Ach, czyli tak tchórz, że nie chciał mi… nam powiedzieć tego prosto w twarz? - był bardzo wzburzona, po tych słowach Jedi jakby się uspokoiła. - W każdym razie - głos się jej trochę łamał. - Mam potrzebę by z nim osobiście porozmawiać. - przełknęła ślinę.
- Tak, wiem i doskonale ciebie rozumiem - Laurie podeszła bliżej do Mistrzyni i położyła jej dłoń na ramieniu, w geście dodania otuchy. - Jednak on nie jest wart twojego gniewu Mistrzyni - dodała spoglądając jej prosto w oczy.
- Wiem- podtarła rękawem nos. - Mimo wszystko to co zrobił jest bardzo nieuczciwe w stosunku do nas - szybko dotarło do niej, że pochopne postępowanie w tej chwili w niczym nie pomoże. Zapewne potrzebowała kogoś kto jej to powie.
Laurienn bez słowa objęła Briannę.
- Wiem, Mistrzyni, ale to tylko i wyłącznie najemnik. On nie kieruje się sercem tylko pieniędzmi, albo tym co dla niego wygodne - powiedziała cicho.
Echani objęła ją i mocno uścisnęła, aż Koreliance zatrzeszczały żebra.
- Och przepraszam, zapomniałam się - odsunęła się kładąc rękę na brzuchu Hayes.
Laurie oparła się o Mistrzynię i wzięła kilka głębokich oddechów, bo od uścisku Brianny aż zrobiło jej się słabo.
- Eh, wszystko w porządku - westchnęła Hayes starając się uśmiechnąć.
- Jeszcze raz najmocniej przepraszam - była bardzo zmartwiona. - Jestem beznadziejna, przychodzisz ze mną pogadać, a ja prawie ci krzywdę zrobiłam…
- Nie, nie - machnęła ręką Hayes uśmiechając się. - Każdemu mogą puścić nerwy w takiej sytuacji.
Brianna westchnęła.
- Co Mical zamierza zrobić z tym arkanianinem? On przecież dużo o nas wie - przeszła do konkretów.
Laurienn wzruszyła ramionami.
- To świeża sprawa, ledwo co dowiedzieliśmy się i na razie oceniamy wszystkie za i przeciw odnośnie tego czy on nam zaszkodzi czy nie - wyznała Jedi.
- Mhm - pokiwała głową. - Muszę trochę posprzątać u siebie. Pogadamy później - potrzebowała chwili dla siebie. Hayes uśmiechneła się i ją zostawiła.
Miała wszak jeszcze pewną fioletowoskórą twileczkę do ogarnięcia.

Tatooine, Anchorhead, okolice kosmoportu
Na froncie często używało się stwierdzenia, że “bitwa wisi w powietrzu”. Było to specyficzne przeczucie, które czuli głównie starzy weterani, ale i nowym rekrutom ono się często udzielało. Trudno było określić, co się na to składało, ale zapytani żołnierze odpowiadali najcześciej, że powietrze stawało się jakby bardziej ciężki. Potęgowała się również cisza, w której każdy krok, każdy brzęk stali wydawał się głośny jak łoskot powodowany przez lawinę.
Teraz było to samo. Zarówno Cyrus jak i naprany chemią Aaron odczuwali to wzrastające napięcie. Dłoń na rękojeści broni, wskazujący palec głaszczący mimowolnie język spustowy.
Jednocześnie zabrzmiały komunikatory obu mężczyzn, znajduących się po przeciwnych krańcach ulicy, przy której mieścił się magazyn. Mira była na pozycji. Pora na fajerwerki.
Ktoś ich jednak uprzedził, nim zdołali choćby wychylić się zza ich kryjówek.
Rodianin, którego sprowadził Parker, wyszedł na środek ulicy i właśnie potrącił z bara jednego z przechodniów.
Ledwo na siebie spojrzeli, już było wiadomo co wydarzy się dalej. Obaj sięgnęli do pasa po broń. I w tym momencie obserwujący to Cyrus mógł dostrzec niesamowitą szybkość swojego najemnika.
Twitch wystrzelił potrąconemu przezeń przechodniowi bolta w twarz, nim ten zdążył wyciągnąć swoją broń z kabury. Szalony rodianin zaniósł się śmiechem.
Tymczasem Parker miał okazję poczuć zimny pot na plecach. Twitch strzelił do człowieka Huttów, a wszyscy ludzie Czerwonych sięgnęli po broń zaalarmowani.
W tym czasie jego najemnik wycelował do siedzącego przy wejściu do burdelu bramkarza. Jeden strzał i kolejny trup osunął się na ziemię. Kolejny człowiek Huttów. Rodianin ponownie zawył ze śmiechu.
Cały plan zaczynał brać w łeb. Z budynków z pobocznych ulic zaczynali się zbiegać ludzie Motty. W tym momencie niezbyt zorientowani ludzie Czerwonych popełnili błąd. Zaczęli strzelać do Twitcha i każdego innego osobnika, który pojawił się w zasięgu ich wzroku. Zaczęły latać granaty, które wznieciły pył. Rozgorzała regularna bitwa, w której praktycznie każdy strzelał do kadżego. Jakby iskra padła na beczkę prochu.
W tym momencie ani Kelevra ani Martell nie wystrzelili choćby raz. Nie mieli w sumie pojęcia, co tu się do cholery właśnie stało. Dlaczego Krayt zareagował tak nerwowo? Na przypuszczenia nie było czasu. Obok Cyrusa przebiegł jakiś weequay z dwoma pistoletami w rękach. Najemnik odruchowo nacisnął spust i ściągnął go jednym trafnym boltem. Nawet nie wiedział po czyjej stronie była jego ofiara. Pył po eksplozjach granatów przesłonił wszystko. Wśród tego bolty latały zewsząd i we wszystkie strony jednocześnie. Tak idealnego chaosu nie można było zaplanować.
Przysłowiowa rozpierducha na całego wyrównała szanse obu stron potyczki. Siedząc w swoich kryjówkach byli zupełnie bezpieczni przed zabłąkanymi pociskami. Z drugiej strony wytworzenie w tych warunkach korytarza podejścia pod magazyn było w tych warunkach prawie niemożliwe. Kolejne minuty mijały, a odpowiedź od Miry nie nadchodziła.
Nagle, tuż za rogiem zaułka w którym siedział Parker, wybuchł granat odłamkowy. Ściana go osłoniła, ale w przejście zatoczył się poszatkowany Bith. Sekundę później jego głowa eksplodowała trafionym boltem. Okrzyki zwiastowały, że zaraz zbiegnie się tutaj co najmniej kilku najemników jednej z walczących stron.
Tymczasem Martell i Goel mieli zupełnie czystą pozycję. Centrum bitwy zdawało się przesuwać w stronę Parkera. Dzięki temu Aaron rozstawił na trójnogu swoje działko i mógł strzelać precyzyjnymi seriami, kosząc każdego kto wychylił się z tumanów kurzu i dymu. Zozin przyczaił się i pilnował jego pleców. Problem był to, że mandaloriańska łowczyni nagród nadal nie dawała sygnału o swojej sytuacji. Z biegiem czasu Krayt powinien odzyskać kontrolę nad sytuacją, lub po prostu Hutt interweniuje i przerwie tą bezsensowną z jego punktu widzenia strzelanine.
Czas zaczynał działać na niekorzyść najemników Akademii Jedi.

Coruscant, lądowisko Akademii Jedi
Wielu bardzo mądrych Mistrzów poświęciło długie lata studiów na temat badania Mocy i jej wpływu na jej użytkowników. I nie chodziło tutaj o oczywiste fakty takie jak pogrążanie się w Ciemnej Stronie.
Wielu mędrców zadawało sobie pytanie - czy Moc ma swoją wolę? Czy działa wedle jakiegoś planu? Czy posiada świadomość? Skoro otacza nas wszystkich, to czy jednocześnie nie pcha nas w jakimś określonym kierunku? Jak wytłumaczyć niektóre wydarzenia, jak nie wpływem Mocy właśnie?
Patrząc na wydarzenia ostatnich lat. Czyż to nie był wpływ Mocy, że Revan przetrwał zdradziecki atak Malaka, po którym był jedynie nieprzytomny? Dzięki temu przecież Rada Jedi mogła wyczyścić mu pamięć, wgrać nową tożsamość, co ostatecznie przełożyło się na zwycięstwo. Wystarczyło jednak, że Malak ponowił atak by zniszczyć zupełnie okręt dowodzenia swojego Mistrza i wszystko by wyglądało inaczej.
Wiele takich pytań pojawiało się przez całą historię Galaktyki, Republiki i współistniejących z nimi Jedi i Sith. Wszyscy ci mędrcy próbowali zrozumieć, czy da się wyjaśnić okoliczności niesamowitego przypadku. Takiego, który wręcz zdawał się niemożliwy.

To samo pytanie zadawał sobie teraz Zhar-kan Sol.

- Uchu, ale mamy towarzystwo - mruknęła Emily
Na lądowisku, do którego dziewczyna prowadziła właśnie ich statek, czekał komitet powitalny składający się z Wielkiego Mistrza Micala, Mistrzyni Brianny, oraz rycerzy Jedi Jona Baelisha i Laurienn Hayes.
Ich specjalnym gościem nie był Nilus, tylko nieduży frachtowiec, z którego wychodziła właśnie zgrabna, fioletowoskóra twilczeka.
Lekki frachtowiec z floty HK Logistics był dla wszystkich zaskoczeniem. Nikt oprócz Mistrzyni Visas się go tu nie spodziewał, a i ona sama również nie była świadoma zamieszania jakie miała tym spowodować.
- Nie mam czasu, muszę odebrać jeden dysk z Akademii, nie marudź to będzie chwila - mruknęła arkanianinowi kilka dni wcześniej Em, w odpowiedzi na jego prośbę o wcześniejsze wysadzenie. Trudno było to wynegocjować z droidem zabójcą za plecami.
Osadziła miękko Nilusa na płozach i zeskoczyła z fotelu pilota.
- Chodź przywitamy się z wszystkimi! - zagaiła najemnika wesoło.

- Wzywałaś siostrę? - pytanie to, skierowane do Laurienn padło jednocześnie z ust Micala i Ban. Oboje spojrzeli na siebie z mieszaniną zdziwienia i rodzącej się wrogości. Jon i Brianna wzruszyli jedynie ramionami, kiedy z rampy frachtowca zbiegła młoda Hayes.
- Cześć wszystkim! - ominęła mistrzów i wpadła w ramiona starszej siostry. - Jeeeej, wkrótce będę ciocią! - była naprawdę zadowolona. - A, przywiozłam ze sobą też Zhar-kana. Coś dziwnie niechętny był przylotowi tutaj.
Brianna i Yuthura jak na zawołanie odwróciły się w kierunku rampy Nilusa.
Choć wydawało się to niemożliwe na lądowisku zrobiło się dziwnie ciasno, a atmosfera jeszcze bardziej zgęstniała.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.

Ostatnio edytowane przez Turin Turambar : 27-12-2016 o 22:55.
Turin Turambar jest offline  
Stary 27-12-2016, 23:15   #259
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
- Chodź przywitamy się z wszystkimi! - Młoda przywołała do rzeczywistości Sola. Ten odburknął coś pod nosem, ale podniósł się z zajmowanej do tej pory kanapy i powoli, niemal jakby był to jakiś rytuał przywdział zbroję. Zaczął od dołu, i powoli przechodził do góry, co prawda z pancerzy takich jak ten można było nosić sam napierśnik, ale nie rozprowadzało to odpowiednio ciężaru. HK nie ruszył za Emily, zamiast tego bacznie przyglądał się poczynaniom arkanianina, tak jakby go pośpieszał. Ten westchnął cicho i sięgnął po szmatkę którą wcześniej czyścił swoje wibroostrze. Zmoczył ją i spróbował przetrzeć trochę zbroję, w wyniku czego wyglądała raczej jakby została świeżo upaćkana krwią. Warknął widząc beznadziejność swoich działań i ruszył by zmierzyć się z zebranymi Jedi. Teraz żałował jak nigdy że sam nie jest użytkownikiem Mocy.

Potrzebował dłuższej chwili by przyzwyczaić się do jasnego światła na zewnątrz Nilusa, ponieważ zostawił swoje uszkodzone google na pokładzie. W końcu uniósł mechaniczną dłoń by zapewnić sobie nieco cienia i zobaczył wszystkich zebranych. W myślach zaklął donośnie i zaczął się pocić pod swoim pancerzem.
- Mistrzyni Brianna, Yuthura, Mistrzowie i Laurienn jeśli się nie mylę? - skłonił wszystkim uprzejmie głowę i opuścił dłoń, prezentując wszystim ziejącą dziurę w miejscu gdzie kiedyś miał oko. - Niezwykle miło was ponownie widzieć.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 27-12-2016 o 23:26.
Zaalaos jest offline  
Stary 27-12-2016, 23:23   #260
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Było trzeba spieprzać i nie była to żadna tajemnica, walka zaraz pochłonie jego stanowisko i nawet jeśli by się schował, nie chciał znaleźć się w jej centrum, a skubać Huttów i Kraytów po brzegach. No i zawsze pozostawały kanały, ale postanowił wykorzystać je na koniec. Głupio by było gdyby były one mu potrzebne do przedostania się bliżej magazynu, a ktoś zobaczył jak w nich teraz znika. Z resztą chuj wiedział co w tych kanałach żyło, może stado wściekłych rancorów?

Oderwał się od swojej zasłony i pobiegł uliczką w której siedział zastawiając walkę za sobą. Mniej więcej w jej połowie z kopa wywalił drzwi do jakiegoś mieszkania, choć tak naprawdę zamek puścił dopiero gdy naparł na drzwi ramieniem z rozbiegu. W środku zastał zdziwionych ludzi, ale nie zatrzymał się tylko wypadł drugimi drzwiami na drugą uliczkę. Manewr ten ponowił, teraz przedzierając się przez sklep z częściami robotów. Sprawne maszyny zaskoczone gościem wydały z siebie szereg monofonicznych dźwięków, które sprawiły że stary, siwy już falleen spojrzał tylko na plecy najemnika unosząc oczy znad PDA na którym coś czytał. Parker wychodził już w następnej chwili przez zaplecze na kolejną uliczkę.


Bitwę miał po swojej lewej, a gdzieś z prawej usłyszał specyficzny dźwięk naciskanego spustu. Koło głowy śmignęła mu kula z kulomiotu która uderzyła w ścianę, wzbijając w powietrze sporo kurzu. Cyrus odruchowo upadł na plecy, w czasie upadku mierząc w wiedzącego co się za chwilę stanie devarona. Z pewnością w myślach rugał się za spudłowanie. Nacisnął spust, trafił, a napastnik upadł z wypaloną dziurą na klatce piersiowej. Najemnik nie czekał tylko rzucił się do wąskiego przesmyku między budynkami, prowadzącymi do kolejnej uliczki. Do jego kompanów zostały jeszcze cztery takie "zakazane" uliczki, bowiem do nich się kierował. Może oni mieli jakieś informacje od Miry.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172