- Odkąd Maggowie przenieśli się w góry, nie przyjmują nikogo. - wyjaśnił - Nieważne kim jesteś, po co i z czym przychodzisz. Jakikolwiek jest twój interes albo problem, ich to nie interesuje.
Urwał i spojrzał w bok, na ścianą wozu będącą do niedawna ich sufitem. Po chwili ktoś zastukał w niego mocno dwa razy.
- Giermek mówi - powiedziała cicho Osika - że zrobiłeś się gadatliwy. Prawda to, dzikusie? Danaekeshar nie odpowiedział od razu. Nadstawił uszu i zamyślił się, jakby próbował wyłowić ze słów kobiety coś więcej, niż pozornie było w nich zawarte.
- Chciałem dać ci szansę - odparł w końcu - ale z niej nie skorzystasz. Mam rację?
- Ty? Ty chciałeś dać mi szansę? - Osika parsknęła śmiechem, ale jej głos był jakby mniej pewny niż dotychczas. - Ty nic nie możesz mi dać. A ja nie mogę cię stąd wypuścić. Może tam w boru jest z tuzin zabijaków. Może po zmroku wylezie z niego coś po stokroć gorszego. Nie wiem. Wszystko to nieznane. Ale wiesz co, Kirganinie? Mnie uczono bać się tego, co znam. To co czyha w głuszy może być śmiertelnie groźne. Ty jesteś śmiertelnie groźny na pewno. I nie masz powodów, by nam nie zagrozić.
- A moje słowo?
- Słowo? - zapytała rozbawiona - Obiecasz, że nic nam nie zrobisz? To niewiele, dzikusie. Tam skąd przychodzę słowa mało są warte. A najmniej warte jest słowo tego, co ma spętane ręce... No, dość mielenia jęzorem. Robota czeka. Bądź dobrej myśli, bo jeśli nam się nie uda, to skończysz jako skwarka.
Kobieta odeszła, a dzikus nasłuchiwał jeszcze przez jakiś czas w kompletnym bezruchu. Dopiero, gdy uznał, że nikogo nie ma w pobliżu wziął głęboki oddech i poruszył się. Napiął mięśnie ramion, aż krępujący go sznur zatrzeszczał głośno. Znów nabrał powietrza i szarpnął jeszcze mocniej. Rzemień zacisnął się na drewnianej belce, która aż ugięła się pod ciężarem wojownika. Trzeszczący dźwięk przeciągał się i był trudny do zniesienia. Ciężko było powiedzieć, czy to tylko więzy, czy już drewno. A może stawy Danaekeshara wydają z siebie ten jęk protestu. W końcu sznur strzelił głośno, a jego fragment odbił się od drewnianej ściany. Dzikus wolno opuścił oswobodzone ręce, wyciągnął je przed siebie, by rozprostować kości. Poruszył nadgarstkami, kilkukrotnie rozłożył palce i zacisnął dłonie w pięści. Znów wstrzymał oddech i nadstawił uszu, ale nie było słychać żadnej reakcji z zewnątrz.
Obrócił się twarzą do ściany i przebiegł po niej palcami. Szybko wymacał jakiś kształt. W środku nie było zbyt wiele światła, więc Shira nie widziała dokładnie, ale z ruchów jego dłoni wnioskowała, że kształtem tym jest duży prostokąt. Ręce mężczyzny dwukrotnie obiegły jego obwód, po czym cofnął się i położył na plecach, opierając nogi na badanej przed chwilą ścianie. Dłońmi zaparł się o przeciwległą.
- Mój miecz - zwrócił się do niej cicho. - Pamiętaj. To bardzo ważne.
Nabrał powietrza do płuc i z całej siły kopnął obunóż w ścianę. Huk uderzenia z pewnością usłyszeli wszyscy w okolicy wozu. Drewno wygięło się, ale nie pękło. Zaskrzypiały żelazne zawiasy.
- Co do cholery? - zapytał męski głos.
- RRRRRAAAAAAAAGH! - odpowiedział mu krzykiem dzikus, kopiąc w drzwi po raz drugi, tym razem skutecznie. Klapa pękła i wyleciała na zewnątrz. Dwa z mocujących ją zawiasów wyłamały się, trzeci zaś trzymał się tylko na tyle mocno, by właz mógł zwisnąć na nim bezwładnie. Do wnętrza wpadło wieczorne światło zachodzącego słońca i oświetliło sylwetkę Danaekeshara. Tylko na krótką chwilę, której potrzebował na to, by się obrócić i wyskoczyć na zewnątrz. Chyba trafił prosto na któregoś z bandytów, a ten chciał coś krzyknąć, ale nie zdążył. Z jego ust wydobyło się tylko krótkie "agl", po którym Shira usłyszała jeden z bardziej paskudnych odgłosów w życiu. Przypominał chrzęst towarzyszący powolnemu łamaniu grubej gałęzi, ale było w nim coś okropnego, co sprawiło, że po plecach przebiegły jej ciarki.
__________________ Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój. Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze. |