Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2016, 22:52   #59
Krakov
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
- Odkąd Maggowie przenieśli się w góry, nie przyjmują nikogo. - wyjaśnił - Nieważne kim jesteś, po co i z czym przychodzisz. Jakikolwiek jest twój interes albo problem, ich to nie interesuje.

Urwał i spojrzał w bok, na ścianą wozu będącą do niedawna ich sufitem. Po chwili ktoś zastukał w niego mocno dwa razy.

- Giermek mówi - powiedziała cicho Osika - że zrobiłeś się gadatliwy. Prawda to, dzikusie?

Danaekeshar nie odpowiedział od razu. Nadstawił uszu i zamyślił się, jakby próbował wyłowić ze słów kobiety coś więcej, niż pozornie było w nich zawarte.

- Chciałem dać ci szansę - odparł w końcu - ale z niej nie skorzystasz. Mam rację?
- Ty? Ty chciałeś dać mi szansę? - Osika parsknęła śmiechem, ale jej głos był jakby mniej pewny niż dotychczas. - Ty nic nie możesz mi dać. A ja nie mogę cię stąd wypuścić. Może tam w boru jest z tuzin zabijaków. Może po zmroku wylezie z niego coś po stokroć gorszego. Nie wiem. Wszystko to nieznane. Ale wiesz co, Kirganinie? Mnie uczono bać się tego, co znam. To co czyha w głuszy może być śmiertelnie groźne. Ty jesteś śmiertelnie groźny na pewno. I nie masz powodów, by nam nie zagrozić.
- A moje słowo?
- Słowo? - zapytała rozbawiona - Obiecasz, że nic nam nie zrobisz? To niewiele, dzikusie. Tam skąd przychodzę słowa mało są warte. A najmniej warte jest słowo tego, co ma spętane ręce... No, dość mielenia jęzorem. Robota czeka. Bądź dobrej myśli, bo jeśli nam się nie uda, to skończysz jako skwarka.

Kobieta odeszła, a dzikus nasłuchiwał jeszcze przez jakiś czas w kompletnym bezruchu. Dopiero, gdy uznał, że nikogo nie ma w pobliżu wziął głęboki oddech i poruszył się. Napiął mięśnie ramion, aż krępujący go sznur zatrzeszczał głośno. Znów nabrał powietrza i szarpnął jeszcze mocniej. Rzemień zacisnął się na drewnianej belce, która aż ugięła się pod ciężarem wojownika. Trzeszczący dźwięk przeciągał się i był trudny do zniesienia. Ciężko było powiedzieć, czy to tylko więzy, czy już drewno. A może stawy Danaekeshara wydają z siebie ten jęk protestu. W końcu sznur strzelił głośno, a jego fragment odbił się od drewnianej ściany. Dzikus wolno opuścił oswobodzone ręce, wyciągnął je przed siebie, by rozprostować kości. Poruszył nadgarstkami, kilkukrotnie rozłożył palce i zacisnął dłonie w pięści. Znów wstrzymał oddech i nadstawił uszu, ale nie było słychać żadnej reakcji z zewnątrz.

Obrócił się twarzą do ściany i przebiegł po niej palcami. Szybko wymacał jakiś kształt. W środku nie było zbyt wiele światła, więc Shira nie widziała dokładnie, ale z ruchów jego dłoni wnioskowała, że kształtem tym jest duży prostokąt. Ręce mężczyzny dwukrotnie obiegły jego obwód, po czym cofnął się i położył na plecach, opierając nogi na badanej przed chwilą ścianie. Dłońmi zaparł się o przeciwległą.

- Mój miecz - zwrócił się do niej cicho. - Pamiętaj. To bardzo ważne.

Nabrał powietrza do płuc i z całej siły kopnął obunóż w ścianę. Huk uderzenia z pewnością usłyszeli wszyscy w okolicy wozu. Drewno wygięło się, ale nie pękło. Zaskrzypiały żelazne zawiasy.

- Co do cholery? - zapytał męski głos.
- RRRRRAAAAAAAAGH! - odpowiedział mu krzykiem dzikus, kopiąc w drzwi po raz drugi, tym razem skutecznie. Klapa pękła i wyleciała na zewnątrz. Dwa z mocujących ją zawiasów wyłamały się, trzeci zaś trzymał się tylko na tyle mocno, by właz mógł zwisnąć na nim bezwładnie. Do wnętrza wpadło wieczorne światło zachodzącego słońca i oświetliło sylwetkę Danaekeshara. Tylko na krótką chwilę, której potrzebował na to, by się obrócić i wyskoczyć na zewnątrz. Chyba trafił prosto na któregoś z bandytów, a ten chciał coś krzyknąć, ale nie zdążył. Z jego ust wydobyło się tylko krótkie "agl", po którym Shira usłyszała jeden z bardziej paskudnych odgłosów w życiu. Przypominał chrzęst towarzyszący powolnemu łamaniu grubej gałęzi, ale było w nim coś okropnego, co sprawiło, że po plecach przebiegły jej ciarki.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline