Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2016, 00:21   #31
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację

Wszystko zdawało się być w porządku i pod kontrolą. Czwórka svengardczyków, całkiem szybko zaadoptował do nowej sytuacji. Zdziwienie przeszło w ekscytację, które zmieniło się w mozolny trud poznawania nowego otoczenia.
Każdy z nowych członków załogi “Złotej Macki” zajął się sobą i na własną rękę odkrywał sekrety czarostatku, badał jego mechanizmy funkcjonowania i wetował zebrane księgi w poszukiwaniu wiedzy.


Niziołek, który całe życie żył w poczuciu odrzucenia, a czasami nawet poniżenia, zamknął się całkowicie w sobie i ze stosem zebranych ksiąg wszelakich zajął kajutę Jouna. Uporządkował wielkie, mahoniowe biurko wedle własnego zamysłu i potrzeb. Rozsiadł się wygodnie w miękkim fotelu, którego nogi i podłokietniki były bogato zdobione w misterną snycerkę. Po lewej ustawił sobie lampę oliwną, a po prawej stos zebranych ksiąg. Nie zważając na odgłosy dobiegające zza drzwi pogrążył się w lekturze.


Wizja opanowania prawdziwych zaklęć całkowicie zawładnęła jego umysłem. Każdy wes czytał po kilka razy, starając się dogłębnie zrozumieć jego sens. Zarówno ten oczywisty, widoczny na pierwszy rzut oka, jak i ten ukryty między wierszami. Jak bowiem mawiał jego mistrz “prawdziwa wiedza ukryta jest głęboko, bardzo głęboko, aby głupcy patrzyli, a nie widzieli” Kolejne frazy, słowa i sentencje wypalały się w młody i chłonnym umyśle niziołka.
Lekturę przerywał tylko na krótkie chwilę, gdy oczami wyobraźni widział siebie stojącego na wysokim wzgórzu. Wokół mrowi zbrojnych zmierzających w jego kierunku. A on jednym tylko skinieniem ręki, powalał kolejne zastępy przeciwników.


***
W tym czasie Sentine pod okiem Romualda, najważniejszego po Humphrey’u gifie, szkolił się w bitewnym fachu.
Wraz z Romualdem i dwójką innych gifów wyszli na galerię na fordek i tam sparowali czy to na tradycyjne i znane Sentine’owie miecze, czy też na kościane włócznie, zwane lotulis.
Młody adept zapoznał się też z obsługą bandoletów, które tak bardzo go zafascynowały. Okazało się, że to jedna z ulubionych broni gifów. Romuald ustawiał na samym dziobie różne przedmioty, a potem każdy z zebranych strzelał do nich na zmianę. Sentine szybko opanował umiejętność celnego strzelania. Gorzej szło mu z ponownym naładowaniem bandoletu, czy garłacza, ale jak powiedział Romuald:
- Masz do tego dryg, ćwicz, wyrabiaj nawyki, a szybko będziesz tak dobry, jak my.


***
W tym czasie Uli z pomocą potężnego shivaka przeniósł do swego kasztelu, gadającą skrzynię oraz wszystkie inne przedmioty, które uznał za cenne lub interesujące z tego, czy innego powodu.
Gadająca skrzynia, widząc co robi smok, zaczęła udzielać rad i wskazówek, jak urządzić nowo powstały skarbca.
- Wiesz… proponuję wszystkie księgi ułożyć w rogu po lewej, dzięki temu na środku bedzie można ułożyć worki z pieniędzmi. Może by je w ogóle rozsypać po podłodze. Będzie tak klasycznie. Przyjemnie i przytulnie i do tego te blask. Nie uważasz? Tak przy okazji jestem Shirin. To ponoć imię po jakieś niebiańsko pięknej księżniczce. Imię ładne, ale ja księżniczek nie lubię. Przeważnie są kapryśne i aroganckie. Smoki, to co innego… Wiesz może nasza znajomość nie zaczęła się zbyt fortunnie, ale myślę, że jak to mawiają “pierwsze koty, za płoty” Czy jakoś tak, to było. Jak mnie przeprosisz, to i ten gwałt ci puszczę w niepamięć. Wiesz, Rixdall wcale nie był lepszy. On też mnie wziął gwałtem, hi, hi.


Największą uwagę, poza lekturą ksiąg o czarostatkach, Uli poświecił na badanie dwóch czerwonych kryształów. Fascynowały go one od samego początku. Budziły drzemiące głęboko żądze i pragnienia. Do tego smok czuł bijący od nich magiczny blask. Za wszelką cenę chciał poznać ich sekret i moc.
- Rixdall nosił je zawsze na szyi. - mruknęła cicho Shirin - Ponoć przynosiły mu szczęście.
Uli rozsiadł się na workach z pieniędzmi, jeszcze nie zdecydował, czy rozsypać ich zawartość, czy nie i położywszy klejnoty przed sobą zaczął się w nie intensywnie wpatrywać.
Z każdą chwilę ich hipnotyzujący, czerwony blask wdzierał się coraz głębiej w smoczy umysł. Ich blask ogrzewał go niczym wielkie palenisko.
Uli dostrzegał coraz więcej szczegółów. Precyzyjną jubilerską robotę, idealną gładkość powierzchni, a w końcu i magiczną formułę wyrytą na jednej z krawędzi.
Zaklęcie było potężne i bardzo zmyślne. Wiązało ono magiczną esencję obu kryształów. Sprzężenie to zwiększało ich moc i pozwalało na zamknięcie we wnętrzu kolejnych czarów,
Uli w końcu dostrzegł też formułę aktywującą kryształy. Ucieszył się niezmiernie, a oczy wypełnił mu czerwony blask.


***
Kalem jako jedyny postanowił poświęcić część czasu na naukę panowania nad czarostatkiem. Nie była to rzecz łatwa. Nie tylko dla tego, że była to dla Kalema całkowicie obca dziedzina, ale przede wszystkim dlatego, że nigdy nie pobierał nauk magicznych. Okazało się jednak, że gdzieś głęboko drzemie w nim dar, moc. Moc, która objawiła się w momencie, gdy po raz pierwszy zasiadł na smoczym tronie. Ciekawe, co by powiedział jego ojciec, gdy zobaczył syna studiującego wielkie księgi i próbującego sterować statkiem, który przemierza kosmiczną przestrzeń. Przecież jego ojciec nie wiedział nawet, że istnieje coś takiego jak kosmiczna przestrzeń.
Kalem mógł liczyć tylko na siebie. Swoją intuicję, instynkt i wrodzony talent. Wyposażony w te zdolności oraz księgi opisujące czarostatki i podróżowanie nimi, musiał opanować sterowanie “Złotą Macką”


Po zapoznaniu się z podstawowymi manewrami, Kalem zebrał się na odwagę i ponownie zasiadł na smoczym tronie. Zamknął oczy i już po chwili poczuł jak jego ciało wypełnia przyjemne ciepło. Szpony mocno zacisnęły się na nadgarstkach chłopaka, ale nie był to zaborczy. Raczej silny, przyjacielski uścisk, który zapewniał o wzajemnym zaufaniu.
Pierwsze próby wykonania skrętu sprawiły, że cała “Złota Macka” aż zatrzęsła się w posadach. Syn stolarz musiał dokonać kilkunastu prób, aby wyczuć siłę z jaką musi to robić, aby manewr był płynny i odpowiednio szybki. O wiele gorzej poszła zmiana kierunku w płaszczyźnie pionowej. Kalem nigdy nie prowadził niczego, co mogłoby podobny manewr wykonać. Na dodatek brak punktu odniesienia sprawiał, że sam się gubił, gdzie góra, a gdzie dół. Będzie musiało minąć sporo czasu i wiele godzin na smoczym tronie, nim Kalem będzie mógł powiedzieć, że opanował w pełni te manewry.


Cytat:

T-10-XX-5210
Dzisiejszy dzień to nasz dzień. W końcu uśmiechnęło się do nas szczęście. Po latach niepowodzeń w końcu i dla nas zaświeciła gwiazdka pomyślności. O dzięki wam bogowie.
Widać nasze czyny się w końcu jakiemuś spodobały.
Toun, jak zawsze negatywnie nastawiony i uważa, że to spotkanie nie przyniesie nic dobrego wbrew pozorom.


T-10-XX-5211
Wczoraj zapomniałem wspomnieć co się w ogóle wydarzyło. Tak byłem podniecony.
A więc po kolei.
Jak zawsze czailiśmy się z Tounem w porcie, aby zakraść się na jakiś statek. Musieliśmy opuścić w końcu tą przeklętą planetę. Los sprawił, że wdarliśmy się na pokład “Dominy”
Piękny okręt, wspaniały. Od razu przykuł naszą uwagę. Schowaliśmy się w ładowni i ledwo oderwaliśmy się od ziemi zostaliśmy złapani przez kucharza. Już myślałem, że nasz żywot skończy się w kotle, ale zobaczył nas on. Krixor. Mroczny pan i jak się okazało potężny czarownik. Okazało się, że potrzebuje dwójki zmyślnych pomagierów i my pasowaliśmy, jak ulał. “Domina” nie była jego okrętem, tylko niejakiej lady Drusilli Steelfist. Okropna osoba, ale na całe szczęście nie mieliśmy z nią zbyt wiele doczynienia.
Krixor poprosił ją tylko o pomoc w zaabordowaniu pewnego statku. Okazało się, że doskonale znamy ten statek, jak i jego przeklętego właściciela. “Złota Macka” na której więził nas te potworny Rixdall.
Nasz nowy pan, także ma z nim na pieńku. Chciał on przejąć “Złotą Mackę” i pochwycić Rixdalla. Ponoć chodziło o jakąś mapę, która on ukradł.
W końcu po kilku dniach żeglugi natrafiliśmy na okręt Rixdalla. Atak był błyskawiczny i jakże dla nas pomyślny. Praktycznie bez strat przejęliśmy statek. Wszyscy skakali z radości.
Wszyscy oprócz Krixora, bo jak się okazało pomagierzy Rixdalla uciekli z mapą. Wściekły Krixor ciskał wokół przekleństwa i ze złości zamienił Rixdalla w kamienny posąg. Sam teleportował się gdzieś i powiedział, że będzie z nami w kontakcie. Tak, to właśnie całkowicie niespodziewanie zostaliśmy właścicielami wspaniałego statku. Mało tego pod naszym dowództwem zostało ośmiu gifów z którymi dokonaliśmy abordażu.
Wspaniała rzecz.
Dzisiaj nawet Toun myśli, że to jednak dobra rzecz.


T-11-XXI-5211
Dzisiaj dokonaliśmy pierwszego samodzielnego atku splądrowania statku. Napadliśmy ich, wyskakując na nich zza takiej małej planetoidy. W ogóle się nie spodziewali czegoś takiego. Obyło się praktycznie bez walki. Ucieszyło nas to zwycięstwo, choć łup nie był zbyt okazały.
Następnym razem będzie lepiej.


T-23-X-5212
Kolejny udany abordaż. Tym razem nas skarbiec zasiliła dość pokaźna suma. Grubas, który dowodził tamtą łajbą musiałby kimś ważnym. Nie mieliśmy jednak czas na dokładne wypytanie go o to, bo nadeszły posiłki i musieliśmy uciekać.
Złoto na szczęście udało się zabrać. Wszystko dzięki Humphreyowi. Trzeba go będzie awansować.


T-14-XI-5212
Odezwał się Krixor. Już prawie zapomnieliśmy kim on jest. Toun odczuł to dość boleśnie na własnej skórze. W sumie dobrze mu tak, nie musiał być aż tak opryskliwy.
Krixor dał nam zadanie. W sumie nic trudnego. Ponoć znalazł pomagierów Rixdalla. Mamy ich porwać i dostarczyć do jego siedziby. Ponoć po tej misji będziemy mogli lecieć wolni, gdzie tylko zechcemy.


T-18-XI-5212
Dotarliśmy na miejsce. Aż dziw, że ci wspaniali towarzysze broni Rixdalla ukryli się w takim zapadłym siole. Toun uśpił wszystkich, a gify przyniosly całą bandę na pokład. Jak sie tylko obudzą zaczniemy ich przesłuchiwać. Humphrey będzie się mógł wykazać. Cały czas się chwali, że był siepaczem Tectuktitlaya. Gif na Athasie? Jakoś nie chce mi się wierzyć. Zobaczymy, bo na pewno ta przeklęta banda Rixdalla nie będzie zbyt chętna do zwierzeń. Liczę na dobry i krwawy spektakl.

***
Czwórka ze Svengardu całkowicie pogrążyła się we własnych sprawach. Lektura ksiąg, czy dzienników. liczenie zrabowanych przedmiotów ich katalogowanie i badanie właściwości, czy też nauka fechtunku, zajęły ich całkowicie do tego stopnia, że zapomnieli gdzie się znajdują i gdzie byli jeszcze kilka godzin temu.
“Złota Macka” co prawda oddaliła się, dzięki manewrom Kalema, od złowieszczej Znikającej planety Nehzmyth. Jednak nie na tyle, aby wyjść z pola jej przyciągania. Nikt ze znajdujących się na pokładzie nie zdawał sobie z tego sprawy i nie wiedział, jakie to niesie ze sobą niebezpieczeństwo.
Czujne oczy Neogów nie mogły nie zauważyć dryfującego okrętu w obrębie ich rodzimej planety. Być może sam ten fakt nie zachęciłby ich do wyjście z nor i ruszanie śladem “Złotej Macki” Zdarzyło się jednak coś, co przekonało ich że warto to zrobić. Salwujący się ucieczką z okrętu Toun trafił bowiem wprost do leża jednego z ważniejszych Neogów. Aby ratować swoje życie opowiedział mu wszystko o “Złotej Macce” i o tym ilu niewolników znajdzie na ich pokładzie.
Kr’th’zen zwołał grupę pościgową i zabójczy “Pająk Śmierci” ruszył na łowy.


***



Donośny głos rogu wypełnił korytarze i kajuty “Złotej Macki” Żaden ze svengardczyków nie wiedział, co to oznacza. Wszyscy jednak czuli, że nie zwiastuje, to nic dobrego. Cała czwórka spotkała się w korytarzu w pobliżu mostka. Ku ich zaskoczeniu przy ścianie stał pięcioosobowy oddział gifów. W idealnie dopasowanych i wygładzonych mundurach, z bronią w ręku i pasami amunicji przewieszonymi przez pierś, wyglądali doprawdy imponująco.
- Co się dzieje? - zapytał Kalem, stojącego najbliżej gifa o imieniu Ferdynand.
- Melduje panie kapitanie, że Romuald wszczął alarm.
- Alarm? Jaki alarm?
Donośne dudnienie zwróciło oczy wszystkich na schody. Zbiegał z nich właśnie Romuald, gif który w hierarchii oddziału był zaraz z zmarłym Humphrey’em. Po raz kolejny dowiódł, że nie bez kozery zajmuje tę właśnie pozycję. Jako jedyny pamiętał o obowiązkach i przez kilka godzin pełnił wartę na gnieździe.
- Meeeludujee - wysapał zdyszany Romuald - paniee kaaapitanie, że w naszą stronę zbliża się “Pająk Śmierci”
Widząc zdziwioną minę Kalema, jak i pozostałych wyjaśnił szybko:
- To bojowy okręt Neogów. Musimy uciekać.



 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline