- Jasna cholera! - Zaryczał Kalem na wpół wściekły, na wpół spanikowany. Przez cały ten czas całkowicie, ale to całkowicie nie zdawał sobie sprawy z faktu, że w sumie dryfują sobie w kosmosie i w sumie z dziennika Jouna wynikało, że są statkiem pirackim. Statek nie może sobie ot tak dryfować.
Nazwany kapitanem syn stolarza poczuł się do odpowiedzialności, by spróbować zapanować nad sytuacją.
- Uli, jest jakiś sposób, żeby ten czarostatek leciał szybciej niż po zwykłym mentalnym “Naprzód najszybciej jak się da” od osoby siedzącej w sterze? Można go jakoś dodatkowo przyspieszyć? - Zadał pytanie mechanicznemu smokowi.
- Sentine, Valand, spróbujcie zorganizować jakieś przyspieszenie tej łajbie zgodnie z zaleceniami smoka. Romuald, trzeba obsacić działa obronne na wypadek gdyby ten “Pająk Śmierci” zbliżył się zanadto. Tak jak mówisz, musimy uciekać. Liczę, że każdy z was da z siebie wszystko w tej kwestii.
Kiedy tylko udało się wszystko w miarę szybko ustalić, Kalem wziął głęboki oddech, by się uspokoić. Usiadł z powrotem w tronie sterującym i nakazał czarostatkowi oddalenie się z ich aktualnej pozycji jak najszybciej. Chciał uniknąć nagłego szarpnięcia statkiem i starał się rozpędzić machinę w rozsądnym tempie, by nie uszkodzić żadnej jego części (albo załogi). Nie mniej jego zamiarem było nabrać jak największej prędkości w możliwie krótkim czasie.
Mężczyzna w miarę możliwości starał się obserwować ze steru tyły statku, by mieć “Pająka Śmierci” na oku, jednak nie kosztem utraty szybkości. Bardzo, ale to bardzo nie chciał się tak szybko spotykać z kolejnym (prawdopodobnie lepiej uzbrojonym) wrogiem.