Gunther jakoś nie kwapił się zaglądać do chłopskiej chaty. Choć w strażniczym kodeksie coś tam stało o chronieniu ludności i pilnowaniu porządku, a krzyki wskazywały, że czyjeś bezpieczeństwo mogło być zagrożone, wykidajło byłby pojechał dalej, gdyby nie ich praworządni towarzysze, co to w każdą kabałę się wpakują nawet jeśli nie śmierdzi od niej groszem.
Sprzeczka Juleczki i jej lubego okazała się jednak dość zabawna, co niejako wynagradzało marnowany właśnie czas. Do czasu gdy w perymetrze nie pojawiły się groźby użycia noża. Słoneczko świeciło, drzewka szumiały, wietrzyk miło głaskał po buzi, a Juleczce wzięło się na szlachtowanie nieboraka za to, że zamoczył gdzie nie trzeba, a co gorsza dał się na tym przyłapać. Głupota powinna być przestępstwem samym w sobie, choć wtedy Leuden byłby zobowiązany sam siebie aresztować za notoryczne na tym polu wykroczenia.
- Hej, kmioty! - huknął Gunther z obejścia, wciąż siedząc rozparty w siodle - Co się tam do kurwy nędzy dzieje? Drzecie się tak, że was za miedzą słychać.
Osiłek podrapał się po brodzie i po chwili dodał dość istotny szczegół, który odróżniał ich troskę od wścibstwa sąsiadów, czy niezdrowego zainteresowania przypadkowych zawalidrogów.
- Straż hrabiowska pyta.