|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
04-12-2016, 23:31 | #271 |
Reputacja: 1 | Gdy wyszli ze strażnicy było wczesne południe, pogoda była dość ładna, choć - jak to na Wschodzie, od czasu do czasu dało się odczuć podmuchy zimnego, ostrego wiatru spływającego z Gór Krańca Świata. Miasto było trochę ospałe, wszak dopiero co skończyły się dni targowe, sprzedawcy pozbyli się dużej ilości asortymentu i wielu z nich obecnie czekało na zapasy od swoich zaufanych dostawców. Hans szansa na znalezienie strzał ogłuszających przy posiadanym czasie 30%= d100=40 brak towaru Niestety, o ile nie miał problemu z zakupem noży i pasa, o tyle odnalezienie strzał z końcówkami ogłuszającymi okazało się niemożliwe. Przez nie zmarnował też praktycznie cały pozostały czas na zakupy, chodząc za wskazówki następnych sprzedawców, którzy mówili, że oni co prawda pożądanego towaru nie mają, ale może je sprzedawać taki czy owaki delikwent mieszkający dwie ulice dalej. Przynajmniej wyglądało na to, że dokładna mapa, którą zakupił wcześniej za mała fortunę wreszcie okaże się przydatna. O ile bowiem droga do Burgenhofu była jeszcze w miarę jasna i powinna im zając nie więcej jak 4 dni, o tyle dalej musieli już polegać na nieutwardzonych, często źle utrzymywanych bądź meandrujących po uroczyskach i bagnach traktach. Na mapie wiele z nich było dodatkowo oznaczonych, a do niektórych znaleźć się dało dodatkowe uwagi nakreślone na odwrocie. Gdy czwórka strażników podejmowała się mniej lub bardziej zaawansowanych wypraw handlowych, na tyłach strażnicy, gdzie mieściły się stajnie, siodłano już ich konie. Gunther zdecydował się na zaprawionego w boju Siwucha, którego niegdyś własnoręcznie poskromił, reszcie zaproponowano dwa młode i silnie wyglądające pstrokate ogiery. Ostatnim koniem okazał się smukły kasztan należący wcześniej do samego kapitana Holzkopfa. Ostatnio edytowane przez Tadeus : 04-12-2016 o 23:37. |
08-12-2016, 00:13 | #272 |
Reputacja: 1 | Zakupy... Jak to dobrze brzmi, zwłaszcza że Kieska zamierzał poważnie zadbać o własne bezpieczeństwo. Nic tak nie przybliża człowiekowi świadomości kruchego żywota, którym bogi go obdażyły niż niedawna mieczowa rozróba. Kwatermistrz miejski widział podpis kapitana wystarczająco wiele razy by nie robić większych oporów, zwłaszcza, że Hans zapuścił wcześniej żurawia w stany magazynowe i wiele na dokumencie z zapotrzebowaniem nie wypisał. A nowy miecz i kirys z demobilu aby doposażyć dowódcę patrolu na daleką misję nie były podejrzane, podobnie jak proch. Trudno nie było, zapotrzebowanie na proch, strzały, prowiant i obrok kapitan zatwierdził, więc podpisał bez mrugnięcia okiem. Hans tylko dopisał potem dwie pozycje, a że cały dokument był jego sprawną ręką sporządzony to wszystko się zgadzało. Gdy wyruszali, Kieska prezentował się doskonale: Koń był kapitański, morion błyszczał, na kirysie był tabard z hrabiowskimi barwami. Rozkazy i poprzednią mapę schowane w solidnym skórzanym tubusie przytroczył do siodła. Od razu widać że już nie był on byle chłystek, a urzędowa persona, co powinno ułatwić wiele spraw. I zwiększyć wysokość kieskowego, które zamierzał ściągać jak tylko kapłan się odwróci...
__________________ Bez podpisu. Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 09-12-2016 o 10:39. |
08-12-2016, 22:57 | #273 |
Reputacja: 1 | Kwadrans. Tyle zajęło młodemu Hansowi przetaczanie się po mieście z prędkością błyskawicy szukając potrzebnych mu towarów. O ile noże do rzucania i sztylet pozyskał bez problemu, o tyle strzały ogłuszające stały się igłą w stogu siana. Nie było ich, a jeśli były to miał za mało czasu by je odnaleźć. Bolało go to, ale były inne miasta na drodze, miasta w których być może je znajdzie, choć wątpił, by w nich nocowali. Termin gonił, a zbieg z każdą sekundą oddalał się niezwłocznie w kierunku Stirlandu. Myśliwy podchodził do sprawy osobiście. Łowca i zwierzyna, a że należał do tych co to nie popuszczają, aż nie upolują...
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |
11-12-2016, 14:22 | #274 |
Reputacja: 1 | Johann zakupił ciepły wełniany ciepły płaszcz, z głęboki kapturem dobrze chroniącym przed deszczem i zimnym wiatrem. Do tego kilka stóp płótna na bandaże i butle podłego spirytusu do oczyszczania ran. Tak wyekwipowany ruszył do stajni, tam czekał już przeglądając mapę Łowczy i starszy strażnik - ubrany tak jak by ruszał na jakąś paradę. Widząc to Kapłan pokiwał głową wspiął się na konia i rzekł do pozostałych. -Widzę że gotowi do drogi jesteśmy, widzę mości Łowczy że mapa sprawdzona i trasa już ci dobrze znana. Widzę Herr Apfel żeś też gotowy, prawie jak na paradzie w Altdorfie u mości Cesarza się prezentujecie - przynajmniej bandyci czy inne zbiry będą wiedział do kogo strzelać pierwszego Herr Apfel. Dodał z przekąsem, po czym nasunął na głowę kaptur oczekując na to aż pojawi się osiłek.
__________________ ''Zima to nieprzyjemny czas dla jeży, dlatego idziemy spać'' |
11-12-2016, 21:44 | #275 |
Reputacja: 1 | Leuden spóźniał się za sprawą swego starego przyjaciela Siwucha, który uparł się, że ze stajni nie wyjdzie, a kiedy już wyszedł co rusz okazywał niezadowolenie z faktu, że musi podróżować w towarzystwie obcych mu, poza kapitańską, szkap co skwapliwie wyrażał kłapiąc zębami, potrząsając łbem i nieomal zrzucając wielkoluda z grzbietu. Ostatecznie za swe zasługi otrzymał kilka pańskich smagnięć nahajką co ostatecznie uspokoiło zwierzę, jednak nie dość by od czasu do czasu zastrzyc uszami, albo parsknąć niby pogardliwie w stronę innych wierzchowców. Sam Gunther niewiele się zmienił, może strój mu się wygładził jako i świeżo ogolona gęba, jednak najwięcej nowego wniósł strażniczy hełm podbity wełnianym czepcem tkwiący na baryłkowatej łepetynie, jako i hrabiowska liberia wciśnięta na przeszywanicę. Przy siodle wisiał pokaźny arsenał strażniczego żelastwa, w tym siekiera i młot założone w poprzek, toboły z prowiantem i inne tajemnicze wory zawierające bogowie wiedzą co. - Ruszamy, panienki. Heja! Wykidajło kopnął Siwucha, który zgodnie z oczekiwaniami ledwo zadreptał w miejscu wciąż solennie obrażony na towarzystwo reszty wierzchowców, póki Gunther nie szarpnął końskiego ucha i nie warknął czegoś co prawdopodobnie mogło dotyczyć rychłego spotkania z nahajką. Zwierzę spuściło łeb zaczem ruszyło przed siebie swego szpetnie uśmiechniętego jeźdźca. |
11-12-2016, 22:58 | #276 |
Reputacja: 1 | Ruszyli ostro z kopyta, by wykorzystać jak najwięcej z ciepłego, wiosennego dnia. Wypoczęte i zadbane wierzchowce szły miarowym prędkim tętentem po utwardzonym, dobrze zadbanym trakcie. Również i uparty ogier Gunthera po zastosowaniu odpowiedniej motywacji dotrzymywał tempa. Po jakimś czasie, wydawało się nawet, że coraz to próbował wysuwać się na prowadzenie, jakby konkurując uparcie z wypielęgnowanym, rasowym wierzchowcem niosącym na grzbiecie wypiętego dumnie i okraszonego hrabiowskimi barwami Kieskę. Sztuka przetrwania Kieska d20=14 porażka Hans d20=11 sukces Gunther d20=8 porażka Johann d20=5 porażka Myśliwy cieszył się z bezproblemowej jazdy, wszak przyszłe odcinki mogły być znacznie trudniejsze. Tutaj nie potrzebował nawet mapy, droga była dobrze zadbana, kierunek jasny, mógł rozkoszować się szumem wiatru w uszach. Wpadli w następny leśny zagajnik, wystraszone ptaki poderwały się z gałęzi i poszybowały ku niebieskiemu niebu... Podążył za nimi wzrokiem. I wtedy go zobaczył, dużego czarnego kruka mknącego po niebie. Nie był w stanie powiedzieć o co chodziło, ale coś w jego zachowaniu nie było naturalne, nie wyglądał jakby szukał miejsc do żerowania, nie zataczał kręgów na niebie, nie leciał w stadzie, tylko mknął jak po linii. Dodatkowo myśliwemu wydawało się, że podobnie zachowującego się kruka widział tego dnia już wcześniej, ale nie był w stanie... I wtedy usłyszeli potworny, przeszywający kobiecy krzyk. Trakt, którym mknęli przebiegał akurat koło małej rzeczki, przy której znajdowało się niewielkie gospodarstwo z młynem. Na podwórzu nie widać było nic podejrzanego. I wtedy coś huknęło i dało się słyszeć tłukące się naczynia. Hans spojrzał znowu w niebo, ale po kruku nie było śladu. Ostatnio edytowane przez Tadeus : 11-12-2016 o 23:00. |
13-12-2016, 16:40 | #277 |
Reputacja: 1 | Hans oswajał się z nowym wierzchowcem. Był silny, wytrzymały, ale pod żadnym względem nie prowadził się tak gładko jak Gwiazdeczka... w chwilach takich jak ta człowiek czasami się zastanawia czy stary koń wierzchni nie jest lepszy, aby od nowego. Niestety decyzja została podjęta, a go czekała przeprawa z nowym koniem. Może jeszcze się do niego nawyknie?
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |
15-12-2016, 00:23 | #278 |
Reputacja: 1 | Kapłan słysząc słowa Łowczego, spiął tylko konia by się zatrzymał i powiedział do reszty. -Tak nie ma co czekać, ruszajmy. Po czym skierował konia w kierunku gospodarstwa, przy okazji wyciągając już swój miecz.
__________________ ''Zima to nieprzyjemny czas dla jeży, dlatego idziemy spać'' Ostatnio edytowane przez Orthan : 15-12-2016 o 19:58. |
15-12-2016, 19:01 | #279 |
Reputacja: 1 | Gdy zbliżyli się do zabudowań, dźwięki i głosy stały się wyraźniejsze. - A bodajby ci ta marnawa kuśka do resztek zgniła!!! Ty łachudro, ty krowi placku, TY GÓWNIA... NIE DOTYKAJ MNIE!!! - Ale Juleczko, przecie ja nie wiem, o co... - odpowiedział, a właściwie odpisnął męski głos. Wymiana zdań najwyraźniej miała miejsce w głównej izbie gospodarstwa. - MYŚLISZ, ŻE NIE WIEM!!! MYŚLISZ, ŻE NIE WIDZĘ! A MASZ, PSI SYNU, KMIOCIE KAPRAWY!!! - znowu rozległ się łomot. - POZNAŁAM SIĘ JUŻ JAK SE TĘ NOWĄ MYCKĘ Z KUTUSIKAMI NABYŁEŚ! BY ZA PAŃSKO ROBIĆ I PO OBEJŚCIACH SIĘ CAŁYMI DNIAMI WŁÓCZYĆ!!! - to wydawało się prawie niemożliwe, ale tubalny ryk kobiety stawał się coraz głośniejszy, dało się w nim wychwycić już nawet rzężenie dobywające się z głębi jej wstrząsanych wściekłością płuc. - Ale Juleńko, przecie ja ino... Przerwał mu dźwięk rozbijanej ceramiki. Rozbrzmiał też bolesny jęk. - GERDRUD MI POWIEDZIAŁA! MŁODZIUTKIEJ SIKORKI CI SIĘ ZACHCIAŁO, CO STARY CAPIE? TAK MNIE NA POŚMIEWISKO CAŁEJ WSI WYSTAWIĆ, JA CI ZARAZ...!!! - O nie... Julka, Juleczka... schowaj no ten nóż, nie żartuj!!! - pisnął. |
15-12-2016, 23:41 | #280 |
Reputacja: 1 | Gunther jakoś nie kwapił się zaglądać do chłopskiej chaty. Choć w strażniczym kodeksie coś tam stało o chronieniu ludności i pilnowaniu porządku, a krzyki wskazywały, że czyjeś bezpieczeństwo mogło być zagrożone, wykidajło byłby pojechał dalej, gdyby nie ich praworządni towarzysze, co to w każdą kabałę się wpakują nawet jeśli nie śmierdzi od niej groszem. Sprzeczka Juleczki i jej lubego okazała się jednak dość zabawna, co niejako wynagradzało marnowany właśnie czas. Do czasu gdy w perymetrze nie pojawiły się groźby użycia noża. Słoneczko świeciło, drzewka szumiały, wietrzyk miło głaskał po buzi, a Juleczce wzięło się na szlachtowanie nieboraka za to, że zamoczył gdzie nie trzeba, a co gorsza dał się na tym przyłapać. Głupota powinna być przestępstwem samym w sobie, choć wtedy Leuden byłby zobowiązany sam siebie aresztować za notoryczne na tym polu wykroczenia. - Hej, kmioty! - huknął Gunther z obejścia, wciąż siedząc rozparty w siodle - Co się tam do kurwy nędzy dzieje? Drzecie się tak, że was za miedzą słychać. Osiłek podrapał się po brodzie i po chwili dodał dość istotny szczegół, który odróżniał ich troskę od wścibstwa sąsiadów, czy niezdrowego zainteresowania przypadkowych zawalidrogów. - Straż hrabiowska pyta. Ostatnio edytowane przez Dziadek Zielarz : 17-12-2016 o 00:55. |