Vilasnir Darawin
Zaklinacz szedł przy orku i śpiewał mu kołysankę o Wielkim Kurczaku, który przychodzi w nocy i usypia śpiące dzieci. Nagle coś się poruszyło w krzakach.
-To Wielki Drób przyszedł uśpić to dziecko! Kołysanka działa!-krzyknął i rzucił się w krzaki, ale za chwilę zaobserwował ruch nieco dalej. Znowu rzucił się, lecz niczego tam nie zobaczył.
-No i poszedł sobie. Znowu muszę usypiać tego młodzieńca. Ehh...-powiedział, ale nie dokończył gdyż usłyszał jak ktoś krzyczy, więc obejrzał się i zauważył, że to zielonkawe dziecko uciekło.
-Spuścić takie dziecko na chwilę z oka, a ono już bawi się w chowanego-mruknął, a następnie pobiegł w stronę głosu. Już po chwili zobaczył orka i jakiegoś mężczyznę.
-Tu jesteś! Pora na spanie, a nie na zabawy-powiedział stanowczo i pociągnął orka za rękę, lecz tamten stał.
-Nóżki bolą? To chodź na rączki. Dziadziuś ponosi dzidziusia-podszedł do mężczyzny i schylił się, żeby go podnieść, lecz przy tej próbie strzeliło mu w krzyżu.
-Co ta mamusia dawała ci do jedzenia?-zapytał i ponownie pociągnął go za rękę, ale po raz kolejny tamten stał nieruchomo przyglądając się dziwnemu starcowi robiącemu dziwne rzeczy.
-MASZ IŚĆ JAK STARSZY KARZE! NIE BECZEĆ MI, BO KARA SIĘ NALEŻY-wrzasnął i złapał orka za ucho, ciągnąc w dół-Za karę nie opowiem ci bajeczki na dobranoc i usypiasz przy zgaszonym świetle-groził mu palcem. Niestety Zaklinacz po raz kolejny uwolnił jedno ze swoich zaklęć. Tym razem z palca strzelały mu miliardy piekielnie gorących iskier, które posypały się podpalając wszystko wokoło. Chcąc ugasić ogień, Vilasnir okładał swoją laską wszystko co było w jego zasięgu w tym nieszczęsnego orka i siebie. Wtem przyszła mu do głowy genialne myśl.
-Ogień można zgasić ogniem!-powiedział uradowany.
-NIE!-krzyknęli szczególnie głośno rycerz z krasnoludem, gdyż widzieli już mini krater i eksplozję.
-Oooo... No dobrze-powiedział zasmucony i zaczął myśleć, przeczuwając zagrożenie, prawdziwe ja Zaklinacza wyrwało się spod jarzma szaleństwa na tyle długo, by ugasić rosnący ogień. Kilka gestów, a ogień zgasł zostawiając gdzieniegdzie małe wysepki wypalonej trawy. |