Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2016, 14:17   #34
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Alice i Sharif cz.1 - o koźlątkach i echu wilka złego

Sharif zamarł w bezruchu, rozglądając się bezradnie po pomieszczeniu. Czuł silne szarpanie w prawym przedramieniu. Oddychał ciężko i patrzył na masakrę, jaką tu urządzili Rosjanie. Zawiódł ich. To on ściągnął tu Alice i jej znajomych. Gdyby wtedy, w hotelu, posłuchał rozsądku i nie wszczął pościgu, może rzeczy potoczyłyby się inaczej. Jednak teraz było już za późno. Jemu po starej znajomości wpakują kulkę w łeb, co chyba byłoby najłagodniejszym rozwiązaniem. Alice z kolei… Może czekać taki sam los jak Clem.
- Allahu… - jęknął, sparaliżowany. - Zlituj się nad nami.

Łup.
Łup, łup.
Łup, łup, łup…
Serce Alice dudniło ciężko w jej klatce piersiowej, niczym cegła wrzucona do betoniarki, której ktoś właśnie podwyższał obroty. Kark jej zesztywniał, a nieprzyjemna woń, która unosiła się w pomieszczeniu, tylko zaostrzała efekt. Alice nie była komandosem. Nie była mafiozem. Nie była zbrodniarką.
Od zawsze widywała jednak różne rzeczy.
Łupłupłupłupłup…
‘To Nieprawdolandia’ - odezwał się głosik w jej głowie. Wszystko jakby zwolniło naokoło niej. To było proste i trudne zarazem. Przecież kto decydował o tym, co było Prawdziwnością, a co nie?
JA - Nie-Szalona Alice.
Niczym nawiedzona, Alice przeszła pomieszczenie, spoglądając na postać skulonego Rosjanina, a potem podeszła do zwłok dziewczyny, szturchając je stopą. Cóż, najwyraźniej nie wstaną się przywitać.
Była szalona?
A może jej rzeczywistość była po prostu nieco inna od tej dobrze wszystkim znanej?
Widywała i gorsze rzeczy.
Echo ostrzegające, że nieostrożna, może podzielić los tej tu mięsnej kukły, sprowadziło jej uwagę na Sharifa i Rosjanina. Półprzymkniętymi oczami popatrzyła po jednym i drugim.
- Zły wilk jest głodny. Wynośmy się stąd koźlątka. Już - buchnęła na nich, ale nie podnosząc głosu zbyt mocno. Rozsupłała niedorzeczne wiązanie na rękach. Spojrzała na okno, a potem na kij w ciele zwłok.
Odbiło jej się Lionem i bułką z marmoladą, ale zignorowała to. Okropności. Rozejrzała się i zawiesiła spojrzenie na kratce wentylacyjnej. Podniosła jedną rękę i palcem wskazującym pokazała jedno wyjście, zaraz podniosła drugą i wskazała okno
- Którędy koźlątka uwieją? - zapytała melodyjnie, jakby układała bajkę dla dzieci.

Irakijczyk spojrzał na Alice nieobecnym wzrokiem i zamrugał, jakby widział ją po raz pierwszy. Potarł potylicę, jeszcze bardziej rozcierając krew i przyjrzał się swojej rękawiczce.
- Nie… Nie chciałem, by do tego doszło… Proszę, wybacz mi… - odparł, będąc równie wyobcowany, co zapłakany Pyotr. Jedno było pewne, ani z niego ani z Sharifa rudowłosa nie będzie miała teraz większego pożytku w planowaniu ucieczki.


Alice podniosła do tej pory zwieszoną głowę. Opuściła obie ręce, bowiem najwyraźniej decyzja nie padnie od koźlątek.
Głupie, małe koźlątka.
Zacmokała, jak roczarowana babcia, gdy wnuczek powie ‘kulwa’.
Zwróciła głowę w stronę, skąd poczuła przeciąg… A potem zaczęła śpiewać. Śpiewać czysto po rosyjsku…

[media]http://www.youtube.com/watch?v=vEdCN9GZD0E[/media]

Zmrużyła oczy i chciała zobaczyć, skąd to ten język chłodny, niczym ten samej Śmierci, odważył się musnąć jej skórę.

Śpiew niósł się tunelem, odbijał się od metalowych ścian i powracał zwielokrotnionym echem do Alice. Nietoperze używały echolokacji, ale zdawało się, że nie tylko one potrafiły korzystać z tej umiejętności. Wszystko wskazywało na to, że przejście za wywietrznikiem jest - mniej lub bardziej - drożne. Skorzystanie z niego zdawało się co najmniej możliwą alternatywą. Kołysanka dobrze niosła się wentylacją i zapewne niejedna osoba będzie miała tej nocy trudności z zaśnięciem.

Jednak nie tylko to zwróciło uwagę Alice. Im bliżej znajdowała się kraty, tym silniejsze podmuchy powietrza czuła. To... to nie było normalne. Przeciąg przecież nie mógł wystąpić w pomieszczeniu z pozamykanymi oknami i drzwiami, kiedy jedynym otworem jest wywietrznik. Ale... co z tego wynikało?

Alice skupiła swoje spojrzenie na wywietrzniku. Podeszła na tyle blisko, by móc dotknąć go dłońmi i nie przestając śpiewać pogładziła go z czułością, jak pani swojego grzecznego psiaka, który właśnie poprawnie wykonał sztuczkę i zasłużył sobie na nagrodę. Zaczęła więc sprawdzać jak odczepić kratkę. Melodia kołysanki powoli cichła w jej gardle, aż w końcu zamilkła. Jednak echo zaśpiewało kilka sekund dłużej
- Koźlątka! Tędy nas wilk nie znajdzie… - oznajmiła, a czy panowie zrozumieli co do nich mówi, to chwilowo jej nie zajmowało. Teraz walczyła z kratką. A potem będzie wrzucać w nią głupiutkie koźlątka… Została przymocowana do ściany śrubami. Wszystko wskazywało na to, że potrzebny będzie śrubokręt, aby pozbyć się jej… i szczęśliwym trafem akurat jeden znajdował się w pomieszczeniu. Niestety nie była wystarczająco silna, aby usunąć przeszkodę bez pomocy narzędzia zbrodni… chyba że zmobilizowałaby Sharifa lub Pyotra, których widok zmasakrowanych zwłok w dalszym ciągu paraliżował.
Alice widząc śruby, które wymagały użycia narzędzia, lub siły, aby otworzyć im drogę dala od wilka, westchnęła. Ustąpiła krok od kratki. Popatrzyła po silnych mężczyznach… Nie… Koźlątkach, trzęsących się i kulących kopytka ze strachu… Potem spojrzała na śrubokręt. Był brudny… Alice popatrzyła po sobie, po czym podeszła do Sharifa
- Koźlątko! Rozbierz się - zarządziła. Przyjrzała mu się jeszcze, biedne koźlątko mogło jednak zaraz źle zrozumieć i zacząć ściągać spodnie, dlatego uściśliła stukając palcami w kamizelkę
- To starczy - powiedziała i jak się nie ruszył, to sama zaczęła go rozodziewać…

Sharif oddychał głęboko, wciąż nie mogąc doprowadzić się do porządku. Wzrok miał rozbiegany, a po twarzy spływał mu pot. Spojrzał na Alice, jakby nie rozumiejąc, co do niego mówi.
- S-słucham? - zapytał, dopiero teraz skupiając na niej wzrok i marszcząc czoło w zamyśleniu.


Alice popatrzyła na niego. Musiała zadzierać głowę, by patrzeć mu w oczy. Nie było czasu na wyjaśnianie!
- Kratka. Śrubokręt. Koźlątko, daj to ubranie, albo wykop kratkę. Szybciutko, szybciutko… - powiedziała, skoro ten jednak postanowił powiedzieć cokolwiek. Może nie był aż takim struchlałym koźlątkiem? Tiktaktiktak…
- Szybciutkooo… - mówiła i zerknęła na Rosjanina, a potem na drzwi wejściowe.
Irakijczyk potarł czoło dłonią, rozsmarowywując znajdującą się na rękawiczce krew i pozostawiając szkarłatny ślad. Zmrużył oczy, jakby próbował sobie coś przypomnieć i szybkim spojrzeniem ponownie otaksował pomieszczenie, w którym się znajdowali. Zaczął dostrzegać więcej detali, bowiem nie skupiał się już tylko na zmasakrowanej kobiecie. Mimowolnie zerknął na okno a potem na kratkę wentylacyjną.
Coś musiało mu zaskoczyć w głowie, bowiem na chwilę wydawał się jakby trzeźwiej myślący. Wrócił spojrzeniem w dół, przyglądając się twarzy rudowłosej. Otworzył usta, jakby próbował coś powiedzieć, ale chyba zrezygnował, bowiem ostatecznie uniósł wciąż trzęsące się dłonie do guzików kamizelki i zaczął ją dość niezręcznie rozpinać. Ostatni guzik wręcz wyrwał. Na koniec zsunął mundurek obsługi hotelowej i wręczył go kobiecie. Sharif chyba nie był do końca pewien, co planowała Alice, ale najwidoczniej był w małym stanie jej pomóc.

Alice pokiwała głową. No, chociaż koźlątko się jednak ruszyło. Wzięła od niego kamizelkę, po czym zawiesiła się na chwilę
- Rękawiczki koźlątko, też daj - dodała po chwili wyciągając rękę, zginając i rozginając szybciutko swoje delikatne palce.
Mężczyzna po kolejnej chwili zastanowienia wziął się za ściąganie wspomnianych rękawiczek. Niestety były wilgotne od krwi, a dłonie mu drżały, więc niezbyt mu to wychodziło, a ręce ślizgały. Ostatecznie, chyba ze zdenerwowania, włożył palucha do ust i przygryzając materiał, odciągnął głowę w tył, zsuwając rękawiczkę. To samo zrobił z drugą. Później zaś wręczył obie rękawiczki dziewczynie.
- Co… co chcesz zrobić? - zdołał wreszcie zapytać.
Alice czekała stukając palcami o dłoń. Gdy wreszcie je ściągnął, wzięła i założyła je na swoje ręce, jakby kompletnie ignorując że są wilgotne od potu i od krwi. Wzięła kamizelkę w ręce i podeszła do śrubokrętu. Koźlątko Sharif chciało odpowiedzi co będzie robić? No to już ją dostało. Dziewczyna zaczęła wycierać śrubokręt, a potem, jak był względnie ‘czysty’, odrzuciła kamizelkę i ruszyła z nim, aby poodkręcać śrubki w kratce. Udało się bez najmniejszego problemu. Jedynie nieprzyjemny zapach sprawiał, że Alice raz, czy dwa miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje.

Aby wejść do szybu, mogli podstawić krzesła, lub też stół. Pyotr - w przeciwieństwie do Sharifa - wydawał się ciągle w tym samym stopniu nieobecny i sparaliżowany. Tymczasem Khalid spojrzał przez zabite okno. Ujrzał na skraju horyzontu nadjeżdżające radiowozy policyjne. Dźwięk syren stopniowo narastał, przeszywając wieczorną ciszę.

Gdy szyb był otwarty, Alice odrzuciła śrubokręt, po czym ściągnęła siebie rękawiczki.
- Koźlątka, droga ucieczki jest tędy. Chodźcie, albo zostańcie - powiedziała zwracając się do nich, po czym zajrzała do środka, robiąc parę kroków. Zaczęła się rozglądać, co najlepiej się przyda, żeby tu podsunąć. Czekała przy okazji, aż koźlątka się ruszą. Podeszła do nich nawet nieco bliżej, czekając na jakiekolwiek reakcje.
Panika Sharifa znowu urosła, kiedy zobaczył zobaczył zbliżające się radiowozy.
- Jadą tu… - powiedział trwożnie. - Jadą tu po mnie… Zabiłem tamtego narkomana i mierzyłem z broni do cywilów... - Sharif podszedł do okna i oparł się o deski, zwieszając głowę.
Alice popatrzyła to na jednego, to na drugiego.
Czyżby ogłuchli?
Podeszła do okna i spojrzała gdzie patrzył Sharif. Widząc policyjne syreny, błyski świetlików w oddali, położyła rękę na ramieniu załamanego koźlątka, po czym pociągnęła go. Irakijczyk jednak nie poruszył się za wiele. Właściwie wcale. Wciąż był w tym swoim szoku i nie mógł podjąć żadnej akcji, oprócz wpatrywania się tępo przed siebie i mruczeniem pod nosem.
- Rusz się! - rzuciła na koźlątko. Spojrzała na Rosyjskie koźlę. Podeszła zaraz do niego i złapała go za nadgarstek. Miała ciepłe dłonie.
- I ty. Rusz się. Chcesz zostać zjedzony?! - zaczęła na nich burczeć i próbowała poganiać.
Pyotr potrząsnął głową i spojrzał na Alice, jak gdyby pierwszy raz ją zobaczył.
- Po co uciekać? - zapytał. - Przecież… jeżeli on… jeżeli tylko zechce nas dopaść, to zrobi to - wyjaśnił zrezygnowanym tonem. Jego spojrzenie wciąż było nieobecne, jak gdyby tak naprawdę znajdował się w jakimś zupełnie innym miejscu. - Smoki od zawsze zjadały koźlęta, nie uciekniemy od przeznaczenia - mocniej objął kolana uściskiem.
- Od przeznaczenia się nie ucieka! Zmienia się je własnymi rękami! - buchnęła Alice na Rosjanina.
- Nie bądź głupim koźlątkiem, bądź kamieniem w brzuchu, jeśli już musisz zostać pożarty. Ale nie musisz. Wyjdziemy stąd, a świetliki zajmą się wilkiem! - była zła na taką postawę. Nie lubiła, gdy ktoś skreślał swój żywot tak lekko.
- Ale… - Pyotr podniósł ręce, ukazując zakrwawione dłonie. Wpatrzył się w nie tępo. - Jak ja mam dalej żyć? Czy powinienem? Nawet teraz… robię z siebie ofiarę, podczas gdy… - spojrzał na zwłoki kobiety. - Czy nie zasługuję na to samo? - nawiązał kontakt wzrokowy z Alice. - Nie brzydzisz się mnie? Nie… nie boisz się mnie?
Alice patrzyła na niego, po czym zmrużyła lekko swoje śliczne ślepia
- A chciałeś tego? To była twoj wola? Sam z przyjemnością zrobiłeś z niej kukłę? - zapytała
- Brzydzę się innych rzeczy. Nie zagubionych koźlątek. - dodała po rosyjsku, po czym wyprostowała się i spojrzała na Sharifa - koźlątko przy oknie
- Ruszcie się! - zakomenderowała, po czym podeszła do szybu i zaczęła tam wchodzić. Nie było czasu na poganianie ich dalej. Jeśli chcieli, pastereczka dawała im drogę do życia, jeśli nie chcieli, mogli tu zostać.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline