Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2016, 19:59   #11
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Ku uldze Theadalasa, lawina pytań ostatecznie umilkła i awanturnicy, jeden po drugim, zaczęli przechodzić przez magiczny portal. Towarzyszyło temu dziwne uczucie, przypominające zanurzenie twarzy w chłodnej tafli wody, lecz równie szybko przemijało.
Czarodziej stał w bezruchu tuż obok portalu, bacznie obserwując jak najemnicy przenoszą się do nowego miejsca, kiedy niespodziewanie podeszła do niego Skowyt. Jej bękarcie pochodzenie, zdradzające płynącą w żyłach krew prymitywnej rasy orków, sprawiało, że daleko było jej do subtelności i piękna - cech bardziej pasujących do jej drugiej połowy.
Natura bywa czasem niewdzięczna, ale też wiecznie poszukuje balansu i w przypadku Skowyt, obdarzyła ją nadzwyczajną siłą oraz umysłem znacznie bystrzejszym od istot, z którymi się wychowywała. Nauczyła ją też mowy zwierząt, czego dowodem był stojący u jej boku stosunkowo niewielki teropod.
- Czy Strzęp też przeniesie medalion? - Zapytała z troską półorczyca, mając na myśli jej dzikiego towarzysza.
- Medalion umożliwia przeniesienie jednej dodatkowej osoby - odparł Theadalas uśmiechając się do niej. - Dotknięcie lewą ręką srebrnej gwiazdy i wypowiedzenie słowa Mélamar aktywuje jego moc. Druga ręka pozostaje wolna, więc wystarczy tylko chwycić towarzysza i zostanie on przeniesiony razem z tobą - wytłumaczył elf, po czym zapraszającym gestem wskazał stojący obok portal.
Skowyt w odpowiedzi skinęła głową i jako ostatnia z najemników wkroczyła do gigantycznego pomieszczenia, znajdującego się wewnątrz góry. Podobnie jak reszta przed nią, niemalże natychmiast pożałowała swej decyzji.
Wewnątrz panował niesamowity hałas, który uniemożliwiał usłyszenie własnych myśli. Wielkie koła zębate zgrzytały po zetknięciu ze sobą, krzesząc snopy iskier we wszystkie strony. Z gigantycznych tłoków tryskały strumienie gorącej pary, które w ciągu niespełna kilku chwil zdążyły podgrzać temperaturę powietrza o kilka stopni. Ekscentryczne gnomy z wyjątkowo licznego klanu Stormfuse, chaotycznie biegały wokół machiny planarnej, nieustannie przekrzykując się nawzajem i spoglądając na niezrozumiałe dla nikogo innego wskaźniki. Całości dopełniał widok licznych wajch i tajemniczych urządzeń, które poruszały synchronicznie jak w zegarku - tylko takim mocno rozklekotanym i hałaśliwym.

Theadalas jako ostatni przekroczył portal, zamykając go za sobą. Pojawiając się w jaskini, od razu podszedł do zdezorientowanych najemników i ruchem ręki wskazał wielką machinę, która znajdowała się w samym centrum pomieszczenia.
- MUSICIE JUŻ IŚĆ! - Krzyknął w ich stronę i mimo, że stał tuż obok, czarodziej był ledwie słyszalny. Nieufni wobec technologii, awanturnicy ostatecznie posłuchali słów elfa i ruszyli we wskazanym kierunku. Po wkroczeniu na wąski most, który prowadził w stronę platformy, najemnicy musieli kilka razy przepuścić biegnące na oślep gnomy, które wydawały się być na tyle pochłonięte swoim zadaniem, że nawet nie poświęciły przybyszom choćby krzty uwagi.
Theadalas szedł tuż za nimi. Po wejściu na platformę, na której znajdowała się machina planarna, awanturnicy musieli przejść na język migowy, bowiem jazgot maszyn był tam nie do wytrzymania. Czarodziej wskazał im pustą przestrzeń między czterema filarami i poprosił, aby stanęli pośrodku, co też niechętnie uczynili. Sam jednak odsunął się na kilka metrów i nakazał rodzinie Stormfuse uruchomienie machiny planarnej.
- PRZEPROWADZIĆ PROTOKÓŁ TELEPORTACYJNY 4B311! - Z wielkiego, przypominającego współczesne megafony urządzenia, odezwał się donośny głos nadzorcy. Podekscytowane gnomy pobiegły na swoje stanowiska, zaczynając synchronicznie przesuwać wajchy, wciskać liczne guziki i przekręcać wielkie pokrętła. W odpowiedzi, gigantyczna machina planarna, w sercu której stali przerażeni awanturnicy, zadrżała w posadach, kiedy wszystkie pozostałe napędzające ją mechanizmy zostały wprawione w ruch. Ze stropu jaskini posypał się gruz. Kilka pomniejszych urządzeń eksplodowało w wyniku przeciążenia, spowijając swoje otoczenie w kłębach smoliście czarnego dymu, lecz gnomy wydawały się wcale tym nie przejmować. Pracowały jak w zegarku; każdy wykonywał swoją część pracy z niesamowitą precyzją i pewnością siebie.
Hałas przybrał jeszcze bardziej na sile, machina planarna trzęsła się jakby miała w każdej chwili eksplodować, a ściany jaskini wydawały się wirować wokół najemników na wskutek potężnych drgań. Po chwili jednak wszystko jednocześnie ucichło. Otaczające machinę planarną zębatki i inne urządzenia stanęły w kompletnym bezruchu, tak jakby zatrzymał się sam czas. Powstała cisza tak intensywna, że awanturnicy słyszeli jedynie głośne bicie własnych, skołatanych serc. Równolegle z zatrzymaniem pracy otaczających ich maszyn, nastała oślepiająca jasność, która najpierw skryła przed wzrokiem najemników ściany jaskini i najbardziej odległe obiekty, by w końcu pochłonąć stojącego kilka metrów od nich Theadalasa i zbliżyć się na taką odległość, iż nie byli w stanie dostrzec własnych dłoni. Nie docierał ich już żaden dźwięk, widzieli jedynie oślepiającą biel.

Po krótkiej chwili, która awanturnikom wydawała się być wiecznością, usłyszeli głośny szum górskiego wichru. Na swej skórze odczuli mrożący dotyk wiatru, a przed ich oczami zaczęły pojawiać się pierwsze płatki spadającego śniegu. Oślepiające światło zanikło, odsłaniając poszarpane szczyty Gór Grzbietu Świata. Najemnicy Srebrnej Gwiazdy stali przed potężnymi bramami podziemnego królestwa Bolfost-Tor.


Bramy Bolfost-Tor, Góry Grzbietu Świata
1372 DR, Rok Dzikiej Magii
12 Uktar, Wieczór

Zdezorientowani awanturnicy stali przed kolosalnymi wrotami wykonanymi z czarnego kamienia, które podobnie jak połączone z nimi mury fortecy, wydawały się być równie trwałe co otaczające ich góry. Rozglądając się wokół siebie, zauważyli pozostałości kupieckiego miasteczka, które niegdyś tętniło życiem przez większość ciepłych dni w roku, zamierało na zimę, by odżyć wraz z początkiem wiosny. Teraz stało opustoszałe i kompletnie zrujnowane. Trwalsze struktury, takie jak kuźnie należące do krasnoludów, oparły się zniszczeniom, lecz teraz leżały przysypane zaspami śniegu. Po kupieckich chatkach oraz namiotach pozostały tylko ledwo rozpoznawalne zgliszcza i gdyby nie rozpalone palenisko na szczycie twierdzy, można by było uznać, iż mieszkańców Bolfost-Tor spotkał ten sam, ponury los.
Gdzie by nie spojrzeć, w górskiej dolinie nie było ani jednej żywej duszy, lecz czujne oko Livenshyi zdołało wypatrzeć w oddali kilka mrocznych figur odzianych w poszarpane płaszcze. Mając wciąż w pamięci słowa Theadalasa o grasujących po przełęczy upiorach, elfka szybko powiązała ze sobą fakty i zrozumiała w jak wielkim niebezpieczeństwie znajdują się poza murami fortecy. Natychmiast podzieliła się swoimi spostrzeżeniami z pozostałymi i niektórzy spośród najemników zaczęli krzyczeć, a nawet walić we wrota, aby zwrócić na siebie uwagę stacjonujących po drugiej stronie gwardzistów. Z początku nie wydawało się to przynosić efektów, a w szczególności ta druga metoda, gdyż wykonane z czarnego kamienia bramy były tak grube, że równie dobrze mogliby uderzać gołymi pięściami w skały. W końcu jednak ktoś ich zauważył.

Przez wąski otwór, znajdujący się w podłożu zawieszonego ponad nimi machikułu, wyjrzała ponaznaczana głębokimi zmarszczkami brodata twarz. Krasnoludzki wartownik przez dłuższą chwilę przyglądał się uważnie obcym, rzucił też kilka niezrozumiały słów w swym twardym języku do pozostałych strażników, po czym zniknął awanturnikom z oczu.
Chwilę później odezwał się dźwięk zębatek i potężne wrota otworzyły się przy akompaniamencie pobrzękujących łańcuchów. Długobrody wartownik zadął w wykonany z kości słoniowej róg, który zakończony był złoconą obręczą. Donośne brzmienie potoczyło się echem po podziemnych korytarzach i komnatach, zwiastując nadejście spodziewanych gości. Grupa uzbrojonych po zęby tarczowników wybiegła z otaczających bramę baszt, minęła najemników Srebrnej Gwiazdy i ustawiła się przed wrotami, aby zabezpieczyć ich natychmiastowe zamknięcie.

Awanturnicy trafili do długiej na kilkaset stóp hali. W centrum okazałego pomieszczenia znajdowały się strome schody prowadzące na wyższe piętro, do którego wpadały liczne korytarze umożliwiające dostanie się do pozostałych rejonów podziemnego miasta. Wysoko podwieszony strop podtrzymywały gigantyczne filary, które u podnóża zwieńczone były posągami przedstawiającymi krasnoludzkich górników dźwigających ciężar góry. W samym centrum imponującej hali, na wysokim podwyższeniu, stał monument przedstawiający króla Orda Długobrodego - założyciela Bolfost-Tor.


Na spotkanie z najemnikami wyszedł odziany w sięgające ziemi błękitne szaty krasnolud o brodzie białej niczym zalegający na zewnątrz śnieg. Nadworny czarodziej króla Kurda Długobrodego, przywitał ich z należytym szacunkiem.
- Witajcie w naszych skromnych progach, przedstawiciele Srebrnej Gwiazdy - pokłonił się przed nimi i przedstawił się. - Nazywam się Zaghar, nadworny czarodziej i powierzono mi zadanie jak najszybszego doprowadzenia was przed oblicze naszego władcy. Wybaczcie mi za to skromne powitanie, chętnie bym was oprowadził po królestwie i opowiedział o naszych problemach, ale sytuacji nagli i już nie czas na grzeczności - stwierdził z powagą krasnolud i nakazał najemnikom podążyć za sobą.

Czarodziej ruszył drogą na skróty, ukazując im ledwie ułamek piękna Bolfost-Tor, ale to co zobaczyli wystarczyło, aby zrobić na nich niesamowite wrażenie. Awanturnicy przestali słuchać słów ich przewodnika, zamiast tego podziwiali niesamowite działa budowniczych tego miejsca. Gigantyczne posągi, naścienne rzeźby, podziemne potoki i fontanny - wszystko to wykonane z taką precyzją i dbałością o szczegóły, iż nawet nie przywykłemu do piękna człowiekowi byłoby niezmiernie żal, gdyby usłyszał o upadku Bolfost-Tor. Był to prawdziwy klejnot północy.


Nim zdążyło upłynąć kilka dłuższych chwil, ich przewodnik zatrzymał się przed przyozdobionymi złotem, dębowymi wrotami, których pilnowało dwóch bardzo dobrze uzbrojonych gwardzistów. Zaghar odwrócił się na pięcie i jeszcze raz ukłonił się przed awanturnikami, mówiąc:
- Za tymi drzwiami czeka na was król Długobrody. Ja już dalej nie pójdę, zatem pozwólcie, iż wrócę do swoich obowiązków. Powodzenia! Życie wielu krasnoludów zależy teraz od was… - powiedział na odchodne, po czym ruszył w sobie tylko znanym kierunku, zostawiając awanturników samych w przedsionku królewskiej komnaty.
Stojący przy wrotach gwardziści bez słowa otworzyli je, wpuszczając do środka przybyszy. Najemnicy znaleźli się na korytarzu, którego ściany niemalże w całości były obłożone czarnym jak obsydian kamieniem. Idąc w jednym możliwym kierunku, po pokonaniu kilkudziesięciu kroków, awanturnicy dotarli do sali tronowej, która w kontraście do długiego korytarza, była w całości wykonana z białego marmuru. Jedynym wyjątkiem był złoty tron, na którym spoczywał władca Bolfost-Tor.

W istocie, był on mało dostojny jak na króla, żeby nie powiedzieć prostacki. Nie wymagał pokłonów, nie wymieniał swych tytułów, ani nie czekał aż goście się przedstawią. Dworska etykieta, będąca cechą wspólną wysokich elfów i szlachetnie urodzonych ludzi, była mu najwyraźniej obca. Kurd był jak każdy inny krasnolud; stronił od wyszukanych słów i od razu przeszedł do sedna trapiącego go problemu.
- Witajcie w Bolfost-Tor - zaczął donośnym głosem powstając ze złoconego tronu, po czym z rozpostartymi ramionami zszedł po marmurowych schodkach ku najemnikom.
- Sądził żem Srebrna Gwiazda przyśle nam więcej swych ludzi, zważywszy na oferowaną nagrodę, ale wy mi chyba będziecie musieli wystarczyć, skoroście tacy dobrzy jak o was mawiają - krasnolud błysnął szczerym uśmiechem, odsłaniając uzupełnione złotymi zębami ubytki w uzębieniu.
- No! To skoro żem was podjął jak swych gości, to wypadałoby, ażebym wam tę waszą misję szczegółowo przedstawił, nie? To dość proste zadanie, lecz niestety mam zbyt mało ludzi pod ręką, aby się nim osobiście zająć - powiedział w wyraźnie obcym akcencie. W rzeczywistości Bolfost-Tor miało wojowników pod dostatkiem, czego świadkiem byli awanturnicy, lecz król Kurd Długobrody jednocześnie przygotowywał się do kontrofensywy na powierzchni, a fiasko związane z poprzednią ekspedycją skutecznie zniechęciło go do wysyłania kolejnych grup tarczowników.
- Drowy z domu Xolarrin - krasnolud, na podkreślenie swej nienawiści do “mrocznych ylfów”, splunął na ziemię z odrazą - wybudowały se enklawę w Podmroku, nieopodal należących do mnie kopalń! To jakieś święte miejsce tej ich pajęczej dziwki i normalnie nie miałbym z nimi większych kłopotów, gdyby nie to, że ylfy poszły na ugodę z kupieckim klanem duergardów i chcą teraz wspólnymi siłami dobrać się do mych włości, podczas gdy do bram mojego miasta puka armia ożywieńców! INO PO MOIM TRUPIE! - Kurd gniewnie zacisnął pięść i pogroził nią czemuś niewidzialnemu, co niewątpliwie musiało znajdować się pod sufitem komnaty.
- Wysłałem do tych kopalń swych najlepszych wojowników, aby zajęli się tym problemem, a oni zniknęli bez śladu. Nie wim jak to możliwe, ale nikt żywy dotąd nie powrócił. Żadnych wieści, nic… Nawet Zaghar nie mógł ich znaleźć! - Opowiadał przejętym głosem władca Bolfost-Tor.
- Chciałbym abyście odnaleźli tę ich przeklętą enklawę i zniszczyli ją w mym imieniu, a przy okazji dowiedzieli się co się właściwie stało z wysłaną do Podmroku ekspedycją. Dostaniecie przewodnika, który zaprowadzi was na miejsce i o wszystkim szczegółowo opowie. Zadbam też o wasze wyposażenie co byście nie wracali co chwila z przypalonym tyłkiem... Jakieś pytania? - Przypomniał sobie na koniec krasnolud. Właściwie rzecz ujmując, sprawiał wrażenie jakby chciał ich czym prędzej wypchnąć za próg swych drzwi, wręczyć w dłoń odpowiednią broń i zapomnieć o problemie. Nie zachowywał się przy tym nietypowo jak na krasnoluda, ale po władcy tak bogatego królestwa, który często przyjmował gości, można było spodziewać się czegoś więcej. W istocie, jego nadworny czarodziej wydawał się być bardziej obyty w kwestiach dworskiej etykiety, czy nawet zwykłej przyzwoitości.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 18-12-2016 o 17:55.
Warlock jest offline