Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-12-2016, 19:59   #11
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Ku uldze Theadalasa, lawina pytań ostatecznie umilkła i awanturnicy, jeden po drugim, zaczęli przechodzić przez magiczny portal. Towarzyszyło temu dziwne uczucie, przypominające zanurzenie twarzy w chłodnej tafli wody, lecz równie szybko przemijało.
Czarodziej stał w bezruchu tuż obok portalu, bacznie obserwując jak najemnicy przenoszą się do nowego miejsca, kiedy niespodziewanie podeszła do niego Skowyt. Jej bękarcie pochodzenie, zdradzające płynącą w żyłach krew prymitywnej rasy orków, sprawiało, że daleko było jej do subtelności i piękna - cech bardziej pasujących do jej drugiej połowy.
Natura bywa czasem niewdzięczna, ale też wiecznie poszukuje balansu i w przypadku Skowyt, obdarzyła ją nadzwyczajną siłą oraz umysłem znacznie bystrzejszym od istot, z którymi się wychowywała. Nauczyła ją też mowy zwierząt, czego dowodem był stojący u jej boku stosunkowo niewielki teropod.
- Czy Strzęp też przeniesie medalion? - Zapytała z troską półorczyca, mając na myśli jej dzikiego towarzysza.
- Medalion umożliwia przeniesienie jednej dodatkowej osoby - odparł Theadalas uśmiechając się do niej. - Dotknięcie lewą ręką srebrnej gwiazdy i wypowiedzenie słowa Mélamar aktywuje jego moc. Druga ręka pozostaje wolna, więc wystarczy tylko chwycić towarzysza i zostanie on przeniesiony razem z tobą - wytłumaczył elf, po czym zapraszającym gestem wskazał stojący obok portal.
Skowyt w odpowiedzi skinęła głową i jako ostatnia z najemników wkroczyła do gigantycznego pomieszczenia, znajdującego się wewnątrz góry. Podobnie jak reszta przed nią, niemalże natychmiast pożałowała swej decyzji.
Wewnątrz panował niesamowity hałas, który uniemożliwiał usłyszenie własnych myśli. Wielkie koła zębate zgrzytały po zetknięciu ze sobą, krzesząc snopy iskier we wszystkie strony. Z gigantycznych tłoków tryskały strumienie gorącej pary, które w ciągu niespełna kilku chwil zdążyły podgrzać temperaturę powietrza o kilka stopni. Ekscentryczne gnomy z wyjątkowo licznego klanu Stormfuse, chaotycznie biegały wokół machiny planarnej, nieustannie przekrzykując się nawzajem i spoglądając na niezrozumiałe dla nikogo innego wskaźniki. Całości dopełniał widok licznych wajch i tajemniczych urządzeń, które poruszały synchronicznie jak w zegarku - tylko takim mocno rozklekotanym i hałaśliwym.

Theadalas jako ostatni przekroczył portal, zamykając go za sobą. Pojawiając się w jaskini, od razu podszedł do zdezorientowanych najemników i ruchem ręki wskazał wielką machinę, która znajdowała się w samym centrum pomieszczenia.
- MUSICIE JUŻ IŚĆ! - Krzyknął w ich stronę i mimo, że stał tuż obok, czarodziej był ledwie słyszalny. Nieufni wobec technologii, awanturnicy ostatecznie posłuchali słów elfa i ruszyli we wskazanym kierunku. Po wkroczeniu na wąski most, który prowadził w stronę platformy, najemnicy musieli kilka razy przepuścić biegnące na oślep gnomy, które wydawały się być na tyle pochłonięte swoim zadaniem, że nawet nie poświęciły przybyszom choćby krzty uwagi.
Theadalas szedł tuż za nimi. Po wejściu na platformę, na której znajdowała się machina planarna, awanturnicy musieli przejść na język migowy, bowiem jazgot maszyn był tam nie do wytrzymania. Czarodziej wskazał im pustą przestrzeń między czterema filarami i poprosił, aby stanęli pośrodku, co też niechętnie uczynili. Sam jednak odsunął się na kilka metrów i nakazał rodzinie Stormfuse uruchomienie machiny planarnej.
- PRZEPROWADZIĆ PROTOKÓŁ TELEPORTACYJNY 4B311! - Z wielkiego, przypominającego współczesne megafony urządzenia, odezwał się donośny głos nadzorcy. Podekscytowane gnomy pobiegły na swoje stanowiska, zaczynając synchronicznie przesuwać wajchy, wciskać liczne guziki i przekręcać wielkie pokrętła. W odpowiedzi, gigantyczna machina planarna, w sercu której stali przerażeni awanturnicy, zadrżała w posadach, kiedy wszystkie pozostałe napędzające ją mechanizmy zostały wprawione w ruch. Ze stropu jaskini posypał się gruz. Kilka pomniejszych urządzeń eksplodowało w wyniku przeciążenia, spowijając swoje otoczenie w kłębach smoliście czarnego dymu, lecz gnomy wydawały się wcale tym nie przejmować. Pracowały jak w zegarku; każdy wykonywał swoją część pracy z niesamowitą precyzją i pewnością siebie.
Hałas przybrał jeszcze bardziej na sile, machina planarna trzęsła się jakby miała w każdej chwili eksplodować, a ściany jaskini wydawały się wirować wokół najemników na wskutek potężnych drgań. Po chwili jednak wszystko jednocześnie ucichło. Otaczające machinę planarną zębatki i inne urządzenia stanęły w kompletnym bezruchu, tak jakby zatrzymał się sam czas. Powstała cisza tak intensywna, że awanturnicy słyszeli jedynie głośne bicie własnych, skołatanych serc. Równolegle z zatrzymaniem pracy otaczających ich maszyn, nastała oślepiająca jasność, która najpierw skryła przed wzrokiem najemników ściany jaskini i najbardziej odległe obiekty, by w końcu pochłonąć stojącego kilka metrów od nich Theadalasa i zbliżyć się na taką odległość, iż nie byli w stanie dostrzec własnych dłoni. Nie docierał ich już żaden dźwięk, widzieli jedynie oślepiającą biel.

Po krótkiej chwili, która awanturnikom wydawała się być wiecznością, usłyszeli głośny szum górskiego wichru. Na swej skórze odczuli mrożący dotyk wiatru, a przed ich oczami zaczęły pojawiać się pierwsze płatki spadającego śniegu. Oślepiające światło zanikło, odsłaniając poszarpane szczyty Gór Grzbietu Świata. Najemnicy Srebrnej Gwiazdy stali przed potężnymi bramami podziemnego królestwa Bolfost-Tor.


Bramy Bolfost-Tor, Góry Grzbietu Świata
1372 DR, Rok Dzikiej Magii
12 Uktar, Wieczór

Zdezorientowani awanturnicy stali przed kolosalnymi wrotami wykonanymi z czarnego kamienia, które podobnie jak połączone z nimi mury fortecy, wydawały się być równie trwałe co otaczające ich góry. Rozglądając się wokół siebie, zauważyli pozostałości kupieckiego miasteczka, które niegdyś tętniło życiem przez większość ciepłych dni w roku, zamierało na zimę, by odżyć wraz z początkiem wiosny. Teraz stało opustoszałe i kompletnie zrujnowane. Trwalsze struktury, takie jak kuźnie należące do krasnoludów, oparły się zniszczeniom, lecz teraz leżały przysypane zaspami śniegu. Po kupieckich chatkach oraz namiotach pozostały tylko ledwo rozpoznawalne zgliszcza i gdyby nie rozpalone palenisko na szczycie twierdzy, można by było uznać, iż mieszkańców Bolfost-Tor spotkał ten sam, ponury los.
Gdzie by nie spojrzeć, w górskiej dolinie nie było ani jednej żywej duszy, lecz czujne oko Livenshyi zdołało wypatrzeć w oddali kilka mrocznych figur odzianych w poszarpane płaszcze. Mając wciąż w pamięci słowa Theadalasa o grasujących po przełęczy upiorach, elfka szybko powiązała ze sobą fakty i zrozumiała w jak wielkim niebezpieczeństwie znajdują się poza murami fortecy. Natychmiast podzieliła się swoimi spostrzeżeniami z pozostałymi i niektórzy spośród najemników zaczęli krzyczeć, a nawet walić we wrota, aby zwrócić na siebie uwagę stacjonujących po drugiej stronie gwardzistów. Z początku nie wydawało się to przynosić efektów, a w szczególności ta druga metoda, gdyż wykonane z czarnego kamienia bramy były tak grube, że równie dobrze mogliby uderzać gołymi pięściami w skały. W końcu jednak ktoś ich zauważył.

Przez wąski otwór, znajdujący się w podłożu zawieszonego ponad nimi machikułu, wyjrzała ponaznaczana głębokimi zmarszczkami brodata twarz. Krasnoludzki wartownik przez dłuższą chwilę przyglądał się uważnie obcym, rzucił też kilka niezrozumiały słów w swym twardym języku do pozostałych strażników, po czym zniknął awanturnikom z oczu.
Chwilę później odezwał się dźwięk zębatek i potężne wrota otworzyły się przy akompaniamencie pobrzękujących łańcuchów. Długobrody wartownik zadął w wykonany z kości słoniowej róg, który zakończony był złoconą obręczą. Donośne brzmienie potoczyło się echem po podziemnych korytarzach i komnatach, zwiastując nadejście spodziewanych gości. Grupa uzbrojonych po zęby tarczowników wybiegła z otaczających bramę baszt, minęła najemników Srebrnej Gwiazdy i ustawiła się przed wrotami, aby zabezpieczyć ich natychmiastowe zamknięcie.

Awanturnicy trafili do długiej na kilkaset stóp hali. W centrum okazałego pomieszczenia znajdowały się strome schody prowadzące na wyższe piętro, do którego wpadały liczne korytarze umożliwiające dostanie się do pozostałych rejonów podziemnego miasta. Wysoko podwieszony strop podtrzymywały gigantyczne filary, które u podnóża zwieńczone były posągami przedstawiającymi krasnoludzkich górników dźwigających ciężar góry. W samym centrum imponującej hali, na wysokim podwyższeniu, stał monument przedstawiający króla Orda Długobrodego - założyciela Bolfost-Tor.


Na spotkanie z najemnikami wyszedł odziany w sięgające ziemi błękitne szaty krasnolud o brodzie białej niczym zalegający na zewnątrz śnieg. Nadworny czarodziej króla Kurda Długobrodego, przywitał ich z należytym szacunkiem.
- Witajcie w naszych skromnych progach, przedstawiciele Srebrnej Gwiazdy - pokłonił się przed nimi i przedstawił się. - Nazywam się Zaghar, nadworny czarodziej i powierzono mi zadanie jak najszybszego doprowadzenia was przed oblicze naszego władcy. Wybaczcie mi za to skromne powitanie, chętnie bym was oprowadził po królestwie i opowiedział o naszych problemach, ale sytuacji nagli i już nie czas na grzeczności - stwierdził z powagą krasnolud i nakazał najemnikom podążyć za sobą.

Czarodziej ruszył drogą na skróty, ukazując im ledwie ułamek piękna Bolfost-Tor, ale to co zobaczyli wystarczyło, aby zrobić na nich niesamowite wrażenie. Awanturnicy przestali słuchać słów ich przewodnika, zamiast tego podziwiali niesamowite działa budowniczych tego miejsca. Gigantyczne posągi, naścienne rzeźby, podziemne potoki i fontanny - wszystko to wykonane z taką precyzją i dbałością o szczegóły, iż nawet nie przywykłemu do piękna człowiekowi byłoby niezmiernie żal, gdyby usłyszał o upadku Bolfost-Tor. Był to prawdziwy klejnot północy.


Nim zdążyło upłynąć kilka dłuższych chwil, ich przewodnik zatrzymał się przed przyozdobionymi złotem, dębowymi wrotami, których pilnowało dwóch bardzo dobrze uzbrojonych gwardzistów. Zaghar odwrócił się na pięcie i jeszcze raz ukłonił się przed awanturnikami, mówiąc:
- Za tymi drzwiami czeka na was król Długobrody. Ja już dalej nie pójdę, zatem pozwólcie, iż wrócę do swoich obowiązków. Powodzenia! Życie wielu krasnoludów zależy teraz od was… - powiedział na odchodne, po czym ruszył w sobie tylko znanym kierunku, zostawiając awanturników samych w przedsionku królewskiej komnaty.
Stojący przy wrotach gwardziści bez słowa otworzyli je, wpuszczając do środka przybyszy. Najemnicy znaleźli się na korytarzu, którego ściany niemalże w całości były obłożone czarnym jak obsydian kamieniem. Idąc w jednym możliwym kierunku, po pokonaniu kilkudziesięciu kroków, awanturnicy dotarli do sali tronowej, która w kontraście do długiego korytarza, była w całości wykonana z białego marmuru. Jedynym wyjątkiem był złoty tron, na którym spoczywał władca Bolfost-Tor.

W istocie, był on mało dostojny jak na króla, żeby nie powiedzieć prostacki. Nie wymagał pokłonów, nie wymieniał swych tytułów, ani nie czekał aż goście się przedstawią. Dworska etykieta, będąca cechą wspólną wysokich elfów i szlachetnie urodzonych ludzi, była mu najwyraźniej obca. Kurd był jak każdy inny krasnolud; stronił od wyszukanych słów i od razu przeszedł do sedna trapiącego go problemu.
- Witajcie w Bolfost-Tor - zaczął donośnym głosem powstając ze złoconego tronu, po czym z rozpostartymi ramionami zszedł po marmurowych schodkach ku najemnikom.
- Sądził żem Srebrna Gwiazda przyśle nam więcej swych ludzi, zważywszy na oferowaną nagrodę, ale wy mi chyba będziecie musieli wystarczyć, skoroście tacy dobrzy jak o was mawiają - krasnolud błysnął szczerym uśmiechem, odsłaniając uzupełnione złotymi zębami ubytki w uzębieniu.
- No! To skoro żem was podjął jak swych gości, to wypadałoby, ażebym wam tę waszą misję szczegółowo przedstawił, nie? To dość proste zadanie, lecz niestety mam zbyt mało ludzi pod ręką, aby się nim osobiście zająć - powiedział w wyraźnie obcym akcencie. W rzeczywistości Bolfost-Tor miało wojowników pod dostatkiem, czego świadkiem byli awanturnicy, lecz król Kurd Długobrody jednocześnie przygotowywał się do kontrofensywy na powierzchni, a fiasko związane z poprzednią ekspedycją skutecznie zniechęciło go do wysyłania kolejnych grup tarczowników.
- Drowy z domu Xolarrin - krasnolud, na podkreślenie swej nienawiści do “mrocznych ylfów”, splunął na ziemię z odrazą - wybudowały se enklawę w Podmroku, nieopodal należących do mnie kopalń! To jakieś święte miejsce tej ich pajęczej dziwki i normalnie nie miałbym z nimi większych kłopotów, gdyby nie to, że ylfy poszły na ugodę z kupieckim klanem duergardów i chcą teraz wspólnymi siłami dobrać się do mych włości, podczas gdy do bram mojego miasta puka armia ożywieńców! INO PO MOIM TRUPIE! - Kurd gniewnie zacisnął pięść i pogroził nią czemuś niewidzialnemu, co niewątpliwie musiało znajdować się pod sufitem komnaty.
- Wysłałem do tych kopalń swych najlepszych wojowników, aby zajęli się tym problemem, a oni zniknęli bez śladu. Nie wim jak to możliwe, ale nikt żywy dotąd nie powrócił. Żadnych wieści, nic… Nawet Zaghar nie mógł ich znaleźć! - Opowiadał przejętym głosem władca Bolfost-Tor.
- Chciałbym abyście odnaleźli tę ich przeklętą enklawę i zniszczyli ją w mym imieniu, a przy okazji dowiedzieli się co się właściwie stało z wysłaną do Podmroku ekspedycją. Dostaniecie przewodnika, który zaprowadzi was na miejsce i o wszystkim szczegółowo opowie. Zadbam też o wasze wyposażenie co byście nie wracali co chwila z przypalonym tyłkiem... Jakieś pytania? - Przypomniał sobie na koniec krasnolud. Właściwie rzecz ujmując, sprawiał wrażenie jakby chciał ich czym prędzej wypchnąć za próg swych drzwi, wręczyć w dłoń odpowiednią broń i zapomnieć o problemie. Nie zachowywał się przy tym nietypowo jak na krasnoluda, ale po władcy tak bogatego królestwa, który często przyjmował gości, można było spodziewać się czegoś więcej. W istocie, jego nadworny czarodziej wydawał się być bardziej obyty w kwestiach dworskiej etykiety, czy nawet zwykłej przyzwoitości.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 18-12-2016 o 17:55.
Warlock jest offline  
Stary 18-12-2016, 21:42   #12
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację

Mieli wyruszyć natychmiast po otrzymaniu instrukcji od Theadalasa Naerdaera. Nie tak zwykł działać Samwise Avaron, lecz najwyraźniej postanowił zwyczajnie zaakceptować taki stan rzeczy, bowiem nie oponował. Zresztą już wcześniej słyszał przesłanki o charakterze czekającego ich zadania i zdążył z grubsza przygotować się do wyprawy.

Być może wcześniej chłopak ten został przedstawiony przeze mnie w nie do końca odpowiedni sposób. Nie był bowiem całkowicie bezradny na czekające w podmroku niebezpieczeństwa, jeszcze przed przybyciem na Wyspę Mgieł niezgorzej radził sobie z mieczem. Osoba pozbawiona wprawy w obcowaniu z niebezpieczeństwem nigdy nie zostałaby przyjęta do Srebrnej Gwiazdy. Nie... Samwise już wtedy miał na kartach swojego żywota zapisanych kilka niebezpiecznych ekspedycji. Zdarzało mu się już brać udział w podobnych wyprawach. Choć z całą pewnością, charakteryzowały się one mniejszym znaczeniem, czy też skalą trudności. Z całą pewnością również, osoby mu towarzyszące mogły pochwalić się znacznie bardziej imponującymi osiągnięciami. Dlatego to, na ich tle, mógł wydawać się nieodpowiedni do tego zadania.


Nie jest do końca jasne, jak pierwszego dnia Sam odebrał swoich towarzyszy, dalszej podróży, ale chłopak ten nie zwykł oceniać ludzi poznanych pobieżnie.

Przed oczyma maluje się mi ten uprzejmy i delikatny, nic nie mówiący uśmiech, jakim z pewnością obdarzył zamaskowanego pana Aravona, kiedy ten zwrócił się doń w dość osobliwych słowach. Wbrew pozorom, on i Samwise mogli mieć dużo wspólnego, bowiem najwyraźniej jeden, jak i drugi cechowali się zamiłowaniem do szeroko pojętej sztuki. Z tą tylko różnicą, że Samwise tak tego nie uzewnętrzniał. Widzę także go, jak dzielnie próbuje ignorować zapach półorczycy, czy też jak z pochamowanym zainteresowaniem i powstrzymywanym podziwem spogląda na opancerzonego A'arab Zaraq. Do osobliwego chowańca Revaliona Artemir zdążył już zapewne przywyknąć, a samego Reveliona z pewnością darzył szacunkiem, jak każdą osobę oczytaną. Niewątpliwie zauważył także podobieństwo jego oraz elfki imieniem Livenshyia, wynikające z cechującego tę dwójkę rzadkiego koloru włosów i oczu, choć wątpię by myśl ta zagościła w jego głowie na dłużej. Myśli, tego jestem pewien, zaprzątali mu przede wszystkim przeciwnicy z jakimi przyjdzie im się zmierzyć.

Z całą pewnością również kiedy znaleźli się w komnacie maszyny planarnej rodziny Stormfuse, prócz pobieżnego podziwiania mechanizmu, w głowie wymieniał kolejne nazwy potworów i stworzeń zamieszkujących podziemia, a niemal każdej takiej nazwie musiały towarzyszyć ich słabości oraz mocne strony. W normalnych okolicznościach, dokładnie zadbałby, aby być wyposażonym we wszelkie potrzebne przedmioty, lecz tutaj najwyraźniej sprawa była zbyt nagląca, bowiem od razu skierowano ich do maszyny planarnej. Jestem jednak pewien, że wiele z owych niezbędnych przedmiotów posiadał w swojej magicznej torbie, wypytywał bowiem już wcześniej czego powinien się spodziewać.


Podobnie jak reszta, w wyniku teleportacji Samwise Avaron pojawił się przed bramą Bolfost-Tor nie do końca świadom tego, co przed chwilą miało miejsce. Było to dlań nowe przeżycie, nie koniecznie takie jakie chciałoby się powtórzyć.

Odziany był w proste, szare szaty z kapucą, pod którymi skrywała się niebieska kurta. Jego bagaż stanowił przytroczony do pasa długi miecz, przewieszona na plecy drewniana tarcza, niewielki worek stanowiący podręczny bagaż oraz druga, magiczna torba, w której mógł przechowywać więcej przedmiotów niż wynikałoby to z jej gabarytów czy też wagi.

Tego dnia wiatr świszczał w Górach Grzbietu Świata, a jego mroźny dotyk na nagim policzku był dlań niczym pocałunek składany przez boginię Akadi, zwilżony zbłądzonym płatkiem śniegu. Być może ostatnim jakim przyjdzie mu się cieszyć na wiele dni.

Samwise otworzył oczy po teleportacji, zbudzony właśnie owym subtelnym dotykiem opadających płatków śniegu. Przez jakiś czas w zadumie obserwował otoczenie, by potem zlustrować samą warownię i mury. Widząc, że starania zwrócenia na siebie uwagi wartowników na niewiele się zdają, poszukał wzrokiem kogoś, komu mógłby przesłać wiadomość niesioną wiatrem. Jednak ostatecznie nie było to potrzebne, bowiem chwile potem bramy rozwarły się, a oni byli już w Bolfost-Tor, gdzie rozmówili się z królem.

Na pewno nie takiego władcy spodziewał się ujrzeć nasz Samwise. Być może to dlatego postanowił nie zadawać pytań Jego Wysokości, a być może, co bardziej prawdopodobne, zwyczajnie podejrzewał, że identyczne i o wiele bardziej szczegółowe informacje uzyskają bezpośrednio od przydzielonego im przewodnika.
 
Rewik jest offline  
Stary 19-12-2016, 10:37   #13
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Szlag by to trafił - zaczął mamrotać pod nosem Cliff, gdy wylądowali na śniegu. - Zaciągnij się mówili, pojedziesz do Podmroku mówili. Tylko nie mówili, że trzeba będzie się tam przekopać przez śnieg, a kurwa łopaty nawet nie dali.
A łopata by się przydała, przynajmniej by się ździebko rozgrzał, bo gołe i lekko spocone bicepsy, tak dobrze prezentujące się na wyspie, teraz pokryły się cienką warstewką lodu. Lekki skurcz mięśni i odpadł cienkie jak włos płatki zamarzniętego potu.

W końcu znaleźli się w środku, akurat na czas, bo za chwilę Cliff zacząłby się powtarzać w przekleństwach. Jednak przekleństwa po chwili ucichły. Wystrój zrobił wrażenie na Cliffie. Co prawda na piękno i artyzm był równie wrażliwy co kamienne wrota na powiewy mroźnego wiatru, ale za to rozmach był tym co do niego trafiało.

------------

Spoglądał na władcę Bolfost-Tor z zaciekawieniem. Jego niecodzienne maniery nie robiły na nim wrażenia. Król krasnoludów był pierwszym królem jakie widział, więc nie miał jak porównać tego co widzi ze standardami światowymi.
- Witaj królu - powiedział z szacunkiem, przynajmniej taką miał nadzieję - Chętnie byśmy porozmawiali z kilkoma osobami o taktykach jakie stosuje wróg. Różne punkty widzenia pozwalają na dostrzeżenie szerszego obrazu komuś o świeżym spojrzeniu. Więc jeśli ktoś oprócz przewodnika ma w tej materii doświadczenie z nim też byśmy chcieli porozmawiać przed wyruszeniem.
 
Mike jest offline  
Stary 20-12-2016, 08:42   #14
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Revalion cieszył się jak dziecko kiedy dostał księgę do ręki. ”Przewodnik po Podmroku”, zupełnie jakby ktoś czytał mu w myślach! Natychmiast otworzył tomiszcze i stał się nieobecny w dalszych rozmowach i wydarzeniach. Ktoś go pchnął lekko do przodu, przeszedł przez coś, zaczęło strasznie szumieć i hałasować. Następnie ktoś coś krzyknął i zaklinacz pożałował, że nie zwracał uwagi na to co się dzieje.
Kolejna podróż teleportacyjna. O nie. Spanikowany Revalion skoczył w niewiadomym kierunku przez przypadek lądując na półorczycy o imieniu Skowyt. Jednak wtedy leżeli już na śniegu i (jak się okazało chwilę później) było już po wszystkim.
- Erm, tak, przepraszam. - Wstał szybko i pomógł nowej towarzyszce wstać. Doszedł do wniosku, że półorczyca bardzo przypomina mu bliźniaków z którymi jeszcze do niedawna przyszło mu podróżować, jednak nie powiedział tego na głos. Najpewniej zabrzmiałoby to tak, że dla niego wszyscy półorkowie wyglądają tak samo.
- Ach te teleporty, prawda? Nigdy nie wiadomo gdzie cię rzucą… albo na kogo, hehe… - Pomógł towarzyszce otrzepać się ze śniegu.

Przez chwilę podziwiał mroźne otoczenie. Schował księgę do plecaka, nabrał nieco białego puchu w dłonie i stał zafascynowany, rozmyślając nad najróżniejszymi aspektami lodu i mrozu. Nigdy nie był tak daleko na północy, a kiedy już się tu znalazł to natychmiast musiał udać się pod ziemię, co go smuciło.

Z zamyślenia wyrwała go Livenshyia ze swoim spostrzeżeniem na temat upiorów. Revalion zgodnie ze wszystkimi innymi zaczął dobijać się do wrót i tak jak wszyscy poczuł ulgę kiedy ich wpuszczono. Na czas krótkiej wycieczki znów wyciągnął swój dzienniczek i zaczął w nim skrobać, jednak przed audiencją u samego króla na powrót go schował.
Po przemowie króla Długobrodego Revalion miał parę pytań: jak wygląda enklawa, jak najskuteczniej ją zniszczyć, jak daleko przyjdzie im podróżować, jakich sił drowów i duergarów mogą się spodziewać…
Nie zadał jednak żadnego z nich, bo uprzedził go Cliff. Mężczyzna bardzo słusznie zauważył, że lepiej porozmawiać na ten temat z kimś bardziej bezpośrednio zaznajomionym w sytuacji. Zaklinaczowi pozostało jedynie uśmiechnąć się pod nosem z zadowoleniem, że jego towarzysze również potrafią myśleć.
 
Gettor jest offline  
Stary 20-12-2016, 11:19   #15
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Maszyna do podróży gnomiego wynalazku była co najmniej niezwykła. Sherrin zastanawiała się dlaczego nie wystarczyły normalne zaklęcia, ale widać był jakiś powód. Póki co zatkała swoje wrażliwe uszy i z niepokojem czekała co będzie dalej. Pewnie gdyby miała więcej do czynienia z gnomami obawiałaby się bardziej (zwłaszcza przez te wybuchy); na szczęście nie miała takich doświadczeń. Niemniej jednak dość łagodny proces przejścia zaskoczył ją; sekundę później nie myślała już o teleporcie, skupiona na wszechogarniającym zimnie!

Przez rok czy półtora spędzony w Marchiach Sherrin zdążyła nieco przywyknąć do surowego klimatu Północy, lecz pogoda w okolicach Silverymoon w żaden sposób nie mogła równać się z mroźnymi wichrami Grzbietu Świata! Dziewczyna szczękała zębami tak mocno jak inni walili w drzwi Twierdzy. Furda z nieumarłymi - nim wrogowie zejdą ze zbocza to ona zamarznie tu na śmierć!

Na szczęście kransoludy wpuściły ich do środka, a szybki marsz szerokimi korytarzami sprawił, że calishytka nieco odtajała. Raz już była w potężnej krasnoludzkiej twierdzy, niemniej jednak Bolfost-Tor robiło wrażenie. Z przyzwyczajenia dziewczyna notowała w pamięci nie tylko artystyczne wrażenia, ale i drogę, którą szli, odnogi, uzbrojenie mijanych strażników i liczbę mieszkańców. Gdy zaś dotarli do króla skupiła się na nim.

Audiencja nie była ani długa, ani nudna. Towarzysze ze Srebrnej Gwiazdy zaczęli zadawać pytania; Sherrin postanowiła wyjątkowo pomilczeć. Tu najwyraźniej nie musiała być "twarzą" drużyny i mogła się skupić na innych aspektach spotkania. Kurd Długobrody jak na króla - i krasnoluda w ogóle - był niezwykle sympatyczny. Zupełnie różnił się od władcy feldabarskiej twierdzy.
A może...
, przyszło do głowy Tersie, może to nie jest prawdziwy król? Może Długobrody wyruszył do Podmroku i ślad po nim zaginął, a ten tu to zastępca; udaje go, by w Bolfost-Tor nie nastał chaos? Wyjaśniałoby to niezwykłą decyzję krasnoludów by poprosić Gwiazdę o pomoc, zamiast zwyczajowego: "fora ze dwora, to są sprawy podziemnego ludu".
Cóż, dla Tersy nie miało to znaczenia dopóki król-nie król im płacił i nie mial zamiaru zarżnąć po fakcie. Zdecydowała już, że za obecną wypłatę nabędzie magiczny płaszcz podróżnika. Koniec z marznięciem na każdym postoju!
 
Sayane jest offline  
Stary 21-12-2016, 11:46   #16
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Wychodząc z gabinetu czarodzieja, zarzucił na plecy swój płaszcz podróżny z grubej, szarej niczym popioły dawno wygasłego paleniska, wełny. Spiął go prostą mosiężną broszą. Następnie przypasał miecz, który podobnie jak resztę sprzętu zostawił wraz z płaszczem. Na specjalnie do tego celu uformowanych hakach przy biodrach zawiesił łańcuch, by łatwo można go dobyć, a by nie przeszkadzał podczas poruszania się. Tarczę zaś chwycił lewą dłonią, zważył ją i zadowolony ruszył za resztą.
Znacznie większe wrażenie niż mróz i śnieg wywarły na A’arab Zaraqu zniszczenia. Zacisnął dłoń na uchwycie tarczy za wszelką cenę starając się by gniew nie przejął nad nim kontroli. Czuł jak w jego nic niewartej duszy rodził się płomień tak bardzo ceniony przez orków ruszających do bitwy.
I z całego serca się za to nienawidził.
Doskonale zdawał sobie sprawę jak bardzo destruktywny jest gniew, zwłaszcza gniew kogoś komu nie obca była walka. Samą siłą woli nakazał sobie spokój, pozwolił by ogień powoli się wypalał, by zostawił po sobie jedynie żar sprawiedliwości.

Teraz kiedy myśli mu się rozjaśniły, a towarzysze dobijali się do bram krasnoludzkiej twierdzy, sięgnął do symbolu Sprawiedliwego i odmówił cichą modlitwę za zmarłych, jeśli jacyś leżeli pod śniegiem.
- Oni wciąż mogą żyć - rzekł z trudem zachowując spokój - wojownicy których wasza miłość wysłał, ciągle mogą żyć.
A’arab Zaraq dobrze znał trudy walki i upór wojownika. Jeśli byli najlepsi z najlepszych i walczyli o swój dom to z pewnością zrobią wszystko by przetrwać. Magia bywa zawodna a i wzrok bogów przecież nie sięga wszędzie, za to wojownik walczący za swój dom potrafi dokonać cudów. Jakże więc miałby marnować czas na zbędne przygotowania jeśli liczyła się każda chwila?
- Musimy wyruszać niezwłocznie - trudno było ocenić czy słowa kierował do króla, swych kompanów czy też samego siebie, jednak w tonie jego głosu brzmiało zdecydowanie.
 
Googolplex jest offline  
Stary 21-12-2016, 16:06   #17
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Revalion aż zmarszczył brwi z wrażenia. To był chyba pierwszy raz jak słyszał głos A’arab Zaraqa. To obalało jego teorię o tym, że mężczyzna był niemy. To znaczy, że będzie mógł w niedalekiej przyszłości poprosić wojownika o przeliterowanie swojego imienia.
- Wyruszyć, jak najbardziej. - Odezwał się Rev. - Niezwłocznie, absolutnie nie. Kiedy ostatni raz byłeś w Podmroku? Ja nigdy. Jeśli teraz stąd wybiegniemy i pójdziemy w nieznane, najprawdopodobniej spotka nas ten sam los co tamtych wojowników. Wszystko należy robić z głową.
-Uda się z nami przewodnik, od niego dowiemy się wszystkiego co trzeba - rzekł wojownik ze spokojem. - Zwłoka może kosztować życie tych którzy potrzebują naszej pomocy.

Cliff pokręcił głową.
- Pośpiech to zły doradca. Jeśli zawalimy sprawę, to miasto może paść. Tu idzie o coś więcej niż życie wojowników. Tu idzie o życie ich dzieci i żon. Co by powiedzieli, gdybyś mógł ich zapytać?
- Czy to nie oczywiste? Pragnęliby ocalić życie tych dzielnych wojowników - odrzekł A’arab Zaraq bez chwili wahania. - Nie obce mi są twe obawy, choć tym razem ich nie podzielam, zaś każda chwila zmitrężona to chwila dla naszych wrogów by się przygotować lepiej. Oni już mają przewagę znając Podmrok lepiej niż my kiedykolwiek poznamy, tego nie zmienisz. - Zamilkł na chwilę i wydawało się, że skończył już tyradę kiedy odezwał się raz jeszcze nieco ciszej. - Wyruszam i nic prócz śmierci mnie nie powstrzyma.

Kurd Długobrody słysząc słowa potężnego paladyna pokiwał głową z aprobatą. Miał duszę wojownika i bez słów rozumiał kotłujące się w głowie A’arab Zaraqa myśli. - Prawda to. Najlepsi z nas przepadli bez wieści i sam żem już spisał ich na straty, bowiem minęło wiele dni odkąd opuścili tereny podziemi pod naszym władaniem. Mimo to, wciąż mam nadzieję, że udało im się przeżyć. Tak mi podpowiada intuicja - wtrącił się po chwili. - Nie chciałem wysyłać kolejnych grup, podczas gdy jesteśmy oblężeni przez hordy ożywieńców, dlategóż Zaghar opowiedział mi o Srebrnej Gwieździe. Sam niegdyś był jej członkiem, ale wciąż ma ten wasz dziwny medalion i umożliwił mi kontakt z waszym przełożonym.

- Faceci… - prychnęła z wyższością Sherrin. - Dać wam sposobność, to jeszcze przed wymarszem się powyżynacie. Wstyd przed królem dla nas i dla całej Gwiazdy - tu elegancko pokłoniła się przed Długobrodym. - Król obiecał nam wyposażenie na czas podróży, więc dostaniemy wszystko czego ludziom… niekrasnoludom pod ziemią potrzeba. W interesie naszych zleceniodawców leży, byśmy posiadali i wiedzieli wszystko co umożliwi zlikwidowanie enklawy i ewentualny ratunek dla zaginionych oddziałów. - Dziewczyna nie dodała, że z tego co powiedział Długobrody wynikało, iż krasnoludy wiedzą raczej niewiele -Z pewnością nasz przewodnik jest najlepszym i najlepiej poinformowanym z możliwych. Skoro nam tak śpieszno, to zamiast mleć tu ozorami po próżnicy możemy porozmawiać w miejscu, gdzie otrzymamy zaopatrzenie, równocześnie się pakując.
Paladyn skinął głową słysząc słowa kobiety.
- Na takie opóźnienie mogę przystać.
Twarz Revaliona zmieniała w szybkim tempie swe wyrazy, raz przechodząc ze sceptycyzmu, wyraźnego niezadowolenia, wreszcie zdecydowawszy się na lekki wyraz ulgi.

- Tak, myślę że to najlepszy kompromis. - Powiedział wreszcie.
- Jeśli przewodnik jest najlepiej poinformowanym źródłem, to nie ma o czym w takim razie teraz dyskutować - rzekł Cliff.
- To ino najlepszy z możliwych - powiedział krasnoludzki król, mając na myśli swego przewodnika. - Przewodzi grupie zwiadowców, których żem wysłał do kopalń w poszukiwaniu ocalałych. Zaprowadzi was na miejsce i o wszystkim opowi.
 
Gettor jest offline  
Stary 21-12-2016, 21:55   #18
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Podróż przez portal była nowym przeżyciem wartym zapamiętania, choć niekoniecznie zaskoczył on elfkę. Ganadriel bowiem, podczas treningów, opowiadał jej o wielu szczegółach tyczących się organizacji, sposobu podróżowania, hierarchii oraz rodzaju minionych misji i zleceń. Właściwie, to można śmiało stwierdzić, że połowę czasu przeznaczoną na doszkalanie, obydwoje przegadali, dzieląc się między sobą przemyśleniami, spekulacjami i opowieściami. Rozmowa nawet przeniosła się na niedawną wojnę, która miała miejsce w Everesce i w której to obydwoje brali czynny udział. Rany, choć nie do końca zagojone, nie obniżały sprawności elfów ani nie promieniowały już bólem. Teraz, gdy przenikając świetlistą ścianę portalu poczuła na ciele chłód, dała o sobie znać stara rana w okolicy barku, która powstała podczas walki o puszczę. Wspomnienie tamtej bitwy wiązało się z przyjaźnią między nią a jej małym dinozaurem.

Kiedy wylądowali na śnieżnym puchu, Livenshyia szczelniej okryła się płaszczem. Skupiła ona swój wzrok, wypatrując w okolicy czegokolwiek, na co warto byłoby zwrócić uwagę, a z jej ust wydobył się niewielki dymek, kiedy ze spokojem wypuściła z płuc powietrze.
- Tam ktoś jest. Albo coś. Zjawy? - zwróciła innych uwagę na stojące w oddali, ciemne postacie. Nie miała jednak zamiaru długo czekać na namyślenie się lub jakąś odpowiedź ze strony swoich nowych towarzyszy.
- Nie zwlekajmy - dodała powściągliwie, ruszając od razu ku bram do twierdzy. Atmosfera jakby stawała się napięta z każdą chwilą oczekiwania na odzew wołania i pukania, jednak elfka nie traciła zimnej krwi... Oraz zimnych uszów. Całe szczęście, że w ostateczności doczekali się łaskawego otwarcia skrzydeł i nie zginęli jeszcze przed rozpoczęciem prawidłowego zadania.

Przed królem Liv stwierdziła, że nie będzie się odzywać. Nie było to jednak spowodowane jej małomównością lub brakiem własnego zdania, a raczej tym, że była "ylfem", jak to krasnolud wymawiał. Oczywiście, że różnica między drowem a leśnym dzikuskiem była diametralna, jednakże wątpiła, aby tłumaczenie tego było potrzebą. Nie mniej jednak wolała nic nie mówić, co by nie wzbudzić niechcianego pogorszenia humoru mości króla. Jej zwierz jak zwykle chował się za plecami, od czasu do czasu wysuwając pyszczek i łypiąc na innych z zaciekawieniem - tym bardziej kiedy zaczęli sprzeczać się między sobą.
- Pośpiech,wbrew pozorom, nie musi wcale nam sprzyjać, więc zróbmy wszystko dokładnie, ale nie ociągajmy się - dodała na koniec od siebie, choć nie wątpiła, że w tych słowach nie było nic odkrywczego. Na same wyobrażenie, co inni mogą o niej pomyśleć, aż zaśmiała się pod nosem. Mimo to, nic więcej już nie rzekła, a jedynie czekała, aż wszyscy będą gotowi, żeby podjąć dalsze kroki. Ona już była.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 21-12-2016, 22:54   #19
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Rozmowa się zakończyła, zaś oni powstali i zabierali swe rzeczy. Aravon jednym płynnym ruchem ześlizgnął się z krzesła i w mgnieniu oka sięgnął po swoją torbę. Ze środka nie dobiegł żaden dźwięk, co dawało jasny sygnał, iż umieszczone tam flakoniki z magicznymi dekoktami zostały dobrze zabezpieczone. Wylądowała ona na ramieniu artysty, by zaraz po niej pochwycony został niezwykłej roboty łańcuch wyposażony w kolce ostre jak brzytwa. W kolce, które są wręcz idealnym smyczkiem do grania na strunach bólu! Dwa szybkie ruchy i wylądował na specjalnych nań uchwytach. Wygoda i elegancja to podstawa na tak zróżnicowanej scenie jaką jest świat!

Dobiegł go charakterystyczny dźwięk brzęczącego łańcucha. Wręcz odruchowo rzucił okiem na swój bok biodra, lecz jego oręż był na miejscu. Jednym szybkim ruchem odwrócił się począł rozglądać po pokoju. Wreszcie jednak dostrzegł go. To ON! TEN w tej zbroi! TEN wielki! Jak widać cicha woda brzegi rwie! A więc takie bo buty! Buty? Nie! Buciory! Ten... osobnik! Czyżby ON chciał stać się gwiazdą w tym spektaklu? Czyżby to ON chciał zbierać oklaski widowni i spijać cudowny nektar płynący z doświadczania bólu? Możliwe... Nie! Pewne to jest! Konkurencja to coś niedopuszczalnego! A może... chwileczkę... Taaak... Umysł wypełnił mu wyimaginowany uśmiech. Niech ma swoją szansę. Jeżeli okaże się tylko lichym aktorzyną to publika powita go z jeszcze większym zainteresowaniem, zaś, gdyby okazało się, że jest dobry to będzie to idealna okazja by ukazać swój talent i wyższość nad takim przeciętniakiem!

Gdyby tylko maska nie spoczywała na jego twarzy to postronny obserwator ujrzałby jak wykrzywia się ona we wręcz agresywnej i szybkiej mimice. Jak przechodzi od gniewu, by skończyć na zachwycie. Zaprawdę nieocenione są te dzieła aktorskiego rzemiosła.



Hałas, który go uderzył prawie rzucił nim o ziemię. Wgryzał się z umysł, nie dając myślom dojść do słowa, lecz co gorsze obudził ból w starych bliznach. Twarz zaczynała go piec i rwać z bólu. Odruchowo złapał się za maskę, przytrzymując ją. Walcząc z samym sobą. Tocząc walkę pomiędzy chęcią zerwania jej zdarcia z siebie tego, co inni nazywają twarzą i swą wolą, by wytrwać w swym aktorstwie, w swej roli, która była jego życiem.

Trzymając się za maskę ruszył za pozostałymi. Niecierpliwe. Ruchy jego nie były płynne jak wcześniej, a bardziej gwałtowne, urywane, spazmatyczne. Jedyną rzeczą, której pragnął w tejże chwili było to, żeby się to wreszcie skończyło. Najwidoczniej jego prośby zostały wysłuchane, bowiem cały hałas zniknął w jednej chwili. Powstała cisza wręcz go ogłuszyła, zaś ból toczący go wręcz zdawał mu się dźwięczeć z niego. Wszystko zaczęła pochłaniać jasność. Czyżby to był już koniec...?



Ocknął się pod wpływem zimna przeszywającego jego ciało do samego szpiku kości. Momentalnie poderwał się z ziemi po to, by zimny wicher otulił jego ciało wywołując jeszcze większe dreszcze. Oczy chodziły mu nerwowo ogarniając okolicę. Byli w górach. W cholernie zimnych, wysokich górach. Gdzież niby ta cała twierdza krasnoludów na dziewięć piekieł? Niczego takiego nie dostrzegał, jednak podniecone głosy pozostałych uświadomiły mu coś. Odwrócił się więc. O, twierdza się znalazła.

Zobaczył jak niektórzy zaczynają krzyczeć i walić pięściami w wielkie wrota. Gdzie był te przeklęte krasnoludy? Czyżby zapomniały o tym, że ma się pojawić nowa obsada do ich cyrku? Z tego co widział nie tylko jego mroźna aura tych gór przyprawiała o dreszcze. Nie ma to jak rzucić aktora na scenę bez odpowiedniego do sceny kostiumu. Doprawdy kompletna amatorszczyzna. Na całe szczęście suflerzy okazali się na tyle przytomni, by wreszcie wpuścić ich do środka.

Widok, który ujrzeli w zupełności rekompensował chwilowe niedogodności pogodowe. A przynajmniej jemu. Oto bowiem rozciągało się przed nim pomieszczenie wręcz idealne do tego, by robić za scenę! Wystarczyło tylko rozwiesić kurtynę pomiędzy filarami i zgromadzić widownię. Niestety o prawdziwą widownię będzie ciężko w tej odciętej od normalnego świata twierdzy. Ale czymże są te malutkie przeszkody przed takim artystą jak on! Niczym!

Niestety nie dane mu było obmyślać ewentualnej aranżacji sceny oraz doboru rekwizytów, bowiem grupa została pociągnięta za jakimś magiem? Chyba tak. Nie wiedział dokładnie, bowiem zupełnie go to nie obchodziło. W jego umyśle królowała teraz ta oto wspaniała sala!


Król okazuje się być prostakiem! Jakże to tak?! Przecież królowie MUSZĄ być wrażliwi na estetyczne i duchowe piękno teatru i gry aktorskiej! Niestety ten oto brodaty osobnik wydawał się tego kompletnie nie rozumieć. Nie rozumiał bowiem, jakże wspaniałą scenerią mogą się stać te pozbawione światła korytarze. Niestety zupełnie nie miał pojęcia o tworzeniu spektaklu! Jakże to tak dać aktorom zniknąć? Toż to niedopuszczalne! Zniszczenie enklawy drowów? Jednej z tych widowni, która doceniała spektakl bólu... Z drugiej jednak strony możliwość możliwość włączenia ich w występ... Taaak... Podobała mu się taka możliwość!


- Śpieszyć się?! Bez przygotowań? Zwariowałeś! Czasami rzeczywiście improwizacja pozwala pozwala na wydobycie prawdziwych emocji, na odkrycie w sobie skrywanej pasji, lecz nie tym razem! - nie zgadzał się z wielkoludem w zbroi. - Oto bowiem mamy szansę, na stworzenie takiego spektaklu jakiego jeszcze nikt nie widział! Oto bowiem bowiem mamy za współaktorów nikogo innego jak drowy! Są to bowiem dość nieliczni przedstawiciele tych, którzy zaprawdę wiedzą o co chodzi w teatrze bólu i śmierci! Dokona się niezapomniana tragedia, bowiem korytarzowe sceny zostaną splamione krwią! Zwłoka? Nie ma co się nią za bardzo przejmować! Ba, czasem jest wręcz potrzebna, utrzymać widza w ryzach napięcia! W okowach nieszczęścia, by niespodziewanie, wręcz w ostatniej chwili stworzyć niezapomniany zwrot akcji! wyraził swój pogląd na temat pośpiechu wielkoluda. Niestety pozostali powzięli decyzję, że przygotowania będą skrócone, co zasmuciło go, lecz maska nie dawała tego dostrzec.

Okręcił się na pięcie zaś maska na jego twarzy tradycyjnie się zmieniła.
- Ruszajmy więc! Nie dajmy widzom na siebie czekać! - rzekł płynnie przesuwając się w stronę wyjścia, by zaraz wręcz rzucić się na klęczki do stóp króla.
- Nie obawiajcie się! Bowiem wasi dzielni wojowie zostaną odnalezieni, lecz czyż będzie to wielka tragedia, czy też mała tragedia okaże się, gdy kurtyna zapadnie, a aktorzy się rozejdą! Nim się jednak rozejdą wybrzmią krzyki drowich gardeł! - rzekł pełnym emfazą głosem, by potem giętkim i szybkim ruchem wrócić na swą wychodzącą pozycję.
 
Zormar jest offline  
Stary 22-12-2016, 18:15   #20
 
kinkubus's Avatar
 
Reputacja: 1 kinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputację
Skowyt Przez całą drogę trzymała się wystraszonego zwierzaka, żeby nie spanikował. Na pierwszy rzut oka nie było widać żadnych zmian w zachowaniu Strzępa, jednak nie każdy posiadał magiczną więź z naturą oraz zwierzęcym towarzyszem.
Lądowanie było niemniej przyjemne, jak sama podróż planarna. Ktoś na niej wylądował i przewrócił na śnieg. Był to czarodziej, który wcześniej pytał o potwory Podmroku. Podniósł pół-orczycę z ziemi i zaczął ją otrzepywać ze śniegu, plotąc w zakłopotaniu. Skowyt jedynie się na niego patrzyła, nie dając jednoznacznie ocenić, co jej chodzi po głowie.


Śnieg był Skowyt obcy, ale przynajmniej coś o nim wcześniej słyszała w przeciwieństwie do biednego dinozaura, który trafił do zupełnie obcego środowiska. Z ulgą przyjęła zaproszenie do krasnoludzkich hal, które nie przestawały zadziwiać obcością otoczenia i w tym przypadku, również rozmachem. Ogromna przestrzeń, która z niewiadomego powodu sklepienie miała dopiero na wysokości kilkunastu lub może nawet kilkudziesięciu metrów budziła u pół-orczycy niepokój. Czułą się, jakby była wielokrotnie mniejsza, niż w rzeczywistości. Przez praktycznie całą drogę do sali tronowej, szła z głową wygięta ku górze, podziwiając z niekrytą fascynacją architekturę ludzi podziemi.
Inaczej zachowywał się Strzęp, który szedł grzecznie przy nodze. Nie chował się za właścicielką, jak zwierzak Liv, był wyszkolony do strzeżenia i chociażby nie chciał, wiedział, że należy wykonywać swoje zadanie bez dyskusji. Taka była jego rola w stadzie, znał swoje miejsce i nie zamierzał go porzucać, gdyż to w jedności leżała siła.

Król i cały koncept władcy również był dla Skowyt czymś nowym. W rodzinnym plemieniu nie było jednego przywódcy, który dyktowałby wszystkim prawa. Cała idea, że jedna osoba rządzi wszystkimi była dziwna; jakby nie znali swojego miejsca.
Sam król jednak przywitał ich życzliwie i z szacunkiem. Tego samego nie mogliby oczekiwać w plemieniu Skowyt, nawet, gdyby ona osobiście ich wszystkich przyprowadziła. Tylko jednak osoba w tej grupie byłą mile widziana w tamtych stronach i wbrew pozorom, niekoniecznie była to pół-orczyca.
Niemniej, król chciał walczyć o swoje i musiał być bardo zdesperowany, że sięgnął po pomoc od nieznajomych. Sprawy plemienne były sprawami plemienia, nie było pożądane, żeby osoby z zewnątrz się w nie mieszały, a co dopiero z zupełnie innych zakątków świata lub może nawet planów.

Nie miała nic do dodania w trakcie krótkiej dyskusji. Podobnie jak elfka, stała z boku i czekała, aż dojdą do jakiejś konkluzji. Była gotowa do wyprawy pod ziemię, miała zapasy oraz przygotowane odpowiednie zaklęcia, ale co dokładnie należało robić raczej nie leżało w jej kompetencji. Nigdy przedtem nie była w Podmroku, nie znała się na krasnoludach czy drowach, na studiowała podziemnej wojaczki. Potrafiłaby zadbać o siebie i tego się trzymała, chociaż nie wątpiła, że obok Liv, to ona może musieć kierować drużyną w ciemnych korytarzach Podmroku.



Pośpiech,wbrew pozorom, nie musi wcale nam sprzyjać, więc zróbmy wszystko dokładnie, ale nie ociągajmy się.

Skowyt zgadzała się z Liv. Szybkie działania były zdecydowanie wskazane. Ktoś tam w podziemiach czekał na ratunek i nie mógł sobie pozwolić na zwłokę. Przytaknęła na te słowa i już miała się odezwać, gdy zrobił to obłąkany błazen.
Druidka nie rozumiała, co on robił na tej wyprawie. Odstawał wyraźnie, nie swoją indywidualnością czy wyglądem - chociaż tego mu również odmówić nie można było - ale podejściem. Sprawiał wrażenie, jakby nie dzielił z innymi celów i zamiast przybyć na odsiecz, miał zupełnie inne plany.

Czy jesteś walnięty na głowę? — Skowyt wypaliła bezpośrednio, przy wszystkich, włączając w to króla.

Na pierwszy rzut oka widać, iż zupełnie nie dostrzegasz związku między walką, a teatrem! Oba te aspekty świata są do siebie bardzo podobne! Czyż, pole bitwy nie może być sceną? Wojacy aktorami? Przebieg jej zaś kolejnymi aktami? Czyż więc tak trudno jest nie dać się ponieść tej wspaniałej myśli!? Czyż nie rozpala w tobie tego wewnętrznego ognia? Oto przed nami rozstępuje się kurtyna, a wraz z nią ukazuje zupełnie nowa scena głodna spektaklu! Nie mogę więc stać bezczynnie, gdy pojawia się taka okazja na występ! Na występ i ukazanie tego, co jest w teatrze walki najlepsze! Bólu, śmierci i bohaterstwa rzecz jasna! Z drugiej strony to, że nie rozumiesz to nawet lepiej! Twoja rola zyskuje dzięki temu tylko na autentyczności! Na ekspresji! - spostrzegł, że zaczyna się powoli wydzierać. - Wybaczcie me uniesienie, lecz czas już na nas nieprawdaż dzielny wojaku?! - zwrócił się w tej chwili do A'arab Zaraqa.

Po wyrazie twarzy Skowyt dało się niemal fizycznie wyczuć z jaką trudnością słowa przebijały się do jej głowy. Dla niej odpowiedź była równoznaczna z "tak", które mężczyzna wyraził w postaci słowotoku. Nie zapamiętała nawet połowy z tego, co przed chwilą powiedział, oboje żyli w dwóch zupełnie innych światach i zaprzątanie sobie głowy zrozumieniem jego, kiedy mają zadanie do wykonania, było ponad siły pół-orczycy.

 

Ostatnio edytowane przez kinkubus : 22-12-2016 o 21:25.
kinkubus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172