Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2016, 02:16   #457
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Sportowe bryki miały ten minus, że nie przystosowano je do przewozu dużej ilości pasażerów. Zwykle woziły kierowcę i kogoś na przednim siedzeniu. Kanapę z tyłu zamontowano bardziej dla ściemy i jako bajer, nie część użytkową… ale i tak było zajebiście. Gwiazdy nad głową, towarzystwo Seiko i Dzikiego, no i rozochocony Szafirek zalegający na pannie Faust i wyraźnie napalony. Gdyby nie wiszące na niebieskowłosą głową widmo śmierci, zrobiłoby się romantycznie jak w mordę strzelił. Ale czas naglił, zlecenie do odjebania samo się nie odjebie, mimo że priorytety trochę się zmieniły. I cel…
Julia wyswobodziła ręce i zacisnęła je mocno na pośladkach siedzącej na niej Federatki.
- Zależy gdzie trzymasz kabarynę na deala, to musi być niedaleko. Żeby się przedymać, a potem się zmyć i zająć robotą. Lepiej nie zostawać długo w jednym miejscu, póki nie załatwimy ci immunitetu… ale na numerek czy dwa znajdziemy czas. Coś ci obiecałam - wyszeptała dyskretnie z ustami na jej ustach i mrucząc potarła nosem o drugi nos - Nie dam cię zajebać, Szafirku. Po moim kurwa trupie.

Blue Lady zagryzła trochę swoje wargi też w barwach blue. Spojrzała na parkę na przednich siedzeniach jakby bijąc się z myślami. W końcu jednak chyba podjęła decyzję.
- A co tam! Poza tym masz rację Tygrysico, przecież i tam miałyśmy się tam bzyknąć. - Federatka machnęła lekceważąco dłonią a Azjatka i ligowy rajdowiec spojrzeli na nią czekając aż wyjaśni co to w praktyce oznacza. - Seiko! Przesiądź się! Ja poprowadzę! A ty Tygrysico… - dziewczyna z niebieskimi włosami ponagliła masażystkę i ta od razu otworzyła drzwi i zaczęła wychodzić. Federatka też miała coś do powiedzenia i blondynie. Gdy zwróciła się do niej jej niebieskie usta zetknęły się ponownie z ustami blondyny z Vegas w krótkim, mocnym, gwałtownym pocałunku. - … Czekaj tu na mnie. Zaraz zaszalejemy. - Blue Lady nie zwlekała z takimi głupotami jak otwieranie drzwi w kabrio. Przeskoczyła na zwolnione przez Seiko miejsce i znalazła się za kierownicą. Jej miejsce zajęła Seiko która znalazła się teraz obok Blue.
- Cześć. - powiedziała krótko uśmiechając się delikatnym uśmiechem z mieszaniną ciekawości i ekscytacji tą całą sytuacją.

Rajdowiec z niebieskimi włosami nie dała im jednak czekać. Ruszyła z werwą, kompletnie inaczej od niedzielnego stylu jazdy jaką prezentowała Azjatka. Obiema kobietami na tylnej kanapie szarpnęło tak, że powpadały na siebie. Dziki czekał. Tym razem nie protestował kto ma prowadzić maszynę. Zerknął ciekawie na obie ślicznotki na tylnym siedzeniu przewalone gwałtownym startem. Długonoga blondyna o jasnej karnacji skóry i czarnowłosa, nieduża Azjatka ściśnięte wzdłuż tylnej kanapy. Potem przeniósł wzrok na kobietę obok. Teraz widział ją z bliska, z profilu gdy prowadziła swoją Cobrę. Milczał nadal ale coś w jego wzroku mówiło, że jakoś chyba bardziej zaczynał odbierać sprawę jak facet a mniej jak konkurent z Ligii. A w końcu Blue Lady do jakiś specjalnych maszkar nie szło zaliczyć tak lekka ręką.

Niebieska Cobra wystrzeliła spod hotelu ku zaskoczeniu chyba wszystkich. Czmychnęli z piskiem opon i hamulców, zarzucając burtą po mokrym asfalcie. Federatka albo miała fart jak z Vegas albo była mistrzem kierownicy bo niebieska maszyna przesunęła się burtą pomiędzy dwoma, zwalniającymi do skrętu do hotelu samochodami powracającymi z lotniska. I pruła dalej. Zwiększyła obroty silnika i pruli po przylotniskowej prostej mając nad sobą granatowiejące niebo, płaską przestrzeń po prawej i zabudowę budynków hotelowych po lewej. Nie odjechali zbyt daleko. Reflektory “Small Bastard’a” śmignęły przez kolejną bramę podskakując niemiłosiernie na jakiejś chyba hopie. Umęczone resory zazgrzytały niemiłosiernie, coś trzasnęło czy odpadło ale jechali dalej. W dół, niżej, dali się pochłonąć wjazdowi do podziemnej części parkingu chyba kolejnego hotelu. Teraz wokół panowała kompletna ciemność rozświetlana tylko smugami reflektorów. Szpalery słupów mijały błyskawicznie znikając zaraz gdy tylko minęły je smugi świateł. Podobnie z rozstawionymi kształtami pojazdów. Wciąż migały ich kolory. Szare, pordzewiałe ale i żółte, srebrne, białe, metaliki czerwienie, szarości co chwila mijali jakiś wrak. I wiraże.

Przestrzeń była pod ziemia wąska, krótka i poprzecinana filarami. Rozpędzona Cobra momentalnie zdawała się wychodzić, wchodzić czy pokonywać kolejne wiraże, proste, słupy, wraki i piętra. Hamulce i gaz zgrzytały nie w nieustannej walce o prymat kierowcy. Maszyna nie miała ani sekundy na złapanie oddechu, tak samo jak i kierowca. Panowała podziemna czerń więc nie widzieli już swoich ciał, twarzy czy sylwetek. Świat ograniczał się do ryku silnika, zgrzytu hamulców, trzasku wajchowanych biegów i świetlnych rozmazanych plam pojawiających się i błyskawicznie znikających z widoku. I nagle Blue Lady dała po heblach. Hamowali sunąć po mrocznej warstwie betonu zbliżając się do czegoś. Wyrwa. Dziura ziejąca czernią, i poszarpana bagnetami poszarpanych drutów zbrojeniowych. Duża dziura co najmniej na kilka kolejnych filarów. Cobra zatrzymała się w końcu dobre kilkanaście długości pojazdu przed najbliższym fragmentem wyrwy. Blue Angel nic nie mówiła. Ciężko oddychała jak chyba cała czwórka upojona gorączką i adrenaliną Wyścigu. Silnik pojazdu dudnił basowo ale jednostajnie. Jak warczący ostrzegawczo drapieżnik tuż przed atakiem.

Panna Faust prychnęła przez nos. Ciemno jak w murzyńskiej dupie, do tego syfnie że ja pierdolę. Otaczały ich rozpadające się ruiny, trzymające się kupy chyba tylko na przysłowiowe słowo honoru. Możliwe, że znaleźli się w poza strefą wpływów jakiejkolwiek sensownej grupy, w dzikich, niczyich Ruinach, a przynajmniej na to wyglądało. Najważniejsze, że gdzieś w okolicy zaparkowano czarną bejcę - kartę przetargową i gambel zdolny przetasować talię przed następnym rozdaniem. Zostawało tylko położyć na niej łapska… a nad resztą się pomyśli. Blondyna co prawda wolałaby stukać się w Grzeszniku, albo hotelu zajętym przez Federatkę, ale Fortuna nie zawsze patrzyła przychylnym okiem na ludzkie zachcianki.

Odkleiła się od Azjatki, którą obejmowała leniwie przez większość trasy. Wychyliła się do przodu chcąc szepnąć parę słów do szafirkowego ucha, lecz nim się nachyliła, wyczuła przed twarzą ciepło. Zdziwiona powiodła wzrokiem wzdłuż jaśniejszej plamy, ciągnącej się od barku Dzikiego, do twarzy Mairy. Jebaniutki smyrał ją paluchami po policzku, czyli nie do końca się obfochał, no proszę. Wszystko pięknie, ale nie przyjechali tu aby się macać jak para małolatów w buchniętej starym furze… jak na tych tandetnych filmach romantycznych - brakowało tylko górki z widokiem na miasto i rzewnej nuty w tle. Julia wychyliła się mocniej, aż zawisła w połowie po części dla kierowcy i jego pasażera. Z tyłu miała Seiko, więc przynajmniej nie musiała się obawiać nagłego ataku od dupy strony… a nawet jeśli to za atak dłoni kompaktowej Azjatki raczej by się nie obraziła.

- Długo mam jeszcze czekać? - zamruczała Szafirkowi do ucha, przesuwając nosem błądzącą w jego okolicy rękę, po czym złapała ją delikatnie zębami i skierowała niżej - na szyję kobiety. Własne łapska też posłała w ruch, lewym ramieniem obejmując kierowcę, prawe opuszczając w dół. Po omacku zmacała Dzikiego po klacie i brzuchu, aż dotarła do spodni i tam na czuja rozpoczęła manewr rozpinania paska i rozporka. Szkoda że nie cyknie sobie z nim fotki - taka pamiątka stanęłaby oprawiona w ramce gdzieś w jej aktualnej, burdelowej melinie.

Ciemność. Wokół panowała ciemność. Świat zawęził się do dwóch oświetlonych stożków przed maską samochodów. To co poza nimi było pochłonięte przez ciemność. Nie istniały wyższe poziomy, ulica, hotel, reszta miasta, Ligi, Vegas czy to co zostało z tego świata. Była ciemność. I to co ukazywało się w świetle dwóch reflektorów. Kolejne, kanciaste filary podziemnego garażu. Żółtawe, linie wyznaczające kolejne miejsca parkingowe. Ściana zabetonowanego świata gdzieś tam daleko przed nimi. I dziura. Najeżona wystającymi ostrzami prętów zbrojeniowych, wypełniona kolejną dawka ciemności. Nie istniała reszta samochodu, nie istnieli ludzie którzy w nim siedzieli. Nie dla oczu. Ale to dawało pole do popisu reszcie zmysłów. Słuchowi. Słychać było miarowe warczenie ucieszonego na chwilę silnika. Jakieś ocieranie blach o blachy. Wibracje wprawiające w drgania resztę samochodu jak i ciała ludzi siedzących w pojeździe. Węch. Gdy Blue zbliżyła twarz do głowy Szafirka czuła z bliska jej zapach. Zapach żywego, ciała. Przesyconego mieszaniną potu, kosmetyków, emocji, adrenaliny ciała. Dotyk. Czuła gorącą wilgotną, gorącą, jędrną skórę ciała Federatki. Smak. Gdy spróbowała językiem jej ciała. Oddech. Wszyscy w ciemnościach zdawali się szybciej i głośniej oddychać.

Maira zareagowała na zaczepkę Julii. Odchyliła głowę i w ciemnościach jej usta po chwili znacząc mokrą ścieżkę na twarzy blondyny odnalazły drogę do jej ust. Połączyły się razem. Dziki też reagował na jej manewry. Zamruczał z zadowolenie gdy dłonie dziewczyny z Vegas zaczęły sunąć po jego ciele. Też jego usta po ciemku odnalazły w końcu usta blondyny. Też się zetknęły i na dłużej. Dziki nie bawił się w przelotne pocałunki. Całował długo i bez skrępowania. Julia po ciemku wyczuwała na twarzy przyśpieszony oddech Niebieskowłosej. Dziki chyba też. Gdy skończył się całować z Julią przez chwilę nic się wydawało, że nie działo. Ale Julia miała wrażenie, że dwójka rajdowców z Ligii wpatruje się albo w siebie albo w nią rozdzielonych tym przytłaczającym mrokiem. Nawet owalu twarzy nie było widać. Po tej chwili wyczuła i usłyszała jak ta dwójka bez słowa zaczęła się całować ze sobą nawzajem. Gdzieś w tym momencie poczuła na swoim biodrze ciepłą dłoń Azjatki. Przesunęła się w poprzek jej krzyża.

- Dobra! Nie ma co czekać! Jedziemy na skróty! - wysapała impulsywnie van Alpen gdy się któreś z nich w końcu odkleiło od tego drugiego.

- Ja bym przeskoczył. - mruknął Dziki łapiąc oddech i jednocześnie leniwym ruchem wyciągając lewe ramię w dół i do tyłu obejmując Julię. Jego dłoń spotkała się na jej plecach z dłonią Seiko.

- Na druga stronę? - z ciemności doszedł ich ironiczny głos Federatki. Wzrok pozostałej trójki skierował się na druga stronę wyrwy. Ciężko było odgadnąć. Wyrwa była dość szeroka. Ale w końcu byli w Cobrze kierowanej przez liderkę ostatnich Wyścigów Ligii.

- No pewnie. Spoko. Jak się boisz to daj, ja skoczę. - mruknął Dziki prowokująco. Julia poczuła jak palce dłoni która ją obejmowała zastukały po kolei o powierzchnię która akurat były jej plecy. Seiko oparła się o oparcie siedzenia kierowcy znajdując się tuż obok blondyny ale prawą ręką też ją objęła więc po jej plecach buszowała teraz para dłoni należących do różnych właścicieli.

- Rany. Dziki. Jak ty zostałeś gwiazdą Ligii? Przecież ty w ogóle nie masz finezji. - roześmiała się wesoło Federatka. - Powiedziałam… - śmiech umilkł i w głosie zabrzmiała jakaś drapieżność. Coś tam zgrzytnęło pod jej nogami i dłońmi, silnik przebudził sie z letargu wracajac do pełni życia. Jego ryk odbił się zwielokrotnionym echem od pustych, podziemnych, betonowych ścian.
- Że jedziemy na skróty! A nie jak zwykle! Trzymać się! - wrzasnęła van Alpen i coś ostatecznie zgrzytnęło i maszyna ruszyła. Prosto przed siebie, bez wahania zmierzyć się z ta wyrwą. Sportowa fura błyskawicznie nabierała prędkości, długości samochodu do wyrwy momentalnie zmieniły się w metry, mrok dziury zbliżał się z każdą sekundą, już było pewne, że nie zdążą wyhamować, że albo przeskoczą albo się rozwalą o ten stal i beton. I wtedy, w ostatniej chwili, gdy już przednia krawędź wyrwy zniknęła im z widoku, Szafirek dał po heblach.

Maszyna posłusznie zareagowała piszcząc hamulcami, proces hamowania zaczął się natychmiast ale lubująca się w przyspieszeniach i zwrotności Cobra nawet na tak krótkim odcinku zdołała nabrać zbyt duże prędkości by była szansa na taki numer. Maszyną jak i jej obsadą bujnęło do przodu, Julia i Seiko poleciały na siedzenia i plecy tych z przodu a potem był już tylko mrok. Wyhamowany w ostatniej chwili pojazd runął w ciemną dziurę, górny, dalszy fragment wyrwy z jej najeżonymi prętami zbrojeniowymi i zwisającymi fragmentami betonu śmignął im chyba blisko górnej krawędzi szyby i ich głów a potem było tylko te opadanie w mrok. Trwało to przez chwilę i wrzeszczeli chyba wszyscy na raz z Federatką włącznie. A potem gruchnęli resorami i zawieszeniem i poniższy poziom garażu. Szafirek przeszła od razu w te hamowanie, rzuciła kierownicą auto w bok, że zaczęli sunąć bokiem i zatrzymali się w końcu.
- Voila. - wyszczerz Federatki nie był widzialny ale jak najbardziej słyszalny w głosie. Gdy się zatrzymali parę filarów dalej, w światłach reflektorów stała i odbijała światło reflektorów czarna bryła bemwicowego suv-a.

Była tu, cała, niezarysowana. Gambel na którego punkcie Zgred dostawał erekcji. Bryka Guido, zajebana mu z trawnika pod domem, a teraz w rękach panny Faust… ale jeszcze nie do końca. Patrzyła na kierowcę, której ciemna głowa w panującym mroku była tylko kolejną plamą. Bez zbędnego pieprzenia, przesunęła tyłek ku górze i usiadła na bagażniku, po chwili zeskoczyła na ziemię. Obcasy zastukały o beton, gdy obchodziła Cobrę żeby stanąć tuż przy wciąż siedzącej Federatce. Wymacała jej rękę i stanowczo pociągnęła do góry.
- To jak szło z tą kanapą z tyłu, Szafirku? - spytała niskim, ochrypłym głosem - Pomieścimy się wszyscy? A jak nie… a jebać! Maska też jest w pytę, albo przednie siedzenia. Damy radę… chodźcie, chyba że wolicie sami sobie robić dobrze - do kompletu złapała za łapkę Seiko, ją też zachęcając do powstania.

- Chodź Tygrysico! Żadna maska. Tylna kanapa, tak jak mówiłaś. Zrobimy to na tej tylnej kanapie. Najpierw ty, ja i kanapa. A potem się zobaczy. - Blue Angel ociekała żądzą i zniecierpliwieniem gdy Blue stanęła przy drzwiach jej maszyny też w kolorze blue i wyskoczyła z niej prosto w jej ramiona. Potem jednak wręcz pociągnęła sama za rękę Julię dłużąc swoimi tak samo długimi nogami jak i Blue. Obie dopadły do maszyny prędzej gdy druga para wciąż jeszcze chyba była na etapie wysiadania z Cobry. Federatka otworzyła tylne drzwi i wskoczyła na tylną kanapę wozu. No faktycznie. To jak na samochody był rozmiar co się zowie. Nie jak przenośna półka na trochę większą torebkę jak to było w Cobrze. Nawet jak się siedziało w cywilizowany sposób mimo, że to nie było kabrio to i tak do dachu było też całkiem sporo przestrzeni.
- Chodź. Chodź Tygrysico! Chodź do mnie! - Maira usiadła już od przeciwnej strony niż wsiadła i jedna noga leżała jej wzdłuż krawędzi oparcia kanapy a drugą miała gdzieś spuszczoną w dół. Wyciągnęła zachęcająco ramiona i przyzywająco machała z e zniecierpliwienia do Blue zachęcając ją by wsiadła i wreszcie mogły skonsumować tą krótką a jakże burzliwą znajomość.

Drugi raz zachęcać panny Faust nie trzeba było. Nie tracąc czasu pozbyła się kiecki, ściągając ją przez głowę i wieszając na otwartych drzwiach. Fura rzeczywiście robiła wrażenie, aż szkoda brała że stanie w garażu Zgreda i tyle będzie z niej pożytku, ale tym pomartwi sie potem. Teraz, ładując sie do środka i przygniatając leżącą już Federatkę, miała w głowie inne zmartwienia. Na przykład jej czarną kieckę. No po chuja ona komu?
- Lepiej ci będzie bez tego - warknęła drapieżnie, głosem w którym kotłowała sie agresja i pożądanie. Szybko chwyciła dolną krawędź materiału i podwinęła go do góry aż zatrzymał się gdzieś na wysokości żeber. Parsknęła widząc wspomniane zaraz po zakończeniu wyścigu majtki.
- I bez tego gówna - blond głowa wystrzeliła do dołu, zęby złapały za koronkę i szarpnięciem rozerwały ją, nie marnując sił na ściąganie przeszkody w sposób tradycyjny.
- Nooo… nooo faktycznie - powiedziała z zastanowieniem, podziwiając swoje dzieło i widok jaki przed sobą miała. W nosie łaskotał ją zapach olejków Seiko, a także inna, cieplejsza woń żywego ciała. Uklękła obok kanapy, aby nie musieć wystawać dupskiem na zimne powietrze nocy. - Do twarzy ci w niczym - chrypnęła w pępek Federatki, całując go zaraz potem. Schodziła ustami i dłońmi coraz niżej, aż zatrzymała się na na udach. Tam zrobiła przystanek, przez mrok rzucając wyszczerzony wyszczerz w kierunku niebieskowłosej głowy.
- Bądź grzeczna - rozkazała, przenosząc dłoń i nagle bez ostrzeżenia wbiła dwa wyprostowane palce prosto w gorące wnętrze Szafirka - I poproś.

Działania Blue druga Blue przyjmowała z pełną aprobaty radością. Zupełnie jakby panna Faust spełniała właśnie jej oczekiwania dokładnie jak się na to tak bardzo napaliła Federatka. Chętnie uniosła biodra w górę gdy Blue obrabiała jej niebiesko - czarną kieckę. Numer ze zdejmowaniem majtek jaki zaprezentowała dziewczyna z Vegas dziewczynie z Federacji też chyba jej się spodobał. Bo pisnęła bardzo po dziewczeńsku bynajmniej nie jak rajdowiec Ligii czy inna błękitnokrwista jaką też w końcu była. Wynagrodziła Blue łapiąc jej twarz i przyciągając do siebie do gwałtownego, ociekającego wilgocią i emocjami pocałunku. A potem kolejnego. Jej dłonie zaczęły przesuwać się niżej po ciele blond kochanki. Po jej ramionach, szyi, plecach, pośladkach. Sunęły badając nowe ciało niecierpliwe i zachłanne tak samo jak umalowane niebieską szminką usta badały usta drugiej kobiety.

W końcu Szafirek jednak dała robić swoje swojej Tygrysicy. Oparła się w zniecierpliwieniu o drugie, wciąż zamknięte drzwi. Jedna dłoń gdzieś błądziła jej po blodnwłosach druga opierała się o dach. Co jakiś czas dało się słyszeć jak drapie o wykładzinę paznokciami lub zaciska zęby gdy Julia robiła swoje. Julia widziała jej nagie ciało jako żywą mieszaninę ostrych kontrastów. Tam gdzie przebiło się światło reflektorów Cobry, ominęło drzwi, jej ciało i padało na ciało Federatki widać było przesadnie jasną, gładką skórę drugiej kobiety. Tam gdzie nie padało był mrok i musiały wystarczyć inne zmysły. Blue widziała jak w tych świetlno - cienistych kontrastach podkreślony zostaje bardziej niż w zwykłym świetle każdy ruch drugiej kobiety. Jak ciężko i szybko pulsuje jej płaski brzuch przy każdym oddechu jakby był oddzielnym stworzeniem, jak drgają jej piersi, jak na przemian wykrzywia się szarpana emocjami i hormonami twarz. No i słyszała ją i czuła. Jak ta druga reagowała na każdy jej ruch i działanie, na to, że była tu i właśnie obie nawzajem sprawiały sobie radość.

- Dawaj Tygrysico! Jedziesz! Zrób to! - na twarz Federatki która słysząc swoja kochankę zareagowała jakoś na moment przytomniej wrócił drapieżny, wyzywający wyraz jaki widziała u niej często podczas Wyścigu.

Była tak blisko, wystarczył jeden ruch nadgarstka i koniec. Pazury w ramieniu swędziały, mięśnie drgały, niecierpliwie czekając na impuls uwalniający metal z wytatuowanego ciała. Szybkie zgięcie nadgarstka wprawiające w ruch narzędzie mordu skuteczniejsze niż kula, szczególnie z takiej odległości. Panna Faust grała na zwłokę, szarpana czymś, czego nienawidziła bardziej od zaplutego Detroit - wątpliwościami. Wbite do blond łba zasady tłukły się z własnymi pragnieniami. Dostała zlecenie na Federatkę i brykę. Pierwszą miała zabić w widowiskowy sposób, drugą odstawić grzecznie do zleceniodawcy. Do tej chwili mogła się łudzić, że tylko udaje zainteresowanie, a cel jest jej potrzebny wyłącznie do wykonania roboty... ale kurwa. To nie było do końca tak. Polubiła ją, tę pieprzoną ligową bladź. Patrząc na nią miała wrażenie, że spogląda w lustro. Podobne gesty, zacięcie i ten skurwysyński błysk w oku... no i zajebiście tańczyła. Pełna pasji i życia.
Dwa rozwiązania jednego problemu. Albo zrobi co do niej należy, zapewniając sobie wejście pod skrzydła przydupasa Starego. Albo narobi w chuj wielkich kłopotów, lejąc na zlecenia Zgreda i daruje Mairze życie, a nawet pomoże utrzymać się na powierzchni. Do zaćpanej, uwalonej i zakręconej bliskością drugiej laski głowy powoli przebijało się zielone światełko. Jebać, po prostu jebać. Wyślizgiwała się z gorszego gówna... a niebieskowłosa przez ten krótki czas dała jej coś, o czego istnieniu zapomniała. Poczucie, że nie kwi w gównie w pojedynkę, bo najchujowszą rzeczą w marnej egzystencji każdego człowieka była samotność.
Zrobiła więc to, o co ją kochanka prosiła. Wgryzła się w nią jak w świeże, zielone jabłko - tak właśnie smakowała. Całowała ją, lizała i ssała, wsłuchując się w ruchy ciała. Do języka i ust dołączyły palce, poruszając się szybko wprzód i w tył. Lewą rękę, dla świętego spokoju, zacisnęła na jej piersi, bawiąc się nią i drażniąc brodawkę. Zajęcie przyjemne, odciągające uwagę od wizji rozpłatania gardła. Krwi na ramionach i szybko stygnących zwłok. Nie tym razem, nie musiała. Nic kurwa nie musiała, bo ktoś wydał rozkaz. Miała wolną wolę i właśnie z niej korzystała.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline