Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2016, 18:43   #116
MrKroffin
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Część 1.

TURA 24

Dar’Mor

Bitwa o Ihtyhnis

BITWA O IHTYHNIS

Orda Traktukka Dreamcrashaha
kontra
Orda Ak-Tarraka

1110 pieszych Dar’Mor
525 pieszych Orkoi
20 szamanów Dar’Mor
25 szamanów Orkoi

Ihtyhnis, przed laty wspaniały zabytek kultury nesjańskiej, za czasów podboju Orkoi uległ całkowitej degradacji. Jego świątynie spalono, letni pałacyk Królów Rybaków rozkradziono w pierwszych dniach po podboju, a bruk z ulic został przekazany do Oikeme, gdzie powstawał grobowiec wielkiego zdobywcy i wodza orków – Khattruka.

Dziś Ihtyhnis nie tylko nie istniało jako miasto, ale nie ostało się nawet jako osiedle. Orkoi wybili nielicznych w chwili ataku mieszkańców, a na ulicach rozłożyli się obozem i odtąd miejsce to stanowiło siedzibę drużyny wodza, syna dawnego zdobywcy, Ak-Tarraka. Mimo tak ważnej funkcji miasto nie narodziło się na nowo, a jedyną jego funkcją niezwiązaną z wojskiem był organizowany raz na kwartał bazar, na którym beduińscy kupcy wymieniali się towarami i informacjami.

Mimo tej cywilizacyjnej nędzy, Ihtyhnis (a w orczym języku Inhtykhnys) pozostawało siedzibą wodza i nieformalną stolicą szczepowego państwa orków. Jednak tego dnia, który właśnie nadszedł, los uśmiechnął się do dawnej metropolii nesjańskiej i wydobył ją z kryzysu, w jaki popadła przed stuleciami.

Wędrujące plemiona Dar’Mor, to jest goblinoidalnych istot o dość zróżnicowanej fizjonomii, przebyły góry na pustyni na południe stąd i w poszukiwaniu urodzajniejszych terenów wkroczyły na ziemie Ak-Tarraka, którego państwo waliło się wtenczas w gruzy na skutek przegranej kampanii wojennej ze swym bratem, Tyrrushem. Ihtyhnis było ostatnim przyczółkiem władzy orczego wodza.

Tutejsze wojsko nie spodziewało się ataku z południa. Armie Dar’Mor pod charyzmatycznym przywództwem Traktukka Dreamcrashaha gwałtownie wdarły się na tereny dawnych Złotych Brzegów i niosąc ze sobą zniszczenie, dotarły wreszcie do starej zbutwiałej palisady Ihtyhnis. Walki trwały kilka godzin. Dobrze odżywione, wojownicze plemiona Dar’Mor pokonały wycieńczonych i głodnych obrońców miasta, choć ci nad wyraz długo bronili się. Nie mieli jednak szans na wygraną – a nawet gdyby odparli atak Dar’Mor, czekałaby ich ostateczna konfrontacja z wojskami Tyrrusha, oczekującymi na zadanie ostatniego ciosu Ak-Tarrakowi i ponowne zjednoczenie ziem Khattruka.

Orkowie poddali się po kilku godzinach walki – Ak-Tarrak poprosił wodza Dar’Mor o łaskę i możliwość opuszczenia Ihtyhnis. Traktukk przyjął tę ofertę, ale ledwie jego wojska wkroczyły do miasta, rozpoczęły masakrę zgromadzonych tam orków – zdecydowanie mniej licznych niż się spodziewano. Sam wódz – Ak-Tarrak – został schwytany i przekazany wodzowi zwycięzców. Niedługo potem wódz Traktukk ogłosił, że jego plemię zatrzyma się na stałe w Ihtyhnis, gdzie sezonowo pojawiała się rzeka i gdzie można było uprawiać pnącze winne oraz bezproblemowo wypasać owce na wielkich połaciach zielonej równiny. Dar’Mor po tylu latach poszukiwań odnaleźli wreszcie dom mogący zakończyć trwający wiele dni głód, z którego powodu opuścili oni przed laty swoje pierwotne sadyby.

Tak oto słońce wzeszło dla ludu Dar’Mor, a Ihtyhnis narodziła się na nowo pod nazwą Barad-Gorgoroth.

Stan końcowy:

981 pieszych Dar’Mor
Armia została rozbita
19 szamanów Dar’Mor

Pejzaż nowych ziem

TRAKTUKK DREAMCRASHAH
  • Urodzony przywódca
  • Nieustraszony
  • Niehonorowy
  • Zawzięty
  • Samowolny


Plemię osiadło, a jego wódz mógł dzięki temu zacząć organizować powoli jego życie, bo choć goblinoidzi mieli dotychczas kontakt z niektórymi osiadłymi ludami, to sami nigdy wcześniej nie zagrzewali miejsca na stałe. Tym razem miało się to zmienić, ale wymagać to musiało dużych poświęceń ze strony wszystkich wojowników.

Na pierwszy plan należało rozejrzeć się wokół siebie. Ihtyhnis, upadłszy, pogrzebało też szczepowe państwo Ak-Tarraka, co poskutkowało tym, że Tyrrush stał się jedynowładcą wszystkich ziem orków. Niestety, choć upadek miasta brata z pewnością ucieszył go, zajęcie Ihtyhnis przez Dar’Mor z pewnością nie budziło już tak pozytywnych odczuć. Traktukk przypuszczał, że orczy wódz może chcieć odbić z ich rąk Barad-Gorgoroth, a ta wojna okazać się mogła znacznie trudniejsza od walk z wymęczonymi żołnierzami Ak-Tarraka.

Państwo Tyrrusha rozciągało się niemal na całym wybrzeżu i choć jego organizacja była podobna do organizacji domeny Ak-Tarraka, to dysponował on niewątpliwie większą siłą militarną, bardziej karną i lepiej wyszkoloną. Otwarty konflikt musiałby doprowadzić wkrótce do utraty nowozdobytego miasta, a nawet do wybicia jego plemienia. Na to pozwolić nie można było, ale cóż można by zrobić z tą sytuacją?

Na zachodzie trawiaste doliny łączyły się z południową pustynią, po której wędrowały liczne wrogie ludy, niejednokrotnie znające Dar’Mor i nie pałające do nich sympatią. Na wschodzie mieściło się państwa Tyrrusha. Jedyną częścią świata, gdzie Dar’Mor nie mieli jeszcze wrogów, była północ, od której jednak dzieliło ich morze, a co było za nim? – któż mógłby zgadnąć.

Nie zmieniało to jednak sytuacji ludu Dar’Mor, a przed wodzem stawiało jedne z najważniejszych pytań co do przyszłej egzystencji jego plemienia.

Jotunn

Zabrzmiał róg nad Jótunheimr

Głęboka północ. Miejsce dziwów i cudów, ptakopodobnych cywilizacji i zmiażdżonych potęgą magii miast. O przedziwnej napisano wiele traktatów i legend, z których połowa stanowiła wymysły, a druga opowiadała wyłącznie prawdę. Do takiej właśnie krainy z mroźnych północnych pustkowin przybyli dumni Jotunn. Giganci, którzy mieli napisać wkrótce kolejny rozdział historii tego regionu.

Jotunnowie osiedli na zboczu wysokich i stromych gór północy, gdzie założyli swój heimr, który od teraz miał pozostać na zawsze ich domem. Było to miejsce nad wyraz nieprzyjazne zamieszkaniu i niejednokrotnie zabijające słabych, niskich mieszkańców Północy.

Ale Jotunnowie nie byli ani słabi, ani tym bardziej niscy. Dla ludu, którego gruba skóra chroniła przed mrozem lepiej niż płaszcz ze skóry niedźwiedzia nie straszne były chłody gór. A nieurodzaj tutejszych gleb nie był niczym ważnym dla olbrzymów żywiących się drzewami. Całymi drzewami, nie jakąś korą dla maminsynków.

Pierwszym Jar-Tanem, jakiego odnotowują kroniki był Orm Półręki, nazywamy tak z powodu kalectwa, jakiego nabawił się podczas wojowania w odległych krainach. Prawdopodobnie to on właśnie nakazał osiąść Jotunn, choć powodów tej decyzji doszukiwać się dziś niezwykle trudno. Może chodziło o bezpieczny punkt obronny, jakim było pasmo górskie? A może o liczne świerki i jodły, jakimi żywili się olbrzymi, a które porastały zbocza tak gęsto, że wyżywiłyby całą światową populację tego gatunku? Tego historycy nie ustalili do dzisiaj.

ORM PÓŁRĘKI
  • Wojowniczy
  • Szanowany
  • Zazdrosny
  • Stanowczy
  • Słaby dyplomata


Nadszedł jednak wtedy czas dla Orma, by usidlić wojowniczego ducha swoich pobratymców i wprowadzić do ich domu dyscyplinę, jaka była niezbędna, by się utrzymać w tej nieprzyjaznej krainie. Bo choć rozmiar Jotunn wiele ułatwiał, to jednak mroźna Północ nie takich jak oni powalała już swoją siłą.

Perła Północy

Jeśli z Jotunehimr widać było ogromny czerwony słup, przypominający zorzę polarną, a mimo to nieznikający nawet po upływie pierwszych miesięcy w tym miejscu, jasne było, że prędko ktoś zechce dowiedzieć się, co to za miejsce. Samodzielna wyprawa pod wodzą jednego z tanów przyniosła do miasta interesujące wieści.

Otóż źródłem czerwonej łuny okazały się ogromne ruiny miasta, czarne niczym węgiel, które jednak mimo panującej śnieżycy pozostawały nietknięte przez śnieg. Miasto sprawiało wrażenie opuszczonego, choć trudno było cokolwiek dostrzec w jego krętych, czarnych uliczkach. Gdy tan podjął próbę zbliżenia się do tego miejsca, w końcu nie lękał się magicznych światełek, padł trupem rażony piorunem z czerwonej łuny wiszącej dokładnie nad centrum miasta.

Te smutne wieści przynieśli jego towarzysze, a wizja miasta zabijającego wszystko, co się doń zbliży, rozpaliła umysły wielu Jotunn.

Ludy ziem Kenku i Ulliari

Kolejne wyprawy przynosiły kolejne wieści – wielu Jotunn zapuszczało się ze swymi druhami na niziny, gdzie spotykali różne osobliwości, o jakich mówiły baśnie. Spotkali na przykład lud ptakopodobnych Kenku, którzy podróżowali regularnie przez południowe krańce półwyspu, na jakim znajdował się Jotunheimr. Ci to przekazali w drodze wymiany ogromne (choć w porównaniu do Jotunn dość mizerne) grzyby, które, jak zapewniali, miały zawierać różne magiczne efekty w sobie.

Inna grupa zawitała do ziem niejakich Ulliarich – i tutaj doszło do pierwszej scysji. Malutcy Ulliari butnie stwierdzili, że są panami tych ziem (mimo, że ich wyludniona stolica bardziej przypominała wieś niż miasto) i żądają od Jotunn albo odejścia gdzie indziej, albo złożenia hołdu. Powołali się przy tym nad ich przedwieczne panowanie nad całym półwyspem, które, jak utrzymywali, wciąż funkcjonuje. Zebrana grupa Jotunn porozrzucała małych buntowników na lewo i prawo, ci jednak poprzysięgli zemstę i zażądali, by Jar-Tan stanął przed ich obliczem i uregulował sytuację swoją i swojego ludu.

Słońce wzeszło nad ludem Jotunn, przynosząc nowe wyzwania, rzeczywistości i tajemnice. Zaiste zaczęły się ciekawe czasy dla rodów olbrzymów.

Nesioi

Ostatnie tchnienie Królowej

Królowa Wszystkich Nesjan, Sofia, leżała dotknięta niemocą na balkonie swego pałacu i obserwowała ruchliwy port Boreios. Od kilku dni osłabła już całkowicie, schudła, jej policzki zapadły się, a mięśnie zwiotczały. Mimo że nie była jeszcze stara, jej włosy obficie przyprószyła biel, a czoło pokryło się głębokimi zmarszczkami. Tylko oczy wciąż pozostawały żywe i bystre.

Królowa tak spędziła kilka ostatnich dób – leżąc, przykryta grubą derką, która zapewniała jej ciepło nawet w zimne noce odchodzącego nesjańskiego lata. Ktoś mógłby rzec, że tak bardzo zajęły ją sprawy portu w Boreios, lecz ten ktoś byłby bardzo nieuważnym obserwatorem. Królowa patrzyła dalej. O wiele dalej. Choć sił już nie miała, a przy wstawaniu pomagał jej pokojowy sługa, przemierzała w myślach słone, burzliwe bałwany Morza Pelajskiego, by dotrzeć do Pięknych Brzegów, do Angialos Kalo, do macierzy. I cóżże ona sama pochodziła z Altenis? Odkąd zasiadła na tronie myśli jej nieustannie wracały do ciepłych plaż kontynentalnych ziem, do słodkich cytrusów ojczyzny i słonych małży, takich, jakich nigdzie indziej się nie poławia. Wracała do kraju lat minionych, dominium wielkich królów i potężnych bohaterów, do czasów świetności i nieustającej chwały. Do lat, kiedy Nesjanin był panem lądu i morza i gdy to on był królem ponad wszystkich królów.

Piękne lata, odległe lata. A teraz? Sofia spojrzała na swoje miasto. Borejskie brudne ulice w niczym nie przypominały krętych ścieżek Oikeme, lokalny port nigdy nie obsługiwał dziesiątek statków naraz, a szczupły murek w niczym wyglądał jak marny żart z ogromnych, wielokondygnacyjnych murów stolicy starego świata. Tak, Sofia pamiętała Oikeme i żyło one w jej umyśle do dziś. Czy była tam kiedykolwiek? Nie, nie była. Ale czy to ważne? Słowo poety lepiej oddaje rzeczywistość niż gdyby przebywało się w Oikeme całe życie. Może i nawet natchniony artysta dopuścił się kilku drobnych przekłamań, lecz czy można og było winić? Czy można mu było zarzucić kłamstwo, gdy siedział po daktylowymi palmami ojczyzny i pisał wiersze ku czci kraju i Króla? Dla Sofii odpowiedź była oczywista.

Największy ból sprawiała jej jednak nie świadomość, że wygnano ich przed laty z Pięknych Brzegów. Stan królowej pogarszał się o wiele bardziej, gdy pomyślała o brukowanych ulicach Oikeme, dzisiaj pokrytych kośćmi bohaterów, po których stąpają brudne, orcze stopy. Cierpiała, gdy widziała poprzewracane stele ku czci Posedaiona i gdy widziała rzeźby z drewna cedrowego porąbane na opał przez zielone wielkie łapska. A gdy zdawała sobie sprawę, że na terenie dawnego pałacu, miejsca, gdzie sypiał wspaniały Hypattes Orkoleteiros, budowany jest grobowiec ku czci barbarzyńcy Khattruka, jej pięści zaciskały się w bezsilnym gniewie.

Tyle miała planów, tyle ambicji. Rzeczywistość zweryfikowała je wszystkie. Miała odbić Angialos Kalo z rąk niegodnych go barbarzyńców. Ale jak? Ale z kim? Z tą bandą nieudaczników, kłócących się o samorodek złota? Z tymi przewrotnymi ptakami, które za dobro odpłaciły zdradą? Z tymi naiwnymi generałami, chcącymi rzucać się na wroga ze złamaną włócznią?

Sofia nie zdobyła Angialos Kalo. Będzie to rzeczą pokoleń przyszłych. Jednak straszna była świadomość, że nie tylko nie osiągnęła celu, ale i nie zbliżyła się doń ani na jotę. Jedyną radością jej rządów było zniszczenie Altenis, ale czy to faktycznie powinno ją cieszyć? Wraz z domeną Idrysa upadła na zawsze kolejna część starej Krateii. Pozostała już tylko ta – brudna, śmierdząca, skonfliktowana. Cóż za hańba wobec przodków.

Sofia sięgnęła drżącą ręką po kubek naparu z ziół, jakie musiała importować z Tenokinry. Niesłychanie. Nie dość, że musiała porozumieć się z tym, który od lat skupował jej dumny lud jak zwierzęta i zaganiał do roboty niczym woły, to teraz jeszcze była odeń uzależniona. Ta świadomość jeszcze bardziej pogarszała jej samopoczucie, a wypijany napar smakował w istocie znacznie gorzej niż faktycznie.

Wtem wszedł jej przyboczny. Stary sługa, który miał nad nią wyłączną niemal pieczę od kilku dni. Zasłużony i wierny człowiek, jeden z tych, którzy poszliby za nią w ogień, jeden z nielicznych, którzy się do czegoś nadawali w tym zagnojonym padole. W te dni był dla niej bardzo ważny, ważniejszy niż ktokolwiek inny. Sofia postanowiła sobie w sercu, że jeśli tylko Posedaion nie wezwie jej prędko do swojego królestwa, ożeni się z tym plebejuszem i nobilituje go w zamian za okazane jej ciepło i uczucie w te pochmurne, szare dni.

- Moja pani.

- Słucham cię. Zawsze cię słucham.

- Pani, mam ważne wieści.

- Mylisz się. Nie ma tak ważnych wieści, byś nie mógł usiąść ze mną na chwilę i napić się naparu. Proszę, skosztuj i porozmawiajmy.

- Wybacz, pani, ale muszę odmówić. Sprawa nie cierpi zwłoki.

Sofia zmarszczyła brwi. Coś było nie tak, skoro jej sługa odmówił wspólnego napitku. Nigdy dotąd nie okazał najmniejszego nieposłuszeństwa wobec jej rozkazu.

- Mów więc, skoro to takie ważne. Zawsze cię słucham.

- Pani… – westchnął i otarł chustką spoconą twarz; Sofia obróciła się do niego na tyle, na ile pozwalały jej siły. Otwarła lekko usta w zdziwieniu.

- Co się stało? No mów!

- Pani, nie wiem, jak to powiedzieć, ja…

- Och, no mówże! Dość mam już tej niepewności!

Sługa schował twarz w dłoniach. Trwał w tym stanie przez chwilę, a potem ukazał swoje zaszklone łzami oczy i przemówił łamiącym się głosem.

- Oni przybywają pani. Przybywają, by dokończyć to, co zaczęli na Altenis.

Sofia poczuła, jak ta informacja spada na nią znienacka. Poruszyła bezgłośnie ustami, spojrzała na horyzont.

- Jak? – wykrztusiła ostatkiem sił.

- Płyną statkami ukradzionymi z Altenis. Galery i triremy z banderami swojego bóstwa. Niech Posedaion najwyższy ma nas w opiece.

Tego jednak Sofia nie usłyszała. Poczuła jakieś silne ukłucie w klatce piersiowej, chwyciła się za nią i dysząc ciężko upadła na podłogę.

- Pani! – krzyknął sługa.

Ale Sofia nie odpowiedziała. Pierwsza królowa nesjańska oddała ducha nieprzeniknionym głębiom oceanu.

La reine est mort, vive le roi!

Kiedy herold pałacowy ogłosił na rynku Boreios, że pierwsza królowa Nesjan oddała ducha bezdennym głębinom, tak wśród patrycjatu, jak i plebsu zapanowało spore poruszenie. Wszyscy, którzy choć usłyszeli o ostatnich zmianach ustrojowych zdali sobie sprawę, że Krateię (a od czasu pierwszej elekcji Ponteię Arheię) czeka teraz wydarzenie bez precedensu nie tylko w historii Nesjan, ale i całego świata.

Dnia następnego na polach dookoła Boreios zebrały się siły patrycjalne z całego niemal imperium, by swymi głosy wybrać nowego Króla Rybaka, którego już wkrótce zwać miano Hegemonem. Synodos orzekł dnia następnego, że elekcja odbędzie się na zasadzie głosowania zamkniętego przedstawicieli tego organu, którzy jednak będą wyposażeni w instrukcje od swych rodów co do treści głosowania. Kandydaci wyłonieni mieli być następująco – dwóch, których wybierze spośród siebie zjazd oraz jeden odgórnie wyznaczony przez monarchinię za życia.

Tak więc poszczególne rody patrycjalne, uprawnione do głosowania (a było ich pięć), poczęły gorączkowo rozważać kandydatury, jakie wysuwali co odważniejsi patrycjusze. Po drobnych kłótniach i kilku bijatykach, zjazd wyznaczył dwu kandydatów ze swego grona: mężnych Xennophantesa i Tachittesa. Do nich dołączyć miał wyznaczony wcześniej Kalos, dowódca hetajrów.

Następnym krokiem było drugie głosowanie, w którym rody najpierw wybrały swych przedstawicieli do Synodosu, a potem przekazały im podjęte w głosowaniu instrukcje. Najważniejszy wybór miał zapaść w samym pałacu, gdzie zebrali się przedstawiciele wybranego Synodosu.

Tydzień po śmierci królowej, przedstawiciele orzekli wyniki swojego głosowania z balkonu pałacowego przed zgromadzonym tłumem patrycjuszy i plebejuszy.

Cytat:
Ród Kammedi oddał głos na Kalosa
Ród Telonioi oddał głos na Tachittesa
Ród Halusis oddał głos na Xennophantesa
Ród Tragei oddał głos na Xennophantesa
Ród Krithis oddał głos na Kalosa
Nastał wtedy pat. Otóż obaj kandydaci mieli po tyle samo głosów, nikt zaś nie ustalił, co czynić w takiej sytuacji. Zanim jednak doszło do rękoczynów, Synodos podjął szybką uchwałę, by ci, którzy głosowali na Tachittesa, zagłosowali raz jeszcze. Tak też się stało.

Cytat:
Ród Telonioi oddał głos na Xennophantesa
XENNOPHANTES
  • Pyszny
  • Chciwy
  • Przedsiębiorczy
  • Zhańbiony
  • Rozsądny


Odkąd orzeczono o wyrównanym wyniku Xennophantesa i Kalosa, atmosfera wyraźnie się zagęściła. Jasne było, że ogłoszenie wyniku zaowocuje wybuchem emocji. Tak też się stało. Patrycjusze rdzenni borejscy gwizdami zagłuszyli herolda i podniosły się krzyki o zdradzie. Wykrzykiwano, że Xennophantes jest ostatnim gwoździem do grobu Krateii i że Nesjanin, który dorobił się fortuny i tytułu na sprzedaży rodaków nie jest godzien tronu. Na to zwolennicy Xennophantesa chwycili za broń, a na rynku doszło do ogromnej bijatyki. W jej trakcie spalono domostwa położone najbliżej, a około piętnastu patrycjuszy i trzydziestu plebejuszy straciło życie. Na rozkaz Synodosu rozgoniono walczących, lecz nowy Hegemon zdawał sobie sprawę, że odkąd wejdzie na tron przodków, będzie miał mieli przeciwników swojej władzy.

Święta wojna na Boreios

Pierwszą i najbardziej palącą sprawą, jaką przekazano Hegemonowi stały się tajne doniesienie o nadpływających z północy statkach pod banderą jaszczurczą. System wczesnego ostrzegania, a także liczne statki kupieckie, wykonały doskonale swoją prewencyjną rolę. Pozostało nieco czasu do przygotowania obrony, niemniej w przeciągu najbliższego miesiąca spodziewano się przypłynięcia statków z najeźdźcami.

Należało coś z tym zrobić. Zwiadowcy donosili, że płyną do Krateii trzy statki pod banderą jaszczurczą, a zbliżają się od północy – z ziem Kenku. Trudno było określić liczebność stworzeń, jednak doświadczenia Republiki pokazywały, że nawet niewielka ilość jaszczurów to wielki problem.

Przed Hegemonem stanęło więc pierwsze i być może najważniejsze wyzwanie: nie dopuścić, by powtórzyła się historia Altenis i szlachetnego Idrysa.

Tajne kryjówki mnichów atalskich

Pośród zgliszczy szpitala, który kazała zaatakować wcześniej królowa Sofia, teraz wciąż pracowali słudzy korony. I niestety odkryli to, czego wszyscy się domyślali, a czego nikt w pałacu sobie nie życzył: horimtulai Tettaroncheires zbiegli. Odkryto sieć wydrążonych tuneli na kształt tych z Arttemos, którymi najpewniej mnisi wydostali się z oblężonego szpitala. Gdzie teraz byli – to można by określić dopiero, jeśli ktoś podążyłby siatką ciemnych tuneli mnichów. Z tą decyzją jednak się wstrzymano na czas elekcji i starano się zachować ją w tajemnicy. Teraz, gdy P.A.N.S znów miało władcę, doniesiono o odkryciach Xennophantesowi i zdano się na jego osąd sytuacji.

Powstanie ludowe

Po ostatnich wydarzeniach Boreios wrzało. Wydawać by się mogło, że śmierć Sofii, która bestialsko dokonała rzezi własnych poddanych uspokoi nieco nastroje społeczne. W istocie tak było. Stan uspokojenia nie miał jednak szans na stabilizację, bowiem negatywne emocje wybuchły z powrotem wraz z elekcją Xennophantesa.

Bójka patrycjuszy następująca po elekcji przerodziła się szybko w zamieszki, gdy szlachetnie urodzeni zaatakowali niewinnych plebejuszy. Ci odpowiedzieli atakiem i tak walczyły ze sobą trzy strony: zwolennicy Kalosa (w tym sam Kalos, który odniósł poważną ranę), zwolennicy Xennophantesa i lud Boreios. Gdy zainterweniowało wojsko, wydawało się, że negatywne nastroje opadły.

Nic bardziej mylnego.

W kilka dni po elekcji do pałacu doszły wieści o formującej się armii plebejskiej po drugiej stronie wyspy. Obecni tam byli chłopi, lecz większą część stanowili mieszczanie rozzłoszczeni ostatnimi wydarzeniami. Prawdą było też, że wielu lokalnych rzezimieszków i typów spod ciemnej gwiazdy postanowiło poszukać szczęścia w armii plebejskiej. Co ciekawe większość tam zebranych stanowili wyznawcy nauk Kat’zai, a przewodził im ocalały z ataku mnich-Nesjanin, który w płomiennych przemówieniach zachęcał do palenia posiadłości patrycjalnych i grabieży ich majątku. Zapewniał, że widział w śnie nadchodzącą erę równości wszystkich istot, a dokonać to się miało, gdy ostatni patrycjusz zawiśnie na kiszce ostatniego kapłana starej wiary.

Powstanie, choć miało charakter po pierwsze antypatrycjalny, szybko rozwinęło się też jako ruch przeciw starej wiary, której kapłani na ogół także należeli do zamożniejszej warstwy społecznej. Zradykalizowany tłum domagał się nie tylko rozdania majątków patrycjuszy i świątyń, ale też wspólnoty majątkowej i powszechnej elekcji Hegemona.

Póki co były to głównie pogłoski, jedyne oznaki bytowania armii to kilka spalonych gospodarstw, lecz jasne było, że celem rewolucjonistów jest Boreios, a dalej zamorskie posiadłości panów, bogate w cenne srebro i żelazo.

Pacta conventa

A gdy o tych wszystkich sprawach rozmyślał mądry Xennophantes, do jego pałacu przybył posłaniec w stroju sług rodu Tragei i przekazał władcy list od przyjaciół, którzy raczyli wesprzeć go w ostatniej elekcji w zamian za kilka drobiazgów.

Bądź pozdrowiony Hegemonie, Trójzębie Posedaiona!

My, członkowie rodu Tragei i Halusis, a także ci spośród Telonioi, którzy poparli słuszną Twą kandydaturę składamy gratulacje i przypominamy o zobowiązaniach, jakie w zamian za udzielone poparcie obiecałeś przed elekcją wykonać.

Takoż rodowi Tragei na wyłączność ma zostać powierzona kopalnia srebra w Enkomi.
Rodowi Halusis przyznane na wieczny zarząd Dissoi Notis.
Zaś tym, którzy poparli cię spośród Telonioi, przyobiecałeś ziemie uprawne wokół Boreios.

Liczymy więc, że wywiążesz się, Najjaśniejszy Panie, ze swego słowa, jak przystało na króla i pana ziem nesjańskich. Przypominamy też wszyscy o naszym wspólnym postulacie wycofania reform królowej Sofii i przywrócenia niezbywalnego dla naszego kraju prawa do posiadania i handlu niewolnymi. Szczególnie ród Twój, Panie, Halusis, gorąco o to uprasza.

Chwała tobie Hegemonie, niech twój zwycięski miecz prowadzi nas ku świetlanej przyszłości; raz jeszcze z gratulacjami piszemy my,

Leonnan z rodu Tragei
Trygajos z rodu Halusis
Auksytoros z rodu Telonioi.
 

Ostatnio edytowane przez MrKroffin : 19-12-2016 o 15:30.
MrKroffin jest offline