Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2016, 21:42   #12
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację

Mieli wyruszyć natychmiast po otrzymaniu instrukcji od Theadalasa Naerdaera. Nie tak zwykł działać Samwise Avaron, lecz najwyraźniej postanowił zwyczajnie zaakceptować taki stan rzeczy, bowiem nie oponował. Zresztą już wcześniej słyszał przesłanki o charakterze czekającego ich zadania i zdążył z grubsza przygotować się do wyprawy.

Być może wcześniej chłopak ten został przedstawiony przeze mnie w nie do końca odpowiedni sposób. Nie był bowiem całkowicie bezradny na czekające w podmroku niebezpieczeństwa, jeszcze przed przybyciem na Wyspę Mgieł niezgorzej radził sobie z mieczem. Osoba pozbawiona wprawy w obcowaniu z niebezpieczeństwem nigdy nie zostałaby przyjęta do Srebrnej Gwiazdy. Nie... Samwise już wtedy miał na kartach swojego żywota zapisanych kilka niebezpiecznych ekspedycji. Zdarzało mu się już brać udział w podobnych wyprawach. Choć z całą pewnością, charakteryzowały się one mniejszym znaczeniem, czy też skalą trudności. Z całą pewnością również, osoby mu towarzyszące mogły pochwalić się znacznie bardziej imponującymi osiągnięciami. Dlatego to, na ich tle, mógł wydawać się nieodpowiedni do tego zadania.


Nie jest do końca jasne, jak pierwszego dnia Sam odebrał swoich towarzyszy, dalszej podróży, ale chłopak ten nie zwykł oceniać ludzi poznanych pobieżnie.

Przed oczyma maluje się mi ten uprzejmy i delikatny, nic nie mówiący uśmiech, jakim z pewnością obdarzył zamaskowanego pana Aravona, kiedy ten zwrócił się doń w dość osobliwych słowach. Wbrew pozorom, on i Samwise mogli mieć dużo wspólnego, bowiem najwyraźniej jeden, jak i drugi cechowali się zamiłowaniem do szeroko pojętej sztuki. Z tą tylko różnicą, że Samwise tak tego nie uzewnętrzniał. Widzę także go, jak dzielnie próbuje ignorować zapach półorczycy, czy też jak z pochamowanym zainteresowaniem i powstrzymywanym podziwem spogląda na opancerzonego A'arab Zaraq. Do osobliwego chowańca Revaliona Artemir zdążył już zapewne przywyknąć, a samego Reveliona z pewnością darzył szacunkiem, jak każdą osobę oczytaną. Niewątpliwie zauważył także podobieństwo jego oraz elfki imieniem Livenshyia, wynikające z cechującego tę dwójkę rzadkiego koloru włosów i oczu, choć wątpię by myśl ta zagościła w jego głowie na dłużej. Myśli, tego jestem pewien, zaprzątali mu przede wszystkim przeciwnicy z jakimi przyjdzie im się zmierzyć.

Z całą pewnością również kiedy znaleźli się w komnacie maszyny planarnej rodziny Stormfuse, prócz pobieżnego podziwiania mechanizmu, w głowie wymieniał kolejne nazwy potworów i stworzeń zamieszkujących podziemia, a niemal każdej takiej nazwie musiały towarzyszyć ich słabości oraz mocne strony. W normalnych okolicznościach, dokładnie zadbałby, aby być wyposażonym we wszelkie potrzebne przedmioty, lecz tutaj najwyraźniej sprawa była zbyt nagląca, bowiem od razu skierowano ich do maszyny planarnej. Jestem jednak pewien, że wiele z owych niezbędnych przedmiotów posiadał w swojej magicznej torbie, wypytywał bowiem już wcześniej czego powinien się spodziewać.


Podobnie jak reszta, w wyniku teleportacji Samwise Avaron pojawił się przed bramą Bolfost-Tor nie do końca świadom tego, co przed chwilą miało miejsce. Było to dlań nowe przeżycie, nie koniecznie takie jakie chciałoby się powtórzyć.

Odziany był w proste, szare szaty z kapucą, pod którymi skrywała się niebieska kurta. Jego bagaż stanowił przytroczony do pasa długi miecz, przewieszona na plecy drewniana tarcza, niewielki worek stanowiący podręczny bagaż oraz druga, magiczna torba, w której mógł przechowywać więcej przedmiotów niż wynikałoby to z jej gabarytów czy też wagi.

Tego dnia wiatr świszczał w Górach Grzbietu Świata, a jego mroźny dotyk na nagim policzku był dlań niczym pocałunek składany przez boginię Akadi, zwilżony zbłądzonym płatkiem śniegu. Być może ostatnim jakim przyjdzie mu się cieszyć na wiele dni.

Samwise otworzył oczy po teleportacji, zbudzony właśnie owym subtelnym dotykiem opadających płatków śniegu. Przez jakiś czas w zadumie obserwował otoczenie, by potem zlustrować samą warownię i mury. Widząc, że starania zwrócenia na siebie uwagi wartowników na niewiele się zdają, poszukał wzrokiem kogoś, komu mógłby przesłać wiadomość niesioną wiatrem. Jednak ostatecznie nie było to potrzebne, bowiem chwile potem bramy rozwarły się, a oni byli już w Bolfost-Tor, gdzie rozmówili się z królem.

Na pewno nie takiego władcy spodziewał się ujrzeć nasz Samwise. Być może to dlatego postanowił nie zadawać pytań Jego Wysokości, a być może, co bardziej prawdopodobne, zwyczajnie podejrzewał, że identyczne i o wiele bardziej szczegółowe informacje uzyskają bezpośrednio od przydzielonego im przewodnika.
 
Rewik jest offline