Widok, jaki ukazał się oczom drużyny-zbieraniny odbiegał nieco od tego co wyobraziła sobie Moira. Strzelec w ruinach zaiste musiał być wyborowy skoro oparł się takiej ilości wrogów. Zresztą gdyby orki grzeszyły intelektem to spróbowały by zajść go od tyłu. Na szczęście nie grzeszyły.
- Tego wielkiego, dowódcę już widziałam. Uważajcie na jego broń - to znaczy bardziej niż normalnie. Jest umagiczniona ogniem - szepnęła kobieta do swoich towarzyszy.
- Może jeśli go złapiemy to powie nam coś więcej na temat sytuacji w Nesme i posiłków, które mają tam dotrzeć? - Moira zagrała na szlachetnych pobudkach niektórych awanturników. - A przynajmniej dowiedzielibyśmy się ile patroli czy obozowisk znajduje się w okolicy, by bezpiecznie przejść. Nie dodała, że sama miała w tym ukryty motyw. Mała, malutka nadzieja na odzyskanie Ganimedesa nadal się w niej tliła, choć rozsądek mówił, że koń już dawno został zjedzony, przetrawiony i wydalony przez zielone, ryczące bestie. Cóż, człowiek musiał się czegoś trzymać by nie zwariować... |