Revalion cieszył się jak dziecko kiedy dostał księgę do ręki. ”Przewodnik po Podmroku”, zupełnie jakby ktoś czytał mu w myślach! Natychmiast otworzył tomiszcze i stał się nieobecny w dalszych rozmowach i wydarzeniach. Ktoś go pchnął lekko do przodu, przeszedł przez coś, zaczęło strasznie szumieć i hałasować. Następnie ktoś coś krzyknął i zaklinacz pożałował, że nie zwracał uwagi na to co się dzieje.
Kolejna podróż teleportacyjna. O nie. Spanikowany Revalion skoczył w niewiadomym kierunku przez przypadek lądując na półorczycy o imieniu Skowyt. Jednak wtedy leżeli już na śniegu i (jak się okazało chwilę później) było już po wszystkim.
- Erm, tak, przepraszam. - Wstał szybko i pomógł nowej towarzyszce wstać. Doszedł do wniosku, że półorczyca bardzo przypomina mu bliźniaków z którymi jeszcze do niedawna przyszło mu podróżować, jednak nie powiedział tego na głos. Najpewniej zabrzmiałoby to tak, że dla niego wszyscy półorkowie wyglądają tak samo.
- Ach te teleporty, prawda? Nigdy nie wiadomo gdzie cię rzucą… albo na kogo, hehe… - Pomógł towarzyszce otrzepać się ze śniegu.
Przez chwilę podziwiał mroźne otoczenie. Schował księgę do plecaka, nabrał nieco białego puchu w dłonie i stał zafascynowany, rozmyślając nad najróżniejszymi aspektami lodu i mrozu. Nigdy nie był tak daleko na północy, a kiedy już się tu znalazł to natychmiast musiał udać się pod ziemię, co go smuciło.
Z zamyślenia wyrwała go Livenshyia ze swoim spostrzeżeniem na temat upiorów. Revalion zgodnie ze wszystkimi innymi zaczął dobijać się do wrót i tak jak wszyscy poczuł ulgę kiedy ich wpuszczono. Na czas krótkiej wycieczki znów wyciągnął swój dzienniczek i zaczął w nim skrobać, jednak przed audiencją u samego króla na powrót go schował.
Po przemowie króla Długobrodego Revalion miał parę pytań: jak wygląda enklawa, jak najskuteczniej ją zniszczyć, jak daleko przyjdzie im podróżować, jakich sił drowów i duergarów mogą się spodziewać…
Nie zadał jednak żadnego z nich, bo uprzedził go Cliff. Mężczyzna bardzo słusznie zauważył, że lepiej porozmawiać na ten temat z kimś bardziej bezpośrednio zaznajomionym w sytuacji. Zaklinaczowi pozostało jedynie uśmiechnąć się pod nosem z zadowoleniem, że jego towarzysze również potrafią myśleć.