Zastanawiał się, co może zrobić w takiej sytuacji. Nie miał nawet możliwości, tak jak niektórzy, strzelać do zielonoskórych, jedynie jęczeć z bólu z zaroślach. Przypomniał sobie o jednym z zakupów z wioski. Nawet by się uśmiechnął, ale drzazga wystrzelona z gobliniego łuku skutecznie go w powstrzymała. Dlaczego to cholerstwo musi tkwić akurat w mojej ręce? Był całkiem grzecznym chłopcem i uznał, że to niesprawiedliwe.
Wyjął worek wypełniony mąką i rozsupłał go tak szybko, jak tylko mógł przy zdrętwiałych z bólu palcach. Przygryzł wargę. Ciekawe, czy któryś z jego towarzyszy potrafił łatać ludzi. Jeśli któraś z tych paskud się zbliży, sypnie mu tym białym cholerstwem w oczy. Jemu, albo wilkowi, jeśli będzie wierzchem. Jak będzie na nogach, to może nawet dźgnie go potem nożem. A jak nie... no to będzie trzeba spierdalać na drzewa. O ile się znajdą.