Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2016, 09:09   #129
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Trafiony już drugi raz z rzędu magicznym pociskiem goblin leżał, wierzgając nogami w trawie, a z jego poparzonego i osmalonego ciała unosił się dym. Elmer nie zdecydował się drugi raz bombardować magią. Wymówił jakieś zaklęcie i gdzieś miedzy drzewami, nieco w lewo od krzaków, z których zaatakowały gobliny uniosły się blade światła. Wirując, wolno zaczęły zbliżać się w kierunku pola walki, cały czas podążając za skupionym wzrokiem Lutefiksa.

Bodo zawirował procą. Z małej odległości kamień okazał się zabójczy dla zielonoskórego, który jęcząc zaczął podnosić się z ziemi. Słychać było tylko trzask pękającego golenia i goblin runął na ziemię, wyjąc przeraźliwie.

Jagoda miała zamiar też mu przywalić, ale widząc, że już po nim i Bodo ją wyręczył, znalazła nowy cel. Wilka, który przed momentem został pozbawiony jeźdźca. Zakręciła i wypuściła owalny kamień, który pewnie pofrunął w kierunku rozpędzonego zwierzęcia. Głuche, stłumione przez futro uderzenie wytrąciło wilczura z równowagi, gdy był zaledwie łokcie od niziołki. Jagoda czuła już jego nieprzyjemny zapach. Zwierzę zachwiało się, po czym skomląc i kulejąc podkuliło ogon i uciekło.

Kołowrotek ładowanej kuszy stukał w szaleńczym rytmie, gdy Santiago ładował powtórnie kuszę. W tym czasie Berwin spiął konia i wypadł z krzaków, zmierzając w stronę biegnących już goblinów, które porzuciły łuki na rzecz prymitywnej, drewniano-krzemiennej broni. Dwa z nich sadziły przez bagnisko w kierunku opartego o drzewo Moritza, przygotowanego do walki, osłoniętego tarczą i czekającego na atak. Pozostałe widząc wirujące światła Elmera, szarżującego Berwina i straty własne, rzuciły się do ucieczki. Moritz ciosy przyjął na tarczę, odbijając wysadzane kamieniami maczugi i przeszedł do kontrataku. Jednego goblina odpędził kopniakiem, drugiego zdzielił płazem miecza w głowę, obalając na ziemię. Nim odkopnięty pozbierał się z błota, stary wojak przyszpilił ogłuszonego zielonoskórego sztychem miecza.

Goblin na wilku zatrzymał się. Przekrwione oczy spostrzegły rannego szlachcica, skulonego w krzakach, który usilnie starał się rozsupłać jakiś worek. Goblin zagadał coś do siebie, gdy zobaczył, że Gerhard nie ma broni. Opuścił grot włóczni i ścisnął kolanami boki wilka. Kreatura kłapiąc zębami skierowała się ku rannemu człowiekowi, a w jej oczach widać było mord. I wtedy von Dottrahof rozwiązał worek. Z całej siły nim potrząsnął, kierując zawartość na zbliżających się wrogów, których spowił biały, duszący obłok. Goblin zaczął się krztusić, wilk wyć, rzucać się i miotać w kółko.

A w krzakach będących punktem wypadowym zielonoskórych coś błysnęło na zielono i uniósł się z nich obłok szaro-zielonego, skłębionego dymu, który mając sobie za nic delikatne podmuchy wiatru, poszybował wprost w kierunku pola walki.
 
xeper jest offline