Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2016, 10:33   #74
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Aria poprawiła paski plecaka i spojrzała na horyzont. Zbierały się burzowe chmury, ale były jeszcze daleko. Gdyby udało jej się złapać stopa mogłaby dotrzeć do terenów zabudowanych na czas i nie dać złapać się burzy na otwartej przestrzeni. „Gdyby”. Dobre słowo. Spojrzała w jedną i drugą stronę. Droga była całkiem pusta. Zimny wiatr przeniknął ją na wskroś, pogratulowała sobie wyboru odzieży na dzisiejszy dzień. Pomimo, że lato trwało nadal w pełni dziewczyna założyła długie spodnie, głównie ze względu na sposób podróżowania, ale teraz okazało to się być trafnym wyborem także ze względu na pogodę. Wzruszyła ramionami. Trudno. Nie było podwózki to pójdzie póki, co na piechotę, może i tak zdąży.

Aria jeszcze raz poprawiła plecak i wcisnęła słuchawki w uszy. Ruszyła równym tempem dopasowując swój krok do rytmu muzyki.

- Naprawdę bardzo się cieszę, że załapał się pan na ten objazd – Mówiła Aria jakieś pół godziny później skryta przed kaprysami pogody w przytulnym, choć zalatującym nieco kulkami na mole, samochodzie należącym do pewnego starszego pana. To pewnie stąd te kulki na mole. - Dla pana to oczywiście gorzej, bo musiał pan nadłożyć drogi, ale do mnie uśmiechnęło się szczęście.

Staruszek uśmiechnął się serdecznie.

- Nie szkodzi dziecko, nie szkodzi. Mnie tam nigdzie już się nie śpieszy a zapowiada się na solidną burzę.

Dziewczyna opuściła szybę i wyjrzała przez otwarte okno. W miejscu gdzie znajdowała się te pół godziny wcześniej można już było dostrzec kłębiące się ciemne chmury. Zamknęła okno.

- Rzeczywiście wygląda poważnie. – Przyznała rację starszemu panu ciesząc się z tego błogosławieństwa losu, jakim okazało się przekierowanie ruchu przez opóźniające się prace drogowe.

Ostatnie, co zobaczyła to drzewo w które wbił się rozpędzony samochód, a może ostatnie nie było drzewo tylko ta upiorna twarz . Tylko, że ta upiorna czacha mogła się pojawić już po tym jak zamknęła oczy a nie zanim je zamknęła, więc chyba raczej to było drzewo. Tylko czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Aria zamknęła oczy, co do tego nie mogło być żadnych wątpliwości.

Aria otworzyła oczy. Pierwsze, co zobaczyła to gałęzie drzewa i prześwitujące pomiędzy nimi niebo. Poczuła na twarzy rześki powiew wiatru. Usiadła zdezorientowana. A potem usłyszała ten dziwny głos mówiący niby w znanym jej języku, ale jakoś tak dziwacznie.

- Nie śpij tak na trakcie, bo ktoś cię ojebie z wszelkich dóbr. Gdybyś się kurwa nie obudziła pierdolona wiewczujo.

Dziewczyna próbowała wydedukować, co jej niewidoczny, mimowolny rozmówca miał na myśli, ale nie zdążyła gdyż właściciel głosu wyłonił się z krzaków.

- Zwę się Ruku-faku – zaczął paplać dalej, zawzięcie dłubiąc w wielkim nochalu. - A ty? Ja zmierzam do osady Corocz. A ty? Ja jestem Zbieraczem, jak widać, z klanu Fakulet. A ty? Masz coś do sprzedania? Albo jedzenia?

Słowa dziwnego stwora wyciągnęły ją z szoku, a właściwie nawet nie same słowa a raczej cudaczny wygląd stworzenia wraz z jego osobliwym sposobem mówienia.
Aria parsknęła śmiechem, najpierw cichym hamowanym przez przytkniętą do ust dłoń a potem coraz głośniejszym wręcz obłąkańczym, by na koniec zanosić się już donośnym śmiechem. Śmiała się tak długo aż łzy pociekły jej z oczu i rozbolały ją mięśnie brzucha. Wtedy umilkła.

- Wybacz, ale absolutnie niczego takiego się nie spodziewałam. Jestem Aria, wcale nie spałam, raczej nie mam nic wartego uwagi dla zmyślnego złodzieja. Nie mam pojęcia, co oznacza wiewczuja, chociaż znam słowo pierdolona i nie podoba mi się ono w tym kontekście. Nie zmierzam do żadnej osady Corocz, raczej przed siebie, a teraz to juz nawet nie wiem dokąd. Nie jestem Zbieraczem, cokolwiek to nie znaczy, a mój klan to chyba będzie Taranis skoro tak mam na nazwisko. Nie posiadam niczego do sprzedania, ale być może będę miała coś do jedzenia w zależności od tego, czym się żywisz. No i szukam starszego pana imieniem Jim. Nie widziałeś tutaj nikogo takiego?

- Jim… Jim… - stwór skupił się na imieniu. - Znam starego Jimja! - Wykrzyknął nagle. - To on? A Taraniz nie znam! A może chciałaś powiedzieć Arraniz? Ukryta Pajęczyca. Jesteś Strażniczką Osnowy? To by wyjaśniało twój wiewczujowy sen, pierdolona cwaniaczko. To by wiele wyjaśniało, eh! Niech to krzywy, mały chujek wychędoży. Ze hej! - Wyszczerzył się do niej pokrzywionymi zębiskami w czymś, co chyba miało być życzliwym uśmiechem.

- Znasz? Ale czy on trafiłby tutaj o tyle szybciej ode mnie, że miałbyś czas go poznać? To musi być raczej inny Jim. Chyba, że czas płynie tutaj inaczej i jak on trafił tu kilkanaście sekund wcześniej to jest już tutaj kilka miesięcy dłużej albo kilka lat. Ale to porąbane! – Wykrzyknęła stropiona - I dlaczego mam wrażenie, że ciągle specjalnie mnie obrażasz Faku-faku? Ruku- ruku? Faku-ruku-faku? Fafkulcu?

- He - stwór podrapał się po głowie wyraźnie próbując pojąć, co ona mówi. - Obrażać? Nie, nie, nie, kurwa pani. Nie obrażać. Szanować więc mówić dobre słowa; kurwa, pierdolona, pipa. Najlepsze słowa dla damy. Najlepsze. Dobre jak wielki chuj! Tak trzeba. Jak widzi panienka, która sie podoba, trzeba mówić - ty jesteś zajebista dupa! Tego wymaga kurwa kultur. Czyż nie?!

Aria dość długo, bez słowa wpatrywała się w stworzenie. Próbowała przejrzeć to nieludzkie oblicze i wywnioskować czy stwór z niej drwił czy też mówił zupełnie szczerze. Postanowiła nie robić scen i przyjąć jego tłumaczenie, jako prawdziwe. Tak było prościej.

- No dobrze, niech ci będzie - w końcu wzruszyła ramionami.

Podniosła się na nogi i zaczęła sprawdzać rękami ciało w poszukiwaniu jakiś nieprawidłowości. Szukała zranień czy też innych obrażeń, zniszczonego, poszarpanego ubrania. Nic z tych rzeczy. Wszystko było na swoim miejscu, w jak najlepszym porządku. Zalała ją niewyobrażalna fala smutku, a jeszcze przez chwilę się łudziła, ale teraz miała niezbity dowód. Krew Jima na jej ubraniu, rękach, tułowiu, być może twarzy, a teraz nic, wszystko czyste. No tak. Właśnie. Cóż. Stwierdzenie, że było jej przykro byłoby niedopowiedzeniem. Z trudem powstrzymywała łzy. Nie chciała poryczeć się jak trzylatka przy tym całym Fafkańcu.

Przypomniała sobie, że powiedziała stworkowi, iż posiadała jakieś jedzenie, ale przecież jej plecak z prowiantem został zapakowany do bagażnika samochodu Jima, a samochodu nigdzie w pobliżu nie widziała. Żeby za dużo nie myśleć o swojej obecnej sytuacji zaczęła rozglądać się po okolicy. I coś znalazła. Swój bagaż leżący blisko w krzakach, ale nic poza tym.

- O! - Ucieszyła się na widok plecaka. Przynajmniej na tyle, żeby powstrzymać ciągle napływające do oczu łzy. Zajrzała do środka sprawdzając po łebkach czy było w nim wszystko, co być powinno, po czym zarzuciła go sobie na plecy.

- Wiesz co - zwróciła się do dziwadełka - Rozejrzę się po okolicy w razie gdyby twój stary Jim nie był tym, którego ja szukam, a mój stary Jim też tutaj gdzieś leżał. A ty w tym czasie czy mógłbyś mi opisać jak wygląda ten stary Jim, którego ty znasz?

- No… wysoki… no… garbaty…. no… śmieszne, kurwikłaki w nosie i we uszach też. No i ma zajebiste dyndadła, taką fałdę skury pod gardłem. Jak męski zwis bezjajny. - Zarechotał tym swoim niewyszukanym, prostackim językiem, który jednak nie był wulgarny z jakiejś złośliwości - tak przynajmniej postanowiła sądzić.

- To nie ten, którego szukam! - Krzyknęła do stworka. - Niestety.

- No i chuj - odpowiedział jej stwór smutnym tonem.

Aria kontynuowała przeglądanie okolicy w poszukiwaniu śladów Jima, kiedy przypomniała sobie o telefonie komórkowym ukrytym w kieszeni spodni. Sięgnęła tam, ale zamiast znajomego kształtu wymacała jakiś inny, jakby trzymała tam jakiś dziwny kryształ. Co by to miało być? Czyżby stworek podmienił jej komórkę na coś innego i uważał, że ona się nie zorientuje. Dziewczyna zawróciła w stronę stworzenia jednocześnie próbując wyciągnąć kryształ z kieszeni.

- Hej Fafikańcu! Wytłumaczysz mi, co to jest? – Zawołała do dziwacznego brzydala - Jak tylko wydłubię to coś z kieszeni – zamruczała już ciszej sama do siebie.
 
Ravanesh jest offline