Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-12-2016, 22:41   #71
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Megan szła przez osadę, przyglądają się mieszkańcom, chłonąc atmosferę. W powietrzu wisiało coś niepokojącego.. pamięć o pomordowanych. Wyczuwała ich. Czy to możliwe, że do zbrodni – ofiary – doszło tutaj? Jeśli nawet nie – pamięć tamtego wydarzenia, mimo upływu lat, ciągle była świeża. Nikt z mieszkańców nie umierał, więc wszyscy byli świadkami. Nie dane im było przeżyć żałoby, mieli nigdy nie zapomnieć.

Var Nar Var był szalony. Udawało mu się panować nad sobą, ale Megan wiedziała, ze to tylko kwestia czasu. Szedł po bardzo wąskiej grani, nad krawędzią przepaści. W każdej chwili mógł wpaść w odmęt szaleństwa.. pewnie już miewał napady szału. Megan wyciągnęła do niego rękę, ale jej nie przyjął, nie chciał odejść z grani, nie pozwolił sobie pomóc. Bał się. Megan też się bała – bo zrozumiała, ze to nie miejsce, którego szukała. Nie nadawała się na wojowniczkę.

Weszli do chaty.

- Nie odchodź - poprosiła Cahr Nar Cahra. - Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Niri Nahri Niri miała rację - nie pamiętam Ciebie. Odegrałam małe przedstawienie przed Var Nar Varem.
Zadarła głowę, aby spojrzeć mężczyźnie w twarz.
- Przykro mi, nie pamiętam ani Ciebie, ani nikogo, niczego stąd. Niri Nahri Niri to przewidziała, tak? Opowiesz mi o niej?
- Jest wiedźmą ognia z Ludu Niri. Kiedyś, gdy jeszcze czułem żal, spotkałem się z nią w Jaskiniach Czaszek. By porozmawiać o tym, co czułem. I wtedy ona powiedziała mi wszystko. O Kole. O Róży. O Zniszczeniu. O Wędrowcach. O Męczenniku i Męczennicy. Teraz jednak moja pamięć jest dziurawa, w przeciwieństwie od mojego ciała. Ginąłem wiele razy lecz Rytuał przywracał mnie do życia. Ciągle i ciągle pozbawiając pamięci, wspomnień i uczuć.

Przygryzła wargę. Dotychczas sądziła, że jeśli dotrze do podobnych niej, odzyska wspomnienia. Teraz nie było to już takie oczywiste… Ona ciągle nie pamiętała niczego - żadnego miejsca, osoby, wydarzenia. Zbierała kawałki wspomnień od innych, jak puzzle, ale ciągle nie widziała całego obrazka. Nie miała pojęcia w jaki sposób ma walczyć z Maską, choć Var Nar Var sądził, że wróciła po to, aby poprowadzić lud Nar do zwycięstwa. Ale ona tego nie potrafiła. Prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw - a wtedy może się jej nie udać ujarzmić szału Var Nar Var.
- Pomożesz mi? - spojrzała znów na mężczyznę. - Przez wgląd na to, co nas łączyło.. Chcę odzyskać te wspomnienia.
Nie kłamała. Chciała poznać swoja przeszłość.. tutaj.
- Sam chciałbym odzyskać część moich - powiedział gorzko. - A część zapomnieć na zawsze. Chcesz coś zjeść, czy wolisz obejrzeć osadę Nar. Nar Garok. Taką nosi nazwę Stos Nar. Powiedz mi, Me’Ghan ze Wzgórza. Powiedz mi… czy coś tutaj czujesz? W powietrzu? Wokół? - wyraźnie szukał słów.
Pokiwała głową.
- Czuję.. obecność tych, których zabito. Spalono. Czuję krew, dym, popiół. Ból. Cierpienie. Czuję obecność tych, których unicestwiono. - potarła skroń zmęczonym ruchem. - Chciałabym się umyć. Czy możesz mi zdobyć inne buty? Te są już do niczego… - wskazała na swoje pantofle.
Zamilkła. Zbieranie myśli przychodziło jej z trudem.
- Potem potrzebuję pomedytować. Inne rzeczy później.
- Przyniosę ci wody i ubrania
- powiedział i wyszedł.

Jakiś czas później powrócił niosąc wielką balię wypełnioną parującą wodą. Nie był sam. Towarzyszył mu równie potężny mężczyzna i jakaś atletycznie zbudowana kobieta z włosami zaplecionymi w dziesiątki warkoczy i ostrej, drapieżnej twarzy naznaczonej liniami skaryfikacji i tatuażami. Prawdziwa dzikuska. Kobieta przyniosła ubrania - spodnie ze skóry i futra, kamizelkę wykonaną z tego samego materiału i buty, solidne, z cholewką prawie do kolan i mnóstwem rzemiennych sznurówek. Do tego pas z dwoma toporami, podobnymi do tych jakimi ciskał jej przewodnik do Nar Garok.
Mężczyźni postawili wodę i wyszli, kobieta została.

- Jestem Drana Nar Drana - przedstawiła się. - Będziesz potrzebowała pomocy w kąpieli i ubieraniu się?
Megan podziękowała skinieniem głowy.
- Dziękuję, poradzę sobie sama - odpowiedziała kobiecie i zaczęła zdejmować swoje ubrania.
- Pamiętasz mnie? - zapytała, widząc że tamta jeszcze nie wyszła.
- Wiem kim jesteś.
- Tak, tak…
- w głosie Megan było znużenie. - Stałam przy Męczennicy i Męczenniku, pokonałam Tevrooka i Naz’Nazara … takie rzeczy o mnie wiesz?
- zaczęła zmywać kurz, brud i pot z ciała. - Znasz mnie z opowieści, czy widziałyśmy się kiedyś?
- Tylko z opowieści. Gdy działy się … tamte rzeczy, ja byłam na Wietrznych Równinach. Daleko od Wieży Dominatora.

Megan pokiwała głową. Woda prysnęła na boki.
- Czy w tych opowieściach było coś o mojej mocy? O Lumii? Lub o otwieraniu tuneli?
- Byłaś wiedźmą ze Wzgórza. Wędrowcem. Wieloświatowcem. Faworytą Tancerzy Nocy. Ich uczennicą. A potem upadł Dominator i nastał czas wojny.


Megan przerwała toaletę i spojrzała na kobietę.
- „Faworytą “ w znaczeniu “ulubioną uczennicą “, czy raczej chodzi o to, że z nimi wszystkimi sypiałam? Kim są Tancerze Nocy? Potrafili korzystać z Lumii?
- Z kim sypiasz czy sypałaś to nie moja sprawa
- Drana Nar Drana wzruszyła potężnymi ramionami. - Więc chodzi o to, że chyba szybko się uczyłaś i tyle. Tancerze Nocy to byli trzej ludzie, czy też raczej trzy istoty. Najważniejsi z Orszaku Dominatora. Ty byłaś czwarta, póki nie zapanowałaś nad Wzgórzem. Nie znam jednak szczegółów.
- W moim świecie “faworyta” oznacza co innego
- mruknęła Megan wracając do mycia. Miała wrażenie, ze kobieta nie odpowiada jej, raczej snuje swoją opowieść. Może źle formułowała pytania? - Opowiedz mi o Tancerzach Nocy. Co potrafili? Wiesz? - powtórzyła.
- Byli potężni. Uczniowie Dominatora. Niektórzy mówią, że Maska był lub była jednym z nich. Że Męczennik i Męczennica także. Niektórzy z kolei mówią, że to Wieloświatowcy, jak ty, Me'ghan. Ale to sprawy wiedzących, nie moje. Ja jestem tylko prostą wojowniczką z Ludu nar. Nie chcę pamiętać. Niczego. Żadnych rzeczy, żadnym mądrości. Niczego... - zamilkła, głęboko się zamyśliła.

Megan w końcu zrozumiała. Wspomnienia tamtych dni były bolesne, Drana Nar Drana nie chciała do nich wracać. Sądziła, że z czasem się zatrą, przestaną uwierać. Ale Megan wiedziała, że to nie działa w taki sposób. To jak z zaognioną raną - skóra może się zagoić, ale tkanki głębiej nadal toczy proces zapalny. Pomaga dopiero drenaż. Choć z drugiej strony… czasem zdarza się, że organizm sam pokona zapalenie. Może i tak będzie o tym razem? Bo że coś tliło się na dnie duszy Var Nar Vara tego była pewna. Tylko co? Zablokowana energia która mogła go uleczyć, czy zgorzel? Nie pozwoli jej sprawdzić.
Zrozumiała jeszcze jedno: Me’Ghan częścią mitów i legend ludu Nar. Nie pamiętali jej jako osoby. Lata zmąciły obraz w pamięci ludu Nar. Wyostrzyły jedne fragmenty. Zamazały inne.
- Dziękuję Ci za pomoc – powiedziała do kobiety. - Możesz poprosić Cahr Nar Cahra żeby przyszedł do mnie za godzinę?
- Przekażę mu twe słowa, Me'Ghan ze Wzgórza
- powiedziała tamta niemal uroczyście.

Megan założyła przyniesione ubranie, było tylko nieco za duże, dało się jednak łatwo dopasować za pomocą rzemieni. Pas z toporami odłożyła obok – razem ze zdobycznym sztyletem.
Usiadła na podłodze w seiza, złożyła dłonie na udach i wprowadziła się w trans. Świat wokół niej zniknął. Emocje i zmęczenie spływały po jej ciele i wsiąkały w ziemię. Myśli i uczucia układały się, równo w zakamarkach mózgu. Kanały energetyczne w jej ciele rozszerzyły się, aby ułatwić przepływ energii. Kiedy po kilkudziesięciu minutach podniosła się na nogi – czuła się jak po dobrze przespanej nocy. Spokojna. Wypoczęta. Otwarta i gotowa. Poczuła jeszcze coś. Z każdą chwilą coraz mniej było w niej Megan Hill, a coraz więcej Me’Ghan ze Wzgórza. Czy to dobrze? Nie wiedziała, ale poddała się tej zmianie.

Usiadł przy stole, czekając na powrót Cahr Nar Cahra. Powinno się jej udać przekonać go, żeby zaprowadził ją do Niri Nahri Niri. I to jak najszybciej, zanim Var Nar Var zapragnie nastepnych pokazów Lumii. Lub zacznie mieć kolejne - szalone - plany związane z jej osobą.

Wiedźma ognia powinna znać odpowiedzi na pytania Me’Ghan.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 20-12-2016, 13:51   #72
 
cyjanek's Avatar
 
Reputacja: 1 cyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputację
Ci ludzie…. Pod spojrzeniem siedzącej naprzeciwko kobiety wszystko co czuł i widział próbowało spiąć się w jedną, spójną całość. Przez chwilę niemal sięgał w głąb wyłaniającego się obrazu, lecz nim uchwycił znaczenie mglistych kształtów i stłumionych okrzyków wszystko trzasnęło. Otrząsnął się i znowu był stuprocentowym Enochem. Adamem Enochem a nie pogromcą wilków, minotaurów i chuj wie kogo i czego jeszcze. Zadumany pociągnął łyk wina tak cierpkiego, że albo było bardzo wytrawne albo skwaśniałe. Skąd miał wiedzieć, wolał inne trunki.
Ta niejednoznaczność, tak mu przeszkadzała.... Nienawidził jej! Gdyby nie spokojne spojrzenie blondyny walnąłby stołem. Może by i walnął mimo tego, ale Graw zaczął wrzeszczeć. Znowu to samo, znowu o nim będącym kimś innym. Tyle że tym razem przyłączyli się trzyoka i opancerzony, więc słuchał ich kłótni by coś zrozumieć. Choć nie zgadzali się ze sobą, to mówili o tym samym. O nich.
- Jestem z tobą Graw! - wrzasnął - Nie dam się zamknąć za murami! - walnął pięścią w stół.
- Czysta Falo? - z niedowierzaniem przyjrzał się kobiecie po drugiej stronie stołu. - To w tym wszystkim o jakąś ekologię chodzi?
- Nie wiem o co w tym chodzi - powiedziała po długim milczeniu, wyraźnie wszystkim wstrząśnięta. - Lecz wiem, że wolę towarzystwo kobiety, niż nieznanych mężczyzn bez krzty manier - spojrzała na Graw Nar Grawa. - Pójdę z tobą, pieśniarko ale pod jednym warunkiem. Że po drodze opowiesz mi wszystko o … Czystej Fali, niby mnie, o sobie, o Władczyni Księżyca, Masce. O wszystkim. Chcę wiedzieć. Podejmować wybory racjonalnie, kierując się rozumem nie kaprysem chwili.
Spojrzała na Adama.
- I tobie proponuję to samo .
Uniósł kielich lecz ten nagle zaciążył w jego dłoni i nim dotarł do ust z powrotem wylądował na blacie stołu. Poczuł się nagle bardzo zmęczony, zupełnie tak jakby wszystkie minione wydarzenia właśnie go dogoniły.
- A ja wolę towarzystwo Grawa. - przesunął językiem zlizując z wargi smakującą piołunem kroplę. “Ohydne to wino” przemknęło mu przez głowę. - Pomógł mi i wiem, że mogę na niego liczyć. - Mimo słów jakie wypowiadał nie podobała mu się myśl o rozstaniu z dopiero poznaną co kobietą. Być może dlatego, że wiązała się z normalnością, może dlatego, że wciąż nie mógł rozpoznać wrażenia jakie w nim obudziła. Niepokoiło go to wszystko.
- Graw, spróbujmy się dogadać. Im więcej nas tym lepiej. - Spoglądał prosto w oczy potężnego wojownika. - I wyjaśnij mi sytuację bo zaczyna mnie wkurzać, że nikt mi nic nie mówi - kielich, nagle lżejszy znowu powędrował do ust. Wino wciąż pozostawało paskudne.
- Co chcesz wiedzieć, Enochu ognisty? - zapytał pierwszy mężczyzna w zbroi, czym zasłużył sobie na skrzywienie twarzy Graw Nar Grawa. - Zwą mnie Drag Nar Drag z ludu Nar. Ale moi bracia czasami, jak słyszałeś, nazywają mnie też inaczej. Odszczepieńcem. Zdrajcą. Wygnańcem. To delikatne określenie. Ale ja wolę określenie Ten, Który pamięta lub Nie zapominający. Co chcesz wiedzieć, Enochu Ognisty?
Pytania zakłębiły się w głowie Adama, lecz ze wszystkich jedno wysuwało się na plan pierwszy. - Czemu nie pamiętam nic z tego wszystkiego? - zatoczył łuk ramieniem zarówno pokazując ludzi w karczmie jak i pobojowisko. - Mówicie coś o wojnie, o Masce i jeszcze wczoraj… przedwczoraj bym to wyśmiał. Ale wygląda, że to wy macie rację - zamilkł przypatrując się wszystkim po kolei. - Więc kim właściwie jestem i czemu tego nie pamiętam?
- Nazywasz się Enoch Ognisty i jesteś Wędrowcem. Przybyszem, który przed tysiącleciem bez mała przybył tutaj i stanął u boku Męczennicy i Męczennika, gdy ci rzucili wyzwanie Masce. To był czas, gdy naszym światem rządził Dominator. Potężna i okrutna bestia, która czyniła jedynie chaos i zniszczenie. W tym czasie pojawiła się nadzieja. Wybuchł bunt przeciwko Dominatorowi i władzę tyrana obalono. A potem nagle okazało się, że ten, który był zarzewiem buntu i jego nadzieją okazał się gorszym złem. Przywdział Maskę i wymazał się ze Słupa Imion i od tej pory nazwał się Maską. Nazwał lub nazwała bo nikt tak naprawde nie wie kim jest Maska. Męczennik i Męczennica zebrali wokół siebie tych, którzy wcześniej walczyli przeciwko Dominatorowi lecz tym razem zawiedli. Zginęli w ogniu, Wędrowców zabito ale ich dusze, co przepowiedziała Róża miały powrócić gdy Koło się obróci a ona zacznie znów krwawić. I to się właśnie dzieje. Wędrowcy powracają, by znów poprowadzić narody przeciwko Masce i zakończyć jego władzę. Tylko Dziesiątka odnajdzie dusze Męczennika i Męczennicy, tak powiadają Wiedzący, a tylko Męczennik i Męczennica są w stanie przeciwstawić się Masce, tym razem nie dając się zwieść i oszukać. Tylko ty wiesz, Enochu, kim jest Męczennik i kim jest Męczennica. Ale raczej wiedziałeś ponieważ śmierci w innych światach i życia w nich zatarły twoje wspomnienia. powiadają też, że pod Wieżą Maski, w najciemniejszych kazamatach, Maska przetrzymuje fragmenty dusz Wędrowców. A póki tak jest, nigdy nie odzyskają pełni swych mocy. całej luminy z której słynęli. Jesteś jak bóg w naszym świecie, tylko z tym, że nie pamiętasz swych boskich możliwości. Ani tego, co sobą reprezentowałeś i kim byłeś ile czyniłeś. Ile poświeciłeś.
Bełkot i nonsens, tak to brzmiałoby dla niego, gdyby nie wczoraj. Patrzył uważnie szukając w patrzących na niego oczach braku szczerości, czegoś co by zdradziło, że jest wkręcany. Bez skutku. Na dodatek, musiał to przyznać przyznać przed samym sobą, każde słowo budziło echo odległego rozpoznania w jego pamięci. Albo nie jego, sam już nie wiedział. “No serio… tysiącletnim bogiem?” zaśmiałby się szyderczo, gdyż nie czuł się tak nigdy. Nawet w chwilach największej sławy. Nawet po grzybkach Amber. Czuł jednak w tym prawdę, no i już wiedział, że nie parzy go własny ogień. Może bogiem nie był ale wyglądało, że jest kimś więcej niż drugorzędnym piłkarzem.
- Potwierdzasz to Graw? - nie miał powodów by bardziej wierzyć swojemu przewodnikowi niż innym, lecz łączyła ich wspólna walka.
- To tym bardziej nie możemy zaczynać od kłótni i sporami z ubiegłego sezonu szkodzić sobie w nowym. Jeśli wróg jest tak silny, to musimy stworzyć tak zgraną drużynę, z jaką nigdy nie miał do czynienia.
Graw pokręcił głową.
- Drag jest pierdolniety, nie przeczę - powiedział niechętnie. - Ale też mądry, jak mało kto z ludu Nar. Mówi z sensem i tak, jak jest. Chociaż nie rozumiem połowy tego, co on pierdoli. Tak szczerze. Ale nie szedłbym do Księżycowej Pani. Zawsze stała z boku. Zasłaniając się rozwagą maskowała twarz tchórza.
Drag Nar Drag pokręcił głową. Blachy jego pancerza zaskrzypiały jękliwie.
- Obrażanie Księżycowej Pani nie jest rozsądne, bracie - powiedział tym swoim głuchym, mocnym głosem. - Szczególnie w przypadku jej akolitki.
- A jebał ich psoszczur! - warknął Graw. - Będę obrażał kogo zechce i kiedy zechcę. Taką mam naturę!
- Słowa nie krzywdzą. póki nie wypowiada ich Czyniący. - wtrąciła się trójoka kobieta. - Słowa nie ranią, póki nie wypowiada się ich na Równinie Mgieł. Niech mówi. W ten sposób ucisza strach. Potem zwróciła się do Celine. - Cieszę się, że nam zawierzyłaś. Szkoda jednak, że ty Enochu podążasz w stronę Wzgórz Nar. Tam pali się ogień szaleństwa a popioły wyrzutów sumienia zatruwają duszę każdym oddechem. Ból słychać w lamencie kamieni. W skowycie wiatru rozdzieranego przez skały. Widać w oczach Ludu Nar. Z tych popiołów nie wzrośnie ziarno zwycięstwa.
- Byś się, kurwa, nie zdziwiła - warknął Graw spoglądając na Enocha, jakby szukał u niego potwierdzenia swoich buńczucznych słów.
Mówiła jak jego pierwsza żona - Agnieszka. Nawiedzone słowa sprawiły, że skrzywił usta w grymasie niesmaku i potrząsnął głową. Normalnie zabrakło strzału błyskawicy, lub pohukiwania puszczyka dla zwiększenia efektu. Pewnie się sugerował zdzirą, z którą spędził najgorsze lata swojego życia, ale już nie potrafił myśleć o trójokiej inaczej jak o wariatce.
- Wierzę, że się jeszcze dogadamy - powiedział enigmatycznie i skinął głową Gawowi - To postanowione. Wzgórza Nar. - gdy obracał w myślach dziwną nazwę czuł dziwny dreszczyk, tak jakby poruszała emocje, których a jakże, nie pamiętał. - Ale dobrze byłoby wcześniej poszukać pozostałych ośmiu. No wiesz, tych z dziesięciu
 
cyjanek jest offline  
Stary 20-12-2016, 16:54   #73
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Choć Kent już raz miał okazję zobaczyć i poczuć jak działa Tunel, to i tak nie był przygotowany na to co go czekało. Podczas podróży czuł każą cząsteczkę swojego ciała, rozbijanego na atomy, unicestwianego. Potem następowała część druga. Powrót do świata żywych był chyba jeszcze gorszy od dekonstrukcji. Bolał go każdy, nawet najdrobniejszy element ciała. Chciało mu się wymiotować, zastanawiał się też czy nie leży w mieszaninie własnego moczu i kału. Nie leżał. Nie odczuł jednak pocieszenia.

Tunel odbił się również na Szalonej Dox, dla której było to przecież pierwszego takiego rodeo. Kobieta wrzeszczała z cierpienia, ale też nie otrzymała żadnych fizycznych obrażeń. Tunel jednak robił coś z człowiekiem, tak jak mówiła Luenn, chyba ktoś nie chciał żeby nim podróżowano.

To właśnie ona, przedstawiająca się jako dawna miłość Szermierza Kenta, wyglądała najgorzej. Z jej ust płynęła błękitna krew, a jej ciałem targały silne drgawki jak przy ataku padaczki. Percy był przerażony.


- Nic… nic wam nie jest? - zapytała słabo Patricia nadal walcząc z zawrotami głowy spowodowanymi Tunelem.

- Jestem cały - odparł Kent wyrwany z otumanienia jej słowami, zdjął szybko koszulę, zwinął ją trochę i podsunął pod głowę Luenn - Jest źle.

- Możemy jej jakoś pomóc?

Szalona Dox patrzyła na Kenta, choć starał się pomóc Luenn, to przecież nie miał na to praktycznie żadnych szans. Oboje nie byli stąd, z tej niby-magicznej krainy, choć każdy starał się wmówić im coś innego. Luenn była ich mentorką, przewodnikiem, jedyną osobą mogącą wyjaśnić im co tu się dzieje. Robiła to, co prawda, niechętnie i zdawkowo, ale jednak była ich jedyną nadzieją.

- Nie mam pojęcia - odparł zgodnie z prawdą mężczyzna - ale wiem, że nie możemy tu zostać. Musimy się stąd ruszyć. Tylko gdzie? - zaczął się rozglądać szukając drogi czy nawet ścieżki, czegoś co świadczyłoby o pobliskiej cywilizacji. Rozsądek podpowiadał, że las jest złym wyborem, ale przecież zimne góry nie mogły być lepsze. Coś zresztą czuł patrząc w ścianę drzew, pewnie kolejne echo dawnego życia. Nie potrafił jednak stwierdzić czy wrażenie było pozytywne, czy też przeciwnie.

- Może woda? Żeby się napiła? - zapytała Patricia także się rozglądając. - I okryć ją? Na razie mogę dać swoją bluzę - zaproponowała, rozpinają zamek swojej dresowej bluzy.

Maddox przypomniała sobie o swoich zdolnościach, być może w nich mógł się kryć ratunek. Potrzebowali cudu, ale w tym miejscu, nie był on wcale taki nierealny. Kobieta spojrzała na Kenta.

- Wiem, że mam jakieś… umiejętności, bo zamiast skręcić sobie kark, spadając, to coś mnie uniosło. Czy zauważyłeś coś takiego w sobie? Przydałyby się jakieś moce leczące - zawiesiła głos, patrząc na Percivala.

- Dobrze walę mieczem, nic więcej… Nie sądzę byśmy mogli jej pomóc, ruszajmy w las, może znajdziemy pomoc.

- Jeśli uważasz, że możemy ją zostawić - spojrzała z powątpiewaniem na mężczyznę. - To dobrze, zrobimy, jak sugerujesz. Tylko może nie wiem… odciągnijmy ją w las?

- Nie, nie, Luenn nie zostawiamy - odparł szybko - Będę ją niósł.

Tricia kiwnęła głową w milczeniu. Skoro uważał, że da radę… Luenn wyglądała na drobną i lekką, więc rzeczywiście nie powinien mieć problemów.

Kent ostrożnie wziął ją na ręce i razem ruszyli w kierunku lasu.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 21-12-2016, 10:33   #74
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Aria poprawiła paski plecaka i spojrzała na horyzont. Zbierały się burzowe chmury, ale były jeszcze daleko. Gdyby udało jej się złapać stopa mogłaby dotrzeć do terenów zabudowanych na czas i nie dać złapać się burzy na otwartej przestrzeni. „Gdyby”. Dobre słowo. Spojrzała w jedną i drugą stronę. Droga była całkiem pusta. Zimny wiatr przeniknął ją na wskroś, pogratulowała sobie wyboru odzieży na dzisiejszy dzień. Pomimo, że lato trwało nadal w pełni dziewczyna założyła długie spodnie, głównie ze względu na sposób podróżowania, ale teraz okazało to się być trafnym wyborem także ze względu na pogodę. Wzruszyła ramionami. Trudno. Nie było podwózki to pójdzie póki, co na piechotę, może i tak zdąży.

Aria jeszcze raz poprawiła plecak i wcisnęła słuchawki w uszy. Ruszyła równym tempem dopasowując swój krok do rytmu muzyki.

- Naprawdę bardzo się cieszę, że załapał się pan na ten objazd – Mówiła Aria jakieś pół godziny później skryta przed kaprysami pogody w przytulnym, choć zalatującym nieco kulkami na mole, samochodzie należącym do pewnego starszego pana. To pewnie stąd te kulki na mole. - Dla pana to oczywiście gorzej, bo musiał pan nadłożyć drogi, ale do mnie uśmiechnęło się szczęście.

Staruszek uśmiechnął się serdecznie.

- Nie szkodzi dziecko, nie szkodzi. Mnie tam nigdzie już się nie śpieszy a zapowiada się na solidną burzę.

Dziewczyna opuściła szybę i wyjrzała przez otwarte okno. W miejscu gdzie znajdowała się te pół godziny wcześniej można już było dostrzec kłębiące się ciemne chmury. Zamknęła okno.

- Rzeczywiście wygląda poważnie. – Przyznała rację starszemu panu ciesząc się z tego błogosławieństwa losu, jakim okazało się przekierowanie ruchu przez opóźniające się prace drogowe.

Ostatnie, co zobaczyła to drzewo w które wbił się rozpędzony samochód, a może ostatnie nie było drzewo tylko ta upiorna twarz . Tylko, że ta upiorna czacha mogła się pojawić już po tym jak zamknęła oczy a nie zanim je zamknęła, więc chyba raczej to było drzewo. Tylko czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Aria zamknęła oczy, co do tego nie mogło być żadnych wątpliwości.

Aria otworzyła oczy. Pierwsze, co zobaczyła to gałęzie drzewa i prześwitujące pomiędzy nimi niebo. Poczuła na twarzy rześki powiew wiatru. Usiadła zdezorientowana. A potem usłyszała ten dziwny głos mówiący niby w znanym jej języku, ale jakoś tak dziwacznie.

- Nie śpij tak na trakcie, bo ktoś cię ojebie z wszelkich dóbr. Gdybyś się kurwa nie obudziła pierdolona wiewczujo.

Dziewczyna próbowała wydedukować, co jej niewidoczny, mimowolny rozmówca miał na myśli, ale nie zdążyła gdyż właściciel głosu wyłonił się z krzaków.

- Zwę się Ruku-faku – zaczął paplać dalej, zawzięcie dłubiąc w wielkim nochalu. - A ty? Ja zmierzam do osady Corocz. A ty? Ja jestem Zbieraczem, jak widać, z klanu Fakulet. A ty? Masz coś do sprzedania? Albo jedzenia?

Słowa dziwnego stwora wyciągnęły ją z szoku, a właściwie nawet nie same słowa a raczej cudaczny wygląd stworzenia wraz z jego osobliwym sposobem mówienia.
Aria parsknęła śmiechem, najpierw cichym hamowanym przez przytkniętą do ust dłoń a potem coraz głośniejszym wręcz obłąkańczym, by na koniec zanosić się już donośnym śmiechem. Śmiała się tak długo aż łzy pociekły jej z oczu i rozbolały ją mięśnie brzucha. Wtedy umilkła.

- Wybacz, ale absolutnie niczego takiego się nie spodziewałam. Jestem Aria, wcale nie spałam, raczej nie mam nic wartego uwagi dla zmyślnego złodzieja. Nie mam pojęcia, co oznacza wiewczuja, chociaż znam słowo pierdolona i nie podoba mi się ono w tym kontekście. Nie zmierzam do żadnej osady Corocz, raczej przed siebie, a teraz to juz nawet nie wiem dokąd. Nie jestem Zbieraczem, cokolwiek to nie znaczy, a mój klan to chyba będzie Taranis skoro tak mam na nazwisko. Nie posiadam niczego do sprzedania, ale być może będę miała coś do jedzenia w zależności od tego, czym się żywisz. No i szukam starszego pana imieniem Jim. Nie widziałeś tutaj nikogo takiego?

- Jim… Jim… - stwór skupił się na imieniu. - Znam starego Jimja! - Wykrzyknął nagle. - To on? A Taraniz nie znam! A może chciałaś powiedzieć Arraniz? Ukryta Pajęczyca. Jesteś Strażniczką Osnowy? To by wyjaśniało twój wiewczujowy sen, pierdolona cwaniaczko. To by wiele wyjaśniało, eh! Niech to krzywy, mały chujek wychędoży. Ze hej! - Wyszczerzył się do niej pokrzywionymi zębiskami w czymś, co chyba miało być życzliwym uśmiechem.

- Znasz? Ale czy on trafiłby tutaj o tyle szybciej ode mnie, że miałbyś czas go poznać? To musi być raczej inny Jim. Chyba, że czas płynie tutaj inaczej i jak on trafił tu kilkanaście sekund wcześniej to jest już tutaj kilka miesięcy dłużej albo kilka lat. Ale to porąbane! – Wykrzyknęła stropiona - I dlaczego mam wrażenie, że ciągle specjalnie mnie obrażasz Faku-faku? Ruku- ruku? Faku-ruku-faku? Fafkulcu?

- He - stwór podrapał się po głowie wyraźnie próbując pojąć, co ona mówi. - Obrażać? Nie, nie, nie, kurwa pani. Nie obrażać. Szanować więc mówić dobre słowa; kurwa, pierdolona, pipa. Najlepsze słowa dla damy. Najlepsze. Dobre jak wielki chuj! Tak trzeba. Jak widzi panienka, która sie podoba, trzeba mówić - ty jesteś zajebista dupa! Tego wymaga kurwa kultur. Czyż nie?!

Aria dość długo, bez słowa wpatrywała się w stworzenie. Próbowała przejrzeć to nieludzkie oblicze i wywnioskować czy stwór z niej drwił czy też mówił zupełnie szczerze. Postanowiła nie robić scen i przyjąć jego tłumaczenie, jako prawdziwe. Tak było prościej.

- No dobrze, niech ci będzie - w końcu wzruszyła ramionami.

Podniosła się na nogi i zaczęła sprawdzać rękami ciało w poszukiwaniu jakiś nieprawidłowości. Szukała zranień czy też innych obrażeń, zniszczonego, poszarpanego ubrania. Nic z tych rzeczy. Wszystko było na swoim miejscu, w jak najlepszym porządku. Zalała ją niewyobrażalna fala smutku, a jeszcze przez chwilę się łudziła, ale teraz miała niezbity dowód. Krew Jima na jej ubraniu, rękach, tułowiu, być może twarzy, a teraz nic, wszystko czyste. No tak. Właśnie. Cóż. Stwierdzenie, że było jej przykro byłoby niedopowiedzeniem. Z trudem powstrzymywała łzy. Nie chciała poryczeć się jak trzylatka przy tym całym Fafkańcu.

Przypomniała sobie, że powiedziała stworkowi, iż posiadała jakieś jedzenie, ale przecież jej plecak z prowiantem został zapakowany do bagażnika samochodu Jima, a samochodu nigdzie w pobliżu nie widziała. Żeby za dużo nie myśleć o swojej obecnej sytuacji zaczęła rozglądać się po okolicy. I coś znalazła. Swój bagaż leżący blisko w krzakach, ale nic poza tym.

- O! - Ucieszyła się na widok plecaka. Przynajmniej na tyle, żeby powstrzymać ciągle napływające do oczu łzy. Zajrzała do środka sprawdzając po łebkach czy było w nim wszystko, co być powinno, po czym zarzuciła go sobie na plecy.

- Wiesz co - zwróciła się do dziwadełka - Rozejrzę się po okolicy w razie gdyby twój stary Jim nie był tym, którego ja szukam, a mój stary Jim też tutaj gdzieś leżał. A ty w tym czasie czy mógłbyś mi opisać jak wygląda ten stary Jim, którego ty znasz?

- No… wysoki… no… garbaty…. no… śmieszne, kurwikłaki w nosie i we uszach też. No i ma zajebiste dyndadła, taką fałdę skury pod gardłem. Jak męski zwis bezjajny. - Zarechotał tym swoim niewyszukanym, prostackim językiem, który jednak nie był wulgarny z jakiejś złośliwości - tak przynajmniej postanowiła sądzić.

- To nie ten, którego szukam! - Krzyknęła do stworka. - Niestety.

- No i chuj - odpowiedział jej stwór smutnym tonem.

Aria kontynuowała przeglądanie okolicy w poszukiwaniu śladów Jima, kiedy przypomniała sobie o telefonie komórkowym ukrytym w kieszeni spodni. Sięgnęła tam, ale zamiast znajomego kształtu wymacała jakiś inny, jakby trzymała tam jakiś dziwny kryształ. Co by to miało być? Czyżby stworek podmienił jej komórkę na coś innego i uważał, że ona się nie zorientuje. Dziewczyna zawróciła w stronę stworzenia jednocześnie próbując wyciągnąć kryształ z kieszeni.

- Hej Fafikańcu! Wytłumaczysz mi, co to jest? – Zawołała do dziwacznego brzydala - Jak tylko wydłubię to coś z kieszeni – zamruczała już ciszej sama do siebie.
 
Ravanesh jest offline  
Stary 22-12-2016, 16:37   #75
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
DOMINIUM

Koło obraca się. Powoli, nieubłaganie zakreślając kolejne Cykle. Widzący śledzą jego obrót, wypatrują Konwergencji – czasu, w którym wszystkie Księżyce i Czas dopełnią się w jednej chwili.

Konwergencja zawsze nosi z sobą zmiany.
Nie zawsze są to zmiany dobre.
Nie zawsze złe.
To po prostu zmiany.

Jednak tym razem było inaczej. Tym razem zmiany miały być inne.
Ponury Kapłan przyglądał się Kołu. Troje oczu lśniło wyblakłą czerwienią pod wielkim, rozłożystym, majestatycznym kapturem. Z zaszytych ust wydobywał się monotonne mamrotanie. Melodyjne mruczando. Dłonie – te u górnej pary rąk – o siedmiu długich, mackowatych palcach każda, obracały się w dziwnym rytmie. Dolna para rąk pozostała skryta pod fałdami szat.

Ponury Kapłan modlił się do swojego boga, którego nikt poza nim nie wyznawał w całym Dominium.


TOBIAS GRAYSON

Nie udało mu się podejść do zwierzęcia. Gdy tylko zbliżył się do tej dziwnej, skrzydlatej sarny ta oddaliła się w podskokach nieco dalej i zaczęła skubać trawę łypiąc w jego stronę nieufnie. Tym razem dużo ostrożniej, by jej nie spłoszyć, podszedł jeszcze bliżej ale stworzenie po prostu poderwało się do lotu i po chwili znikło gdzieś po drugiej stronie wzgórza.
Tobias pozostał sam.

Nic nowego w jego życiu.
Rozejrzał się raz jeszcze szukając jakiegoś punktu odniesienia i teraz to dostrzegł.

Po prawej stronie, pośród drzew wznosiło się niewielkie domostwo. Dach i ściana budynku była ledwie widoczna na tle zieleni i słońca. Niemniej jednak to był jakiś punkt odniesienia. Jakieś zaczepienie.
Słońce świeciło mocno grzejąc go w kark. Cyrkowy trykot akrobaty nie był najlepszym ubraniem w takiej sytuacji. Błyszczący, obszyty cekinami miał przyciągać wzrok publiczności a nie dawać ochronę przed żarem dnia i czepiającymi się materiału roślinami.

I wtedy zobaczył kogoś wychodzącego spomiędzy wzniesień.
Wysokiego, półnagiego mężczyznę w rogatym hełmie na głowie.
I dopiero kiedy mężczyzna podszedł nieco bliżej Grayson zorientował się, że Rogo wcale nie były hełmem lecz wyrastały wprost z czaszki nieznajomego. Aparycję rogacza trudno było też uznać za ludzką.

- Hej wędrowcze! – rogacz uniósł dłoń w powitalnym geście. – Co robisz na wzniesieniach Crommuardu?

BJARNLAUG JÓNSDÓTTIR

Szkielety w szatach poprowadziły ją podskakując i podrygując śmiesznie do miejsca zasłoniętego przez dwie skały. Pomiędzy nimi zaczynały się schody prowadzące w dół.

Na pierwszym ze stopni stała jakaś smukła, zamaskowana postać. Kobiety niezwykle szczupłej, okrytej lekkim pancerzem i płaszczem. Na ramieniu kobiety siedział jakiś ptak, a spod płaszcza wystawała klinga wąskiego miecza.

- A więc to prawda, co mówią! – zaskrzeczał kruk. – Wróciłaś Córo Jónsa.
Kobieta odrzuciła w tył pelerynę odsłaniając brzeszczot broni. A ptaszysko krakało dalej:

- Rozumiem że Łowca Maski przywlókł cię na Wzniesienie Stosów. A Strażnicy Płomieni mieli odesłać cię tam, skąd przybyłaś. I widzę, że odzyskałaś swą luminę, siostro? Co zamierzasz z nią zrobić? Powiedz.

MEGAN HILL

Jakąś godzinę później Cahr Nar Cahr wstał z łóżka. Mięśnie na jego potężnym ciele lśniły od potu ale w oczach nie było już popiołów lecz iskierki ognia.
- Zaprowadzę cię do Ludu Niri.

Na zewnątrz zapadły ciemności. Znów. Jakby pory dnia i nocy nie do końca funkcjonowały tak, jak do tego przywykła. Ale nie dziwiło jej to. Niewiele ją teraz dziwiło.

- Weź broń, Me’Ghan –polecił. – I poczekaj na mnie tutaj.

Potem wyszedł.

Nie wracał długo. Bardzo długo. Aż zaczęła czuć niepokój. Niepotrzebnie.
Przyszedł przynosząc ze sobą ciepły płaszcz i podróżną torbę przerzuconą przez ramię.

- Var Nar Var mówi, że nie musisz się spieszyć. Jest czas, aż przybędą inni Wędrowcy. Do tego czasu szukaj to, czego Lud Nar nie może ci dać. I korzystaj z tego, co Lud Nar może ci dać.

Powiedział mu. To było pewne i oczywiste. Ale przynajmniej nie musieli się ukrywać.

- Gotowa.

Skinęła głową. Czując jak coś dziwnego ciśnie ją pod sercem. Jakby … jakby już to przeżyła. Ten lub podobny moment. Pochwyciła się tej pajęczej nici wspomnienia i popłynęła na fali przeczucie.

I zobaczyła.

Mężczyznę w pancerzu. Potężnego i … wielkiego, chociaż słowo wielki, nie oddawało przymiotów jego ciała lecz ducha. Niepowstrzymanego i szlachetnego. Pancerz koloru popiołu. Oczy koloru ziemi. Spod kryzy hełmu wylewające się Czarne jak pióra kruka włosy.

- Gotowa! – powiedział mężczyzna w zbroi, a potem świat stanął w ogniu i zatańczył w popiołach.

I były krzyki. I ogień. I płonący człowiek machający rozpaczliwie rękami. I topiące się ciała.

- Gotowa? - powtórzył Cahr Nar Cahr i znów powróciła do wioski Nar Garok.

I tylko gdzieś głęboko pod sercem zostało ukłucie żalu i tęsknoty za mężczyzną w popielatej zbroi, którego imienia nie pamiętała.

- Przed nami dwa dni drogi.

ADAM ENOCH

Celine nie dała się jednak przekonać. I ich drogi znów się rozeszły. Czysta
Fala poszła razem z trójoką dziewczyną i Drag Nar Dragiem, a Enoch i Graw Nar Graw zaprowiantowani przez gospodarza, który wyraźnie chiał się ich jak najszybciej pozbyć ruszyli w dalszą drogę.

Nocą, ale to najwyraźniej pasowało Grawowi który szedł pierwszy z dzbankiem okowity w ręku, z którego co i rusz przechylał głęboki łyk.

Trzymali się brzegu rzeki.

W pewnym momencie, gdy już odeszli z dobrą godzinę od Mostu, Graw Nar Graw zatrzymał się gwałtownie, odrzucił pusty dzban który roztrzaskał się o pobliski, nadrzeczny głaz.

Graw Nar Graw odwrócił się w stronę Enocha i nagle, zaczął dziko podrygiwać, wyraźnie wstawiony.

- Pamiętasz to! – ryknął na całe gardło. – Pamiętasz nasz taniec ognia, bracie!

Skacząc zaczął śpiewać w ojczystym języku Nar.
Dziko. Potężnie.

Melodia była jak ogień wzbijający się w niebo. Udzielała się Enochowi.
A potem, oczami wyobraźni ujrzał kobietę na koniu. Ubraną w skóry, z pomalowaną twarzą, z upiętymi w górę jasnymi włosami.

Krótka, intensywna wizja.
I poczuł smutek. I ciszę.

Graw Nar Graw przestał śpiewać i tańczyć.
Spojrzał na niego poważnie.

- Boisz się, Enoch? Boisz się tego, co stanie się, kiedy już zajebiemy Maskę?
Wiatr powiał niosąc z sobą zapowiedź burzy.


PATRICA MADDOX i PERCIVAL KENT

Luenn nie była ciężka. Prowizoryczne nosze, które sklecili z byle czego spokojnie pozwalały dźwigać im jej skurzone, drobne ciało.
Las był coraz bliżej. Zwarta ściana drzew, krzaków w odcieniach zieleni i brązów. Spokojny i cichy zdawał się rosnąć tutaj nie niepokojony od stuleci, jeżeli nie dłużej.

Dla Percivala był dziwnie znajomy. Budził pewne uczucia skryte gdzieś głęboko i domagające się ujścia. Mimo, że pierwszy raz widział drzewa o takich kształtach i kolorach liści, to jednak były znajome. Mimo, że pierwszy raz widział krzaki obsypane biało-żółtym kwieciem to i one wydawały się znajome. Mimo, że pierwszy raz widział zwierzę podobne do wiewiórki czmychające przed nimi po pniu drzewa to i ono wydawało się znajome.
Mimo, że … mógłby tak wymieniać długo.

Dla Patrici las był piękny, ale nic poza tym. Wyczuwała w nim również coś, jakieś drugie dno. Miała wrażenie że słyszy, jak szeleszczące liście rozmawiają ze sobą, komunikują się, przekazują informacje. Jak pomiędzy korzeniami drzew trwa gorączkowa krzątanina.

I wtedy któryś z krzaków poruszył się, zafalował i zmienił w … ubraną w zielono-brązowe szaty kobietę z twarzą łudząco podobną do twarzy Luenn.
Niewysoką i zgrabną, uzbrojoną w łuk i potencjalnie niebezpieczną.

Obok niej pojawiły się kolejne kobiety, druga, trzecia, a potem czwarta i piąta, jakby wynurzały się wprost z pod ziemi lub z cieni między drzewami. Każda uzbrojona i każda z twarzą Luenn. Chociaż to ostatnie było mylnym założeniem. Po prostu były do siebie bardzo podobne, jakby pochodziły od jednej matki.

Od jednej matki…
Tak było.

Percival przypomniał sobie.
Polanę a na niej wielkie drzewo. Większe, niż jakiekolwiek inne drzewo w okolicy. O pękatym kształcie pnia do złudzenia przypominającym smukłą kobietę z podniesionymi w górę rękami. Dziesiątkami rąk pokrytych złocisto-zielonym listowiem. O twarzy w żywej strukturze drzewa. Twarzy, która potrafiła śmiać się, płakać, smucić, chociaż najczęściej pozostawała bez ruchu. I pniu, który co jakiś czas rozwierał się bezwstydnie i wypuszczał na świat kolejne dziecię Drzewa. Kolejną istotę bliźniaczo niemal podobną do Luenn.

Patricia też coś sobie przypomniała.
Twarz jednej z leśnych łuczniczek. Widziała ją w wizjach zsyłanych przez wirujące duchy na ścieżce do Tunelu. Osuwającą się w dół, z ciałem ociekającym dziwną, niebieską krwią. Klękającą przed Patricią z nieruchomą twarzą i ustami otwierającymi się w niemym pytaniu. I Patricia przypomniała sobie nóż w swoich rękach. Ociekający błękitem, długi i śmiercionośny.

Leśne stworzenia zakręciły się wokół Luenn bez słowa. Dwie przejęły nosze i popędziły w puszczę. Trzy zostały przy nich, przyglądając się im ciekawie z twarzami pozbawionymi emocji. Spokojne. Ciche. Opanowane.

W końcu jedna z nich spojrzała na Patricię i Percivala.

- Szalona Dox i Kent od Ostrzy. Jednak Wiedząca miała rację. Róża krwawi. Powiedzcie mi, co was tutaj sprowadza i co zamierzacie zrobić?

Las zaszeleścił liśćmi, zaszeptał jakby czekał na odpowiedź.


ARIA TARANIS

Wyjęła rękę w której … tkwił czarny kryształ swobodnie mieszczący się w ręce.

Ruku-faku spojrzał zaciekawiony i … wrzasnął przeraźliwie odskakując w panice w tył.

Aria poczuła nagły zawrót głowy.
Potem ból, jakby ktoś wbił jej igły prosto przez uszy do mózgu.
A potem przed oczami eksplodowały jej nagłe wizje.

Ujrzała niebo, po którym wędrowały gnane wiatrem, ciężkie, burzowe, poszarpane chmury. Ujrzała … pole pobitewne. Zasłane trupami. Setkami, jeśli nawet nie tysiącami ciał w .. pancerzach, zbrojach. Leżące bez życia w kałużach krwi.
Poczuła jej żelazisty smak w ustach, poczuła też woń popiołu i palącego się mięsa.

A potem uderzyła błyskawica z nieba i znów odzyskała świadomość.

Wokół niej krajobraz zmienił się, jak po bitwie. Wszędzie leżały powalone drzewa, układające się koncentrycznie wokół niej jakby ona stanowiła epicentrum wybuchu. Część drzew rozpadła się na drzazgi i płonęła, część po prostu się złamała. Powietrze wypełniał teraz dym.

I wtedy go zobaczyła.

Ruku-faku leżał przywalony drzewem. Spod pnia wystawała tylko górna połowa dziwacznego stwora. Dolną zmiażdżyło drzewo.
Stwór jęczał z bólu i pluł gęstą, spienioną krwią. Widać było, że jego stan jest krytyczny.

Czarny kamień o kształcie oszlifowanego diamentu leżał kawałek dalej – musiał jej wypaść z ręki. Aria spojrzała na niego i ujrzała, że pod jego powierzchnią lśni jakieś światło, jakby .. złapana błyskawica. Przez chwilę kamień przyciągał jej zmysły, wabił i kusił. Nagle jednak Ruku-faku kaszlnął głośniej wykrztuszając kolejną porcję krwi i to „odczarowało” Taranis.

Poczuła smak krwi w ustach i pieczenie łez pod powiekami.
- Wędrowczyni … - usłyszała jęczenie. – W Corocz jest klan Zbieraczy. Powiedz, że jebłem… na kraniec … kurwa… I uciekaj… Maska … już wie, że… jesteście…

Zakaszlał znów i chyba stracił przytomność.

Wiedziała, że nie może mu pomóc. Nikt nie mógł.
 
Armiel jest offline  
Stary 05-01-2017, 15:09   #76
 
cyjanek's Avatar
 
Reputacja: 1 cyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputację
“Trener będzie wściekły” rzeczywistość walnęła go pięścią w łeb. Opuścił jeden trening, pewnie ominie i następny. W sobotę ważny mecz z MKS, bezpośrednim rywalem o wyjście ze strefy spadku, więc będzie wrzask. Zacisnął pięści na myśl o zapienionych ustach trenera, pryskających kropelkami śliny i bluzgami niczym ogrodowy zraszacz. “O kurwa, zabierze mi kapitana!” - ze zgrozą uświadomił sobie fatalną możliwość. Miał obowiązki względem wierzyciela, bez opaski dużo trudniejsze do wykonania. A co dopiero jeśli trafił na ławkę? Byłby do końca przegrany.
- Graw... - właściwie nie zdążył powiedzieć nawet pierwszej głoski, gdy ten zaczął śpiewać. Dzika melodia przekręciła świat o 180 stopni i wyrwała go z przeszłości. Teraz bladej i bez wyrazu jak mecz przy zamkniętych trybunach. Jaki trener… jaki mecz… co za cholera?
Pieśń trwała i unosiła go coraz wyżej. Ku chwale i dumie, ku łoskotowi bitwy, ku…. poraził go obraz kobiety na koniu. Piękniejszej niż Amber, mężniejszej niż Graw... no zajebistej. Nieświadomie zebrał się do skoku, by sięgnąć ideału, lecz właśnie w tej chwili śpiew umilkł. Razem z muzyką znikła niezwykła kobieta i uniesienie. Adam oklapł bezradnie obracając w myślach wspomnienie.
- Boisz się, Enoch? Boisz się tego, co stanie się, kiedy już zajebiemy Maskę? -pytanie zostało zadane tak poważnym i nie pasującym do jego przyjaciela głosem, że nie załapał o co chodzi.
- Boję się tylko tego, że Maska spieprzy i się spocę ganiając za nią -mruknął chełpliwie - No i tego, że zacznę myśleć co jutro i zostanę jakimś cholernym filozofem! - zarechotał, lecz zaraz i on spoważniał.
- Co ty kurwa pierdolisz? -w końcu do niego dotarło co dokładnie miał Graw na myśli.
- Zajebiemy maskę i wtedy będę się zastanawiał co dalej. Za dużo myślisz, głowa ci rozmięknie i czym będziesz drzwi otwierał. - ostatnie słowa wywarczał, zły na Grawa, sam nie wiedział z jakiego powodu.
 
cyjanek jest offline  
Stary 06-01-2017, 23:03   #77
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Go..gotowa - odpowiedziała, próbując ukryć wahanie w głosie.

Ruszyli dość szybkim marszem, aby wyjść poza teren osady. Nagle Megan zatrzymała się.
- Pokażesz mi, jak tego używać? - wskazała na topory. - Nauczysz mnie?
- Walki?
- zdziwił się. - Jesteś ponad to. Potrafisz rzeczy, których wojownicy nie potrafią. Ale tak. Nauczę cię, jeśli tego pragniesz.
Spojrzała na niego, tym razem ze złością. Ile razy miała powtarzać, że nie wie jak korzystać ze swoich zdolności? Odetchnęła głęboko. To nie jego wina. Chciał pomóc.
- Po co dałeś mi te topory? Dla ozdoby?
- Bo jestem głupcem
- uśmiechnął się jakoś tak przyjemnie. - I chciałem, byś mogła się bronić, gdyby znów zaatakowali nas słudzy Maski. Byś wyglądała, jak jedna z nas. A co to za człowiek z Ludu Nar bez broni?
Podrapał się po głowie.
- Nauczę cię zabijać, Me’Ghan. To jedno potrafię robić dobrze. Odbierać życie. W tym jesteśmy doskonali. My, Lud Nar.
- Ja całe życie zajmowałam się czymś dokładnie odwrotnym
- Megan pokręciła głową. - Nie wiem, czy potrafiłabym zabić.. ale rzucać tym chciałbym się nauczyć - wyciągnęła topór i zamachnęła się, cudem nie waląc się drugą stroną ostrza w głowę. - Tak?
- Prawie - zaśmiał się a potem spoważniał. - Pokażę ci. Stań tak - ustawił ciało lekko bokiem. - Weź zamach. Nogi lekko zgięte. Ciśnij. Siła jest ważna, lecz ważniejsza jest precyzja. Poczuj to. Poczuj jak ostrze przecina powietrze. Poczuj jego śpiew i zawodzenie, gdy pędzi na spotkanie wroga. Usłysz dźwięk, jaki wydaje. To jego wojenny okrzyk. Kiedy poczujesz jego moc wtedy trafisz i zabijesz.
Spojrzała na niego.- Wiesz o czym mówisz, co?

Ustawiła się bokiem, ugięła kolana. Odprowadziła dłoń za głowę. Wybrała cel – samotny, skręcony pień oddalony o kilka metrów - i cisnęła.

Topór zawirował w powietrzu a ona usłyszała, jak wyje dziko, złowieszczo, żarłocznie. Stal wbiło się w drewno z potężnym hukiem. Ostrze wgryzło się w drzewo wyrywając drzazgi, łyko i grube kawałki kory. Znieruchomiało i wycie ucichło.

Me’Ghan ujrzała, że jej przedramię otaczają dziwne wstęgi szarej substancji. Ni to mgły, ni to popiołu.
Cahr Nar Cahr zastygł spoglądając na nią z mieszaniną powagi i strachu. Szacunek w jego oczach ustąpił miejsca czemuś głębszemu. Czemuś, czego nie potrafiła nazwać.

Trafiła! Nie była zdziwiona. Choć na zdrowy rozsądek powinna, prawda? Obróciła ramię raz i drugi, przyglądając się temu czemuś, co je otaczało. Lumia? Sądziła, że będzie świecić… Potem spojrzała na drzewo. Poczuła dojmujący smutek. Jej przypuszczenia okazały się prawdziwe. Nie trafiła tu przypadkiem. To był jej świat. A ona czuła żal za swoim światem i jej życiem. Czy za jakiś czas o nim zapomni, jak zapomniała ten? Ta myśl też była przerażająca. Zatęskniła za swoim życiem, które tak brutalnie jej zabrano.

W końcu spojrzała na mężczyznę.
- Moje ciało pamięta - powiedziała. - Pamięta, że kiedyś to robiło. Nie jesteś głupcem, wiedziałeś… pamiętałeś, że to potrafiłam, tak?
- Nie
- pokręcił głową. - Niewiele pamiętam. Naprawdę. Moja głowa jest jak palenisko. Wygasłe i pełne popiołów. Nie chcę pamiętać. Niewielu chce. Tylko ci najtwardsi lub najbardziej szaleni. Albo tacy, którzy stracili już wszystko. Także siebie samych.

Niespodziewanie wydał jej się taki kruchy. Mimo swoich mięśni, potężnych, przerośniętych i niemal nieludzkich, mimo twardości spojrzenia. Kruchy w środku. Jak … jak wypalona glina.
Dotknęła delikatnie jego ramienia .
- Tak mi przykro - powiedziała, patrząc na Cahr Nar Cahra ze współczuciem. Ale bez litości. Żałowała i jego, i siebie, na raz. - Mam nadzieję, że w końcu odzyskasz spokój… ty i cały Lud Nar. Wierzę, że tak się stanie. Już dość waszego poświęcenia.
- I mojego - dodała w myśli. Tak, to było samolubne. Egoistyczne i samolubne. Niezgodne z nią. Ale prawdziwe.

Podeszła do drzewa, aby oswobodzić topór. Potrafiła używać broni. Ale czy znajdzie dość determinacji, aby w kryzysowej sytuacji skorzystać z tej umiejętności ? Miała nadzieję, że nie będzie musiała tego sprawdzać.

- Idziemy?
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 07-01-2017, 20:44   #78
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
Tobias wpatrywał się długo w osłupieniu w…. to coś co stanęło na jego drodze. W sumie nie wiedział jak się zachować. Spiął się szykując się do ucieczki gdyby przyszła na to pora. Z drugiej strony może to, ten ktoś biega tak szybko jak kozica górska, do której pokrewieństwo nasuwało poroże faceta.
Gapił się i milczał. Nie wiedział co powiedzieć. Czy to co było to majak jego umierającego w szpitalnej salce, ciała?
Jeżeli to jednak nawet sen to musiał w niego zagrać. Nie będzie stał tak cały czas czekając nie wiadomo na co

- Gdzie? - zachrypiał cicho, niezrozumiale jakby sam do siebie - Gdzie? - powtórzył głośniej nie spuszczając z oczu postaci z naprzeciwka.

- Crommuardu - rogacz uśmiechnął się krzywo. - Marchia Brzasku.

- Nic a nic mi to nie mówi. Słuchaj ja uderzyłem się w głowę. Spadłem z dużej wysokości i chyba nie do końca wszystko ze mną dobrze. Mam majaki. Wydaje mi się, że jestem na jakichś zielonych wzgórzach a ty masz na głowie rogi. Nie wiem co to za miejsce co je sobie wyobrażam, nie wiem czy ktoś może mi pomóc - Tobias rzucił potok słów przerywając je tylko przełykaniem śliny - Co tutaj robisz? Gdzieś jest jakieś miasto, miejsce gdzie ktoś mógłby mi pomóc?

Rogaty stwór przyglądał mu się przez chwilę z wyraźnym niepokojem.

- Spadłeś? Z nieba? Jesteś … Wiedzący… Czynisz? Czy straciłeś skrzydła. A może … - zasłonił usta jakże ludzkim, niemal niewieścim gestem. - Nie! Jesteś… Wędrowcem? Prawda! Jesteś jednym z nich!?

Tobias rozejrzał się nerwowo, Jakby głośniejsze wyrażenie ekscytacji rogacza mogło sprowadzić jakieś nieszczęście. Mylił się. Nadal był tylko on i ten ktoś.

- Nie miałem nigdy skrzydeł choć lubię…. ej po co ja ci to mówię. Nie jestem żadnym Wiedzącym raczej Niewiedzącym bo… Cholera jesteśmy w moim śnie, moim majaku. Bo jak inaczej mam to sobie wytłumaczyć - w sumie to gadał bardziej sam ze sobą niż z nowo przybyłym - Kim są ci Wiedzący, Wędrowcy? - poddał się i zaczął współpracować. Musiał płynąć z falą Musiał się w tym wszystkim odnaleźć - I kim do cholery jesteś? Jak masz na imię?

- Nazywam się Hrumczyhr - rogacz ukłonił się nisko. - Do usług. Nie wiesz kim są Wiedzący i Wędrowcy? Dziwne. Wszyscy o nich słyszeli. Wszyscy o nich wiedzą. Wydaje mi się, że straciłeś pamięć. Może spotkałeś myślosysa w pobliskim lesie? To bardzo możliwe. Czasami zapuszczają się na Wzgórza Crommuardu. Zmierzam tam - wskazał włochatą dłonią ledwie widoczne budynki. - To Dwór Crommuar. Jest tam Wiedzący. Może on potrafi pomóc ci z twoimi brakami w głowie? A jeżeli nie, to jest tam gospoda. Czasami zaglądają do niej Zbieracze. Oni dużo wiedzą, dużo wędrują, może będziesz miał szczęście i ci jakoś pomogą. Ja się na tych sprawach nie znam. Jestem tylko prostym tkaczem mgieł. - Wzruszył ramionami. - Idziesz? - ruszył drogą odbijającą w bok, wzniesieniem i potem, dalej, skręcając wyraźnie ku linii drzew za którymi widział dach domostwa.

Linoskoczek analizował przez chwilę otrzymane informacje z których nic a nic nie pojmował. Więdzący, Wędrowcy, Myślosysy, Zbieracze, Tkacze Mgieł… Ciężko mu było to wszystko ogarnąć, powiązać w jakąś logiczną całość.

Poddał się

- Czekaj Hrum, już idę - jakoś tak samo z siebie wyszło to zdrobnienie imienia Rogacza. Po prostu Hrumczyhr było trudne do strawienia.
- Jestem Tobias - odrzekł zrównując się z Tkaczem Mgieł. Uznał, że majak czy nie wypadało się przedstawić - to na czym polega to całe tkanie? - zagaił w drodze do dworu Crommuar.

- Tworzę mgły - wyjaśnił - Łapię je i kształtuję w różne formy. Potem robię mgielne płaszcze dla Sheenów.A ty czym się zajmujesz Tobyjas.

Zapytany dotrzymywał kroku Hrumczyhrowi rozglądając się z zaciekawieniem wokół. Jakby badał możliwości swojego umysłu tworzącego wokół cudownie piękna zielona iluzję wzgórz, która tętniła prawdziwym życiem. Trawy uchylały się łaskotane delikatnymi podmuchami wiatru, ziemia pod stopami była stała i dobrze się po niej szło choć nogi były prawie bose. Niestety ale strój akrobaty cyrkowego nie uwzględniał obuwia z mocnymi podeszwami. Przynajmniej tak myślał o tym wszystkim, jak o iluzji umysłu pogrążonego w śpiączce farmakologicznej.

- Tobias nie Tobyjas…. - poprawił Hrumczyhra i zamilkł na chwilę - Jestem akrobatą, artystą cyrkowym. Zabawiam ludzi pokazując swoje umiejętności na drążkach i linach ustawionych wysoko nad ziemią - dokończył.
-Te twoje płaszcze z mgieł - zmienił temat pełen podziwu do tego w jakim kierunku podąża jego fantazja z miejscem w jakim się znalazł - to da się nosić? Przed czym one chronią bo chyba nie przed zimnem? I kim są ci Sheenowie?

- Po co ustawiać drążki i liny wysoko nad ziemią? - Rogacz pokręcił łbem jakby nad czymś dumał i jakby nie słyszał pytań cyrkowca - To dziwne. Ale może ty, To-biii-as - starannie chociaż z trudem wysylabizował imię - lubisz to robić. To wtedy dobrze. U nas też są tacy, co skaczą wysoko. Co popisują się przed Rozumnymi. A płaszcze z mgieł to … to wspaniała odzież. Lekka i zwiewna. Czarodziejska. Władcy Mgieł czyli Sheenowie właśnie uwielbiają ją nosić. CHociaż to dziwne, że sami nie potrafią tkać mgieł. Nieprawda, Tobiiias?

- No chyba tak skoro się jest Władcą Mgieł. Nie umieć tkać płaszczy z Mgieł będąc władcą to jak nie umieć jeździć na rowerze będąc rowerzystą - Tobias grał w to wszystko chociaż nie ogarniał tego całego szaleństwa - Za ile chodzi taki płaszcz? Bo tak po prawdzie to przydałoby mi się jakieś ubranie, to wdzianko jakie mam na sobie raczej nie spełnia do końca swojej roli…. Zresztą nieważne i tak nie mam czym Ci zapłacić.

- Nie mam płaszcza. Dopiero niosę mgłę. Chcę odpocząć, a potem zacznę tkać. Ale w Crommuar może znajdziesz jakieś zajęcie. Bez obaw. Ręce do pracy zawsze się przydadzą. Szczególnie po najeździe Cynorękich. Jak pozwolisz postawię ci też piwo. Albo odkupię ten dziwny strój i kupię ci za zarobione suwereny inne ubranie a nadwyżką podzielimy się uczciwie, pół na pół. Co ty na to linoskoczku?

- Brzmi bardzo dobrze - zgodził się Tobias nie widząc żadnej innej możliwości jak płynąc z nurtem szaleństwa

- To idźmy. Nie mitrężmy. Zgłodniałem. - ucieszył się Tkacz Mgieł

- Zanim dojdziemy pokażesz mi w jaki sposób niesiesz tą mgłę. No wiesz mgła w torbie…? - Tobiiias zrobił zdziwioną minę. Coraz bardziej podobał mu się ten jego odjechany świat
 
Sam_u_raju jest offline  
Stary 10-01-2017, 18:21   #79
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Walnęło mocno. Aria słyszała historie jak to wadliwa bateria w komórce potrafiła spowodować wybuch całego telefonu, ale to było o wiele gorsze. Nic dziwnego, bo to wcale nie był jej telefon tylko coś innego.

Przedmiot, który zrobił jej coś. I nie tylko jej. Całe otoczenie ucierpiało a najbardziej biedny Ruku- faku.

Dziewczyna otrząsnęła się z dziwnego transu, w jaki wpadła po dotknięciu czarnego kryształu dopiero wtedy, kiedy zobaczyła jak biedny potworek zaczął krztusić się krwią. Padające drzewo musiało uszkodzić organy wewnętrzne stworzenia. Pomimo tragicznego stanu, w jakim się znajdował stworek zdołał jeszcze wykrztusić słowa, które według niego pewnie były istotne, ale Taranis za wiele z nich nie zrozumiała.

- Wędrowczyni …W Corocz jest klan Zbieraczy. Powiedz, że jebłem… na kraniec … kurwa… I uciekaj… Maska … już wie, że… jesteście…

- O, nie! - Wrzasnęła Aria - trzymaj się Fafiku! Muszę tylko znaleźć jakąś belkę, gałąź czy kij i wyciągnę cię spod tego drzewa.

Dziewczyna zaczęła biegać w kółko szukając czegoś, czym mogłaby podeprzeć zwalony pień drzewa.

- Dam radę, dam radę, na pewno dam radę. Wyciągnę cię stamtąd, wyciągnę, dam radę, zobaczysz. - Bełkotała raczej sama do siebie niż do nieszczęsnego stwora, który i tak najprawdopodobniej nic z tego nie usłyszał.

Drągów nadających się na podpory było sporo i szybko znalazła jeden z nich. Potem przyłożyła go pod pień drzewa, w punkcie podparcia i pchnęła z całych sił. Ku jej zaskoczeniu ogromny pień powędrował w górę bez najmniejszego problemu, wręcz odrzuciła go w bok, jakby był tylko pustą kłodą. Uwalniając stworka z pułapki odsłoniła przy okazji jego pogruchotane nogi. Połamane kości wystawały z ciała pokrytego ciemną jak inkaust krwią przebijając się przez ubranie.

- Czarny … kryształ … uciekaj… Łowca… poczuje… uciekaj…. - Bełkotał coś stwór bez ładu i składu.

- Jesteś w szoku. To normalne w takiej sytuacji. Zaraz, zaraz coś... Jak to było? Co mam robić? Już wiem. Zatamować krwawienie? Unieruchomić? Cholera jasna! Nic nie pamiętam. Trzeba było nie odchodzić tak wcześnie ze skautów i przyłożyć się do nauki pierwszej pomocy. Czekaj, czekaj. Zobaczymy. Najpierw ocenić obrażenia. Czy jest jakiś duży upływ krwi?

Aria przyglądała się stworkowi. Na jej oko to wyglądało bardzo źle. Dziewczyna czuła jak jej serce tłucze się w piersi i wiedziała, że panika nadciąga wielkimi krokami. Żeby ją powstrzymać zaczęła znowu mówić.

- Wygląda nie za dobrze, ale przecież ty nie jesteś człowiekiem, więc może masz inny metabolizm, wytrzymałość, inaczej się leczysz i się okaże, że dla ciebie takie coś to nic wielkiego. Prawda? - Zapytała z nadzieją w głosie.

W tym samym czasie przeszukiwała już swój plecak w poszukiwaniu apteczki. Wprawdzie jej apteczka składała się w głównej mierze ze zwykłych plastrów, plastrów na odciski, kremów łagodzących poparzenia słoneczne i leków na biegunkę, ale były tam też ze dwa bandaże i opaski uciskowe. Aria wydobyła w końcu upragniony pakunek.

Tylko, że jej podręczna apteczka była jakaś inna. Znalazła w niej a i owszem normalne bandaże, ale miejsce plastrów zajęły ziołowe kompresy, tabletki zamieniono na sproszkowane zioła, a maści zastąpiono inaczej pachnącymi mazidłami, nożyczki jednak pozostały normalne.

- Co to?! Ktoś mi graty podmienił? – Zaskoczona Aria przeglądała swoją odmienioną apteczkę - Zresztą nieważne. Najważniejsze, że mam bandaż.

Dziewczyna ze średnią wprawą zabrała się za bandażowanie jak jej się wydawało najpoważniejszych ran stworzenia.

- Będzie dobrze. Zobaczysz. - Powtarzała ciągle z uporem maniaka.

- Pójdziemy do tej twojej miejscowości i wezwiemy pomoc. Musisz mi tylko pokazać, w którym to kierunku.

Dłonie Arii poruszały się tak, jakby żyły własnym życiem. Bandaż zwijał się nadspodziewanie zwinnie i skutecznie. Dociskał rany, powstrzymywał cieknącą krew o dziwnej barwie. Ze zdumieniem ujrzała, że pod jej skórą lśnią maleńkie znaczki. Zawijasy, esy-floresy cieniutkie jak pismo wyrysowane wyjątkowo drobnym rapidografem. Dłonie zaczynały ją swędzieć, jakby zaatakowała ją jakaś paskudna alergia, lecz poza tym czuła jeszcze, że jej skóra jest dziwnie ciepła, jakby wewnątrz, w mięśniach i palcach ktoś rozpalał jej drobne płomyczki.

Aria starała się skupić na wykonywanym zadaniu, w przeciwnym razie zaczęłaby drapać swędzące dłonie, a na to nie było czasu. Wiedziała o tym, poza tym stworek mówił żeby się spieszyć. Tyle, że dziewczyna nie wiedziała, o co dokładnie mu chodziło. Fakt, że musiała szybko udzielić pierwszej pomocy był jasny, ale on twierdził, że powinna uciekać. Dlaczego? Czy chodziło o ten kryształ, który ktoś jej podrzucił? Właściciel weźmie ją za złodziejkę i wymierzy karę? Powinna zabrać kryształ żeby go zwrócić czy lepiej go tutaj zostawić? I co z Faflukiem? Pobiec do wspomnianego przez niego miasta po pomoc czy spróbować go tam dostarczyć. Aria przypomniała sobie moment podnoszenia drzewa. Lekkość, z jaką przerzuciła wielki pień zaskoczyła ją. Jej wyczyn sugerował, iż dobrze wyciągnęła pierwsze wnioski. Tutaj było inaczej. Takie rzeczy jak siła, ciężar nie działały w normalny sposób. To musiała być próba. Ktoś poddawał ją próbie. Nieistotne było jak coś zrobi, ale czy to zrobi.

Skończyła. Zabandażowała rannego najlepiej jak potrafiła. Schowała rzeczy do plecaka, zarzuciła bagaż z powrotem na plecy i ponownie uklękła przy Raku- faku.

Delikatnie dotknęła dłonią paskudnej twarzy.

- Hej! Obudź się. Żyjesz? Musisz się obudzić. Nie wiem, dokąd pójść po pomoc. Hej, Faf-faku. Hej.

Dłonie przestały świecić. A stwór nie odpowiadał. Stracił przytomność lub umarł. Nie wiedziała. A ją, dla odmiany rozbolała głowa.

- Nie no nie mogę cię tak zostawić samego. I co z tym kryształem?

Aria wzięła głęboki wdech próbując skupić myśli. Ból głowy jej w tym nie pomagał.

W końcu złapała leżący w trawie kryształ przez materiał bluzki i wcisnęła go do bocznej kieszeni plecaka.

Tym razem nic się nie wydarzyło. Kamień wydawał się spokojny, chociaż nadal coś w nim migotało, przelewało się i błyskało.

Kiedy uporała się z kryształem przykucnęła przy nieprzytomnym albo martwym stworku. Wsunęła ręce pod ciało stworzenia.

- No to sprawdzimy moją teorię - powiedziała prostując nogi.

Wstała bez najmniejszego wysiłku, prawie w ogóle nie odczuwając dodatkowego balastu. Ruszyła na poszukiwanie miasta Corocz.
 
Ravanesh jest offline  
Stary 12-01-2017, 17:37   #80
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację
- To nie twoja sprawa kruku, obcy ptaku, który nie zwróci się do mnie po imieniu, a jedynie po ojcu, który zniszczył mi życie! - rzuciła groźnie i bez lęku w stronę milczącej kobiety i jej pierzastego pupila. - Lepiej zejdź mi z drogi, jeżeli nie niesiesz pomocnej dłoni lub sprawy, która może mnie zainteresować. Jeżeliś równie do mnie źle nastawiony co sławny w tych stronach "strażnik maski" to strzeż się, bowiem nienawidzę tej pokraki. Nienawidzę też tajemniczej "Maski", nienawidzę tego świata! Słyszysz!? Nienawidzę tego świata i obcego czasu, którego nie znam!! - krzyczała w niebogłosy, oszalała ze złości i rozczarowania tym, że rzeczywistość wokół niej to nie jest schizofrenia czy niesamowity sen. Ścisnęła mocniej pięści i czekała na reakcję tajemniczej kobiety. Była w pełni gotowa, zdesperowana wywalczyć sobie dalszą drogę wyzwoleńczego marszu dla siebie i nieumarłych, których niczym na smyczy prowadziła i ze smyczy mogła w każdej chwili spuścić.
 
Szkuner jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172