Taa kurna. To jest to. Zaciągnąć się gryzącym tytoniowym dymem (tak, tak te skręty są niezłej jakości) i przepłukać gardło bimbrem. Maniek wskazuje na słoik chwoi stojący na stole „Przepijcie, bo wam ten zajzajer gardła wyżre khe, khe”. O tak, chłodny wywar z sosnowych igiełek doskonale koi rozpalone gardło. Nic to, że pije się go z obtłuczonej musztardówki- smakuje idealnie. „No to na drugie nóżkie, hop” komenderuje Maniek „I pogadamy se o robocie, co?” „Hehe.. widze że się łezki w oczkach pojawiły… mocne cholerstwo, nie?” zwraca się do Ivana.. „Dobra, tak se pierdolimy tutaj, a wy o robocie nic nie wiecie… słuchajcie więc… wieziemy towar z Rajchu.. takie tam duperele… stary szmelc, no ale mamy na niego amatora. Gościu ma na nas czekać przy Osadzie Nad Rzeką- to niedaleko jest- w dwa, trzy dni się dojedzie, ale problem mamy.. a właściwie to tych problemów jest z pięciu.. kapujecie? No lezą za nami i chcą towar opierdolić.. kto? Nie takie znowu leszcze…. No, ale w pięciu czy więcej to już byśmy większe szanse mieli nie? Heh młody- widzę że nieźle kombinujesz… też pytaliśmy tutejszych - żołdaków, o tych, co pod ścianą siedzą.. tak tego z kałachem i tego drugiego…. I co? Jak to co? Jak nam zaśpiewali to mnie wyszło że do tego interesu to jeszcze bym musiał dopłacić.. ,nie Cygan?” „Uuu szefie... to cwane typy są” „No i tak se myślę- nie wyglądacie mi na jakieś szumowiny… żarcie zapewnię i po dwa MALBORASY na dzień…. To co wchodzicie? „ |