| Bob jak na kozaka przystało siedział w pociągu nieco rozwalony na szerokość, zwracał dużą uwagę na wyglądanie cool, zwłaszcza przy pracodawcy, chociaż zapomniał że ktokolwiek siedzi obok niego może mieć argumenty przeciw tej postawie. Również zaakceptował banana. - Właściwie, to ja cie średnio kojarzę. - stwierdził spoglądając na lisa i wkładając sobie banana do ust. Zasłaniające oczy Boba okulary przeciwsłoneczne dodawały zgrozy tej potencjalnej wymianie spojrzeń.
Uszy lisa podniosły się z wyraźnym zaciekawieniem - Że co?! Znaczy, nigdy nie myślałeś sobie „Jak wspaniały ogon posiada ten lis”?! – Był wyraźnie rozczarowany. Co prawda, jego mina nie zdradzała tego, zaraz po skończeniu zdania, wepchnął do ust, kolejnego banana. - Pzyzyj sie. – przełknął – jesteś pewien?
-Nie mam w zwyczaju oglądać cudzych tyłków. - przyznał Bob. - Acz faktycznie, to wygląda całkiem cool. Nadaje się do czegoś? Czy tylko dodatkowa obowiązkowa pielęgnacja? - spytał zaintrygowany jak wiele kurzu taki ogon musi zgarnąć. - Ależ nie! Nie, nie, nie. Chodzi o ogon, nie o tyłek. Wyobraź sobie, śpisz w namiocie! Nie masz poduszki, wówczas twój wspaniały ogon idealnie się do tego nadaje! Albo, albo! Jesteś sam i smutny, twój ogon, nigdy Cię nie opuści! Możesz go przytulić, czy pogłaskać! Kiedy napadnie cię śnieżyca, czy jest coś lepszego, niż doskonałej jakości ogon? - Widać było, że temat bardzo go pochłania. - I… Wygląda wspaniale, prawda? Naturalnie, tak wspaniały wygląd, wymaga dużo uwagi. Jednak sam oceń, czyż nie warto?
-Nie martw się, pomogę ci znaleźć jakąś lisicę. - zaoferował się Bob z uśmiechem pełnym szczerości i dedykacji. Może była to nadinterpretacja ale pochłonięte zachowanie lisa było dla niego nieco tragicznie przesadzone. A bycie pomocnym bro musiało być cool, więc nie ma opcji aby się nie zaoferował. - Osobiście na zimę wolę czapki i kurtki. - przyznał, żeby dodać coś do rozmowy.
Lis się zmieszał
- Emm… Jesteś bardzo hojny! – Zaczął machać energicznie ogonem.
- Jednak… Muszę cię w czymś uświadomić, jak wielką różnice stanowi wspaniały ogon, od zwykłej czapki czy szala Akanami złapał swój ogon, po czym podał, duży puchowy biały atut.
- Daje Ci wielki zaszczyt. Sam oceń! – Zachęcał
Bob nie miał zielonego pojęcia jak funkcjonuje lisioludzka kultura kitsune czy innych, pół-zwierzęcych stworzeń. Teoretycznie ogon wychodził z jego tyłka, więc wydawał się dość prywatną częścią ciała. Z drugiej strony został mu zaoferowany, co mogło być jakąś oznaką zaufania. A co najważniejsze, Bob był niesamowicie ciekawy jakości i oryginalności ogona, tak więc (z jakiegoś powodu) lekko zarumieniony położył delikatnie rękę na ogonie. - Woah… - zadziwił się.
Ogon, który dotknął Bob, z pewnością był bardzo zadbany, fakt –że ostatnią noc spędził na strychu. Sprawił, że wmieszało się w niego trochę zboża. Ale nadal, zachował doskonała harmonie pomiędzy miękkością a wytrzymałością.
- Czyż nie jest to, najwspanialsze futro, jakie miałeś okazje chwytać?! – Widać, że miał problem by powstrzymać się od machania, jego uszy były wysoko postawione.
- Dla każdego lisa, jego ogon to symbol! Będzie go bronić, będzie o niego dbać!
Mai siedząca po drugiej stronie przejścia oderwała spojrzenie od przepływającego za oknem krajobrazu, który w milczeniu obserwowała od początku podróży. Teraz z uwagą przyglądała się dłoni Boba zanurzonej w białym futrze. Trudno powiedzieć czy zazdrościła cool magowi tego wspaniałego doświadczenia, czy Akanamiemu jego największej dumy i ozdoby.
-Cool, ja tak mam z honorem. - Ucieszył się Bob pokazując lisowi aprobujące thumbs up. - Wy coś takiego macie? - spytał dwójkę Goryli i swoją pajęczą koleżankę z gildii.
Kalythee wypaliła bez zastanowienia.
- Tak Bob… Was, wszystkich z Fairy Tail. Daliście mi dom, rodzinę. Ja będę was bronić, ja będę o was dbać. - Uderzyła się pięścią w mostek. - Jest jeszcze doktryna wojowników, ale ja to bardziej traktuje jak wskazówkę niż credo.- Uśmiechnęła się słodko.
Małomówna czarodziejka przytaknęła energicznie słowom Kalythee.
-Um! Dla mnie też Fairy Tail jest bardzo ważne.
- Uznajemy raczej powszechne wartości. Rodzina, miłość i tym podobne. - wyjaśnił doktor, a jego syn wtrącił się jeszcze. - Tata jeszcze zawsze broni nauki.
Kihada również przytaknęła głową, przez cały czas z szerokim uśmiechem przysłuchując się rozmowie dwóch towarzyszy z gildii. - Harmonia i równowaga to to czemu ja poświęciłam swe życie - dodała, po czym zwróciła się do większego z goryli. - Ja chciałabym zapytać jakie konkretnie typy magii wykorzystujecie w tym parku rozrywki i na jaką skalę?
Goryl już rozchylił usta by się odezwać, ale mag o bujnym ogonie wyrwał się pierwszy. Toteż naukowiec ustąpił mu pola.
- Harmonia? Równowaga? Jest tyle ciekawszych rzeczy! Jedzenie, picie, futra! - Pokwitował lis. Nagle szybkim długim krokiem, zbliżył się do dziewczyny. Nachylił się do niej, po czym z błagającą miną powiedział. - Pooowiedz mi… Masz coś dla mnie? Te wspaniałe babeczki z tą...eeee...posypką? Albo, albo… baozi? Tutaj są tylko banany! Poza tym, jakieś dziwne… - Włożył kolejnego do ust, nie obierając go. - whęc? - Jego ogon nabrał niesamowitych prędkości. - Wybacz, mogę się z tobą podzielić bentou które kupiliśmy z Patem przed wyjazdem - odparła przepraszająco czarodziejka, unosząc do góry kwadratowe zawiniątko. - Poza tym mam trochę suszonego mięsa Hadaki jeśli masz ochotę - dodała, uśmiechając się szerzej.
Znieruchomiał. Na jego twarzy, pojawił się lekki zawód. Nie mniej, wyciągnął ku niej dłonie - Nie odrzuca się takiego daru. Poza tym, wspaniałe futro, wymaga witamin. Kiedy to mówił, spojrzeniem przeszedł na swój wspaniały ogon. - Właściwie, to gdzie jedziemy?
Geomantka spokojnie rozwinęła chustę i otworzyła pudełko, przekazując lisowi zapasową parę bambusowych pałeczek. W środku była porcja ryżu z wisienką posypanego sezamem, zawinięte w kwadrat jajko sadzone, kilka małych kiełbasek i kawałki smażonej ośmiornicy. - Częstuj się - oznajmiła wesoło.
Kiedy miał zamiar chwycić za jedzenie - Częstuj się? Ekhm. To nie moja porcja? - Też nie jadłam jeszcze śniadania. Możesz zjeść połowę - wyjaśniła czarodziejka, szturchając lisa końcem pałeczek w czoło.. |