Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2016, 21:59   #253
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Pamiętał wizję i to co wylazło ze studni. Najwyraźniej kultyści to Coś dokarmiali, a że przez szturm nie zdołali dokarmić to to Coś zostało zeżarte przez Teściową. Bimbromanta od dawna wiedział, że Baba Jaga musiała być jakimś demonem czy inną kreaturą z piekła rodem, ale żeby dała radę zeżreć jakieś czarne ktulhu. Nie docenił jej.

Ale i ona nie doceniała Ryśka. A dokładniej Pana Rysia. Teraz jak jego towarzysze oddalili się mógł użyć mocy, których zwykli śmiertelnicy nie powinni widzieć. Mistyczna walka rozgorzała się na dobre. Alkomanta przetoczył się po podłodze, aby uniknąć kolejnych lut w pysk, potknął się o jakieś ciało i korzystając z Pańskiego Szczęścia wylądował tuż obok jakiejś bezpańskiej flaszki. Sataniści też ludzie, a wielu rzeczy nie ogarniesz bez pół litra, jak powiadali bracia Rosjanie. Bimbromanta szybko uzupełnił oktany. Zaraz potem wstał błyskawicznie na nogi i rozpoczęło się starcie tytanów od którego rzeczywistość zaczęła się rozciągać, rozdymać i wypaczać.

A wypaczała się tak, że w swoje ciosy Jadwiga Bass wkładała całą nienawiść do zięcia zawziętą z przeszłego czasu. Te wspomnienia i uczucia były tak silne, że Bimbromanta w oczach odmłodniał do swojej czterdziestoletniej wersji. Oczywiście pamięć starej babie nie służyła, więc próbowała go wykręcić w taki sposób jak go postrzegała... zapijaczona obwisła morda, z przekrwionymi oczami, fioletowym nosem i wywalonym jęzorem. I oczywiście błędnym wzrokiem szukającym kobiet i wódy.

Tyle że Pan Ryszard pamiętał to inaczej!

Wtedy jak się pobrali to Rysiu stał się naprawdę porządnym człowiekiem. Musiał tylko parę razy w miesiącu uzupełniać poziom Mocy. Taka niestety była klątwa bimbromancji - jej adepci dużo poważniej odczuwali brak alkoholu we krwi. Ale jednak dawał radę! I pił po kryjomu, prawie jak AA, tyle, że nie wynosił sprzętów, bo w końcu miał pracę. I czasem zostawał na nocki, dzięki czemu nie tylko miał hajs, ale i czytał zakazane tomy. Helenka była jeszcze przed trzydziestką i też była w porządku (z charakteru i wyglądu!). Nie czepiała się męża o pracoholizm (korzystała z wolnego czasu aby uskuteczniać swoje wiedźmie czary), gotowała i w ogóle było dobrze.

Jedyne zgrzyty pojawiały się kiedy przyłaziła teściowa. Jadwiga Bass o dziwo nie przypierdoliła się na dzień dobry do Ryśka o to że jest dużo starszy. Przypierdoliła się, że w parafii księdza Bonifacego na ślubie nie pojawiła się rodzina pana młodego, za to paru meneli. Ubrani i umyci, ale jednak menele. Na weselu które było dość skromne natomiast Pan Młody wraz z kolegami po tym jak się napili poszli napierdalać młodzież z sąsiadującej z domem weselnym imprezowni z której grała głośno paskudna techniawa. Kij z tym, że teściowa sama była narąbana jak świnia, czego nie omieszkał wytknął jej Rysio, kiedy ona się dopierdoliła do niego, że zamiast posłać samych kumpli poszedł z nimi. I tu zaczęła się niezgoda, bo się Rysio jej postawił. I tak było za każdym razem jak "mamusia" odwiedzała dom nowożeńców. Ryszard stosował cięte riposty, a jak one nieskutkowały to łapa do torebki teściowej i pół litra lądowało na stole, a wszelkie gadanie o abstynencji stawało się w ustach teściowej gówno warte. I tak to trwało.
Co najdziwniejsze Helena w ogóle się tym nie przejmowała. Co więcej przy każdej sposobności zaciągała Ryśka do wyra i kazała się ruchać do upadłego. Bimbromanta był jeszcze wtedy młody i głupi i nie wywęszył że coś może być nie tak. Ciąża była naturalnym następstwem. Jednak im dalej w las tym Helenka była coraz bardziej nienasycona.

Ryszard na wspomnienie wdzięków Helenki odmłodniał jeszcze bardziej.

Niestety, chodziło tylko o wyssanie z niego jego magicznych mocy! Jednak brak kompatybilności między ich dziedzinami powodował problemy z transferem energii. Helenka jednak nie miała zamiaru rezygnować. Ba! Nie było problemem dla niej że będzie miała dziecko. Ważna była tylko moc!

Dopiero wtedy zaczęło się sypać. Rozdrażniona Helenka zaniedbywała małą i sama zaczynała brać nadgodziny. Zmuszała przy tym Ryszarda, aby ten siedział w domu i zajmował się córką (czego kompletnie nie potrafił), a sama szukała sposobu na transfer mocy. Problem był taki, że Ryszard wykazywał potężne pokłady magicznej energii, ale za dobrze się krył ze swoją dyscypliną, aby żona się skapnęła, że kluczem do wszystkiego jest etanol. I tak rosły frustracje. Helenka była wkurwiona bo plan nie działał. Ryszard był wkurwiony bo stał się kurem domowym i AA. Jadwiga była wkurwiona cały czas i powodów wszystkich nieszczęść doszukiwała się w Ryszardzie. A ten coraz częściej zaczynał uzupełniać promile. Przy dziecku, w piwnicy, na dachu, w śmietniku.
Alkohol w okolicy po prostu wyparowywał i trafiał do krwiobiegu Ryszarda. Od tak. Jak kiedyś przylazła Jadwiga i miała skitrane w torebce parę flaszek (na wszelki wypadek kupiła, aby móc się odstresować zaraz po wizycie) to z wściekłości prawie rozjebała całą kamienicę bo bez otwierania zawartość znikła! Za to zięć miał się doskonale siedząc narąbany w cztery dupy, śmiejąc się jak debil i huśtając kołyskę z małą Marysią.

Ostre rozluźnienie nastąpiło, kiedy Ryszard odkrył że Helenka jest wiedźmą, a Helenka, że Ryszard nie jest czarodziejem, a najprawdziwszym Alkomancerem. Małżonkowie zaczęli być z razu bardzo zgodni, otwarci i chyba po raz pierwszy od zawsze naprawdę czuli coś do siebie. Bo kurtyna opadła. Bo już nie trzeba się było chować z czarnoksięstwem i piciem.
Nawet Jadwiga straciła na swoim tupecie i bucie i czasem przychodziła, aby zabrać małą na spacer, a nie żeby nawrzeszczeć na zięcia.
Co więcej Helenka i Ryszard zaczęli się wymieniać wiedzą. Niestety w wyniku tego zaczęło chodzić do coraz częstszych pijatyk. I gdyby Helenka była bliższa środowisku z którego wywodził się Rysiek (może jakby zamiast kończyć polonistykę czy innego humana gdzie się pali zioło poszła na Polibudę gdzie się łoi wódę) to by było ok. A tak? Trzeba było Helenkę zbierać z ziemi. Jadwiga zawsze pojawiała się wtedy na czas, aby opierdolić Ryszarda, że spił żonę. Żonę na dzień następny bolała głowa i było słabo. Helenka nie była stworzona do tego rodzaju magii i szybko to oznajmiła (najwyraźniej nie odziedziczyła po matce pijackich zapędów). Ryszard jako osoba dobrego serca rozumiał to i chciał się dogadać.

O tutaj wkroczyła cholerna Teściowa! Co się Ryszard próbował dogadać z żoną i ograniczyć to wparowywała Jadwiga, robiła burdę, a potem spierdalała z mieszkania zostawiając z całym gównem które naważyła Helenę i Ryszarda. Ze stresu Ryszard pił więcej, a Helenka dołączała i paliła zioła.

Sytuacja toczyła się tak pół roku. I wtedy...


Błyskawica pierdolnęła przez całą piwnicę i trafiła w Ryszarda. Była to iskra nienawiści wprost z umysłu Teściowej. Wyładowanie powaliło Ryszarda, który nie był przygotowany na to i wchłonął całą złowieszczą energię i wspomnienie....


... wspomnienie.


Ryszard pamiętał jak pewnego dnia wrócił po nocce do domu. Rano przyszedł dyrektor biblioteki i kazał mu spierdalać. Rysiek zszokowany się stawiał to go Bibliotekarz potraktował jakimś czarem i Rysiek znalazł się na polu kukurydzy.
Szybko skołował flachę, aby podbudować nadwątlone morale. Doczłapał do domu, a tam jego rzeczy już były wystawione przed drzwi. Żona zmieniła zamki w drzwiach. Znalazł też list w którym Helena oskarżała go o to że ją rozpił i zaniedbywał dziecko.
Od tego czasu znów wylądował na ulicy. Jednak znajomość czarnej magii oraz rzeczy, które wyczytał w bibliotece szybko pozwoliły mu uzyskać wysoką pozycję w społeczeństwie Żuli. Tęsknił za rodziną, ale nowe-stare życie pochłonęło go. Po paru latach przestał się przejmować. Sumienie odzywało się tylko wtedy, kiedy z daleka widział Helenkę, rosnącą Marysię lub tą cholerną Jadwigę. Ta nadal prześladowała Ryśka, ale że ten już nie był związany mieszkaniem umiejętnie jej unikał i uprzykrzał jej życie.

Wchłonięta energia i wspomnienie zostały zaabsorbowane. I teraz Bimbromanta widział to z perspektywy Teściowej.

Jadwiga przez parę dni potajemnie widywała się z córką i spijała ją pod nieobecność męża. W stanie upojenia wmawiała jej że wszystko jest winą Ryszarda. Namówiła Helenkę, aby ta poskarżyła się Bibliotekarzowi. Namówiła ją także, aby wywalić Ryszarda z mieszkania, w końcu należało ono do Helenki, a nie tego starego capa. A kiedy już przywaliła argumentem, że Marysia wyrośnie na takie samo dno jak Ryszard to Helenki nie trzeba było dalej przekonywać. Wolała mieć małą wiedźmę niż potencjalną alkomantkę.

***

Gdzieś w fundamentach kamienicy rozpętało się piekło, kiedy Pan Na Dzielnicy zawinął Berłem Władzy i całą nienawiść wobec własnej osoby jaką mu przed chwilą wpojono ukierunkował na Jadwigę Bass. Astralna wichura rozrzuciła ciała poległych kultystów po piwnicy niczym tornado liście. Jedynymi istotami, które się jej oparły był Ryszard Kocięba i Jadwiga Bass. Jednak teraz to czarodziej przejął inicjatywę. Kroczył pewnym krokiem kierując Berło w stronę teściowej. Wichura rozwiewała poły jego płaszcza.

- Czarny ogień ci nie pomoże, Płomieniu z Hadesu! Płynie we mnie czysta arcanum aqua vitae! Dzierżę Berło Władzy, jestem Panem tej Dzielnicy! - głos czarodzieja dudnił i wprowadzał w rezonans fundamenty całej dzielnicy - Wracaj do Cienia! NIE PRZEJDZIESZ!

I uderzył w demoniczny byt całą swoją mocą, całym swoim doświadczeniem i emocjami zebranymi przez trzy lata intensywnych walek z monstrami, które przybrały ludzką postać. Rzeczywistość się zatrzęsła w posadach.

- Jesteś słaby, guślarzu! - syknęła Teściowa - Słaby i nieudolny. Nie uratujesz jej. Zabiorę ją... zabiorę i nigdy już nie ujrzysz Marysi ani Heleny. Poczwaro! Pasożycie!

Pan Ryszard przyładował demonowi w łeb Berłem Władzy, aż ten się zachwiał.

- Ty! Ty zniszczyłaś moją rodzinę! Teraz ja... zniszczę ciebie!

Pchnięcie, wyładowanie i Teściowa z głośnym "nyyyieeeeeeeeee" poleciała prosto w studnię w której kultyści składali ofiary.

Zagrożenie znikło. Pan Ryszard wzniósł wysoko ręce i rozkazał wichurze ustać, ale moc nie chciała się uspokoić. Starcie najpotężniejszych istot na Dzielnicy nie mogło się obejść bez zniszczeń, a uwolniona energia musiała gdzieś zostać odprowadzona. Alkomanta starał się jak mógł, aby zminimalizować zniszczenia jednak katastrofa wydawała się nieunikniona.


I wtedy z otchłani studni nadleciał ohydny, moherowy beret. Pieprznął w twarz skupionego na zapanowaniu nad sytuacją czarodzieja i zamroczył go.
Jeden, dwa chwiejne kroki.

I niczym czarodziej w pewnej książce Ryszard Kocięba spadł w czarny odmęt studni satanistów.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 21-12-2016 o 22:08.
Stalowy jest offline