Marina
Podwładni pani komisarz posłusznie zajęli miejsca po bokach drzwi, gotowi, by w razie czego wspomóc swoją przełożoną w starciu z niespodziewanymi wydarzeniami. Zazwyczaj do spacyfikowania miejscowych starczyły srogie spojrzenia ich niezbyt ogarniętych gęb i sama przewaga liczebna, ale czasem trzeba było pomachać spluwami. I najlepiej było, gdy się na machaniu kończyło, brakowało finansów na amunicję ćwiczebną, więc większość pracowników KSSP strzelała tak, że aż strach było pozwalać im nosić broń w terenie zabudowanym.
Cóż i tak Marina miała obecnie do czynienia z luksusem, już za parę dni, wraz z definitywnym końcem Pory Burzowej większość pracowników KSSP miała zostać stopniowo zwalniania do cywila, pozostawiając ją ostatecznie jedynie z mała garstką funkcjonariuszy.
Trwało to parę dobrych chwil, nim ze środka wreszcie dobiegły ich ciche, miękkie kroki. Chwilę później dało się słyszeć dźwięk odsuwanej zasuwy... i następnej... i następnej. Ilość domniemanych zabezpieczeń była dość zabawna biorąc pod uwagę, że sam materiał drzwi był dość lichy i dałby mu pewnie radę pierwszy lepszy rozpędzony zbir.
W końcu w szczelinie uchylonych drzwi pokazała się zasuszona twarz staruszki, na małej chudej głowie założoną miała wełnianą czapkę z wszytymi w nią pasmami różnokolorowych koralików i kulistych dzwoneczków. Spojrzała po sylwetkach ustawionych jak w grupie uderzeniowej funkcjonariuszy, a następnie na twarz samej pani komisarz. - Co? Wojsko? Nie hałasują! Wejdą, wejdą! Pani Lin zawsze ceniła Decadosów! Zawsze wszystkim mówiła, jak dobrze tu rządzą! Nie stoją, buty zdejmą i wejdą, opowiem wszystko i na kogo trzeba! Pani Lin dużo widzi i wszystko sobie notuje!
Już przez uchylone drzwi było widać, że mieszkanie niewielkiej staruszki wypełnione było niemal pod sufit wszelakimi dziwnościami. Pod ścianami stały regały pełne jakichś wypreparowanych, zasuszonych organów i małych, pozamykanych w słojach stworzeń. Z sufitu zwisały kostne, zdobione tajemniczymi nacięciami dzwonki i pokreślone symbolami różnokolorowe szarfy. W powietrzu dało się czuć dziwny zapach, w którym przeważały ostre nuty ziół i... uryny. Gdzieś w oddali coś mocno bulgotało, w powietrzu widać było mgiełkę unoszącej się wilgoci. - Wejdą, nowy napar nastawiłam! Na wszystkie dolegliwości dobry - spojrzała wymownie na jednego z kompanów pani komisarz. - Tak, nawet na te najbardziej wstydliwe! - zachichotała suchym chorobliwym głosem. Drugi z funkcjonariuszy prychnął rozbawiony, spoglądając na swojego wyraźnie skrępowanego kompana.
Ostatnio edytowane przez Tadeus : 21-12-2016 o 22:27.
|