Anna Wierzbowska Mnisie-dowcipnisie, co? - wzięła kartkę od Jacka, oglądając ja uważnie pod światło - Prędzej bym celowała w tego drugiego pana jeśli już; ale po co - rozstaliśmy sie nie dalej jak godzinę temu; trochę na to za wcześnie. A zresztą, może mnisi urządzają gościom zabawę typu: "Ekscytujący pobyt w starym klasztorze! Przyjedź i poczuj się jak w "Imieniu róży" Umberto Eco!" W sam raz na folder reklamowy. Jeszcze tylko brakuje tajnego przejścia pod fontanną. Chociaż kto wie, w końcu klasztor to budowla obronna, jakby nie było. Normalne, że ma jakieś przejścia na wypadek ewakuacji, szpiegowania, itp...
Rzuciła kartkę na stół i westchnęła. Mówi pan więc, że mnisi kontemplują swoje nalewki, tak? W sumie, butelka nie musiała być wcale pełna przed porzuceniem - zresztą wyskokowi mnisi na pewno lepiej się kryją. Już prędzej tutaj właśnie podejrzewałabym naszych panów. W ogóle panów - zerknęła na niego z rozbawieniem. Ostatecznie, czego sie włóczył po nocy po klasztorze. Toaleta jest blisko pokoi. Ech, najlepiej zapytać opata i ewentualnie poinformować, że nie jest to zabawa jaka preferujemy. Przynajmniej ja, nie wiem, jak pan. To nie zielona szkoła. - przeciągnęła się lekko - To co, sprawdzamy, czy wycieczka wyruszyła, czy woli pan poczekać do jedenastej? |