Północny Trakt, Ferelden. 9:30 Smoka.
To co stary krasnolud zapakował swojej siostrzenicy szybko się rozeszło i całej trójce chociaż na chwilę poprawił się humor - nawet Marcus, dotąd milczący i zamknięty w sobie rozchmurzył się na krótki moment, kiedy zrezygnowany skosztował krasnoludzkich trunków. Pomimo głośnych uwag Tevinterskiego maga na temat całej sytuacji i upijania się w jego obecności, każde z nich po niedługim czasie zasnęło błogim snem. W karawanie to najęci strażnicy zajmowali się nocnymi patrolami, więc mogli spokojnie wypoczywać w nocy. Najemnicy byli solidnie opłaceni, więc nikt z nich nawet nie zadawał zbędnych i wścibskich pytań o dodatkową grupkę jadącą z nimi. Wydawało się, że pomimo wszystkich problemów, mają chociaż jedną spokojną noc przed sobą.
***
- Wstawaj - Syknął Dave i kopnięciem w bok obudził Marcusa - Ktoś się zbliża od strony traktu, wszyscy się przygotowują.
Marcus zaspany otworzył oczy i dostrzegł ciemne sylwetki najemników i członków karawany, którzy sprawnie przekazywali sobie różne bronie. W ciągu paru chwil, prowizoryczne umocnienia z beczek, worków i wozów stały gotowe, a wszyscy trzymali łuki i kusze w pogotowiu, wyczekując przybyszów.
Od strony traktu wyraźnie było słychać ciężki tętent końskich kopyt, ciężko było dokładnie stwierdzić dokładnie ilu ich było, ale wyraźnie się spieszyli i zmierzali prosto w tą stronę.
- Kurwie syny! - Krzyknął zadowolony Keldorn przerzucając zniecierpliwiony topór z jednej ręki w drugą - Zaraz się przekonają o tym, że na pewne karawany nie warto napadać!
- Spokojnie mości krasnoludzie - Bratter wydawał się zmartwiony całą sytuacją - Boję się, że to raczej ludzie lorda Wayneara… Zwykli rozbójnicy nie gnali by tak na łeb na szyję i raczej próbowali by nas wziąć z zaskoczenia… To, że nie silą się nawet na dyskrecję świadczy tylko o ich pewności siebie i dużej przewadze liczebnej… Ale jakim sposobem tak szybko by nas odnaleźli?
- To nie temat do rozważań na teraz - Syknął Dave - Musimy zająć pozycję. Każdy niech dobierze broń strzelecką - na wozie powinniście znaleźć wszystko czego potrzebujecie. Niech Stwórca ma nas w swojej opiece… - Powiedział i ustawił się wraz z strażnikami w drugiej linii z długim łukiem w ręku.
Byli emisariusze rozejrzeli się po pospiesznie umocnionym obozie. Pięć wozów tworzyło okrąg, a większość przerw pomiędzy nimi została wzmocniona przez eskortę karawany, za pomocą różnych beczek i worków i dodatkowo przy każdym umocnieniu były ustawione stanowiska z zapasowymi strzałami i bełtami. Wszystkie konie zostały uwiązane niedaleko ich wozu i teraz jedynie rżały niespokojnie. Na polanę, na której aktualnie się znajdowali prowadziły dwie wyjeżdżone ścieżki od północy i południa, a ona sama była otoczona gęstym lasem, w którym niemożliwa była szybka jazda konna. Mieli zaledwie parę chwil, aby przygotować się przed przybyciem gości.
__________________ "Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga." |